29 czerwca 2014

ROZDZIAŁ XVII

Przepraszam, że tak późno, ale Tumblr to zło, które potrafi zatrzymać człowieka na długo... >.< 
Matko... To już XVII rozdział! Nigdy nie sądziłam, że wytrwam przy pisaniu jakiegoś opowiadania do takiego momentu, ale cuda się zdarzają! ;D 
4000 wyświetleń... 4000 WYŚWIETLEŃ! O MERLINIE! D Z I Ę K U J Ę! 
11 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! AŻ 11! To na razie rekord i mam nadzieję, że nie ostatni ♥
      Ps. W tym tygodniu spodziewajcie się jakiegoś one shota, bo naszła mnie dzisiaj ochota na jakiegoś Smuta ;D *zboczone myśli: mode on* 
Pss. To jest jeden z tych rozdziałów, który nic nie wnosi, ale z drugiej strony wyjaśnia parę spraw.
Miłego czytania i do następnego! ♥ ♥ ♥ / Kummie 

***


Sam do końca nie wiedział dlaczego tak zareagował. W końcu Theo to nie tylko jego przyjaciel, ale całej reszty również. Wyszedł na korytarz i przetarł dłonią oczy. Przeczesując swoje rude włosy, ruszył korytarzem w stronę Dormitorium.

***
 
Zdjął buty i padł plecami na łóżko, różdżką zasłaniając krwistoczerwone kotary.  Może to wydawać się śmieszne, ale przez te cztery dni, kiedy Harry był niedysponowany, Ron czuł się samotny. Na tyle samotny, na ile może się wydawać w otoczeniu Hermiony i Ginny. Brakowało mu przyjaciela; osoby tej samej płci, z którą mógł porozmawiać, jak facet z facetem. 
I wtedy, dwa dni przed trafieniem Notta do skrzydła, Ron spotkał go na korytarzu. 

Szedł właśnie z gabinetu profesora Dumbledora. Był u niego, wyjaśniając powód wypadku Harrego. Oczywiście nie powstrzymywał się mówiąc o Ślizgonach.Co to, to nie! No, bo dlaczego miałby się powstrzymywać, skoro miał okazję do zmieszania jakiegoś Ślizgona z błotem?
Lekki uśmiech błąkał się na jego ustach, ale on sam nie czuł się szczęśliwy. Jego druh znów był w skrzydle szpitalnym, a on po raz kolejny nie mógł nic zrobić... No, bo przecież przy Harrym siedzi teraz Malfoy, więc on nie jest tam potrzebny. Potem do niego zajrzy. 
Minął właśnie jeden z zakrętów, kiedy wpadł na niego zdyszany Theo.
- Co do...Oh! Cześć Theo! - w pierwszym odruchu chciał zbesztać i pozbawić paru punktów osobę, która na niego wpadła, ale jeżeli okazało się, że to Theodore... 
- Uh! Cześć Ronnie! Wybacz, że na ciebie wpadłem, ale jestem już spóźniony i... cię nie zauważyłem. Przepraszam! - Wyjąkał Ślizgon, biorąc parę oddechów.
- A gdzie się tak śpieszysz? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście - powiedział i uśmiechnął się nieśmiało. 
Theo wyprostował się i spojrzał Ronowi prosto w oczy. W końcu ktoś w jego wzroście!
- No wiesz, szlaban u Filcha, który zaczął się jakieś... piętnaście minut temu? Normalka - parsknął i przeczesał swoje kruczoczarne włosy. 
- Rozumiem... No nic, nie zatrzymuję cię - mruknął smutno Gryfon. Miał nadzieję, że Ślizgon znajdzie czas, żeby z nim porozmawiać. Wyminął ciemnookiego i ruszył we wcześniej obranym kierunku. Po zrobieniu dwóch kroków, poczuł na swoim nadgarstku lekki uścisk. Odwrócił się i  spojrzał na uśmiechniętego Notta. 
- Wiesz... W sumie mogę dać sobie spokój z jednym szlabanem. Ale z góry mówię, że na następny pójdziesz ze mną! - Uśmiechnął się szeroko, a Ron nie zrobił nic oprócz odwzajemnienia uśmiechu. 

***

Skradając się po korytarzach Hogwartu, czuli się jak pierwszoroczniacy, którzy wymknęli się spod 'czujnego' oka Prefektów. Cóż za zbieg okoliczności, że teraz oni sami pełnią taką funkcję!* 
Podśmiewając się, szli obładowani kuchennymi zapasami, siląc się na zachowanie spokoju, aby nikogo nie zbudzić. W końcu, chyba nikt, nie chciałby zostać obudzony o północy. 
Cudem, udało im się dostać do Wieży Astronomicznej nie napotykając się ani na Irytka, ani na panią Norris. 
Rozsiedli się na czerwonym kocu w kratkę, który dał im Zgredek, wyciągając go z jakiejś szafki w kuchni. Odłożyli różdżki z włączonym Lumos i rozłożyli cały prowiant jaki dostali od Skrzatów. Zaczęli się nimi delektować, patrząc na półokrągły księżyc. 
- Wiesz... - zaczął Theo, gryząc jedną z czerwonych żelek. - Martwię się o Harrego. 
Ron spojrzał na niego i pokiwał głową. 
- Ja też, ale wiem, że Harry z tego wyjdzie - odparł, a po chwili westchnął. - Jest twardy... - Spojrzał na dół, na swoje dłonie. Theo rozszerzył w zdumieniu oczy.
- Co? - zapytał inteligentnie, ukrywając delikatny rumieniec.
- Co, co? - zapytał i spojrzał na Ślizgona. O co mu chodziło? Przecież Harry na pewno z tego wyjdzie, ma silną wolę. Theo odchrząknął. 
- No powiedziałeś, że jest twardy... Spojrzałeś się w dół i... to było dwuznaczne. Przepraszam... - wyjaśnił ciemnooki. Ron patrzył na niego, nic nie rozumiejąc. Po chwili spłynęło na niego błogie zrozumienie.
Och...
Twardy...
- Nie, nie, nie! Merlinie, nie! - Czuł, jak od szyi w górę robi się cały czerwony. Spojrzał przestraszony na Notta i zobaczył jak tamten zanosi się napływającym śmiechem. Po chwili obaj zanosili się śmiechem leżąc na Zgredkowym kocyku. 
Po fali radości, uspokojeni napili się czegoś rozgrzewającego i rzucając zaklęcie ocieplające, usiedli bliżej siebie osłaniając się nawzajem od wiatru. W końcu październik nie zawsze jest słoneczny i ciepły; zwłaszcza nocą. Siedzieli cicho, wsłuchując się w dźwięki wydobywające się z lasu. W oddali było słychać wycie i szczekanie wilków.
- Nie lubię Draco. Siedzi cały czas przy Harrym i myśli, że wszystko może... - mruknął Ron. - To ja jestem jego przyjacielem, nie on! Polubili się zaledwie miesiąc temu i co? Nagle tacy przyjaciele? 
Nott słuchał Gryfona z zainteresowaniem i spokojem. Sam czuł się trochę oszukany tą nagłą zmianą Draco. Rozumiał Rona, lepiej niż ktokolwiek inny. 
- Wiem co czujesz, Ronnie. Jestem przyjacielem Draco, tak jak ty Harrego, ale... czy między nimi jest tylko przyjaźń? - Bo mam nadzieję, że nie, dodał w myślach. 
- No nie żartuj, że oni... O Merlinie, nie! Naprawdę? - Nie dowierzał Ron. Theo pokiwał tylko smutno głową. Pomimo tego, że Ron nie jest tak mądry, jak Hermiona, wyczuł, że atmosfera się zmieniła. Odchrząknął cicho i podał Theo słodycz w kształcie błyskawicy. Ślizgon spojrzał jeszcze smutniej na przysmak...
 Cholera, ale gafa, pomyślał Ron patrząc podle na żelka. Odchrząknął po raz kolejny.
- Dlaczego Ronnie? To jest takie... babskie! - stwierdził, uczepiając się pierwszej, lepszej myśli. Najwyraźniej podziałało, bo na twarzy Ślizgona pojawił się zadziorny uśmiech.
- Hm... W sumie z tymi długimi włosami... - tutaj, zaczął bawić się rudymi kosmykami Rona. - Wyglądasz trochę, jak dziewczyna~ - przeciągnął. Ron zrobił naburmuszoną minę i dźgnął Theo palcem w brzuch. 
- Nieprawda! Hermiona mówiła, że wyglądam tak bardziej sexy! - stwierdził, zaplatając na piersi ramiona. Theo nagle spoważniał. 
- Ron, niestety... - zaczął, kładąc rękę na ramieniu Gryfona. - Ona chyba kłamała - dodał i parsknął głośno, zakrywając usta dłonią. Oburzony Ron odwrócił się plecami do Notta, mrucząc przy tym jakieś obelgi. Ciemnooki zaczął mu doszczętnie słodzić, podwyższając przy tym niemiłosiernie ego rudego.
- ...i żartowałem! Naprawdę wyglądasz sexy. I masz ładne oczy... noo i gdybyś był homo na pewno bym się z tobą umówił.
Rona w tamtym momencie coś tknęło. Odwrócił się w stronę Theo i przejechał po nim wzrokiem, przygryzając wargę. No tak, zapomniał. Theodore Nott był gejem. Ze zdziwieniem stwierdził nawet, że specjalnie mu to jakoś nie przeszkadza. 
- Ale podoba ci się Harry - stwierdził nagle. Ślizgon zamrugał parokrotnie. Czy to tak bardzo widać? Cholera, pomyślał. Kiwnął lekko głową, przyznając Gryfonowi rację. Nie chciał go okłamywać. Był jedną z nielicznych osób, której mógł i chciał zaufać. Ron uśmiechnął się smutno, poklepując Ślizgona po nodze. Po chwili ziewnął soczyście, a w ślad za nim poszedł Theo. 
Uśmiechnęli się porozumiewawczo. 
- Idziemy spać - odparli zgodnie i zaśmiali się cicho. 
Zostawili koc ze wszystkimi pozostałościami, stwierdzając, że są w Hogwarcie, gdzie wszystko prędzej, czy później znajdzie swoje miejsce. Sięgnęli po różdżki i wyłączając Lumos, ruszyli do Dormitoriów. 
- O kurwa, ale ciemno! 
- Noo..., jak w dupie.
Szli w ciemność, śmiejąc się z prostoty wypowiadanych zdań.

***

 Pierwszym przystankiem było Dormitorium Gryffindoru, toteż chłopcy udali się pod sam obraz Grubej Damy. Ron sam zaproponował, żeby Theo go odprowadził. Mieli trudności z wybieraniem odpowiednich schodów, ale w końcu - po piętnastu minutach - udało im się dobrnąć do Wieży. 
Wpatrywali się w portret śpiącej, Grubej Damy, zastanawiając się, czy ją obudzić. W końcu pod wpływem coraz to głośniejszych szeptów, obgadywana sama się obudziła. Spojrzała na nich zirytowana i zmierzyła ich zimnym wzrokiem. 
- Dlaczego budzicie mnie w środku nocy?! I dlaczego ty - wskazała na Rona - nie jesteś jeszcze w środku?! 
- Proszę wybaczyć szanowna pani, ale odbywaliśmy obchód Prefektów. Och! Muszę przyznać, że w świetle tego księżyca, szanowna pani wygląda jeszcze wspanialej, niż zapamiętałem! - zbajerował Theodore. No tak, Ślizgoński spryt i takie tam..., pomyślał z przekąsem Ron. 
Bądź, co bądź tym razem Slytherin jest górą. 
 - Och! Cóż to za wychowany chłopiec! I to ze Slytherinu! O matko, muszę pochwalić Dumbledora o takiej postawie! 
Chłopcy spojrzeli po sobie i równocześnie zaczęli zapewniać, że nie jest to konieczne. Co by się stało, gdyby dyrektor dowiedział się o tych późnych schadzkach? W końcu udobruchana Dama stwierdziła, że pora się pożegnać. Nastał niezręczny moment, w którym ani Ron, ani Theo nie wiedzieli, jak się zachować. W końcu Nott przełamał się pierwszy i przytulił zaskoczonego Gryfona, dziękując za spędzony czas. Ze satysfakcją wymalowaną na twarzy, przyglądał się rumieńcowi, który wykwitł na policzkach Rona. 

*** 

Zrobiło mu się cieplej na sercu, kiedy myślał o tamtym dniu. Czuł, że od tamtego momentu mocno związał się ze Ślizgonem. Niestety, pech chciał, że za długo nie nacieszyli się nową przyjaźnią. 
Gówniane zrządzenie losu, pomyślał cierpko. Odwrócił się na drugi bok mając nadzieję, że uda mu się zasnąć. Walić to, że jest po trzynastej, walić to, że ma lekcje. Teraz chciał tylko spokoju. 

***
Harry, Hermiona i Draco siedzieli skołowani w Dormitorium; tak jak zostawił ich wcześniej Ron. Popatrzeli wszyscy na siebie i westchnęli bezradnie. Byli przytłoczeniu ostatnimi wydarzeniami... 
Harry ze strachem stwierdził, że za czasów Voldemorta było spokojniej. Przymknął oczy, czując na ramionach delikatne dłonie Draco, robiące mu masaż. Uśmiechnął się błogo, dziękując w duchu za tak świetną opiekę. 
- Ja już pójdę... Mam teraz Numerologię, więc trochę odpocznę. 
- Och, właśnie. Hermiono powiedź proszę, pani Vector, że siódmoroczni Ślizgoni mają dzisiaj wolne, dobrze? - zapytał Draco, a Gryfonka skinęła głową.
- Pewnie. To trzymajcie się, później do was wpadnę. 
Rzucili jej jakieś pożegnanie, patrząc jak wychodzi przez obraz. 
- Jestem zmęczony Draco... Jestem zmęczony, zdezorientowany, zły, smutny i nic nie mogę z tym zrobić - mruknął cicho. 
- Ja też Potty, ja też. Chodź, pójdziemy się położyć. Może uda ci się zasnąć - zaproponował Ślizgon pociągając Harrego w stronę swojego pokoju. No tak, przypomniał sobie z uśmiechem, przecież Draco czuje się niekomfortowo wśród gryfońskich kolorów. 
Draco ściągnął szatę i powiesił ją na krześle tak, aby ta się nie pogniotła. 
- Pedant - zaśmiał się ciepło. 
- Ja po prostu nie lubię, kiedy jest pognieciona - mruknął w odpowiedzi Ślizgon usadawiając swój piękny, ślizgoński tyłek obok Harrego. Przez chwilę kręcili się na łóżku szukając wygodnej pozycji. W końcu Draco przerzucił ramię przez brzuch Pottera, głowę przybliżając do jego szyi. Poza na 'łyżeczki' okazała się trafnym pomysłem, dzięki której oboje zasnęli już po paru chwilach. 

***


______________
* Z każdego Domu jest trzech Prefektów (nie wiem, czy tak jest naprawdę, ale co mi tam! ;D), dwóch zwykłych i jeden naczelny, czyli w moich skromnych wyobrażeniach jest tak:
Gryffindor: Hermiona Granger i Ronald Weasley - zwykli, oraz nasz zielonooki Harry Potter jako naczelny.
Hufflepuff: Hanna Abbott i Justyn Finch-Fletchley - zwykli, oraz Ernie Macmillan jako naczelny.
Ravenclav: Padma Patil i Anthony Goldstein - zwykli, oraz Terry Boot jako naczelny.
Slytherin:  Pansy Parkinson i Theodore Nott - zwykli, oraz nasza dupa Dracon Malfoy jako naczelny.

*Kocham Was!*


16 czerwca 2014

ROZDZIAŁ XVI




 Z małym poślizgiem, ale jest! Osobiście mi się wydaje, że wyszło krótkie (5 i ¼ strony) i pewnie mam rację, ale naprawdę nie zależało to ode mnie, a nie chcę też pisać na odwal się... Także nie miejcie mi tego za złe, a ja postaram się w następnych rozdziałach poprawić :) 
I w ogóle spodobał mi się Wasz pomysł ze zrobieniem Hermiony jako lesbijkę! Będzie to dla mnie wyzwanie, ale w końcu kiedyś trzeba napisać jakieś yuri, c'nie? ;D Zastanawiam się jeszcze nas pairingiem, ale... huhu ^^ Jeszcze zobaczymy xD 
A co do Theo i Rona... Hm.. tutaj mnie zaciekawiliście, bo miałam zamiar  Notta już z kimś połączyć, ale podoba mi się nawet ten pomysł ^^
Dziękuję nowym czytelnikom za ujawnienie się! 

Wandal - cieszę się, że skomentowałaś i wyraziłaś swoją opinię co to 'ciąży' Harrego. Myślę, że wyjaśniłam już o co chodzi i mam nadzieję, że w końcu zasłużę na Twoją aprobatę! ;D 

Dagna Płecha -  a ma kobita radar, ma! :D Dziękuję, że skomentowałaś pozytywnie rozdziały i... virtual hug! 

Sky Rose - schlebiasz mi! *rumieni się znacząco* dziękuję za życzenia i za to, że skomentowałaś rozdzialik! I wgl. muszę podziękować za to, że jako pierwsza zaobserwowałaś mojego Bloga ♥ ♥ ♥

Reszcie dziewczyn, które systematycznie tutaj zaglądają tj. Beth Sokolska, Nienormalny anioł, Syśka, Charly, Nanni Chan, Minko-chan, KuroShi składam głębokie - do samej ziemi - pokłony. 
§ KOCHAM WAS ♥ § 


A reszcie Anonimowym czytelnikom dziękuję za wbijanie wejść ^^ I czekam na Wasze komentarze! 
Enjoy!

 ***

Krzątanina, zaklęcia i zapach eliksirów. To wszystko, tworzyło ponurą atmosferę, od samego przyniesienia Theo do skrzydła szpitalnego. Z racji trwania śniadania, wieść o jego rzekomej próbie samobójczej nie rozeszła się wśród murów Hogwartu. Na tym aspekcie szczególnie zależało Dumbledorowi, wyjaśniając sprawę przybyłym do gabinetu pani Pomfrey.

- Marta znalazła pana Notta w nieużywanej łazience na pierwszym piętrze. Koło niego znajdowała się różdżka, a sam Theodore był nieprzytomny; stracił dużo krwi... Dziękuję ci Marto, że zgłosiłaś to do mnie. Gdybyś nie poinformowała  mnie o tym od razu, pana Notta nie dałoby się już odratować...
- Oh tak.. To wieka szkoda, gdyby już nie żył – chlipnęła. Z nad swoich okularów obserwowała obecnego tutaj Draco.
- Dziękuję Marto, możesz już iść. – stwierdził Dumbledore przeczesując w zamyśleniu swoją siwą brodę. Draco stwierdził, że wygląda jeszcze starzej niż zazwyczaj.
- Albusie nie uważasz, że trzeba poinformować moich uczniów o tym zdarzeniu? – zapytał cicho Snape. Przyszedł tu zaraz po dostaniu od dyrektora informacji.
- Myślę, że pan Malfoy powinien ich o tym poinformować, Severusie. A ty w tym czasie zawiadom Williama* o wypadku jego syna.  – Spojrzał na Draco, a ten skinął głową. Jako prefekt Slytherinu chcąc nie chcąc, musiał tutaj być. Wyszedł z gabinetu i nie patrząc na leżącego Notta podszedł do łóżka Harrego.
 - I co powiedzieli? – zapytał cicho Gryfon. Wciąż nie mógł uwierzyć  w to co widzi przed sobą. Jego – bądź, co bądź – przyjaciel, leży nieprzytomnie na łóżku z metrami bandaża na przedramieniu. Draco potarł czoło, zmęczony opadając koło Harrego.
- Jęcząca Marta znalazła go w łazience. Mówią, że chciał popełnić samobójstwo, ale nie wiedzą dlaczego… - powiedział cicho, wpatrując się w przyjaciela. Tak, Draco pomimo wszystkich ich sprzeczek, wciąż uważał Theo za przyjaciela.
- Dlaczego on to zrobił…? Przecież zachowywał się normalnie. Nie widzę powodu, dlaczego miałby chcieć się zabić… - rozmyślał Potter.
- Nie wiem Harry, naprawdę nie wiem – stwierdził. Nigdy nie sądził, że Theo byłby zdolny do czegoś takiego. Prędzej podejrzewałby o to Milcentę, ale nie poczciwego Notta. – Nie chciałbyś wrócić do Dormitorium? Nie chcę żebyś musiał na niego patrzeć.
Harry skinął głową. Nie chciał nawet protestować, ponieważ sam czuł się jakoś mało bezpiecznie i źle będąc na Sali ze zranionym Theo.
- Pójdę porozmawiać z panią Pomfrey, ale raczej nie będzie miała nic przeciwko. Idź się ubrać, a ja pójdę jeszcze do Ślizgonów powiedzieć im o nim… – dodał wskazując głową na Notta. Harry pocałował lekko Draco i poszedł w stronę łazienki. 
Malfoy spojrzał ostatni raz na nieprzytomnego chłopaka. Coś ty zrobił Theo… 
Wyszedł ze skrzydła zanieść  informację do Ślizgonów. 

***

Będąc Prefektem swojego domu, ma się kilka przywilejów. Jedną z takich korzyści była możliwość wysyłania wiadomości,  za pomocą jednego skinienia różdżką. Draco szczególnie lubił z nich korzystać, ale tym razem robił to niechętnie.  Kierując się w stronę lochów rozesłał informację wszystkim siódmo rocznym Ślizgonom, informując ich o spotkaniu w ich Dormitorium. Stwierdził, że nie ma potrzeby informować młodsze roczniki o wypadku.
Do domu Węża dotarł po paru minutach. W ciemnym świetle lamp zauważył, że większość wezwanych osób znajduje się już w salonie.  Spojrzał po zebranych i zauważył brak kilku dziewczyn z Dafne Greengrass na czele. Przewrócił oczyma i bezszelestnie usiadł na jednym z foteli, niedaleko Blaisiego.
- O co chodzi Smoczku? – zapytał Dracona. Blondynowi wydawało się, że to pytanie zawisło w powietrzu i oblewało każdego, kto choć trochę się poruszył. Czuł na sobie wnikliwe spojrzenia pozostałych. Spojrzał każdemu w oczy i wstał wzdychając cicho, co zdziwiło większość siódmorocznych. Co musiało się wydarzyć, żeby Draco Malfoy wzdychał?
- A więc? – zapytał ktoś niecierpliwiony. Szarooki spojrzał zimnym wzrokiem na Adriana Pucey’a ** a ten skulił się na kanapie, chowając się dzięki temu za Goylem.
- Zawołałem was tutaj, bo jestem zmuszony wam coś powiedzieć. Rano znaleziono nieprzytomnego Theo.  Podejrzewają, że chciał popełnić samobójstwo…  - Spojrzał po swoich rówieśnikach, dopatrując się u każdego zaskoczenie i dezorientację.
- Co? – zapytała Pansy wyraźnie blada na twarzy.
- Teraz leży w skrzydle szpitalnym i jego stan… jest stabilny, ale stracił dużo krwi – dodał ciszej, powtarzając słowa Dumbledora.
Jeżeli Draco śmiał twierdzić, że przy jego pojawieniu się w Dormitorium było cicho, tak teraz mógł ze spokojem stwierdzić, że inni pozasypiali. Zapadła długa, męcząca cisza, którą przerywały chlapnięcia wody, dochodzące zza okien.
- Wyjdzie z tego? – zapytał Blaise z pokerową miną. Draco spojrzał mu w oczy i przekazał bezgłośnie ‘nie wiem’.
Zza kamiennej ściany dało się usłyszeć zbliżające się kroki i głośne rozmowy. Po chwili do salonu weszła rozchichotana grupka dziewczyn. Dafne rozejrzała się po pomieszczeniu i uniosła kpiąco brew.
- A wy co? Ktoś umarł? – zapytała, a reszta dziewczyn parsknęła cicho poprawiając równocześnie swoje włosy, co dało piorunujący widok. – Ej, ludzie? Co z wami?
- Nott prawie wykrwawił się na śmierć, dla twojej wiadomości Greengrass – powiedział sucho Blaise. Ślizgonka spojrzała na niego niezrozumiale.
- Sorry, kto? A czekaj, czekaj! Ten taki ładniutki z ciemnymi oczami? Co na Pottera się napalał? Pewnie Drakuś mu coś zrobił, nie blondi? – zakpiła i spojrzała wyzywająco na Malfoya. Ten przekrzywił głowę i uniósł brew.
- Nie rozumiesz tego, że twój kolega mógł zginąć? – zapytał chłodno.
- I co z tego? Myślisz, że na Wojnie nie straciłam przyjaciół? A co, ten Nott w ogóle dla mnie znaczy? Nic, Malfoy. Zupełne zero. A tobie nic do tego.
 Jasnowłosi mierzyli się przez nieokreślony czas wzrokiem.
- Dafne… Uspokój się… - szepnęła w końcu jej koleżanka. O ile Draco dobrze kojarzył, była to Tracey Davis, jedna z dziewczyn, która przed wojną należała do jego fanklubu…  Miedziane włosy, średni wzrost, ciemne niebieskie oczy. Nic nadzwyczajnego, jednak w tych oczach kryła się mądrość. Draco już dawno zastanawiał się, co ona robi pośród tych lal. – My już pójdziemy…
Tracey pociągnęła ze sobą Greengrass  w stronę ich sypialni, a reszta dziewczyn poszła za nimi 
machinalnie. Wśród tych wyniosłych panienek, Draco zauważył zmartwiony wzrok Astorii Greengrass.  

***

Kiedy Harry wyszedł ubrany z łazienki, wypił wcześniej przygotowany przez panią Pomfrey eliksir i usiadł przy łóżku Theo. Jeżeli jego przyjaciel chciał popełnić samobójstwo… to z jakiego powodu? Rozmyślał, skubiąc nieświadomie bandaż na głowie.
- Jesteś idiotą Theo – szepnął po pewnym czasie, wstając nagle z krzesła.  Wiedział, że to głupie gadać do nieprzytomnego, ale Harry już dawno miał miano Chłopca - który - pokonał - Czarnego - Pana - ale - bądź -co - bądź - jest - nieźle - pieprznięty.

- Heeej Harry! Jak tam… jasna cholera. Theo? Co… co mu się stało? – Do skrzydła wszedł Ron z Hermioną.
Ten pierwszy zrobił się dziwnie szary na swojej podłużnej twarzy, a Hermiona  stanęła, jak wmurowana, przykładając rękę do ust.
- Na Godryka… - szepnęła. No tak, Harry zapomniał im powiedzieć o wypadku Ślizgona.
- Co mu się stało? – wymamrotał Gryfon podchodząc do łóżka ciemnookiego.
- Idiota chciał się zabić… - wyjąkał załamany Harry. Dopiero teraz, kiedy znalazł się wśród swoich przyjaciół pozwolił sobie na chwilę słabości. Nie zdawał sobie wcześniej z tego sprawy, ale teraz po prostu się bał. Bał się o Theo, ale bał się też tego, że mógł to być każdy z jego bliższych przyjaciół. A tego nie chciałby przeżyć . 
Kątem oka zauważył, jak Ron wpatruje się w leżące ciało Ślizgona i szepta coś do siebie? A może do Ślizgona? Harry uważał, że to jest zbyt intymne, żeby dopytywać. Skupił się w zamian tego na Hermionie, która oplotła go mocno ramionami. Burza jej loków zakryła mu twarz, więc przymknął oczy i skoncentrował się na dobrze znanym mu zapachu. Kwiatowa woń jej perfum, dała mu ukojenie, które mogła dać mu tylko Hermiona – jego najlepsza i niezastąpiona przyjaciółka. 
- Harry, spokojnie… Nic mu nie będzie, nie martw się tak – szepnęła. Harry skinął głową mając nadzieję, że to prawda.  Musiał mieć dobre myśli. Po prostu musiał.
Czuł się trochę, jak na drugim roku, kiedy Hermiona została spetryfikowana. Ten strach o to, czy będzie wszystko dobrze…
- Dzięki Hermi… naprawdę.
Odsunął się trochę od przyjaciółki i spojrzał na Rona. Siedział na jednym krześle, które wcześniej zajmował Potter. Miał przygarbione barki, wzrok lekko spuszczony, jednak bacznie obserwujący Theo. Harry podszedł cicho do niego, a Hermiona ruszyła za nim.
- Ron? Wszystko w porządku? – zapytał przyjaciela. Ten uniósł na niego wzrok i kiwnął lekko głową.
- Tak, wszystko w porządku, ale… Dlaczego on to zrobił? – Ron nigdy nie przepadał za Ślizgonami, ale do Theo czuł pewne przywiązanie. Pomimo tego, że wcześniej nie utrzymywali znajomości, to przez ten krótki czas zdążyli się zakolegować. Czuł, że wszystko jest na swoim miejscu. No, pomijając nieprzytomnego Theo…
- Ron nikt tego nie wie… Musimy poczekać, aż się obudzi. Domysły nic nam nie pomogą – stwierdziła Hermiona, kładąc dłoń na ramieniu Gryfona.  I Harry i Ron kiwnęli równocześnie głową, przyznając przyjaciółce rację.
- Chodźmy do mojego Dormitorium, może? Poprosimy Zgredka o  coś do picia i pomyślimy wspólnie. – Zaproponował Harry, mając nadzieję, że chodź trochę zapomną o Ślizgonie. O dziwo nikt nie protestował, więc Potter wszedł do gabinetu pani Pomfrey, poinformować ją o wyjściu. Ta tylko kiwnęła głową znad sterty papieru. 

***

Wchodząc do Dormitorium Prefektów Harry mimowolnie się uśmiechnął, mając na myśli jego przygody z Draco. W ogóle gdzie on się podziewał? Rozmyślał Potter.
Z zamyślenia wyrwało go głośne skrzypnięcie kanapy, kiedy Ron opadł – wręcz upadł – bez wdzięku na poduszki. 

- Zgredku! – zawołał Potter. Usiadł na ulubionym fotelu Draco i westchnął przeciągle, przyglądając się idącej w stronę Rona Hermionie. Po paru chwilach wszyscy troje usłyszeli charakterystyczny trzask i przed nimi ukazał się metrowy skrzat o wielkich niebieskich oczach.
- Harry Potter sir! Panicz Ron! Panna Hermiona! Jak miło widzieć przyjaciół! – zawołał Zgredek, jak zwykle podchodząc za blisko Harrego, naruszając tym samym jego strefę osobistą.
- Cześć Zgredku – odpowiedzieli równocześnie Harry i Hermiona.  Zamyślony Ron kiwnął mu tylko głową.
- Mam do ciebie dwie sprawy Zgredku – zaczął Harry. -  Czy mógłbyś przynieść nam coś ciepłego do picia? Herbatę, albo kompot?
- Oczywiście, Harry Potter sir! Zgredek będzie zaszczycony!
- A czy mógłbyś informować mnie… NAS o stanie Theodora Notta? Leży teraz w skrzydle szpitalnym i będę ci bardzo wdzięczny, jeżeli będziesz mógł go popilnować…
- Panicz Nott? Ale… ale przecież Panicz Theodore… on był u…
- Harry? Dlaczego na mnie nie poczekałeś w skrzydle? – wypowiedź Zgredka przerwało wejście Draco.
Powiewając idealnie wyprasowaną szatą wszedł do salonu i ruszył w stronę Harrego, który uśmiechnął się przepraszająco.
- Wybacz, ale Ron i Hermiona przyszli i postanowiliśmy iść w jakieś spokojniejsze miejsce… Przepraszam Dray – powiedział uśmiechając się nieśmiało.
- Dray? Czy ty sobie Potty za dużo nie pozwalasz? – zapytał filuternie schylając się w stronę siedzącego Harrego. Chciał już złączyć jego słodkie usta ze swoimi, jednak przerwało im głośne chrząknięcie. Draco zwrócił swoje szare oczy na Hermionę, choć jego głowa wciąż była skierowana na Pottera. – Cześć Hermiono. Witaj wiewiórko. Hej Zgredku – dodał, przesuwając kolejno wzrok po zebranych.  Kiedy inni rzucali mu powitania, on w końcu złączył swoje usta z wargami Harrego. Skubnął jego dolną wargę w zamian otrzymując cichy pomruk dosłyszalny tylko dla niego.
- Czy wy sobie żartujecie? – usłyszeli cichy głos Rona. Ślizgon przewrócił oczyma i podniósł się do pozycji stojącej.
- O co ci chodzi? – zapytał zmęczony. Po spotkaniu ze Ślizgonami chciał już tylko posiedzieć sobie w spokoju z Harrym. Tylko o to prosił.
- Zacznijmy od tego, co ty tu robisz Malfoy?
- A jak myślisz? Mieszkam, Wesley, mieszkam – odparł kąśliwie.
- Wasz kolega leży wykrwawiony, a wy się tutaj obściskujecie? Co z wami nie tak? – kontynuował rudy.
- Jeżeli ci coś przeszkadza to wyjdź – odpowiedział chłodno Draco.  Nie pozwoli, aby taki Weasley obrażał go w jego progach.
- Nie rozumiem was… Powinniście się o niego martwić! A wy tutaj sobie spokojnie siedzicie? Co z was za przyjaciele? – Wstał i spojrzał smutnymi oczami w stronę pozostałej trójki. Zgredek teleportował się parę chwil wcześniej, chcąc uniknąć konfrontacji swoich przyjaciół.
- Ron uspokój się… Też jesteśmy zdezorientowani i zmęczeni. Potrzebujemy po prostu odpocząć… - spróbował  Harry.   
- Nie rozumiecie, po prostu nie rozumiecie – odparł, spojrzał na nich ostatni raz i wyszedł, zostawiając zdziwionych przyjaciół samych.

*** 

Otaczająca go ciemność była w jakiś sposób uspokajająca. Gdzieś w oddali mógł usłyszeć szum wody i szelest liści. Nie myślał o niczym… Skupił się tylko na słyszanych dźwiękach. 

Dlaczego to zrobiłeś Theo?


Przekrzywił głowę. To było tylko urojenie, czy naprawdę to słyszał? Obrócił się wokół własnej osi napotykając tylko ciemność. Westchnął cicho a z jego ust wydobyła się ciepła para. Nie było mu zimno. Nie odczuwał w sumie niczego, oprócz chwilowych dotyków, gdzieś  w okolicy lewego przedramienia i prawej dłoni…


Dlaczego mnie zostawiłeś?

- Halo? Kto tam jest? – zawołał. Odpowiedziało mu echo i wszechobecny szum wody.
Wróć do mnie… Proszę Theo…
Kojarzył ten głos… Znał go bardzo dobrze, ale… Nie, to nie mógł być on…
Wziął kolejny drżący oddech i przymknął oczy. Po chwili czuł tylko, jak spada. 
______________

* Nigdzie nie mogłam znaleźć informacji na temat imienia ojca Theo, więc sobie takie wymyśliłam. Ot, co!
**  Adrian Pucey był uczniem Hogwartu w latach 1989 - 1996, ale postanowiłam dodać go - jak i paru innych Ślizgonów z poprzednich roczników - dlatego, że brakowało mi postaci. Pojawią się oni pobocznie, ale w razie czego będą przypisy informujące.

***