12 lutego 2014

ROZDZIAŁ III

Macie część III, która jest niestety wyjątkowo krótka...
Życzę miłego czytania i proszę o komentarze! 
Ps. Kolejnej notki możecie spodziewać się w niedzielę~~  /Kummie

***

Stacja King Cross.
Harry wraz z przyjaciółmi i rodzicami Rona deportowali się na peron 9 i ¾. 
Kiedy Hogwart Express szykował się do wyjazdu, pożegnali się z państwem Weasley i wsiedli do pociągu z zamiarem znalezienia wolnego przedziału. Po długich poszukiwaniach w końcu Ron oznajmił, że znalazł dla nich coś wolnego.
- No, to ja z Hermioną idziemy na spotkanie prefektów - dodał zostawiając swoje rzeczy i wychodząc powoli z przedziału. Za nim udała się Hermiona, zaczytana już w lekturze. 
Harry i Ginny zostali sami, jednak po chwili za szybą drzwi zobaczyli Lunę i Nevilla, którzy pomachali im ochoczo i weszli do przedziału. Luna była ubrana w tęczową tunikę, oraz rajstopy w paski i o ile Harry się nie mylił zamiast kolczyków miała wiśnie. Neville, który wydał się Harremu, jakoś szczególnie odmieniony,  miał natomiast założony zwykły t-shirt, a na to zarzucił marynarkę. Longbottom usiadł koło Harrego, a Luna przysiadła się tuż koło swojej przyjaciółki, wciąż przypatrując się czemuś za oknem.
- Jak wam wakacje minęły? – zapytała Ginny, spoglądając na nowych przybyszów.
- Ja pojechałem z babcią do Szkocji do jej ciotecznego brata. Wiecie taki starszy pan, ale historie opowiadał cudowne! Potem parę razy pojechałem do Luny i odwiedziłem rodziców – odpowiedział ochoczo Longbottom. Harry stwierdził, że Neville chyba wyprzystojniał. 
 - Luna, a ty? - dopytał.
- Ja z tatusiem poszukiwaliśmy nowych, magicznych stworzeń – powiedziała tylko. Harry i Ginny pokiwali głowami, nie dopytując o więcej.
Po paru minutach ciszy, do przedziału wparowała wkurzona Hermiona, która rzuciła książką na fotel. Za nią wszedł przybity Ron. Zielonooki spytał się o co chodzi.
- O co chodzi, o co chodzi?! Ty się pytasz? Ta wredna, biała fretka została Prefektem Naczelnym w Slytherinie! A u nas?! Nikt nie może zostać! - powiedziała czerwona na twarzy Hermiona.
- Co? Dlaczego? – zapytał wstrząśnięty Harry.
- Profesor McGonagall stwierdziła, że mamy wybrać kogoś innego... mamy podać jej kandydatów do końca jazdy  – powiedział Ron drapiąc się po nosie.
- I co z tym niby zrobicie? Kogo wybierzecie? – zapytała Ginny.
- Nie wiem. Dodała jeszcze, że ma to być ktoś z naszego roku - powiedziała Hermiona, a po chwili walnęła się otwartą dłonią w czoło – Wiem! Ron co ty na to, żeby Prefektem Naczelnym został Harry?
- Przecież Harry jest już kapitanem drużyny... - stwierdził niepewnie Neville. Brunetka chwilę zapatrzyła się na Longbottoma, jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu.
- Ale Malfoy też, prawda Harry? – zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha Hermiona.
- No niby jest... ale co z tego? Nie chce zostać Prefektem Naczelnym! – zaprotestowała Harry. 
- Harry! Przecież zawsze o tym marzyłeś, prawda? – zapytała zdeterminowana.
 - No taak... - mruknął Harry. - Ale ja prefektem naczelnym? Chyba żartujesz. Prędzej Malfoy wyszedł by do świata mugoli - dodał zdesperowany.
- Przestań! Idę do profesor McGonagall jej o tym powiedzieć! Dalej Ronald rusz się! – dokończyła i pędem ruszyła do przednich przedziałów, a za nią poszedł kręcący tylko głową Ron.
- Co to było? – zdziwił się Neville.
 - Jak to co? Zdaje się, że mamy nowego Prefekta Naczelnego! – ucieszyła się Ginny. Usiadła Harremu na kolanach i mocno go przytuliła. Brunet był zaskoczony jej spontanicznym zachowaniem, jednak z wrażenia nie protestował. 
Po chwili  zauważył, że KTOŚ pokazuje mu, że ma wyjść na korytarz. Nikt poza nim GO nie widział, więc odchrząknął  i powiedział do przyjaciół, że musi iść się przewietrzyć. Ginny zamrugała zaskoczona, ale zeszła z kolan Harrego.
Gdy wyszedł, rozejrzał się po korytarzu pociągu czy nikogo nie ma. Nie wiedział dlaczego to robi, ale dziwnie by się czuł, gdyby ktoś wiedział, że rozmawia z Malfoyem. Jak przewidział nikogo tam nie ujrzał oprócz pewnego, bardzo przystojnego arystokraty.
- Gratuluję bycia Prefektem Naczelnym Harry - powiedział Draco z szelmowskim uśmiechem. Harry zmrużył oczy i stanął naprzeciw niego.
- Skąd o tym wiesz? – zapytał. Stali między dwoma przedziałami. Malfoy pochylił się do Pottera tak, że brunet poczuł jego oddech na szyi. Potterowi zaschło w gardle.
 - Magia - szepnął blondyn i powrócił do poprzedniej postawy. Stał oparty o ścianę z założonymi rękoma, jednak uśmiech nie schodził mu z mlecznobiałej twarzy.
Harry musiał opanować drżenie głosu, a następnie odpowiedział.
- Tak, tak ja wiem jaka magia. A tak szczerze? – podniósł jedną brew do góry.
- Potter, jestem w Slytherinie... - powiedział, jednak na widok miny Harrego przewrócił oczyma i dodał:
– Spryt? Po prostu wmówiłem McBrzydkiej, że ani Szlama, ani Rudy nie nadają się na Prefekta Naczelnego i, że mają wybrać kogoś innego. A to było do przewidzenia, że wybiorą ciebie.
Harry zastanawiał się chwilę.
– Ale co ci z tego, że zostanę Prefektem? – Pociąg wjeżdżał do tunelu, więc zrobiło się ciemno. Harry zupełnie nic nie widział, ale poczuł, że ktoś obejmuje go delikatnie poniżej pasa, a następnie całuje w szyje. Harry odchylił szyję i zamknął oczy. O cholera, pomyślał.
- Są sprawy, o których nikt nie musi wiedzieć, do zobaczenia w szkole, Harry. – Zielonooki poczuł, że nacisk zelżał, jednak nadal czuł cudowne, męskie perfumy i mrowienie na szyi. Dopiero potem spostrzegł, że wstrzymuje oddech. Wypuścił je głośno.
- Harry? Co ty tu robisz? – usłyszał kobiecy głos i po chwili otworzył oczy. Rozejrzał się po korytarzu, aż zobaczył błysk jasnych włosów, dopiero potem powrócił wzrokiem do Hermiony i Rona.
 – Chciałem się przewietrzyć  – powiedział, przygryzając wargę. Hermiona najwyraźniej też zauważyła coś w oddali, ponieważ zmarszczyła brwi i przyjrzała się przez chwilę Harremu.
Weszli razem do przedziału i Ron ogłosił dobre wieści brunetowi, który od teraz ma tytuł Prefekta Naczelnego i Kapitana oraz Szukającego w Gryffindorze. 
Resztę podróży spędzili na rozmawianiu o wszystkich czekających ich niespodziankach i zmianach, które czekały na nich w Hogwarcie.
Po przyjedzie na Stację Hogsmade, szybko założyli nowe szaty, a Harry spostrzegł, że na jego już widnieje odznaka Prefekta. Uśmiechnął się pod nosem.
 – Z tego względu, że chcę się przekonać jak to jest być Prefektem wy już idźcie, a ja przejdę się po pociągu  – zagadnął Rona i Hermionę. Tamci spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami wychodząc z przedziału.
Harry zaczął swoją przechadzkę po pociągu wiedząc, że ma aby parę minut na to, aby zdążyć na powóz.
Szedł po korytarzach zaglądając do każdego przedziału i zasłaniając różdżką rolety. W przed ostatnim przedziale natknął się na Prefekta Naczelnego i Kapitana oraz Szukającego Slytherinu. Stał on odwrócony plecami do wejścia i przyglądał się nieobecnym wzrokiem czemuś za oknem. Harry podszedł po cichu do Draco i wtulił się w niego, całując go w szyję po prawej stornie – tak jak Malfoy zrobił to wcześniej
 Harry nie wiedział czemu to robi, jednak sprawiło mu to przyjemność. Blondyn wzdrygnął się lekko, ale kiedy kontem oka zobaczył z kim ma do czynienia - rozluźnił się. Myślał, że to, któraś z tych napalonych Puchonek. Draco odchylił szyję na lewą stronę, aby dać Potterowi większy dostęp do jego wrażliwego miejsca. Całował go namiętnie, ale bardzo nieśmiało. Smokowi na pewno zostaną ślady w postaci malinek. Blondyn mruknął cicho, co dało zachętę Wybrańcowi. Całował go coraz wyżej dojeżdżając do łuku szczęki. Draco odwrócił się przodem do Harrego.
- Dlaczego to robisz? – zapytał. Potter uśmiechnął się pod nosem.
- Są sprawy, o których nikt nie musi wiedzieć – szepnął cicho. Smok na te słowa uśmiechnął się, jednak po chwili stał się poważny
- Wiesz, że to nie ma przyszłości? – zapytał. Harry zmarszczył brwi i pokiwał głową, po chwili jednak dodał.
-  Może i nie ma przyszłości i sensu, ale moje życie od dawna jest... inne. – Draco spojrzał głęboko w oczy Harrego. 
Wtedy ich usta złączyły się w ich pierwszym pocałunku. Był to  krótki pocałunek, w którym dało się wyczuć ciekawość i nieśmiałość. Ot, niewinni skradziony pocałunek.
- Co my robimy? - zapytał poruszony Harry, jednak wciąż patrzył na usta Draco.
- Nie wiem... - powiedział zdezorientowany Draco po chwili, jednak westchnął z rezygnacją i dodał – Przepraszam...Nie wiem dlaczego TO się stało, ale podobało mi się. Nikt chyba tak na mnie nie działał - odparł Draco z szelmowskim uśmieszkiem. Harry na te słowa poczuł rozchodzące ciepło w okolicach klatki piersiowej. 
– Mam pytanie. Mógłbyś to powtórzyć? – zapytał Draco z uwodzicielskim uśmiechem. Harry wykonał to natychmiast, co blondyn przyjął z satysfakcją. Gdy oderwali od siebie usta uśmiechnęli się nieśmiało i ruszyli w stronę wyjścia. Kiedy dotarli przed wyjście pociągu Draco zatrzymał ręką Harrego. 
-Wiesz, że nikt nie może się o nas dowiedzieć? – zapytał, a Harry pokiwał głową czując się lekko urażony. Draco widząc jego grymas na twarzy, dodał pospiesznie, łagodniejszym głosem  – NA RAZIE,  nikt niech lepiej o  tym nie wie - Brunet westchnął i pokiwał ponownie głową. Blondyn widząc, że znów nie udobruchał kochanka pocałował go w usta. Gdy Draco w końcu puścił Harrego, wyszli na stację. W samą porę, ponieważ chwilę później pociąg ruszył w drogę powrotną. 
 Spojrzeli na siebie i każdy przybrał swoją normalną minę. Ruszyli w kierunku bramy frontowej, zaplątani w swoich myślach. Szli blisko, raz po raz ocierając się o siebie. 
Harry nie mógł uwierzyć jak potoczyło się jego życie. Z dnia na dzień było coraz bardziej zaskakujące. Kiedyś był wrogiem Dracona, a raz się z nim... całował.
Potter był zdziwiony, że młody mężczyzna mógł tak na niego działać. Zawsze preferował dziewczyny, jednak teraz? Teraz stwierdził, że wcale mu nie przeszkadza taki rodzaj kontaktów z kimś tej samej płci. Może było to nieodpowiednie, ale usta i sam dotyk Malfoya, był czymś zupełnie innym niż to, co przeżył kiedykolwiek.
Lekko zarumieniony dotarł do powozu i spojrzał przelotnie na Draco wyłapując pojedynczy kontakt wzrokowy. Wsiadł do powozu i zajął miejsce obok Rona wypuszczając cicho powietrze z ust.
- Co tak długo cię nie było? – zapytała Hermiona, patrząc jak Draco wchodzi do swojego powozu. 
- Rozmawiałem z Dra...Malfoyem  – powiedział wymijająco. W powozie zrobiło się wyjątkowo cicho. Harry spojrzał na swoich przyjaciół i z miny każdego wywnioskował, że wszyscy są lekko zszokowani.
- No, nie mówcie mi, że nie mogę z nim rozmawiać...
- Harry? Dobrze się czujesz? A kto uważa Hermionę za Szlamę?- zapytał retorycznie Ron, a Hermiona spojrzała na niego oburzona. - Kto mnie i Ginny uważa za Zdrajców Krwi? Harry bez jaj, że rozmawiałeś z tym parszywym gnojkiem! – dodał wkurzony Ron.
- Na Merlina... Ja aby z nim... r-rozmawiałem! Przecież już jest po Bitwie i wiele rzeczy się zmieniło... Wyluzuj, Ron! - powiedział równie wkurzony Harry.
- Ej! Proszę Was! Koniec tematu! – stwierdziła Ginny, na co obaj chłopcy prychnęli i odwrócili się plecami do siebie. 
Przez całą podróż nikt nie więcej się nie odezwał.

***


8 lutego 2014

ROZDZIAŁ II

***

   W przedostatni dzień wakacji, podczas śniadania, do kuchni wleciały sowy niosące listy z
Hogwartu. Jak co roku mieli oni mieszane uczucia, bo w końcu ich laba, po raz kolejny miała się zakończyć.  
Zaraz po posiłku, po uzgodnieniu wszystkiego z panią Weasley, deportowali się na ulicę Pokątną, gdzie musieli kupić nowe podręczniki i przybory. W międzyczasie Harry stwierdził, że
nowa szata i strój do Quidditcha również mu się przydadzą, bo z tamtych po prostu wyrósł. Potter chcąc, nie chcąc usłyszał rozmowę wujostwa, którzy rozmawiali o ich małych problemach finansowych. Mimo tego, że pan Weasley dostał o wiele lepszą posadę i jego zarobki również znacząco wzrosły, to jednak książki są niemałym wydatkiem, nie mówiąc już o potrzebnych przyborach i ubraniach, które Ronowi i Ginny również się przydadzą.
Widząc, że jego skrytka w banku Gringotta wciąż ma w sobie dużo (za dużo) galeonów, stwierdził, że z chęcią zrobi swoim przyjaciołom mały prezent w postaci strojów do Quidditcha.
W niemałym upale i tłoku ruszyli w stronę salonu Madame Malkin, gdzie ku ich radości nie było tłoku. Po swojej przymiarce, Harry po cichu poprosił szwaczkę, aby ta potajemnie zmierzyła również jego rudych przyjaciół, mówiąc jej, że ma to być dla nich niespodzianka. Sama pani Malkin tylko uśmiechnęła się zrozumiale, ciesząc się na większy zarobek. A kiedy po długim czasie oczekiwania w końcu mógł odebrać swoje zamówienie, Ron i Ginny byli strasznie zdziwieni, dlaczego Harry płaci taką sumę za dwa stroje.
Zielonooki, wziął torby i razem z nimi wyszedł ze sklepu, rzucając szybkie pożegnanie. Zaraz gdy wyszli przed sklep Harry przystanął i spojrzał na swoich przyjaciół z wielkim uśmiechem.
- Wybaczcie, ale ja waszych strojów nosić nie będę - powiedział, wręczając Ronowi jedną wielgachną siatę.
Ron i Ginny spojrzeli na siebie zdziwieni, posyłając pytający wzrok Harry'emu.  
- Jakich strojów? – zapytała w końcu Ginny. Wzięła torbę od swojego brata i otworzyła ją, wyjmując z niej quidditchowy strój z pięknym godłem Gryffindoru na piersi. Zmarszczyła brwi i włożyła strój z powrotem.
- Nie mogę tego przyjąć - odpowiedziała tylko, wyciągając rękę z pakunkiem w stronę Pottera.
- Mam to w nosie, macie prezenty ode mnie i macie je przyjąć  - stwierdził stanowczo brunet, odsuwając się od wyciągniętej ręki Gryfonki.
- Harry, my naprawdę nie możemy przyjąć tych strojów - dodał zmieszany Ron, drapiąc się po głowie.
- Chciałem wam w jakiś sposób po prostu podziękować, a wiem, że wasze poprzednie stroje są już nieco znoszone.
W końcu po wielu namowach podziękowali Potterowi, jednak nie kryli swoich obaw przed swoją mamą, która po prostu może stwierdzić, że to zupełnie niepotrzebne,
- O nią się nie bójcie. Chyba mam na tyle dobry dar przekonywania, że uda mi się ją jakoś urobić - przyznał Harry i wymownie podniósł obie brwi, ruszając nimi parokrotnie.
Przyjaciele parsknęli serdecznym śmiechem, a Harry odetchnął z ulgą.
- Wiesz, jak zrobiłeś tę minę to trochę zacząłeś mi przypominać Malfoy'a - parsknął Ron klepiąc Gryfona po plecach.
Harry skrzywił się trochę, ponieważ ni stąd, ni zowąd, przypomniał mu się sen i to w jaki sposób musiał się pozbyć pewnego problemu, który go nawiedził tego ranka. 
Od komentarzy uratowała go pewna brązowowłosa dziewczyna, która doskoczyła do nich, strasząc Rona, który z przerażoną miną spojrzał na Hermionę. Chciał wyraźnie coś powiedzieć, jednak dziewczyna uprzedziła jego długą tyranię na temat straszenia ludzi, całując go delikatnie w usta. Następnie podeszła do Pottera i uściskała go mocno, mówiąc, że bardzo cieszy się z jego widoku. Ginny była następna w kolejce i niedługo po ich uścisku, dziewczęta rozpoczęły rozmowę, której chłopcy pewnie by nawet nie zrozumieli.
Harry i Ron przewrócili tylko oczami i zgodnie ruszyli w stronę księgarni "Esy i Floresy", która była następna na ich dzisiejszej liście miejsc do odwiedzenia. 
Gdy przeszli już połowę drogi dobiegły do nich dziewczyny, które wciąż żywo o czymś rozmawiały. 
- Idziecie po książki, tak? - zapytała po chwili Hermiona lekko dysząc. Harry potwierdził głośno, a Ron tylko przytaknął, szukając listy książek po swoich kieszeniach. 
 - Na Merlina... to chyba jakiś żart! - stwierdziła Ginny, widząc parometrową kolejkę, która wychodziła aż za próg wejścia.
 - No świetnie - jęknął Ron, wzdychając głęboko. - Trochę sobie tu postoimy.
Mieli wrażenie, że kolejka zamiast maleć wciąż rosła, a słońce, które namiętnie na nich padało potęgowało ich zirytowanie.
 - Myślę, że zaraz się tutaj ugotujemy - powiedział nagle Harry, wycierając kropelki potu ze swojego czoła. - Idźcie proszę po jakieś lody, bo zaraz tutaj wyparujemy. Ja stawiam.
- Harry ma rację, jeżeli zaraz nie zjemy czegoś zimnego to dostaniemy udaru od środka - stwierdziła rzeczowo Hermiona i wzięła pieniądze, które dał jej Potter.
 - Poradzisz sobie? Postaramy się szybko wrócić, ale chyba kolejka będzie tak samo długa jak tutaj - powiedział Ron, stając na palcach aby dostrzec cokolwiek znad zbiorowiska ludzi. 
Harry pokiwał głową i kazał im już iść. W końcu im szybciej pójdą, tym szybciej wrócą z pysznie chłodnymi lodami.
Przyglądał się, jak jego przyjaciele oddalają się w stronę Lodziarni Floriana Fortecue’s i westchnął.
Harry ostatnim czasem lubił być sam, co pozwalało mu pogrążać się w swoich myślach. Dzisiaj było to jednak trochę utrudnione ze względu na to, że mijani go ludzie zwracali na niego uwagę, pomimo tego, że tego ranka starał się ukryć swoją bliznę szczególnie mocno. Najwyraźniej z marnym skutkiem, stwierdził ponuro.
W zamyśleniu przyglądał się wystawie sklepowej, na której widniały lewitujące książki. I o ile Harry dobrze widział były to książki tej głupiej dziennikarki Skeeter. W pewnym momencie poczuł jak ktoś uderza w jego plecy całym naporem ciała i gdyby nie jego refleks, w tamtym momencie już by leżał na twardej ziemi. Zanim się obrócił, doleciał do niego zapach męskich perfum, a chwilę potem usłyszał głos, którego bardzo chciałby uniknąć. Jęknął w myślach powoli się odwracając. 
- Jak ty chodzisz człowieku? Nie nauczono cię takiej prostej rzeczy? - prychnął Draco Malfoy do jakiegoś mężczyzny lekko po trzydziestce, który kulił się pod spojrzeniem młodego Ślizgona.
Harry przyglądał się tej scenie przez dłuższą chwilę, jednak po chwili skupił się na postaci samego Draco. Jego prawie białe włosy były w dziwnym nieładzie, tak jakby tym razem nie użył żadnego żelu czy zaklęcia, co Harry stwierdził niechętnie, mu pasowało.
Oczy Draco były trochę podkrążone, jednak jego strój wciąż był nienaganny, czarna szata zarzucona na pastelowo-niebieską koszulę. Spodnie natomiast, o dziwo, były zwykłymi zwężanymi jeansami, co w wyglądzie Dracona nie zdarzało się często. Było to strasznie dziwne mugolsko-czarodziejskie połączenie, które podświadomość Pottera uznało za idealne.
Zielonooki Gryfon nie mógł oderwać swojego spojrzenia od młodego Malfoy'a, za co karcił się mentalnie i dopiero w momencie, kiedy to blond włosy chłopak podniósł wzrok na niego, Harry urwał się z trasu.
Chcąc nie chcąc zmieszał się lekko, ponieważ nie był do końca pewny jak jest dziś ubrany, a bardzo nie chciał wyjść przy Malfoy'u na flejtucha. Spojrzał w dół z cichym westchnieniem i stwierdził, że mogło być o wiele gorzej. W końcu nigdy jakoś specjalnie nie mógł dbać o swój wygląd, a jak już miał pieniądze wolał je przeznaczyć na strój do Quidditcha niż ubrania na co dzień.
Harry miał na sobie zwykły czarny t-shirt i szare zwężane spodnie. Jedynym urozmaiceniem były białe trampki, które za namową Ginny, kupił w mugolskim sklepie, kiedy byli odwiedzić Hermionę.
Malfoy uniósł kącik swoich ust i zwrócił się do Harry'ego.
- Dzień dobry, Potter. Gdzie twoi, tak zwani przyjaciele?
- Widzisz Malfoy, chwilowo nie mam swojej świty, ale twojej też nigdzie nie widzę - odpowiedział, starając się jednocześnie aby brzmiało to w miarę wyniośle. Nie był pewny czy mu się udało, ale widząc uniesioną brew swojego rozmówcy był przekonany, że ten chociaż się zdziwił.
 - Harry Potterze - powiedział, a jego szare oczy przyciemniły się. - Nie mam potrzeby ciągłego przebywania z nimi, ale muszę stwierdzić, że twój język się wyostrza. To dobrze - powiedział Draco, a Harry łagodnie się zarumienił, bo był to pierwszy komplement jaki kiedykolwiek usłyszał od blondyna. 
- Poszli po lody - kiedy Draco zmarszczył brwi, Harry dodał pospiesznie - W sensie Hermiona, Ginny i Ron. Poszli po lody.
- No cóż nie powiem niezłe upały. Jak długo tu czekasz? - zapytał niezręcznie Draco, stając bliżej Harry'ego. Przez przypadek otarł się swoją dłonią o dłoń bruneta, na co oboje odskoczyli od siebie, czując dziwny dreszcz przepływający przez ich ciała.
Harry odchrząknął, nie mogąc wydusić żadnego słowa, ponieważ nagle zaschło mu w ustach.
- Jakieś dobre dwadzieścia minut, ale kolejka wcale się nie zmniejsza - odpowiedział w końcu po długim czasie niezręcznej ciszy.
- Oj Potter, czegoś cię nauczę. - uśmiechnął się po dracowemu, na co Harry znów nabrał rumieńców. 
Draco doszedł do wniosku, że podoba mu się ten rumieniec i obiecał sobie w duchu, że będzie starał się, aby częściej się tam pojawiał.
Minęła chwila, a twarz Draco znów nabrała tego arystokratyczno-dupkowatego wyrazu twarzy.
Harry natomiast obiecał sobie, że koniecznie musi nauczyć się tej miny.
Blondyn obrócił się ku wejściu, jednak jego prawa dłoń była wyciągnięta w stronę Pottera. Harry złapał ją niepewnie, nie wiedząc czy o to chodziło Draconowi i wszedł za nim do księgarni.
- Potter, to tylko po to, żebyś się nie zgubił - powiedział Ślizgon, podnosząc ich ręce do góry.
Harry pokiwał głową i podążył za nim, mając nadzieję, że Draco nie czyta mu w myślach.
Obserwował go. Widział jak chodzi ze szlachecką postawą i jak rzuca pogardliwe spojrzenia osobą które kazały mu się nie pchać. Potem widząc z kim mają do czynienia - odchrząkują i mówią litanie niechętnych przeprosin. Bądź co bądź skaza w postaci rodziców/byłych Śmierciożerców robiła swoje. Kiedy widzieli Pottera i ich złączone ręce, nic nie mówili, bo albo bali się reakcji blondyna, albo po prostu mają szacunek do samego Pottera, ponieważ mówią mu ciepłe przywitania.
Tak podążali aż do miejsca gdzie było wystarczająco dużo miejsca dla nich obu. Malfoy jakby nie pamiętając, że ich ręce są złączone zaczął szukać różdżki po kieszeniach, jednak Harry był szybszy i wyjął różdżkę, która zaczepiła o szatę Dracona, z tylnej kieszeni. 
Draco spojrzał na niego i kiwnął mu głową w podzięce.   
- Dzięki, Potter - dodał, a Harry myślał, że zemdleje. Czy ten dzień mógł być lepszy? - Więc, co tam jest na liście?
Harry zaczął szukać swojego listu w tylnych kieszeniach, jednak tym razem to Draco był pierwszy i z lewej przedniej kieszeni wyciągnął kartki pergaminu.
- Dzięki - mruknął, mając nadzieję, że Malfoy tego nie usłyszał. Odebrał kartki od Ślizgona i odchrząknął - Ja czytam, ty szukasz? 
- Pasuje - odparł lekko blondyn odchodząc do regału z książkami, a co się z tym wiązało - wziął również swoją rękę, która pozostawiła ciepłe uczucie na dłoni Pottera.
- Hmm..więc tak: Standardowa księga zaklęć- stopień siódmy, Eliksiry dla zaawansowanych - Harry prychnął, na co Draco spojrzał z politowaniem. -  Sylabariusz Spellmana, Poradnik transmutacji dla zaawansowanych - Draco dał tutaj popis ciekawych synonimów określających ten przedmiot, a Harry niestety nie mógł się z nim nie zgodzić.
- Runy dla zaawansowanych, Konfrontacja z bezimiennymi, no to będzie na tyle. Cholera - zaklął Harry widząc tylko dwa stosy tych samych książek. 
– Zapomniałem, że mam wziąć książki też dla Hermiony, Rona i Ginny! Draco... znaczy Malfoy, znasz jakieś zaklęcie powielające? – zapytał niepewnie Harry drapiąc się po karku.
- Taa...Coś  chyba pamiętam. Nie wiem? Geminio?
- Chyba może być... Zrobisz dwa duplikaty? A ja poszukam książek dla Ginny – oznajmił Harry i nie zważając na protesty blondyna poszedł do działu z książkami dla szóstego roku.
Gdy przyszedł, zobaczył cztery takie same stosy książek. Uśmiechnął się szeroko do Malfoya.
- Dzięki wielkie! Jestem ci coś dłużny! – obiecał. Draco uśmiechnął się łobuzersko.
- Trzymam za słowo Potter. Poczekam na odpowiedni moment.
Harry wziął różdżkę Malfoya (nie, nie dlatego, że chciał zobaczyć jego reakcję, ale dlatego, że była na wierzchu) i wyczarował dwa równe krzesła i dwie szklanki soku dyniowego.
 – Dzięki Potter, ale nie przepadam za sokiem dyniowym. Wolę pomarańczowy –  powiedział Draco i popatrzył z powątpieniem na dwie szklanki, jednak na krześle usiadł z chęcią. 
Zielonooki westchnął i przewrócił oczami, ale wyczarował szklankę soku pomarańczowego bez słowa. Blondyn zdziwił się zachowaniem Harrego, jednak podziękował, co zauroczyło Pottera niezmiernie. Gdy w ciszy popijali soki, Harry obserwował zza szyby czy czasem nie idą jego przyjaciele. W pewnym momencie poczuł na ciele, że ktoś się nie niego patrzy. Obrócił się w stronę Malfoya i podniósł brew.
– Wiem, że wciąż jestem popularny i powinienem się do tego przyzwyczaić, ale nie lubię jak ktoś mi się perfidnie przygląda – powiedział sarkastycznie Harry, a Draco wybuchł serdecznym śmiechem. 
Harry zdziwił się, jednak uśmiechnął się szczerze. Śmiech Draco był naprawdę miły dla uszu.
 - Samoocenę, to ty masz dużą, Potter, ale po prostu masz coś we włosach - stwierdził Draco i wyciągnął lewą rękę. Harry zobaczył, jak na jego nieskazitelnie jasnej ręce widnieje czarny znak. Odwrócił szybko wzrok i spojrzał wyżej na twarz Malfoya, która była wyjątkowo blisko. Jego zielony wzrok, skrzyżował się ze stalowoszarymi tęczówkami Draco. Zatracił się - zagubił się w jego spojrzeniu. Blondyn w końcu dosięgną do włosów Harrego i wyciągnął z nich białe piórko. Odwrócił wzrok na owe piórko, a po chwili zacisnął powieki. Usiadł cicho na fotelu, oddychając równomiernie. Potter zauważył, jak Draco zaciska pięści i w końcu zrozumiał zachowanie Malfoya.  
Szósty rok w Hogwarcie. 
Szafa.
Biały ptak.
Białe piórko.
To jedno cholerne białe piórko przywrócił tyle wspomnień, nad którymi Draco musiał pracować całe lato aby o nich zapomnieć. Harry przełykając ślinę, wstał i podszedł do Malfoya.
- Draco...? - zapytał niepewnie i cicho. - Wszystko w porządku...? – dodał, kładąc rękę na jego ramieniu. Blondyn podniósł głowę i spojrzał na Pottera. 
Kolejny kontakt wzrokowy. Harry widział dokładnie jak jego źrenice rozszerzają się. Zaczął podobać mu się ten stalowoszary pogardliwy wzrok, który o dziwo teraz był po prostu... zagubiony. Przełknął ślinę i mimowolnie spojrzał na usta blondyna.
- Harry! Mam lod... Malfoy? Co wy tu robicie? – zapytała zmieszana Ginny. Harry spojrzał szybko na Draco, który już przyjął swoją pogardliwą minę.
-Witam pannę Weasley – przywitał się blondyn, wstając i prostując plecy – Czy może już panią Potter?
- Nic. Ci. Do. Tego. Malfoy - syknęła. - Harry masz tutaj swoje lody – powiedziała Ginny, ignorując Smoka i uśmiechając się jednocześnie do Harrego.
- Dzięki, Gin. – powiedział Harry i spojrzał na  Draco, który mrużył oczy na rudą. Po chwili spojrzał na Harrego.
 – Dzięki... Harry, na mnie już czas – powiedział, czarując jedną ze stosu książek. - Do zobaczenia w szkole. Żegnaj Wiewióro – uśmiechnął się pogardliwie na Ginevrę, ale potem mrugnął szybko do Harrego.
- Cześć Draco, jasne do zobaczenia – odpowiedział tylko Potter i lekko się uśmiechnął.
- Harry...Ty rozmawiałeś z Malfoyem! I jeszcze przeszliście na TY? – powiedziała ruda i zrobiła wielkie oczy.
- No tak jakoś się złożyło... Pomógł mi dostać się do środka, bo chyba stałbym tam jeszcze ze dwie godziny – odpowiedział.  - A zresztą co was tak długo nie było? – dopytał szybko, ponieważ widział, że Ginny miała  już coś powiedzieć.
- Kolejki... A potem jeszcze, ktoś mnie popchnął i musiałam jeszcze raz iść kupić... Masakra totalna - westchnęła i przewróciła oczyma, przez co Harry zaśmiał się współczująco.
- A gdzie nasza zakochana para? - zapytał Harry, który wziął różdżkę i machnął nią tak, aby trzy stosy książek ruszyły za nimi. Kolejka notorycznie się zmniejszyła, co dało możliwość swobodnego ruszania się.
- Stoją na dworze. Hermiona doszła do wniosku, że chcę się opalić, a Ron chcę z nią zostać, bo widział gdzieś w pobliżu McLaggena, ale dali mi pieniądze i mamy zapłacić.
- To chodź. Weź mojego loda i daj mi pieniądze a ja pójdę zapłacić, okej? - zapytał Harry wręczając jej miętowego loda.
- Jasne - przytaknęła, zajadając swoje truskawkowe.
Po zapłaceniu za książki, Harry wraz z Ginny wyszli ze sklepu gdzie spotkali Rona i Hermionę.
- To jak deportujemy się do Nory, tak ? –zapytał Ron przeciągając się ospale.
- Taak - odpowiedzieli  zgodnie, wszyscy w równym stopniu zmęczeni. 

***
W Norze przybyli idealnie na obiad gdzie Ginny i Ron musieli powiedzieć o zakupie przez Harrego strojów do Quidditcha. Ciocia Molly nie przyjęła tego z entuzjazmem.
- Oj ciociu! - zaczął powoli Harry. - Powiedzmy, że to jest prezent ode mnie dla Gin i Rona, dobrze? I z góry mówię, że nie przyjmuję sprzeciwu! – powiedział stanowczo.
- Dobrze już dobrze Harry, ale te stroje są naprawdę drogie... Chyba droższe od szat szkolnych... - powiedziała ze zmartwieniem pani Weasley.
- Powiedzmy, że to jest takie podziękowanie za to, że mnie przygarnęliście... Chociaż tak mogę się jakoś odpłacić – powiedział Harry ze smutnym uśmiechem.
- Oh... Harry – westchnęła pani Weasley i przytulając go, szepnęła jeszcze. - Dziękuję ci.
Harry uśmiechnął się pod nosem, myśląc, że ta kobieta zastępuje mu matkę już od paru dobrych lat.

***
 Młody Malfoy leżał na marmurowej ławce w ogrodzie w Malfoy Manor. Zawsze lubił tu siedzieć i ukrywać się przed zewnętrznym światem. Spojrzał na zieleń rozpływającą się w całym ogrodzie i gdy przypatrywał się jednemu z krzaków, pomyślał o pewnej parze oczu.
Draco był zdziwiony, że tak bardzo podobało mu się spotkanie z Potterem. Zwłaszcza jego oczy. Przestała mu już nawet przeszkadzać ta cholerna blizna. Już dawno stwierdził, że dodawała Harremu ona pewnego uroku.
Ze smutnym parsknięciem stwierdził, że cały Potter ma w sobie urok. Nawet jego nieporadne ruchy i jego nietypowa nieśmiałość. Już w trzeciej klasie zaczynał zdawać sobie sprawę, że w jakimś sensie zależy mu na Harrym. Że zaczyna zauważać coraz to nowe szczegóły związane z jego wyglądem, czy charakterem.
Wiedział, że jeżeli nawet coś by go połączyło z Potterem to i tak, nie ma to sensu ani przyszłości. 
Jednak Wybraniec zawrócił mu w głowie...
Każda wolna minuta była przeznaczona dla Pottera. Myślał o nim, śnił o nim.
Ale nie. Nie mógł zawieść ojca i matki. Zawsze powtarzali mu 'Draco, chcemy być z Ciebie dumni' bla, bla, bla zawsze to samo. On nie chciał zawieść rodziców, jednak mała iskierka nie chciała dać za wygraną i wciąż podśpiewywała, że gdy będzie z Harrym będzie szczęśliwy.
 Draco zaśmiał się zgryźliwie w duchu. Czuł, że niedługo będzie mógł być autorem ckliwych romansideł. Nie, koniec.
Musi teraz skupić się na nauce. I to szczególnie jeżeli ma zamiar pracować w Ministerstwie.
Draco wbrew swojej woli, zaczął przypominać sobie swoje pierwsze spotkanie z Potterem. 
 Pierwsze spotkanie u Madame Malkin – blondyn uśmiechnął się na to wspomnienie. Nie wiedział wtedy kim jest ten chudy chłopak o kruczoczarnych włosach i cudnie szmaragdowo-zielonych oczach.
Następne. W pociągu. Gdy Harry odrzucił jego zaproszenie do grona jego znajomych poczuł nienawiść, ponieważ strasznie nienawidził odrzucenia. Nienawidził, gdy uważano go za gorszego od Szlam czy Zdrajców Krwi. Przez te parę lat ta nienawiść utrzymywała się w nim, jednak  potem – na siódmym roku - przerodziła się w sympatię... Gdy uratował go w Pokoju Życzeń. Był mu wdzięczny. Draco nie zniósłby tego, że jego matka musiałaby cierpieć... Kochał ją i nie chciał, aby coś jej się stało. Dlatego zgodził się zostać Śmierciożercą. Tylko i wyłącznie dlatego. Nie był z tego dumny. Jednak dla dobra rodziny, zrobiłby to co musiał. 
Wracając do Harrego - był mu wdzięczny nie o tyle, że go uratował, ale dzięki niemu Draco zmienił nastawienie do życia. Swoich przyjaciół nie traktował  już tak protekcjonalnie, ale z umiarkowanym szacunkiem. Oprócz Blaisego - Diabła zawsze ubóstwiał jako kumpla, bo zawsze umiał go rozśmieszyć do łez. Nawet z najgorszego dołka umiał go wyciągnąć.
- Draco! – Z rozmyśleń wyrwał go głos jego matki Narcyzy  – Draco chodź już bo obiad gotowy. Stała na marmurowej werandzie ubrana w zielonkawą suknie do kolan i białym fartuchu  – na ten widok Draco uśmiechnął się pod nosem i zawołał.
 – Już idę mamo! - Podszedł do swojej rodzicielki i przytulił ją. Był od niej sporo wyższy, toteż pocałował ją we włosy i ze śmiechem dodał – Bardzo ładnie ci we fartuszku.
Narcyza posłała mu karcące spojrzenie jednak w jej oczach czaiło się ciepło. Zagoniła go do salonu, gdzie czekał stół nakryty jedzeniem.
Malfoy Manor, było pałacem położonym w hrabstwie Wiltshire. Urządzony był w luksusie i ekstrawagancji. Na każdym kroku widać było, że dom jest rodziny z dużym majątkiem i historią, która była w Slytherinie od pokoleń. Malfoyowie zrobili w nim mały remont, ponieważ stary wystrój dawał niemiłe wspomnienia, związane z Voldemortem. Tak więc, gdy wchodziło się głównym wejściem, oczom ukazuje się korytarz, który wielkością można porównać z salą balową. Jest w kształcie kwadratu, ma ciemnozielone i białe marmurowe kafle na podłodze, natomiast sufit był biały i wysoki. Na ścianach porozwieszane były gdzieniegdzie obrazy, przedstawiające postacie z rodu Malfoyów. Po lewej stronie był biały marmurowy kominek połączony z osobną siecią Fiuu. Natomiast po prawej stronie były schody na piętro. Pokój Dracona znajdował się na piętrze od strony ogrodów. Blondyn miał własny balkon, a pokój był oczywiście jednym z największych. Był także skąpany w luksusie, jednak były tam porozwieszane szale i chorągiewki ze znakami Slytherinu - czyli pokój typowy dla prawdziwego,  młodego Ślizgona.
  Po obiedzie Draco poszedł się spakować. Spakował wszystkie  potrzebne książki, ubrania i ważne dla niego zdjęcia i dokumenty. Po wykonanej czynności poszedł polatać na miotle. Musiał mieć dobrą formę, ponieważ chciał zdobyć  puchar Quidditcha dla swojego domu. Mimo, że jak zwykle będzie walczyć z Gryfonami – czyli także i z Harrym, nie chciał dać mu za dużego pola do popisu. Na wieczór udał się do swojej osobnej łazienki na piętrze i  wykorzystał te ostatnie chwile przed wyjazdem na gorącą relaksującą kąpiel.

***


BĘDĘ OGROMNIE WDZIĘCZNA ZA JAKĄKOLWIEK OZNAKĘ ŻYCIA I TEGO, ŻE KTOŚ TEGO BLOGA CZYTA, BO NIE WIEM CZY WARTO WSTAWIAĆ DALSZE CZĘŚCI. TAKŻE KOMENTARZE! CZEKAM NA WAS!
Dziękuję za uwagę i do następnego! /Kummie

1 lutego 2014

ROZDZIAŁ I


***
Harry Potter siedział na werandzie przed Norą, rozmyślając o nadchodzącym ostatnim - siódmym już rokiem nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Razem ze swoimi wspaniałymi przyjaciółmi zdecydowali, że cholernym błędem byłoby zaprzestanie nauki tuż przed ostatnim rokiem.
Harry z Ronem woleli nie wspominać Hermionie, że przez długi czas myśleli, żeby dać sobie spokój z nauką.
Wszystko jednak się zmieniło, kiedy ich przyjaciółka powiedziała im, że Hogwart w tym momencie będzie najcichszym miejscem, które mogą sobie wybrać, po wojnie, której sława rozniosła się po wszystkich kontynentach.
Chcąc czy nie chcąc Harry Potter nie miał wyboru i musiał wrócić do szkoły, gdzie miał nadzieję na ostatni spokojny rok nauki.

Z zamglonymi oczami przypatrywał się spalanemu kawałkowi gazety, który Harry śledził przez ostatnią godzinę. Na stronie, która powoli zanikała w płomieniach ostał się tytuł, który błądził po głowie Pottera od czasu zobaczenia przez niego gazety.
Pod nagłówkiem, który sugerował wszystkim, że Potter zakończył w końcu wojnę z Malfoy'ami, znajdowała się ruchoma fotografia, przedstawiająca najmłodszego z rodu - Dracona i Harry'ego, którzy podając sobie dłonie, rzucają na siebie niepewne spojrzenia.
Przez sześć lat, walka pomiędzy tymi dwoma od zawsze była zacięta, jednak podczas Bitwy o Hogwart wiele się zmieniło. Wszelkie nienawiści poszły w zapomnienie, a oni przede wszystkim dorośli. Widok śmierci tak wielu bliskich im osób sprawiło, że każdy, kto brał udział w bitwie, chcąc nie chcąc stał się dojrzalszy.
Także oni odstawili swoje dawne sprzeczki i wyścigi i stali się młodymi mężczyznami, którzy dokonali wielkich czynów i wyborów.
Harry wzdrygnął się, łapiąc się na tym, że za dużo czasu poświęca na rozpamiętywanie przeszłości. Miał wrażenie, że przez wakacje, zbyt często zdarzało mu się myśleć o Draco. Sam do końca nie wiedział czy myślał o czymś konkretnym, czy może myślał o Ślizgonie ogólnie.
Powrócił do rzeczywistości i roztrząsając swoje myśli, wstał z betonowych schodów i spostrzegł, że zapadł mrok. Otrzepał mechanicznie swoje spodnie, a jego wzrok mimowolnie spoczął ostatni raz na blond włosy, które powoli zanikały w spalanym wycinku.
Pierwszym co usłyszał, gdy wszedł do salonu był cichy szloch. Chcąc nie chcąc wszedł w głąb pomieszczenia i przeszedł do kuchni, gdzie ujrzał rudą dziewczynę, która przypatrywała się jakiejś fotografii.
Podszedł powoli do Ginny i spoglądając znad jej ramienia, spostrzegł, że było to zdjęcie Freda, który robił głupie miny do fotografa. Harry miał wrażenie, że postać na zdjęciu próbowała pocieszyć Ginny.
Pomimo tego, że walka z Czarnym Panem zakończyła się jego klęską, wielu jeszcze opłakiwało straty w postaci bliskich osób. Harry na własnej skórze mógł się przekonać, jak wiele potrafi kosztować utrata ważnych osób. Było to niesprawiedliwe, że tak wiele niewinnych osób zostało zabitych w walce, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Potter wiedział najlepiej, jak czuje się teraz rodzina Weasleyów. Stracił rodziców, ojca chrzestnego i przyjaciół, którzy byli po jego stronie. Ból zawsze był ten sam i wiedział, że strata może złamać serce na pół.
Podszedł bliżej Ginny i położył jej dłoń na ramieniu. Wiedział, że ich dawna relacja nie będzie już taka sama, ale miał nadzieję na naprawę ich związku.
- Ginny..? C-czy wszystko w porządku? – zapytał nieśmiało.    
Gryfonka podniosła oczy znad zdjęcia i spojrzała na niego przekrwionymi od płaczu oczami
- Harry, jak... jak ma być w porządku, kiedy ktoś naprawdę ci bliski nagle umiera? - zapytała. - Jak ma być "w porządku", skoro jego tu już nie ma?
Harry milczał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w zapłakaną twarz Ginny.
- Przepraszam, Ginn. Wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja i wiem, że to cholernie boli, ale ból kiedyś zmaleje... Wciąż pozostanie, ale będzie go coraz mniej... - powiedział cicho, czując bolesne ukłucia w okolicy serca. Wziął głęboki oddech i ścisnął mocniej ramię Ginny.
- Jak ci mogę pomóc? - zapytał cicho. Ginny wstała i mocno przytuliła się do Harry'ego, wypłakując się na jego koszulkę.
- Ja po prostu nie mogę dopuścić do siebie tego, że jego już tutaj nie ma...Codziennie rano wstaję, mając nadzieję, że zobaczę go z George'em śmiejących się i robiących kolejne żarty... Ale jego już nie ma... N-nie ma...
- Oh Ginny... - Harry przytulił Gryfonkę mocniej do siebie, próbując przenieść jej ból na siebie. Oboje potrzebowali pocieszenia, które mogło pomóc w naprawieniu ich zakrwawionych serc. W pewnym momencie jednak Harry usłyszał skrzypienie drewnianej podłogi i uniósł głowę w poszukiwaniu źródła.
- Uhum... Peaszam, usz mie ni ma – powiedział Ron z miską płatków w ręce i łyżką w buzi. Ginny spojrzała nieobecnie na swojego brata i otarłszy łzy, odsunęła się delikatnie od Harry'ego.
- Dziękuję ci, Harry - powiedziała cicho i weszła na schody idąc do swojego pokoju. Potter spojrzał na swojego przyjaciela. Uśmiechnął się lekko, wzdychając.
- Jak to jest, że zawsze masz takie wejścia? - zapytał, samemu nie mogąc powstrzymać głupiego uśmiechu.
- Czo ches, przechesz, pszepłosziłem – odpowiedział rudzielec. Harry przewrócił oczami i zaśmiał się, idąc w stronę ich pokoju.


***
Zdejmując swoją koszulkę, spojrzał na lustro, patrząc zdegustowany na swoją klatkę piersiową. Widniały tam liczne zadrapania i blizny, które przy zbyt dużym wysiłku potrafiły otworzyć się, co powodowało krwawienie. Niestety, ani pani Weasley ani Hermiona, ani nawet pani Pomfrey nie potrafiły sprawić żeby rany zniknęły.
Przebierając się w luźną piżamę, Harry spostrzegł, że pomimo wczesnej godziny był już zmęczony.
To jednak nie było nic nowego. Od pewnego czasu Potter potrafił spać całe dnie. Pani Pomfrey wytłumaczyła mu, że jest to spowodowane stresem, którego doświadczył podczas wojny, a każde ciało reagowało na stres inaczej.

Wiedząc, że za mniej niż pół godziny mama Rona zawoła ich wszystkich na kolację, postanowił, że uprzedzi panią Weasley i powie jej, że dzisiaj też uniknie wspólnego posiłku. Nie chciał być niegrzeczny, wiedząc że kobieta od ponad miesiąca szykuje kolację dla wszystkich, mimo, że sama często przesiaduje do późna w Hogwarcie, pomagając nauczycielom i ochotnikom w odbudowie.
 Schodząc po skrzypiących schodach, chcąc nie chcąc, usłyszał rozmowę państwa Weasleyów, którzy mówili dosyć przyciszonymi głosami. Niestety akustyka w ich domu była zbyt dobra, aby ukryło szepty.
- Molly, nie musisz się niczym przejmować. Harry na pewno wszystko sobie układa teraz w głowie. Potrzebuje czasu, jak każdy.
- Och, ja to wiem, Arturze, ja doskonale o tym wiem, jednak zbyt często błądzi myślami. A o siedzeniu na osobności już nie mówię...
- Martwisz się na zapas. Poradzi sobie ze wszystkim, bo jest już dorosły, kochanie. Cała nasza gromadka już jest dorosła i naprawdę nie musisz się już niczym zamartwiać, bo już jest po wszystkim. Wszyscy są bezpieczni.
- Arturze, boje się jednak, że Harry wpadnie w towarzystwo, które może go zranić.
- Czy masz na myśli młodego Malfoya? - zapytał pan Weasley, a Harry niemal spadł ze schodów.
- Tak, zauważyłam, że często poświęca mu swoją uwagę. Wiem, że się pogodzili, jednak boję się, że rodzice Dracona, pomimo uniewinnienia, wciąż maczają palce w czarnej magii.
- A młody Malfoy również może to robić... - dodał zamyślony.
- Boję się, że pociągnie Harry'ego w złą stronę.
Potter nie chciał słuchać dalej tej rozmowy.
Zszedł głośno ze schodów, mając nadzieję, że rodzice Rona to usłyszą i przerwą swoją rozmowę.
- Dobry wieczór - powiedział cicho i ziewnął. Niestety było to udawane ziewnięcie. Od podsłuchiwania odechciało mu się spać, a i jego serce zaczęło bić jakby szybciej.
- Dobry wieczór, kochanieńki! - powiedziała lekko speszona pani Weasley i entuzjastycznie pomieszała w kotle, które pachniało zupą dyniową.
- Witaj Harry! - dodała głowa rodziny.
- Bry dzień, panie Weasley - odpowiedział ciepło Harry.
- Dzieciaku, dziwnie się czuje, że po tylu latach nadal mówisz nam na 'per pan, per pani'. Może czas to zmienić?
Molly spojrzała czuło na swojego męża, a potem na Harry'ego kiwając potakująco.
- Byłabym zachwycona, gdybyś mówił mi ciociu, Harry - powiedziała, a po ciele Gryfona rozlało się ciepło, którego nie czuł od wielu lat. Ledwo wydusił z siebie słowa potwierdzenia, kiedy to jego ciocia podeszła do niego i zgniotła go w niedźwiedzim uścisku.
- Ciooociu-uu.
- Molly, kochanie, bo zaraz go udusisz! - dodał pośpiesznie jego nowy wuja, a Harry uśmiechnął się w podziękowaniu.
- Ja chciałem tylko powiedzieć, że dzisiaj też położę się wcześniej spać, jeżeli to nie problem oczywiście.
 - Tylko jeżeli weźmiesz sobie świeżego soku marchwiowego, który zrobił Artur, tą nową sokowirówką, którą nam dałeś - stwierdziła rzeczowo.
- Z wielką chęcią, pani... ciociu.
Szybko nalał sobie soku, widząc jak pan Weasley szykuje się, żeby zacząć gorącą rozmowę na temat mugolskiej sokowirówki, która podbiła jego serce.
Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, Harry już był na schodach życząc im miłej i spokojnej nocy.

Będąc w pokoju wziął kilka sporych łyków soku, który był naprawdę pyszny i ułożył się w wygodniej pozycji, którą ciężko było znaleźć. Przez wakacje udało mu się wyhodować kilka centymetrów, wiedząc, że na więcej już liczyć nie może.
Był jednak przyzwyczajony, że łóżka, na których zdarzało mu się sypiać były o wiele za małe. W końcu przez jedenaście lat swojego życia spał pod schodami, gdzie zmieściłby się duży pies.
A łóżko dostawione równolegle do łóżka Rona było niemal luksusem.
Sen, który zmorzył go niedługo potem był zawiłym labiryntem wspomnień, które wracały do niego każdej nocy.
Dzisiaj znalazł się w Pokoju Życzeń, które znów zalewało się pożogą. Znów miał Malfoy'a z tyłu swojej miotły i znów czuł mocny uścisk, który był oznaką strachu. Za każdym razem miał jednak wrażenie, że uścisk na biodrach był dosyć... czuły. Niemal pieszczotliwy i pewnie gdyby nie sytuacja, w której wtedy byli, Harry bałby się, że emocje, które by nim władały byłyby dla niego zgubne.
Z każdym dniem myślał o bitwie coraz bardziej. Coraz bardziej myślał też o Draconie, który wbrew pozorom odegrał cholernie trudną rolę.
I Harry w końcu zaczął to dostrzegać.


***