25 maja 2015

Bambusy na 100tyś. wyświetleń

Stało się.
To jest ten moment, kiedy mogę powiedzieć, że zastanawiam się JAK i KIEDY.
Piszę to w nocy (chociaż wstawię to pewnie o wiele później. Edit: Taak, wstawiam to o wiele później, niż zakładałam, ale w końcu wzięłam się za tą głupią matematykę), wiedząc, że muszę dokończyć tego shota, pomimo tego, że jutro trzeba wstać.
Pociesza mnie jedynie fakt, że mam przed oczami to:


Wooooooaaaaaah!
Rany, zakładając tego bloga nie spodziewałam się, że tak się rozwinie. Raczej myślałam, że będzie on szarym, zwykłym blogiem, który nigdy nie osiągnie takiej sumy wyświetleń i tylu wspaniałych obserwatorów...
Wydawało mi się, że pisanie go znudzi mi się po jakiś trzech miesiacach, a tutaj dobry rok za nami! 
Czuje się źle z faktem, że nie daje Wam tyle miłości i opowiadań ile bym chciała, ale są sprawy, które no przysłaniają mi chęć pisania i odbierają czas, który jest potrzebny.
Naprawdę Was za to ogromnie przepraszam, ale teraz raczej powinniśmy się cieszyć!

100 TYSIECY WYŚWIETLEŃ! 
FUCK YEAAAH BITCHESSS! STAŁO SIĘ! MARZENIE OSIĄGNIĘTE! 
Jakoś tak bardzo rozpiera mnie duma, że udało mi się przebrnąć przez wszystkie inne blogi i stanąć na wysokości zadania z prowadzeniem go. 
Asdfghjksdkakf~
DZIĘKUJĘ WAM, DRARRYNISSE ZA TO, ŻE JESTEŚCIE TACY WSPANIALI. 
KOCHAM WAS Z CAŁEGO SERCA I DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY NAJMNIEJSZY KOMENTARZ I CIEPŁE SŁOWA, KTÓRE TAK PIĘKNIE OD WAS WYCHODZĄ.
Boże, moja miłość do Was jest większa niż to tabliczki czekolady, co jest po prostu dla mnie czymś dziwnym, bo przecież to czekolada! 

DZIĘKUJĘ! <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

Kurna, czuję się trochę jak nasz nowy prezydent, który dzisiaj wygrał XD 
*macha kwiatami, a w tle słuchać głośne skandowania publiczności* 
Dobra, od tych emocji mnie ponosi, więc ja się żegnam i pamiętajcie, że Was strasznie mocno kocham i uwielbiam za Wasze wypowiedzi i za to, że czytacie moje wypociny i za to, że jesteście tutaj ze mną! 
WE ARE ONE! 
<3
/Kummie po zawale 

Ps. Ten nieszczęsny one shot, który mi się usunął miał być na moje urodziny, jednak nie wyszło i dopiero teraz, po napisaniu go od nowa, leci pod Wasze cudowne oczka. 
Miłego czytania i przepraszam za to, że go napisałam XD 
Pps. Nie przejmujcie się tytułem XD 
Pomysł powstał przy patrzeniu na moje własne bambusy.


**
Tytuł: Bambusy
Pairing: Draco x Harry
Rodzaj: one-shot
Gatunek: AU, komedia(?), fluff, smut
Ostrzeżenia: Jedyne co mi przychodzi na myśl to: WTF.



- Um... dzień dobry - powiedział cicho brunet, podchodząc do sklepowej lady, przy której stał wyjątkowo dorodny okaz sprzedawcy. - Chciałbym zapytać, czy mają państwo może...yyy... bambusy?
- Bambusy? - Sprzedawca zmarszczył zamyślony brwi, patrząc na chłopaka przed nim. Nie był pewny czy dobrze usłyszał, jednocześnie wydawało mu się to tak śmieszne, że musiał ukryć szeroki uśmiech, który chciał wydobyć się na światło dzienne. Ciemnowłosy klient był prawdopodobnie w jego wieku, a jego niepewność powalała sprzedawcę na korzonki. Znaczy na kolana.
- Tak. Chodzi mi o...yhym, bambusy, tak - potwierdził i spojrzał trochę pewniej na faceta przed nim. Blondyn zamrugał kilkakrotnie swoimi szarymi oczami, które w świetle jarzeniówek wydawały się wyjątkowo jaśniejsze niż są w rzeczywistości. Poprawił ekspresyjnie swoje platynowo-białe włosy i kiwnął nieznacznie głową świdrując swojego nowego klienta sokolim wzrokiem. Niczym oprawca patrzący na swój posiłek.
- Mamy je w dziele z zielenią. - Wskazał w bliżej nieokreślonym kierunku sam do końca nie wiedząc, czy pokazuje dobrze. W jego mniemaniu, które swoją drogą było bardzo ważne, wyjątkowo śliczne oczy chłopaka były o wiele ciekawsze niż reszta pomieszczenia. Ciemnowłosy wciągnął głośno powietrze i podrapał się po swoim opalonym karku. Skórę, to miał on naprawdę apetyczną.  
Palce lizać, naprawdę.
- Nie do końca wiem gdzie to jest... - przyznał i uśmiechnął się nieśmiało.
- Zaprowadzę pana - zaproponował blondyn z dużym naciskiem na ostatnie słowo. Wyszedł zza lady, machając do swojego ciemnowłosego kolegi, ażeby ten zajął jego miejsce.
Praca w dużym sklepie z ogromnym wyborem asortymentu nie była łatwa, a praca przy kasie była jedną z tych lekkich i z reguły przyjemnych, więc ciemnooki chłopak biegiem zajął jego miejsce przyjmując z uśmiechem resztę czekających klientów. Młody blondyn często przesiadywał na tym stanowisku, tylko ze względu na to, że jego ciemnoskóry szef miał do niego wielką słabość. Uważał, że blondyn jest za delikatny na pracę w magazynie, więc zwyczajowo przydzielał go na kasę, co zresztą przynosiło same korzyści, a on sam mógł po prostu nic nie robić tylko ładnie wyglądać. Oczywiście nikt nie próbował podważyć tego, że nie była to ciężka praca! Każdy wiedział, że blondyn jest cholernym oczkiem w głowie szefa, a nikt nie wyrażał ochoty wylecenia z - w gruncie rzeczy - dobrze płatnej pracy. Chłopakowi bardzo to pasowało, a jasnowłosy student o cholernie niezłym wyglądzie przyciągał chmary kupujących, nie tylko płci męskiej, ale również i żeńskiej, która przychodziła do sklepu równie tłumnie, co płeć przeciwna. 
Tak, sklep budowlano-ogrodniczy miał swoich zwolenników i stałych klientów, jednak nie ma co się dziwić - obsługa najczęściej wybierana była właśnie pod względem wyglądu, co dobrze służyło frekwencji. A jego szef był wniebowzięty, kiedy widział go, zerkając ze swojego gabinetu znajdującego się na wprost lady.
Idąc w stronę działu z zielenią, sprzedawca zerknął przez ramie na idącego za nim chłopaka. Był młody i nieprzyzwoicie atrakcyjny, ale w jego mniemaniu wydawał się strasznie speszony, więc zwolnił kroku i zrównał się z klientem. Oczywiście nie chciał się w żaden sposób narzucać! Był na tyle wychowany, żeby takie rzeczy robić na osobności.
- Wydaje się pan zdenerwowany - zagadnął ze swoim zabójczym uśmiechem. Jeden uśmiech i BACH! - jesteś w ciąży. Nieważne czy chłop, czy baba. Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek!
- J-ja? Nie, po prostu... - Wzruszył ramionami i wytrząsając swoje głupie myśli - spojrzał kątem oka na wyższego chłopaka.
Na plakietce, przyczepionej do idealnie wyprasowanej, śnieżnobiałej koszuli, było napisane, że miał on na imię Draco. Pasowało to do niego; do jego powalającego uśmiechu, sprytnych oczu i czegoś, czego brunet nie potrafił określić słowami. Jakaś cicha charyzma, która mogłaby go zgwałcić i jeszcze by o to błagał, niczym prostytutki proszące o nową bieliznę.   
Kiedy dotarli do jednej z bardziej oddalonej części sklepu, brunet zauważył, że kręci się tutaj o wiele mniej ludzi, niż we wcześniejszych działach. Skręcili w kolejną alejkę i weszli w zupełnie inny klimat niż ten, który wcześniej mijali. O ile tamta część sklepu była typowo budowlana - ze wszystkimi artykułami potrzebnymi do budowy i remontu - tak tutaj można śmiało usiąść, odpocząć, zrobić grilla i popatrzeć na cudowną roślinność, która ich otaczała. Była to część ogrodnicza, w której każdy metr kwadratowy ogromnej hali był przeznaczony na elementy dekoracyjne, jak i rzeczy, które w tej dekoracji miały pomóc. Znajdowały się tutaj: piły, kosiarki, huśtawki, mini place zabaw i baseny, które miały przyciągać klientów samym swoim byciem. Kręciło się tutaj kilka osób w tym jedna starsza para, trójka małych dzieci i ich rodzice, którzy zawzięcie dyskutowali na temat kupna kosiarki. Draco spojrzał na nich przelotnie i poprawił swoje jasne włosy, wskazując wolną dłonią na doniczki z bambusami stojącymi koło szklanego stolika z uroczą żółtą parasolką.
- Tutaj ma pan swoje bambusy - powiedział uprzejmie, a na jego twarzy znów pojawił się ten dziki wyraz twarzy, od którego zrobiło się cieplej o jakieś trzy stopnie.
- A przepraszam, yyy... w jakiej cenie są te namioty? - zapytał brunet, wskazując w stronę kilku z nich.
- To zależy ile osób chce pan tam zmieścić - powiedział nonszalancko, patrząc poniżej pasa ogólnej moralności, której on akurat nie miał za grosz. No i kolejne, cholerne dwa stopnie w górę!
Sprzedawca Draco zaczął pewnie iść w ich kierunku, a jego nieśmiały, ale bądź co bądź przystojny klient poczłapał się za nim.
W międzyczasie, do części ogrodniczej doszedł jeszcze jeden klient, który z fascynacją przyglądał się modelom łopat wiszących na całej długości ściany.
- Jeżeli pan chce, to może pan zobaczyć środek - oznajmił pan (cudowny) sprzedawca i rozchylił płachty trzyosobowego, granatowego namiotu, który w swojej prostocie wydawał się bardzo solidny.
Zielonooki schylił się niepewnie, rozglądając się po wnętrzu do czasu, aż poczuł lekkie, ale pewne popchnięcie do przodu. Upadł na czworaka, czując jak opada na miękki śpiwór, którego wcześniej nie zauważył. Zaśmiał się nerwowo pod nosem i cofnął się pod przeciwną ściankę namiotu, robiąc miejsce Draco, który zasuwał szybko zamek od wejścia. Jeszcze tylko dwa trzaśnięcia rzepami oraz zasznurowanie od środka wiązań i jasne tęczówki spotkały się z tymi zielonymi.
Pomimo małej ilości miejsca, dwa ciała splotły się ze sobą dość gwałtownie i z dużym rozmachem.
Automatycznie głosy słyszane zza cienkich ścianek poszły w niepamięć, a zamiast nich, do ich uszu dolatywały o wiele piękniejsze melodie. Czyste, ciche jęki i westchnięcia, które wychodziły spomiędzy pary warg spotykających się we własnym tańcu godowym. 
- Mmm - mruknął Draco, ciągnąc do tyłu ciemne włosy chłopaka pod nim. - Harry...
- Myślisz, że ta starsza para wciąż zastanawia się nad kupnem tych doniczek? - zapytał owy Harry, któremu serce kołatało szybciej niż ustalała medyczna norma. 
- Cholera jasna, nie wiem - odpowiedział Draco patrząc z pożądaniem na zielonookiego. - Pewnie kłócą się jeszcze o wielkość - dodał i z przebiegłym uśmieszkiem zjechał swoją bladą dłonią na kroczę drugiego chłopaka, ściskając je subtelnie. Nieprzyzwoity jęk wydostał się z ust Harry'ego, jednak po chwili został on zagłuszony stanowczym, mokrym pocałunkiem, którym obdarzył go pan sprzedawca. Swoją wolną ręką, która akurat nie zajmowała się przyrodzeniem Harry'ego, podniósł lekko jego koszulkę, gładząc powoli opaloną klatkę chłopaka. Powoli obniżał swoje usta, kierując się na delikatnie umięśniony brzuszek swojego klienta, ciągnąc wilgotną ścieżkę aż do spodni, które przeszkadzały mu w dalszej penetracji. Mruknął coś pod nosem i pewnym ruchem zaczął odpinać pasek i zamek od ciemnych spodni, czując się jak dobry książę chcący dostać się do twierdzy złej królowej. Lata praktyk i bach! Twierdza została zdobyta! Uśmiechnął się przebiegle i zsunął denerwujący go materiał, chuchając na lekko wilgotne bokserki Harry'ego. 
- Ktoś się cieszy na mój widok - mruknął i śmiem nawet twierdzić, że łagodny chichot wydobył się z jego różanych warg. Ciemnowłosy tylko jęknął, wypinając swój dobytek w stronę blondyna. 
Chwilę zajęło, nim Draco zdecydował się na umilenie czasu Harry'ego. Lubił się z nim droczyć i przeciągać słodką torturę jak najdłużej się dało. Kiedy w końcu jego wargi spotkały się z twardą już męskością bruneta, pozwolił sobie na włożenie swoich zwinnych palców do buzi swojego klienta po to, aby nawilż je jak najlepiej się da. Słodkie katusze przybierały na sile, gdy Draco włożył dwa mokre palce w tyłek Harry'ego, który przyjął to głośnym, przerywanym oddechem. 
- Dobrze ci, prawda? - mruknął blondyn, pochylając się nad jego twardym penisem. Ręka zastąpiła usta, które powoli zaczęły kreślić ścieżkę od opalonej szyi do odkrytego obojczyka, który pięknie prezentował się z widocznymi tam malinkami. 
- Jak cholera - odpowiedział na wydechu i pociągnął jasne włosy Draco, przyciągając go do kolejnych gorących pocałunków. Jego biodra samodzielnie unosiły się i opadały, prosząc o więcej. Nie kontrolował tego, ale czuł, że powoli wkracza na magiczną granicę. Najwyraźniej nie tylko on to poczuł, bo kiedy chciał już oznajmić wszem i wobec, że zaraz kurwa dojdzie - Draco odsunął dłonie i zaczął cholernie powoli rozpinać swoje obcisłe, wyprasowane w kant spodnie, przy czym bezwstydnie patrzył na rozochoconego Pottera. W oczach Draco, wyglądał zarazem eterycznie, pięknie i nieprzyzwoicie ze swoimi ciemnymi włosami rozczapierzonymi we wszystkich kierunkach. Nie przejmując się niczym, jednym pchnięciem wszedł w swojego kochanka, uciszając jego odgłosy buntu salwą kolejnych, ciepłych pocałunków. Miał na tyle dobre serce, aby poczekać aż Harry przyzwyczai się do niego. Nie chciał przecież go zranić, bo nie o to w tym wszystkim chodziło. Oczywiście nie zaprzeczałby, gdyby ktoś go zapytał o to, czy chciałby ostro wydupczyć Harry'ego. Oczywiście, że by chciał, do cholery, ale teraz tego nie zrobi. Poczeka cierpliwie. 
Na całe szczęście Potter musiał być bardzo dobrze wyćwiczony, ponieważ już po chwili poruszył się znacząco, chcąc aby Draco w końcu zaczął go popieprzyć.
Adrenalina, która była spowodowana miejscem w jakim się znajdowali, powodowała, że wszystkie ich doznania były dwa razy silniejsze.
Każde leniwe pchnięcie sprawiało, że oboje wili się w ich własnej ekstazie, która doprowadzała ich niemal do agonii. 
- Kurwa, Draco mocniej! - warknął Harry, czując, że pan sprzedawca dotknął w to magiczne miejsce wewnątrz niego. Starał siebie nie zwracać uwagi na gwiazdy i motylki, które pojawiły się przed jego oczami. Nie przejmował się również uśmieszkiem zadowolenia, który obejmował niemal cała twarz blondyna znajdującego się nad nim. 
Dwa ciała układały własną sekwencję dźwięków, które obijały się echem w ich uszach.
Pieprzyli to, że ludzie na zewnątrz mogli usłyszeć to, jak im jest kurwa dobrze. Niech słuchają! Każdy zasługiwał na chwilę przyjemności, niezależnie od formy. I niezależnie od wieku, co trochę bardziej martwiło Harry'ego. W końcu te dzieci są jeszcze niewinne.
Wszystko działo się jak zza mgły i oboje czuli, że mógłby to być ich najwspanialszy stosunek w życiu, jednak jeden mały szczegół zakłócił ich arię doznań.
- Draco? Czy wszystko w porządku? - Wołany blondyn zaprzestał swoich ruchów, przy czym jego oczy zrobiły się dwa razy większe. Szepnął cicho 'cholera jasna, nie wierzę' i uśmiechnął się w dosyć przerażający, jak dla Harry'ego, sposób. Jego mina mówiła po prostu 'zabawa dopiero się zaczyna', co nie wróżyło nic dobrego, zarówno dla jego stanu psychicznego jak i fizycznego. 
- Uhum... tak. Znaczy, źle się czuję i musiałem chwilę odpocząć, wybacz Blaise - powiedział wyćwiczonym, aktorskim sposobem, co totalnie zaskoczyło bruneta. - Blaise to mój szef - mruknął do Harry'ego i pchnął mocno biodrami, przez co z gardła zielonookiego wydobył się niekontrolowany jęk. Z opóźnieniem spróbował go zdemaskować, zakrywając usta dłońmi, jednak na próżno. Perwersyjny uśmiech Draco powiększył się o dobre kilka centymetów.
- Na pewno? Nie brzmisz za dobrze, Draco - stwierdził jego przełożony, co z każdą sekundą bawiło blondyna jeszcze bardziej. Żeby ukryć swój śmiech, pocałował gwałtownie czerwone usta Harry'ego i pchnął po raz kolejny, trafiając idealnie w proszącą o uwagę prostatę. - Wyjdź z tego namiotu i podam ci jakieś proszki.
- Nie, nie. Nie trzeba, poradzę sobie - stwierdził cierpieńczo, a jego ręka zaczęła stymulować trzon penisa swojego klienta. - Daj mi jeszcze pięć minut i wszystko będzie dobrze.
- Draco, wiesz dobrze, że się o ciebie martwię. Pomogę ci tylko mnie tam wpuść. Zajmę się tobą.
Blondyn przewrócił oczami na te denne wyznania i pchnął jeszcze kilka razy, widząc jak brunet zagryza wargi żeby nie jęczeć z emocji. Czuł wszystko potrójnie, bo możliwość tego, że ktoś może ich przyłapać była jedną z najbardziej podniecających rzeczy, jaka mogła go spotkać.
Chciał krzyczeć, śmiać się i zdzierać swoje gardło z całej siły, jaka w nim drzemała. Ale nie mógł.
I to było takie zajebiste.
- Blaise, dziękuję za troskę, ale naprawdę zaraz mi przejdzie. Daj mi chwilę!
- O mój Boooże~ - jęknął Harry i odchylił głowę do tyłu czując, że spełnienie nachodzi niczym galopujący koń.
- Draco? Co ty tam robisz? - zapytał Blaise podejrzliwie i już dotykał zamka od namiotu, aby wparować do niego i zobaczyć czy z jego Draco jest wszystko w porządku.
Zrobiłby to, gdyby tylko nie został wezwany na kasę, w celu pomocy z kasą fiskalną.
Draco dziękował w myślach swojemu koledze, dzięki któremu mógł pełną parą osiągnąć swoje upragnione spełnienie. Blaise odszedł z obietnicą, że jeszcze tutaj wróci, jednak ani Draco, ani tym bardziej Harry go już nie słuchali.
Całowali się namiętnie, czując jak ich wrażliwe po orgazmie ciała, są wrażliwe na każde zetknięcie skóry o skórę. Oddechy powoli się uspokajały, a szerokie uśmiechy gościły ich spocone od wrażeń twarze. Tak, seks w sklepowym namiocie będzie z całą pewnością ich niezapomnianym przeżyciem. 

***
- Wiesz Harry? Miło, że odwiedziłeś mnie w końcu w pracy, ale tak teraz sobie myślę i wydaje mi się, że ten pretekst z kupnem tych bambusów wcale nie jest taki zły. Będą nam pasować do sypialni.
- Też o tym pomyślałem, kochanie!

***  
Krótki, bo krótki, ale mam nadzieję, że urokliwy ;D

21 maja 2015

ROZDZIAŁ XXXVIII

Dobry wieczór! 
Z typowym poślizgiem, ale w końcu dotarłam... Uff.
Ah... czy tylko mnie wzięła majowa choroba?
 Za to w sumie wypada przeprosić, bo przeziębienie wpłynęło na to ogromne opóźnienie, jak i pewnie na jakość rozdziału.
Naprawdę namiętnie Was przepraszam! 

Z ogromnym hug'iem mam przyjemność powitać: 
SergiuszM, Ar. , Uzależniona Od Książek, Toruviel, Nekoś ^ ^, Writer Heart, Enigma Nox, DivaAlex i Leorein~! 
Witam Was gorąco i dziękuję za ujawnienie się w takich ciężkich chwilach <3

Oczywiście za komentarze pod rozdziałem dziękuję mojej Elicie, która wiernie czuwa i komentuje ♥
 Kao Y, Karola, Syśka Levi, Julka, CyziowateCiastko, Emiru. , 'Kama, Ala<3, Lalu, White, Rayflo, SergiuszM, Szczelecka, Weronika:*, Elizabeth Carter, Kati, Marcela, Akane, Ar., Uzależniona Od Książek, Toruviel, Nekoś, #DrarryN, Anonim, od którego oczekuję podpisu!

Mam wrażenie, że kolory u góry mogą się już powtarzać, za co mi wybaczcie, ale ciężko jest mi już je odróżniać >.< 

Jeszcze kilka informacji zanim będziecie mogli w spokoju przeczytać rozdział~
  1) Dziękuję za udział w ankiecie, Wy podli ludzie. Wcale a wcale mi to nie pomogło XD
Ogólnie to podejrzewałam, że macie ochotę na coś komediowego, wiec ten felerny one shot, który miał być wstawiony już wcześniej, niedługo ujrzy światło dzienne. Dokładniej to za około 1600 wyświetleń Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać~ <3
  2) Pewnie zauważyliście moją ostatnią niesystematyczność w dodawaniu notek, za co Was już kilkadziesiąt razy przepraszałam, ale przeproszę jeszcze raz: Przepraszam! Maj to czas dosyć zabiegany, więc czy będzie to dla Was dużym problemem, jeżeli notki będą dodawane w przeciągu 2 tygodni? Wiecie: może być już po tygodniu, ale może się zdarzyć tak, że wstawię go dopiero pod koniec drugiego tygodnia... Trochę się to wszystko wymieszało i dlatego stąd te utrudnienia. 
  3) Um, o dziwo dopiero teraz(!) pojawiły się 'zastrzeżenia' odnośnie pierwszych rozdziałów, które wiadomo - nie są najwyższych lotów i ja o tym bardzo dobrze wiem. Kiedy skończę 'Zawsze ty' pewnie je poprawię, ale teraz zwyczajnie nie mam kiedy tego zrobić, więc w zakładce jest informacja dotycząca właśnie tej sprawy~ Błędy tam są rażące, historia jest dupna i dziękuję tym, co to przetrwali i właśnie teraz to czytają! ♥

AHHH... Dobra, koniec gadania i enjoy! 
Do zobaczenia niedługo! / Kummie

 ***
Cisza.
Za każdym cholernym razem, kiedy chciał zagadać - i kiedy to robił - odpowiadała mu ta niewdzięczna cisza.
Draco zawsze był kulturalny, a przynajmniej się starał, pomimo tego, że czasami po prostu o tym zapominał lub omijał z premedytacją. Jednak bądź co bądź, jak większość zresztą, nie lubił być ignorowany, co ostatnio zdarzało się notorycznie.
Od czasu, kiedy Potter leżał niemal naprzeciw niego, starał się być miły, co powinno przynosić jakiekolwiek skutki w postaci chociażby jednego uśmiech na ustach Pottera. W końcu nie często sam z siebie odkrywał swoją drugą twarz, a kiedy to robił powinno być ogłaszane święto narodowe. Tak przynajmniej myślał.
Teraz jednak, można powiedzieć, że był zły i zirytowany. Nie wiedzieć dlaczego, wszyscy byli dla niego oziębli, przy czym patrzyli na niego, jakby co najmniej zabił kogoś widelcem. Bolało to jego dumę, ale bolało również jego serce, które potrzebowało czegoś, czego sam nie potrafił wyjaśnić i określić. Jedynym uczuciem, jakie nachodziło go od czasu kiedy się obudził, było współczucie dla Harry'ego cholernego Pottera, co robiło burdel w jego, i tak wymieszanych, myślach.
 Tak. Coś nakazywało mówić mu jakieś brednie na temat tego, że wszystko będzie dobrze, chociaż on sam wiedział, że tak nie będzie. Przecież cała ta ciemna chmura nad głową Gryfona była spowodowana czymś, czego on sam nie pamiętał, a o co oskarżała go reszta. Nie do końca potrafił pojąć jak coś, czego on za cholerę jasną nie pamiętał, mogło spowodować takie emocje u innych.
Wiedział jedynie trzy rzeczy: a) od ciągłego myślenia kurewsko bolała go głowa, b) wszyscy mieli do niego jakiś problem, może oprócz Granger, która była wyjątkowo bezstronna, no i Pansy, która strasznie go denerwowała, ale bądź co bądź była po jego stronie, no i c) jego rodzice już odpoczywali na swoich pieprzonych wakacjach.
Przez całe to zamieszanie związane z Potterem zupełnie o tym zapomniał, a kiedy jego matka, przy ostatniej wizycie, przypomniała mu o tym, myślał, że coś kopnie. Miał nadzieję na wyjechanie do domu, gdzie będzie mógł spokojnie odpocząć od tych wszystkich złych spojrzeń, którymi był obarczany, jak i ciągłym wzrokiem Pottera, który stale go obserwował, jakby wciąż na coś czekał. Niestety musiał męczyć się w szkole jeszcze przez kilka dobrych dni, do czasu, aż nie dostanie pozwolenia na użycie sieci Fiuu.
Pocieszał go jedynie fakt, że za czterdzieści osiem godzin korytarze Hogwartu opustoszeją prawie całkowicie i w szkole zostanie tylko garstka osób. Jakimś cudem wiedział, że Potter też zostaje tutaj w Hogwarcie i prawdopodobnie wyjeżdża w ten sam dzień, co on.
Długo zastanawiał się skąd to wszystko wie, jednak później stwierdził, że pewnie usłyszał to od Hermiony, albo kogoś. Może nawet i od rudego.
Westchnął cicho i przekręcił się na plecy. Było już ciemno i prawdopodobnie bardzo późno. Wyraźnie słyszał pohukiwanie sów i bijący gdzieś w oddali zegar.
Za nic nie potrafił zasnąć, co było wynikiem wszystkich myśli błąkających się po jego głowie i ostatnich wydarzeń, których był częścią.
Podniósł się na łokciach, czując niemiłe pulsowanie w czaszce. Ostatni eliksir brał tuż po wyjeździe matki, kilka godzin temu i powoli zaczynał odczuwać skutek uderzenia o twarde, kamienne płyty. Pamiętał tylko tyle, że wydarzyło się to podczas kłótni z Nathanielem. Reszta wspomnień była jedną wielką pustką, a próby załatania jej spadały w wielką przepaść. Za radą przyjaciół i nauczycieli, naprawdę starał sobie przypomnieć, co dokładniej wydarzyło się w tamten dzień, jednak jego myśli były jak zablokowane. Czuł, że nie potrafi odblokować jakiejś części w swoim mózgu, co bardzo go denerwowało.
Czy wierzył im, że coś łączyło go z Potterem? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony nie umiał wręcz, przypomnieć sobie żadnej intymnej sceny z Gryfonem, ale z drugiej strony pojawiała się niepewność, która spowodowana była jakąś pustką w jego umyśle i duszy.
Nie przyznawał się do tego nikomu, ponieważ sam do końca nie wiedział na czym stoi. Nie chciał robić nikomu niepotrzebnej nadziei.
Rozejrzał się po skrzydle szpitalnym, a przez przenikającą każdy skrawek pomieszczenia czerń, mógł zauważyć jak ciało Pottera lekko się porusza, wprawiając w ruch szeleszczącą pościel.
Z tego co zrozumiał, Gryfon był tutaj ze względu na to, że pani Pomfrey chciała mieć na niego oko.  Nawet on potrafił zauważyć jak mizernie Potter wyglądał, co było dla niego dziwnym i niecodziennym widokiem. Może nie o tyle go to dotykało, ale po prostu czuł i wdział, że coś jest nie tak.
Usłyszał cichy jęk ze strony Gryfona i zamarł nasłuchując. Potter zaczął się wiercić, przy czym jego oddech z każdą kolejną chwilą stawał się głośny i nierównomierny.
- Potter - mruknął Draco na tyle cicho, aby nie obudzić pani Pomfrey, która zapewne spała w swoim pokoju niedaleko nich.
Czuł się lekko zagubiony i nie do końca wiedział, co ma zrobić. Kiedy jego lokator wciąż nie dawał znaku, że uwolnił się ze swojego snu, Draco wstał bardzo niechętnie czując, jak jego chłodne i tak stopy dotykają prawie, że lodowatej podłogi. Zmarszczył niezadowolony nos i podszedł stanowczo do łóżka Gryfona.
- Potter - powiedział znowu i pochylił się nad nim, lekko potrząsając jego ramieniem. W końcu oczy bruneta otworzyły się na cichy i łagodny dźwięk głosu Draco. Przez uspokajającą czerń nocy, źrenice Pottera były wyjątkowo duże, jednak Ślizgon potrafił idealnie wychwycić szmaragdowy odcień gryfońskich oczu. Patrzyli na siebie chwilę, słysząc wyraźnie ciężki oddech wydobywający się z rozwartych ust ciemnowłosego.
- Wszystko w porządku? - zapytał Ślizgon, zabierając dłoń z ramienia Pottera.
- Draco? - Łagodne, wyrażające nadzieję pytanie wypłynęło spomiędzy warg Gryfona. Ślizgon zawahał się na ułamek sekundy, słysząc jak miękko zabrzmiało jego imię. Coś mu nie pasowało, jednak jego niepewność trwała tylko chwilę.
- Wiem co chcesz usłyszeć - wyprzedził jego pytanie. - Ale nie. Wciąż cię nie pamiętam. Nie wiem, co się między nami wydarzyło, nie wiem ile ze sobą przeszliśmy i nie wiem, co ci obiecywałem, ale nie rób sobie niepotrzebnej nadziei, Harry. Najlepiej o tym zapomnij.
Zielone oczy przygasły swoim wcześniejszym błyskiem i znów stały się matowe. Potter wziął głęboki wdech i spuścił wzrok, patrząc twardo na swoje zmęczone ciężką pracą dłonie.
- Ty nawet nie wiesz, co o czym mówisz, prawda? - zapytał ledwie dosłyszalnie. - Zapomnieć? Zapomnieć o nas i o tym, co się wydarzyło? Nie mów tak... Przestań, o mój Boże, nie powtarzaj tego nigdy więcej...
- Potter, do cholery. Co nas musiało łączyć, że tak bardzo to teraz przeżywasz? - zapytał poddenerwowany. Pierwszy raz rozmawiał z nim sam na sam, ale nie potrafił opanować już swojej złości. Denerwowała go to pieprzona niewiedza, którą został obarczony. Sam już nie wiedział czy ma wierzyć sobie, czy jednak innym, którzy uparcie twierdzili, że był kiedyś zakochany w Harry'm Potterze. Gryfon podniósł na niego swoje zeszklone, zielone oczy, patrząc na niego zranionym wzrokiem.
- Idź stąd - powiedział z całą siłą jaką udało mu się zgromadzić. - Powiedziałem odejdź!
Malfoy spojrzał na niego ostatni raz i odwrócił się, idąc w stronę swojego łóżka.
Kładąc się, rzucił jeszcze okiem na swojego współlokatora, który ocierał wilgotne powieki.
Chciał dobrze, a wyszło jak zawsze, pomyślał gorzko.

***
Następny dzień również nie przyniósł dobrych wieści.
Jak na ironię losu w nocy obudził się Nathaniel. O dziwo, z nim wszystko było w porządku, chociaż z wyjaśnień profesor McGonagall wynikało, że bardzo bolała go głowa i plecy. Nauczyciela z premedytacją ominęła komentarze wypływające z ust jej podopiecznych, chociaż skrycie ona też uważała, że to mała kara jak dla niego. Francuz odmawiał złożenia jakichkolwiek wyjaśnień odnoście całej sytuacji, jednak wszyscy wiedzieli, że nie zostanie mu to odpuszczone. Jeżeli nie wyjawi samodzielnie, co skłoniło go do popełnienia takiego czynu, do użytku pójdzie eliksir prawdy, oczywiście za wcześniejszą zgodą z Ministerstwa Magii. 
Ten szczegół również nie uniknął komentarzy ze strony przyjaciół Harry'ego i Draco, jednak one też poszły w niepamięć. 
Minerwa była zaskoczona stanem zdrowia w jakim znajdował się Harry Potter. Nigdy nie podejrzewałaby tego chłopaka o tyle neutralności w stosunku do czegokolwiek, a zwłaszcza do sprawy, która go dotyczyła. Starała się nie zwracać uwagi na jego podkrążone oczy i coraz bardziej wychudzone ciało, nie mówiąc już o braku jakichkolwiek emocji. W jej oczach, ten chłopaczek zawsze był kłębkiem prawdziwych gryfońskich uczuć i emocji, czego teraz nie było w ogóle widać.
Półsiedział na swoim posłaniu patrząc na nich jak przez mgłę. Oczywiście zauważyła również, jak Potter ukradkowo patrzył na młodego Malfoya, jakby chciał sprawdzić czy on wciąż tam jest. Był. Siedział na krześle koło panny Parkinson wsłuchując się w każde ich słowo z lekką konsternacją widoczną na twarzy.
Nauczycielka, jak i całe grono pedagogiczne, wiedziała jaka sytuacja wynikła pomiędzy tą dwójką. Może i nie do końca rozumiała obecnego stanu Harry'ego, ale przecież ona też kiedyś była młoda i zakochana. Niemal od razu potrafiła zobaczyć ból i tęsknotę w oczach Gryfona, jednak jasnowłosy Ślizgon był dla niej zagadką. Pamiętała dokładnie każde, o dziwo, miłosne spojrzenie Dracona, posyłane w stronę jej wychowanka. Widziała wtedy, że Malfoy'owi naprawdę zależało na Harry'm toteż bardzo im kibicowała, aby cała sytuacja skończyła się dobrze. Nigdy nie była fanką Draco Malfoya, jednak jeżeli do akcji wchodziły prawdziwe, silne uczucia mogła pogodzić się ze wszystkim.
Osobiście nienawidziła złych zakończeń, chociaż mało kto podejrzewałby ją o czytanie mugolskich czy czarodziejskich romansów. Pomimo opinii innych, profesor McGonagall miała serce, jak i uczucia, które teraz przechodziły kryzys patrząc na problemy młodzieży. 
  
Tuż po jej wyjściu, pomiędzy przyjaciółmi zaległa grobowa cisza. To nie tak, że nikt nie miał nic do powiedzenia. Sytuacja była raczej odwrotna, ale każdy bał się kolejnych ataków ze strony Draco, czy nawet Harry'ego, który od samego rana był wyjątkowo drażliwy, pomimo tego, że nadal mało mówił. Kiedy każdy unikał wzroku reszty, do pomieszczenia weszła pani Pomfrey, która przyniosła porcję leków, zarówno dla Draco, jak i Harry'ego, który potrzebował ich bardziej niż sam Ślizgon. W swoim zestawie miał eliksir uspokajający, regenerujący zmęczone ciało, zapełniający dawkę normalnego posiłku i uzupełniający dawkę witamin w organizmie.
Dwa ostatnie eliksiry, które w małym ułamku miał imitować normalny posiłek, były podawane już od jakiegoś czasu, kiedy to zaczął odmawiać, a raczej ignorować podtykane mu jedzenie, co denerwowało jak i frustrowało wszystkich, łącznie z Draco. W końcu ile można nie jeść? Nikt nie miał ochoty patrzeć, jak Potter mizernieje w oczach, więc łapano się wszystkich sposobów, aby ten nie wyniszczył sobie organizmu do końca. Było im ciężko. Nie potrafili wczuć się w sytuację swoich przyjaciół, co było bardzo frustrujące. Nie wiedzieli co zrobić, aby choć w małym stopniu pomóc im wrócić do normalnego stanu. Z Potterem był większy problem, ponieważ był on uzależniony od Draco. Musieli najpierw wymyślić sposób, aby przywrócić Ślizgonowi wspomnienia, dzięki czemu zarówno on sam, jak i Harry powróci do siebie.
Kiedy pielęgniarka rozprawiała się z problemową dwójką, Theo spojrzał na siedzącego na przeciw niego Rona.
Od wczorajszego incydentu z Potterem, zachowywał się bardzo dziwnie, co nie umknęło jego ciemnym oczom. Był cichy i jakby przygaszony.
Najgorsze było jednak to, że kiedy Theo przyszedł po niego, zaraz po przebudzeniu jak to ma już w swoim zwyczaju, Ron wyminął go bez słowa, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. 
Bolało go to. Bolało, jak jasna cholera, ale na jego nieszczęście nie miał czasu tego wyjaśnić. Ostatnio jego głowę zaprzątał Harry, o którego się zamartwiał. Wiedział przecież dobrze, co to znaczy mieć złamane serce, a jego nie-ślizgońska część serca kazała mu zaopiekować się Gryfonem, jak najlepiej potrafił. Oczywiście nie zapominał o swoim chłopaku. Nadal bardzo mu na nim zależało, jednak wiedział, że w przyszłości będzie miał jeszcze wiele okazji do spędzenia z nim czasu. Nie zamierzał go wypuścić ze swoich ramion bez względu na wszystko. Miał plany w stosunku do niego i już jakiś czas temu uświadomił sobie, że to coś więcej, niż tylko szkolne zauroczenie. Uwielbiał każdy skrawek jego ciała, duszy i umysłu, który nie raz podsuwał głupie pomysły. Miał obsesję na punkcie jego chudego ciała, rudych włosów i cudnie niebieskich oczu.
Czy był zakochany? Tak. Był w nim szaleńczo zakochany i żałował, że nie zwrócił na niego wcześniej uwagi. Oszczędziłoby to wielu niedomówień i łez, które do tej pory prześladowały go w snach. Otrząsając się ze swoich myśli, spostrzegł, że Hermiona i Pansy już wyszły prawdopodobnie idąc na lekcję. Blaise rozmawiał o czymś cicho z Draco kierując się w stronę jego posłania, a Ron stał patrząc na niego wyczekująco.
- Ja zostanę z Harry'm - oznajmił Gryfonowi i spojrzał przelotnie na bruneta, który wpatrywał się w plecy Draco.
- No tak - prychnął Ron i posłał mu podłamane spojrzenie. - Przecież musisz tutaj być i wspierać go w trudnych chwilach, bo przecież coś może mu się stać przez tą godzinę - dodał sarkastycznie, co zdziwiło Notta. Jego Ron tak się nie zachowywał.
- O co chodzi, Ron? - zapytał poruszony. Weasley wzruszył ramionami.
- Nic. Mną się nie przejmuj - odpowiedział smutno. - Harry jest przecież najważniejszy, a ja jestem po prostu głupi. Na razie - dodał na odchodnym.
Gryfon czuł na sobie spojrzenie reszty, jednak nie obchodziło go to. Powiedział to co czuł i wcale nie było mu jakoś lepiej. Czuł po prostu pustkę, którą potęgowała cisza jaka zaległa po jego wypowiedzi.
Przez napływ emocji nie potrafił rozróżnić tego, czy ktoś naprawdę go woła, czy to tylko jego wyobraźnia, która domagała się jakiegoś zainteresowania. Wyszedł z części szpitalnej i ruszył w stronę wieży Gryffindoru, gdzie miał zamiar poczekać do drugiej godziny lekcyjnej. Nie miał ochoty na śniadanie, więc ominął Wielką Salę i szedł dalej wymijając swoich kolegów i koleżanki, którzy patrzyli na niego z zainteresowaniem. W końcu przybity Ron był ostatnio rzadkim widokiem, zwłaszcza przez Theo, z którym był i przez zbliżające się święta, które zawsze były dla niego wesołym okresem.
Niestety, tym razem magia przedświąteczna ulatywała z niego przy każdym następnym kroku, który stawiał mechanicznie. Było mu ciężko na sercu i nie wiedział, czy to przez słowa, które padły czy jednak przez to, że za swoje emocje obwiniał Harry'ego, który też przechodził teraz ciężkie chwile.
Skręcając w następny korytarz poczuł mocny chwyt na swoim nadgarstku. Wiedział, że to Theo zanim ten obrócił go brutalnie w swoją stronę. Jego zgrabne, chłodne dłonie rozpoznałby wszędzie.
Niemal od razu napotkał pytające czarne oczy, które świdrowały go swoją głębią.
- Ron. Co się stało? - zapytał twardo. Gryfon odpowiedział kolejnym smutnym uśmiechem, który sprawiał, że serce Theo niemal rozpadło się na setki kawałków.
- Nic się nie stało - odparł cicho patrząc mu prosto w oczy. - Chyba coś sobie po prostu uświadomiłem, nic więcej.
- Ron, proszę - mruknął, chcąc pogłaskać policzek rudzielca. Był zaskoczony, kiedy ten odsunął się lekko od niego. - Ron? - dodał nie dowierzając.
- Wiesz, zawsze było tak, że schodziłem na dalszy plan. W sumie, to nigdy mi to jakoś bardzo nie przeszkadzało, chociaż zastanawiałem się w czym moi bracia, czy Harry byli lepsi ode mnie. Czegoś mi brakowało? Robiłem coś źle? Wiem, że nie byłem i nie jestem idealny. Często nawet dokonywałem złych wyborów, ale mimo to myślałem, że jestem dobrym człowiekiem i zasługuję na czyjąś uwagę... - zaczął cicho ze wzrokiem utkwionym w ciemnych oczach Theo. - Wiesz, że się w tobie zakochałem? To był dla mnie szok, bo nigdy nie podejrzewałem, że będę w stanie zakochać się w chłopaku i to jeszcze ze Slytherinu. Ale stało się: zaprzyjaźniliśmy się, a kiedy ty leżałeś nieprzytomny, wiedziałem, że patrzę na ciebie trochę inaczej... Naprawdę się zakochałem i w końcu stało się coś, dzięki czemu mogłem nazwać cię swoim chłopakiem. Byłem szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej, że po tych wszystkich złych wydarzeniach w końcu stało się coś dobrego... Ale wiesz co? Ciężko mi się patrzyło na twoje uczucia do Harry'ego... Wiem, że ci się podobał i wiem, że to się nie zmieniło pomimo tego, że byłeś ze mną.
Rozumiem. Nie jestem dla ciebie wystarczający i nigdy nie zastąpię Harry'ego, ale po co mnie okłamywałeś? Widziałem was wtedy na korytarzu . Wciąż ci na nim zależy, prawda? - zapytał, jednak nie oczekiwał odpowiedzi, która niemal od razu chciała wypłynąć z ust zaszokowanego Theo. - Ale nie rób tego, Theo. Harry jest totalnie zakochany w Draco, zresztą z wzajemnością, więc nie niszcz tego.
Powiedział i odszedł szybko, zostawiając skonfundowanego i bijącego się z myślami Theodora.

***
- Rany boskie, Theo, co ci jest? - zapytała niemal od razu Pansy, siedząc razem z Hermioną na jednej z kanap w pokoju wspólnym Ślizgonów. Siedziały tutaj od odwiedzin chłopaków, chcąc pobyć tylko we dwie, przy czym wiedziały, że mają dużo do obgadania.
Teraz jednak obie patrzyły z przestrachem w oczach na Notta, który wyglądał jakby dowiedział się właśnie, że ktoś umarł.
- Ron ze mną zerwał - powiedział bez emocji, patrząc przed siebie. Wciąż był zaszokowany. 
- Co zrobił? - zapytała zdezorientowana Hermiona, która niemal wstała z kanapy. Na szczęście przytrzymała ją Pansy.
- Zerwał ze mną...
- Dlaczego? - zapytała niemal od razu, czując buzujące w niej emocje.
- On... Ron sobie ubzdurał, że wciąż podkochuję się w Harry'm... - Zamrugał parokrotnie i spojrzał na swoje przyjaciółki. - Kiedy wyszedłem wtedy z Harry'm na dwór, Ron za nami poszedł i zobaczył, że całuję go w czoło... O Salazarze, spieprzyłem to, tak bardzo...
Pierwszym pytaniem, jakie nasunęło się Hermionie było to, czy Theo naprawdę podkochiwał się w Harry'm. Jakim cudem tego nie zauważyła?
- Daj mu czas, Theo - powiedziała zamiast tego i uśmiechnęła się do niego pocieszająco. - Daj mu czas. Niech Ron sobie wszystko uporządkuje. Poczekaj do świąt i wtedy do niego idź. Święta zawsze na niego działały, ale daj mu po prostu trochę czasu i niech ochłonie. Wszystko będzie dobrze, Theo, więc się nie przejmuj, a wszystko się wyjaśni.
O dziwo, uwierzył w każde jej słowo.
- Mam taką nadzieję - przytaknął i uśmiechnął się lekko, co miało być podziękowaniem w stronę Gryfonki. - Naprawdę mi na nim zależy.
- Wiemy, Theo - przytaknęła Pansy i objęła swojego przyjaciela ramieniem. - Jemu na tobie też. 


*Nie mogłam znaleźć dobrego gifa...
Uznajmy, że są to wspomienia~*

***

14 maja 2015

Przepraszam

Dobra, nie dam rady.
Nie będę Wam mówić, że dzisiaj zdążę, bo pewnie tak nie będzie za co Was gorąco przepraszam, bo wiem, że wytrwale czekacie.
Wynika to ogólnie z tego, że matematyka mnie zabija, a ja przez to nie mogę się skupić i jest po prostu ciężko, no.
Przepraszam jeszcze raz, a żeby Was jeszcze bardziej zdenerwować dam Wam mały urywek:

(...)
- Potter - powiedział znowu i pochylił się nad nim, łagodnie go szturchając. W końcu oczy bruneta otworzyły się na cichy i łagodny dźwięk głosu Draco. Przez uspokajającą czerń nocy, źrenice Pottera były wyjątkowo duże, jednak Ślizgon potrafił wychwycić szmaragdowy odcień gryfońskich oczu. 
Patrzyli na siebie chwilę, słysząc wyraźnie ciężki oddech wydobywający się z rozwartych ust ciemnowłosego. 
- Wszystko w porządku? - zapytał Ślizgon, zabierając dłoń z ramienia Pottera.(...)



 Nie bądźcie na mnie, jakoś bardzo źli, dobrze?

11 maja 2015

Zapytajnik~

Czeeeść Drarrynisse!
Mam taką małą prośbę żebyście zagłosowali w ankiecie, która tradycyjnie jest sobie z boku strony~
Dotyczy ona one shota, który miałby zostać napisany specjalnie na 100tyś (rany boskie) wyświetleń!
Możecie zagłosować kilka razy, ale proszę zróbcie to! ♥
Chciałabym po prostu wiedzieć, co najchętniej byście przeczytali~
Z góry pięknie dziękuję, a rozdział będzie tradycyjnie już w środę~
3majcie się ciepło!

5 maja 2015

ROZDZIAŁ XXXVII

O rany boskie... 
90 TYŚ WYŚWIETLEŃ.
53 OBSERWATORÓW. 
Kiedy to się stało, huh? Wooaah! Dziękuję Wam wszystkim za nabicie takiej sumki zerknięć~ 
Naprawdę to coś ogromnego dla mnie i jestem Wam tak pieruńsko wdzięczna, że aż mnie to boli...
Dziękuję Drarrynisse z całego serduszka!

Przyjemność mam powitać: 
Alex, Anonima, który w trybie natychmiastowym ma się podpisać! i ~'Kama
Rozgośćcie się wygodnie! ♥
Za komentarze dziękuję:
 Jous.~, ~Kati, CyziowateCiastko, Lejdi-chan, Emiru-chan, Akane, Elizabeth Carter, Karola, Pewnien Anonim, który się nie podpisał! *daje po łapkach*, KaoY, Weronika :*, ~Pyśka ;3, Lachtára "Elizabeth", Szczelecka, Alex, White, Ala<3, ~'Kama, Julka
  
Jesteście po prostu ASDFGHJKLFGFJ~! ♥

A co do one shota, który miał zostać dodany... Nawet nie chcę o tym mówić, ale myślałam, że się potnę... Kiedyś go zobaczycie, gwarantuję Wam to...
Enjoy~! / Kummie
  
Lol, dawno taki długi mi nie wyszedł~
***
Jego sny często miały ogromny wpływ na jego samopoczucie. Kiedy były szczęśliwe - mógł uśmiechać się jak idiota i szerzyć wokół siebie aurę radości i ogólnej pozytywnej energii. 
Były jednak też sny, które potrafiły zetrzeć szczęście z jego twarzy na dobre godziny, które dłużyły się nieubłaganie tworząc nieskończony ciąg złych zdarzeń. Wtedy naprawdę trudno było go wyciągnąć z jego ponurego nastoju, który odpychał większość osób z otoczenia. 
Zdarzyły mu się również dni, które nie rozpoczynał ani ciąg złych zdarzeń, ani też szereg tych dobrych; były to dni bez nocnych mar, które lubiły go nachodzić. Wstawał wtedy machinalnie, myśląc tylko o bieżących sprawach, nie rozpamiętując nic szczególnego. Były to spokojne dni złożone z dobrych i złych elementów, które naprzemiennie ocierały się o siebie.Tak też było po przebudzeniu.
Otworzył swoje ciężkie powieki, przypatrując się wszechobecnej ciemności. O dziwo, był wypoczęty i gotowy do stawienia czoła nowym wyzwaniom. Leżał okryty po samą szyję, nasłuchując rozmów wydobywających się zza drzwi do pokoju wspólnego. Najwyraźniej spał albo bardzo długo, tak, że przegapił powitanie nowego dnia, albo na tyle długo, aby przespać tylko kolację. Bynajmniej czuł się wypoczęty i to cieszyło go najbardziej. Planował poleżeć jeszcze trochę, wiedząc dobrze, że gdyby coś się stało z Draco, jego przyjaciele natychmiast by go o tym poinformowali. Nie chciał też wychodzić z pokoju, widząc w myślach masę spojrzeń posyłanych w jego stronę, gdy tylko opuści swój cichy zakątek. Miał czas na przemyślenia, a trochę się tego zebrało. 
Westchnął cicho i ponownie przyjrzał się otaczającej go ciemności. Zastanawiał się co zrobi jeśli Draco się nie obudzi. Zostanie tutaj przy nim, czy jednak przystanie na propozycji pani Weasley, która na pewno nadejdzie? Już potrafił usłyszeć w głowie jej głos mówiący: 
- Harry, kochanieńki! Nie będziesz przecież spędzać samotnie świąt! Ten czas spędza się z rodziną! Ta, ale co jeśli odpowiedziałby jej, że część jego rodziny jest właśnie tutaj, w Hogwarcie? Zaakceptowała by to, czy wręcz przeciwnie? Naprawdę, kochał tą kobietę całym swoim sercem, ale bał się powiedzieć o więzach łączących go z Draco. Oczywistym było, że Weasley'owie nie byli uwielbiani przez Malfoy'ów, zresztą z wzajemnością...
Tak na dobrą sprawę, był również ciekaw, co powie Ron swoim rodzicom, odnośnie swojego związku z Theo. Będzie głupio i uparcie wmawiać, że jest to tylko jego przyjaciel, czy jednak postawi na swoim i przyzna się do więzi łączących go ze Ślizgonem? Miliony pytań, na których nie znał odpowiedzi. Co ma zrobić z prezentami, jeżeli Draco się nie obudzi? Wysłać je Malfoy'om, czy jednak dać sobie spokój? To samo pytanie odnosiło się do prezentu dla jego jasnowłosego Ślizgona. Kiedy go dostarczyć? 

Jęknął przeciągle i przykrył twarz poduszką. Gdyby nie to, że głowa bolała go już wcześniej, teraz śmiało mógłby to oznajmić. Czuł się cholernie przytłoczony i nie wiedział, co na to poradzić. 
Przetarł swoje powieki a kolejne westchnięcie wydostało się z jego gardła. 
- Wstań w końcu - mruknął do siebie i odkrył zamaszyście wszechobecne ciepło, czyli tak zwaną pościel. Przez jego ciało przeszła seria zimnych dreszczy, którą po prostu zignorował. Położył stopy na chłodnej podłodze i oparł łokcie na kolanach. Jego dłonie zaczęły powoli rozczesywać burzę ciemnych włosów, a on sam starał się zdopingować swoje ciało i umysł do dalszych działań. Miał właśnie spiąć swój, jak to zawsze określał Draco: śliczny tyłek i wstać, jednak coś odwróciło jego uwagę. Usłyszał, że ktoś ciężkimi, ale szybkimi krokami wspina się po schodach od sypialni. Sięgnął machinalnie po różdżkę leżącą na stoliku nocnym i skierował ją w stronę drzwi. Robił to naprawdę nieświadomie i czuł się wyjątkowo podle, kiedy do pokoju wparował Ron. Nie był zadowolony ze swoich reakcji odnośnie jakiegokolwiek zagrożenia. Albo działał zbyt pochopnie, albo w ogóle. Przewrócił oczami i już chciał go zganić za to, że robi niepotrzebne zamieszanie, jednak coś w wyrazie twarzy rudzielca kazało mu się skupić i powstrzymać od zarzutów.
 - Co jest? - zapytał niepewnie, słysząc jak jego głos jest lekko zachrypnięty. Odchrząknął i wstał powoli ze swojego łóżka. - Ron? Wszystko w porządku? 
Jego rudy przyjaciel oparł dłonie na kolana biorąc kilka głębszych wdechów. Raz po raz zerkał na Harry'ego, który patrzył na niego niecierpliwie z lekkim strachem w oczach. 
- D-draco... - zaczął mówić, pomiędzy jednym głębszym wydechem a drugim. Naprawdę się zmachał bieganiem przez cały Hogwart. - On... uh... 
- Rany boskie, Ron! Co z nim do cholery? - zapytał w końcu, wybuchając. Jego ciało samodzielnie zaczęło zakładać jakieś buty i bluzę, co bardzo mu odpowiadało. 
- On się obudził! - wysapał w końcu. Serce Harry'ego zaczęło bić ze zdwojoną siłą, nie do końca wiedząc, czy to bardziej ze strachu, czy ze szczęścia. Jego mózg już nie myślał - wskoczył na łóżko pokonując je w paru chwilach. Później już tylko wyminął Rona i dopadł do drzwi. 
- Harry, czekaj! Muszę ci jeszcze coś powie-
 Nie słuchał już. Biegł przed siebie z mocno bijącym sercem i nie zważał już na nic; nie obchodzili go ludzie, którzy parzyli na niego jak na cholernego wariata. Nie obchodził go Snape, którego wyminął i który prawdopodobnie: a) odejmie mu dwadzieścia punktów, i który b) szedł w tą samą stronę co on. Naprawdę miał teraz tylko jeden cel, od którego dzieli go jedno piętro. 
 Przeskakiwał po dwa stopnie, udając, że prawie wcale się nie zabił przy jednym takim skoku. Uparcie uważał, że miał w tamtym momencie ochotę polatać. Nic więcej. 
 Minął dwa zakręty, dwie całujące się pary i z tego, co zauważył jedną z nich był Dean i Seamus, którzy bezkarnie obściskiwali się w kącie. Gdyby nie to, że naprawdę mu się śpieszyło, ostrzegłby ich przed zbliżającym się Severusem. Możliwym było, że nawet ich nie zobaczy, jeśli będzie podążał za Harrym, wciąż odejmując mu te durne punkty. W tym momencie guzik go to obchodziło i to samo uważał przekraczając próg skrzydła szpitalnego. 
Stanął przed masywnymi drzwiami i wziął głęboki oddech, popychając je do przodu. Na uginających się nogach zaczął iść środkiem pomieszczenia, dokładnie obserwując wszystkich obecnych. Był Dumbledore, pani Pomfrey, Narcyza Malfoy i jego przyjaciele, którzy zgodnie zgromadzili się po przeciwnej stronie łóżka Draco. Przez głowę przeszła mu myśl, że został poinformowany jako ostatni, co bardzo go zdenerwowało. Przecież był jedną z bliższych osób w towarzystwie młodego Malfoya.  
Pierwsza zauważyła go Hermiona, która przeniosła swój czujny wzrok z nauczycieli prosto na niego. Rzeczą, która go zadziwiła był fakt, że nie miała ona na twarzy żadnych emocji. Jakby stało się coś naprawdę złego, ale przecież Harry widział, jak Draco otwiera usta i rozmawia z ich przyjaciółmi. Widział też, jak porusza swoimi kończynami - czyli wszystko musiało być w porządku.
 Ale nie było. 
Dowiedział się o tym sam, kiedy podszedł do łóżka Ślizgona. Kilka par oczu patrzyło na niego, a on nie miał pojęcia dlaczego. Zaległa denerwująca cisza, którą przerywał tylko wieczorny deszcz uderzający w okna. Czując się trochę niepewnie przejechał swoimi zielonymi oczami po wszystkich zebranych, zostawiając na końcu blondyna. Spojrzał na niego zaraz po Theo, który patrzył uparcie na ich przyjaciół, jakby chciał im coś powiedzieć, a najlepiej to na nich nakrzyczeć. 
Dopiero kiedy do pomieszczenia wszedł zziajany Ron Theo się uspokoił, a Harry spojrzał w końcu na Ślizgona, który do tej pory milczał jak reszta. Serce Harry'ego zabiło jeszcze mocniej, bo w końcu mógł patrzeć na cudowne, jasne tęczówki Draco. Jakiś czas później dotarło do niego, że Draco owszem, patrzy na niego, ale trochę inaczej niż zwykle. Patrzył tak, jakby nie do końca potrafił zrozumieć, co Potter tutaj robił.
 - Cześć, Draco... - powiedział cicho i cholera jasna mógł usłyszeć, jak ktoś wciąga powietrze. Pytający wyraz twarzy Malfoya był dla niego oznaką tego, że coś na pewno było na rzeczy. Miał szczerą nadzieję, że po prostu robią sobie z niego żarty i, że któreś z jego znajomych, albo starszych zacznie się śmiać, a Draco weźmie go w ramiona i zacznie całować jakby koniec świata miał nie nadejść...
 Nic się takiego nie stało, ale za to blond-włosy Ślizgon poruszył się lekko na swoim posłaniu i spojrzał zdezorientowany na Pansy, która odwróciła od niego wzrok jak najszybciej umiała.
 - Draco? - zapytał cicho, a w jego głos wkradła się cholerna niepewność.  
- Co on tutaj robi? - zapytał w końcu Ślizgon, ale w jego głosie nie było żadnej radości, ani szczypty zainteresowania Gryfonem, której Harry się spodziewał. 
- Harry. - To był Theo. Powiedział wyraźnie jego imię, a wyraz jego twarzy był bardziej zaciekły niż zazwyczaj. - Wyjdźmy i porozmawiajmy, dobrze? 
Brunet nie odpowiedział; w zamian wciąż patrzył skonsternowany na Malfoya, który patrzył na niego, ale jego oczy były puste, tak jakby patrzył na pierwszego lepszego Puchona - bez emocji, uczuć i wspomnień, których nie było. 
Harry dał się wyprowadzić Ślizgonowi na korytarz, ale wyraźnie czuł spojrzenia nauczycieli i przyjaciół, które śledziły jego ruchy. Kiedy Theodore otwierał drzwi, Potter usłyszał jeszcze słowa Draco, które sprawiły, że jego nogi lekko się pod nim ugięły.
 "Co Potter, do cholery, tutaj robił?" 

***
Theo wyprowadził go na korytarz łączący błonia z klasami. Było tam chłodno, a duże krople deszczu skapywały na ich plecy, kiedy oparli się o zaśnieżony murek. Właściwie to Nott oparł Harry'ego, którego egzystencja opierała się teraz tylko na oddychaniu i mruganiu, co bardzo smuciło jak i złościło Ślizgona. Nienawidził takiego Harry'ego, a jego widok doprowadzał go do szału.
- Harry - powiedział głośno, licząc na jakąkolwiek reakcję z jego strony. - Harry spójrz na mnie.
 Kiedy i to nie zadziałało, sam uniósł spuszczoną do tej pory głowę Pottera, łapiąc go łagodnie za brodę.  
- Przestań się mazać i powiedz cokolwiek żebym wiedział, że nie mówię sam do siebie - poprosił i dopiero wtedy oczy Harry'ego uniosły się do góry patrząc w ciemne tęczówki Theo.  
- Co jest z Draco? - zapytał cicho a Nott chciał w tamtym momencie przytulić swojego przyjaciela i ukryć go przed cholernym nieszczęściem tego świata. 
- Powiem ci, ale nie rób nic pochopnego, dobrze? - zapytał i ścisnął mocniej jego ramie. 
Potter dopiero po kilku chwilach skinął niezauważalnie głową, a Theo odetchnął głośno. Nie chciał owijać w bawełnę, ale też nie widziało mu się powiedzenie tego w brutalny sposób. Miał uczucia, a on sam ledwo to przetrawił.
- Draco... - zaczął, szukając odpowiednich słów. - On cię nie pamięta, Harry - powiedział po prostu. Gryfon zmarszczył brwi, jakby nie do końca rozumiał, co Theo do niego mówi.
- Nie pamięta mnie? - powtórzył, jakby sprawdzał jak te słowa brzmią w jego ustach.
- Najdziwniejsze jest to, że tylko ciebie nie pamięta - dodał Ślizgon i potarł pocieszająco trzymane ramie.
- Ale... dlaczego? 
 - Też chciałbym wiedzieć... To pewnie było ustalone przez Nathaniela, Harry. Tak przynajmniej uważa Hermiona z Pansy. Dumbledore czeka, aż Nathaniel się obudzi żeby cokolwiek z niego wydobyć, więc Harry proszę, niczego nie rób, okej? 
- I mam czekać, aż Draco zapomni o mnie całkowicie? - zapytał z drżącym głosem. 
- Może nie zabrzmi to dobrze, ale on już cię  nie pamięta. Testowaliśmy jego pamięć. Okazało się, że wie kim jesteś, ale nie ma pojęcia o tym co was łączyło od początku roku. To tak, jakby Nathaniel specjalnie wymazał te wspomnienia - wytłumaczył. 
 Szczęka Harry'ego utworzyła prostą linię, co nie specjalnie cieszyło Theo. Wiedział, że Potter jest chodzącym kłębkiem emocji, więc postanowił się po prostu zamknąć, aby niczego więcej nie palnąć. W przypływie swoich własnych emocji i uczuć przyciągnął Harry'ego do siebie i przytulił go najmocniej jak umiał. Podzielał jego smutek, chociaż nie do końca potrafił wczuć się w jego sytuację. Pomimo tego, że jego uczucia do Harry'ego uległy zmianie, wciąż uważał go za kogoś cudownego, kto powinien zaznać dużo szczęścia w swoim życiu. Nie potrafił zrozumieć dlaczego Potter musi przechodzić przez te wszystkie pieprzone sytuacje, a jego złość rosła w sile, kiedy poczuł jak ciało Gryfona zaczyna drżeć w jego objęciach. Mocniej do niego przylgnął i powiedział:
- Harry, nie wiemy co dzieje się z Draco, ale na pewno wszystko będzie dobrze. Obiecuje ci to, więc przestań się zadręczać. Za kilka dni będą święta; będziesz mógł pomyśleć i się uspokoić. Teraz masz mnie, Rona, Blaise'a i dziewczyny, więc pamiętaj, że nie jesteś sam, ty głupi Gryfonie. 
Brunet pokiwał swoją głową, starając się zetrzeć łzy, które nieproszone wydostały się na powierzchnię jego skóry. Theo odsunął go na wyciągnięcie ręki i przekrzywił głowę. Wytarł nieszczęsne łzy i pochylił się, aby pocałować Harry'ego w czoło przyprószone wilgotną grzywką. 
Oboje nie wiedzieli, że Ron patrzy na nich zza zakrętu, wraz ze swoimi domysłami i powoli pękającym sercem.

***
Pansy, Blaise i Hermiona zostali razem z Draco w skrzydle, kiedy reszta towarzystwa wyszła. Ron poszedł poszukać Harry'ego i Theo, a Dumbledore z resztą opiekunów udali się na rozmowę. Jakby miało to w jakiś sposób pomóc Draco. Narcyza natomiast wróciła do domu, aby porozmawiać ze swoim mężem.
Całą trójką starali się wykrzesać z młodego Malfoya jakiekolwiek wspomnienia, jednak robili to na marne. Jedyne, co udało im się zrobić to zdenerwować blondyna, który miał już po dziurki w nosie wmawiania mu, że coś łączyło go z Potterem.
- Naprawdę nic nie pamiętam i, cholera jasna, przestańcie już! - oznajmił im ostro. - Naprawdę NIC mnie z nim nie łączyło, więc przestańcie bredzić i zachowujcie się normalnie.
- Draco... - mruknęła Pansy, kładąc swoją wypielęgnowaną dłoń na tę Draco. - Nie chcemy cię denerwować, ale nie wmówisz mi, że zupełnie nic nie pamiętasz.
Ślizgon warknął i przewrócił oczami.
- Pamiętam jedynie tyle, że ten pieprzony gnojek rzucił na mnie zaklęcie, bo o coś się pokłóciliśmy. To tyle. Zresztą, co Potter ma wspólnego ze mną czy Nathanielem?
- Ty nawet nie masz pojęcia, jak dużo - stwierdził Blaise, który był już zmęczony i wkurzony na swojego najlepszego przyjaciela.
- W takim razie słucham - oznajmił Draco i spojrzał chłodno na Zabiniego.
- Zacznę od tego, że ty za Potterem latałeś od cholernej czwartej klasy i już wtedy musieliśmy z Pans wysłuchiwać tego, jak to ty byś chciał wydupczyć Harry'ego Pottera na pięćdziesiąt różnych sposobów - zaczął, a Malfoy co chwilę otwierał usta, aby zaprzeczyć słowom Ślizgona. Spojrzał znacząco na Pansy mając nadzieję, że ta go poprze, jednak ona wyraźnie stała po stronie Blaise'a.
- Pieprzcie się i dajcie mi spać.
- Draco, my naprawdę chcemy jak najlepiej... - mruknęła Hermiona, starając się nie zdenerwować Ślizgona jeszcze bardziej.
- Granger, ty tutaj masz najmniej do gadania - stwierdził chłodno i potarł czoło. Świetnie, rozbolała go głowa.
- Nie mów do niej takim tonem! - warknęła Pansy, posyłając jadowite spojrzenie w stronę Draco.
- Pansy to nic, naprawdę. Może my rzeczywiście za bardzo naciskamy... - stwierdziła cicho Gryfonka i posłała swojej dziewczynie uspokajający uśmiech.
Parkinson chciała coś odpowiedzieć, jednak przestała kiedy do skrzydła wszedł Theo z Harry'm. Po Ronie nie było ani śladu, jednak to Harry przyciągał teraz ich uwagę.
- Jeszcze jego mi tutaj brakuje... - westchnął blondyn, jednak dla innych był to tylko cichy pomruk. Nawet Draco musiał stwierdzić, że  Potter wyglądał źle. Coś w jego wyrazie twarzy mówiło o zmęczeniu i rezygnacji. Podeszli razem do jego łóżka, przy czym Potter patrzył tylko w jednym kierunku, którym był Draco.
- Ty naprawdę nic nie pamiętasz? - zapytał ledwo dosłyszalnie.
- Nie, Potter. Nie pamiętam żadnej wspólnej chwili spędzonej z tobą, wybacz - stwierdził rzeczowo, przy czym jego głos wydawał się szczery. Jakby naprawdę było mu żal Harry'ego.
Sam Gryfon westchnął drżącym głosem zaciskając mocno swoje powieki. To bolało go bardziej, niż gdyby Malfoy zaczął z niego szydzić. Ta obojętność, którą go obarczył sprawiła, że jego oczy zapełniły się ciężkimi łzami, które powoli zaczęły spływać z jego policzków. 
- Obiecałeś, że ode mnie nie odejdziesz... że mnie nie zostawisz... - zaczął wymieniać czując, jak
emocje przejmują nad nim kontrolę. - Mówiłeś, że mnie kochasz... Kłamałeś?
Hermiona spojrzała ze strachem na swojego przyjaciela, a jej oczy też zaczynały wilgotnieć. Nienawidziła, kiedy Harry okazywał słabość i łzy. Bolało ją to, a widząc, że chodzi tutaj o jego miłość - miała ochotę zrobić coś bardzo głupiego.
- Potter, ja tego nie pamiętam! - oznajmił buntowniczo Draco, chociaż nawet na niego działały łzy Gryfona.
- Kłamałeś... o mój Boże, jaki ja byłem głupi... - zaśmiał się gorzko, przeczesując z roztargnieniem swoje włosy. Nie szkodziło, że zrobił to za mocno. Lepszy był ból fizyczny, niż ten, który wypływał razem z jego szlochem.
Pansy popchnęła Blaise'a żeby pobiegł po panią Pomrey, ażeby ta dała coś na uspokojenie Potterowi. Robiło jej się słabo, a kółko zbiorowego szlochu było czymś, co tolerowała tylko i wyłącznie w mugloskich książkach.
- Gdzie jest Ron? - zapytał nieświadomie Theo, a kiedy Pansy odpowiedziała mu, że wyszedł wcześniej, aby ich szukać, zmarszczył brwi.
Po chwili nie pozostało mu nic innego, jak łapanie Harry'ego, który upadł ciężko na swoje kolana.


*Lubię ten gif, chociaż nie powinnam ;;;*
*Dlaczego Emma jest taka śliczna?*

***

3 maja 2015

Słowa otuchy!

Ah, wpadłam tutaj życzyć wszystkim Drarrynisse, które mają jutro nieszczęsne matury, żeby myśleli pozytywnie, nie denerwowali się AŻ tak bardzo, no i żeby zdali, oczywiście~
Będę trzymać za Was wszystkich kciuki i mam nadzieję, że pójdzie Wam jak najlepiej!
Powodzenia i dajcie z siebie wszystko!
Nie zaśpijcie, weźcie dobre długopisy, ubierzcie się wygodnie i jeszcze raz myślcie pozytywnie!
Cholera! Powalcie ich na kolana! /mająca dobre myśli Kummie