19 października 2014

PRZERWA

Cześć wszystkim!
Dzisiaj niestety nie będzie rozdziału, ani one shota. 
Dzisiaj, chciałabym Was poinformować/uprzedzić, że muszę zrobić sobie przerwę od pisania. Problem nie leży tym razem w braku weny (no dobra, tak odrobinkę też), ale w moim nastroju. Można by powiedzieć, że jesienna chandra mnie dorwała i nie chcę puścić, a opowiadania i rozdziały, które chciałam/chcę Wam dodać wymagają ode mnie pozytywnego nastroju, z czym jest u mnie ciężko. ;;;;
Nie chcę po prostu wstawiać Wam czegoś, co powinno być wesołe, humorystyczne i budujące, a takie nie jest.
Wiecie: w głowie mam same heartbreaking'owe  scenariusze, a chcę Wam wstawić jakieś porządne fluffy, komedie i smuty (dzikie seksy).
Dlatego właśnie potrzebuję zrobić sobie przerwę, w której wszystko sobie poukładam, rozmyślę i zaplanuję. Przepraszam, że tak niekulturalnie Was traktuję, bo wiem, że zasługujecie na tonę one shotów, rozdziału i czego tam jeszcze chcecie, ale nie chcę Was zawieść jakimiś smutnymi i zamulającymi fabułami. <\3

Chciałabym też przywitać nowe czytelniczki, które dopiero co tu zajrzały, a już są odsunięte od opowiadania.

Ala , Julia Julcia , Kasiua ॐ

Dziękuję, że tu zajrzałyście i mam nadzieję, że po moim powrocie ciągle tutaj będziecie ♥ 

Z tego miejsca chciałabym jeszcze raz wszystkich przeprosić i mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Jeżeli ktoś chciałby mnie kopnąć w dupę to mogę podać adres. 

Przewiduję swój comeback na 9.11.2014. jeżeli do tego czasu nie wrócę możecie mnie szukać. A jeżeli wrócę to obiecuję, że dostaniecie i rozdziały, i zaległe one shoty. 
Pozdrawiam Was ciepluchno, przepraszam jeszcze raz i mam nadzieję, że mi wybyczycie ๑•́ㅿ•̀๑) ᔆᵒʳʳᵞ
CarolineMarieAntonine KummieBummie




 

6 października 2014

ROZDZIAŁ XXII

Witajcie~! Co by było, gdybym się nie spóźniła, nie? ;D Wiem, wiem wybaczcie, ale i tak jestem z siebie dumna, że w tak krótkim czasie napisałam ten rozdział *przybija ze sobą H5* Małymi kroczkami przybliżamy się do głównego wątku, który chodził mi po głowie od początku, ale... nie będę robić spojlerów XD

Chciałabym przywitać nowe czytelniczki, czyli: złezłeciastko, której nie przywitałam wcześniej (za co przepraszam!) i najnowsze czytelniczki, które natchnęły mnie do pisania (♥) Vikosoi i Justyśka ;D

złezłeciastko - czyli kolejna osoba, która nie lubi Romione XD No po prostu Was uwielbiam :D Draco zawsze moim zdaniem miał romantyczną duszę XD Kocham Cię za Twoje komentarze, bo zawsze mam po nich banana na ryjku ♥ 
Charly -  Zboczeenieec~! (Będę to powtarzać za każdym razem :D ) Taak~! Wszyscy czekają na Hermionę, a ja nie mam na nią planu... *cough* ;D I love You so much, bo komentujesz każdy rozdział, co mnie wzrusza ;;; ♥
Syśka elf - Kolejna osoba, która komentuje moje rozdziały systematycznie... ♥ Tylko k-popy Ci w głowie~! (O rany, ja i KyuMin? XD )
Justyśka ;D - Nie będę Cię mordować przecież~! Dopiero co tu przyszłaś i już chcesz zginąć? No co ty! Jak było na wycieczce? Kocham Cię, bo tutaj zajrzałaś i mam nadzieję, że ze mną zostaniesz ♥
Vikosoi - O matko.. takie komplementy mi sypnęłaś, że aż się łezka w oku kręci... ♥ Dziękuję Ci z całego serduszka... *śle przytulasy* Ty zakochałaś się w moim blogi, a ja zakochałam się w Twoich komentarzach... ♥ Please, don't leave me... and I love You ;3

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba ;D Pozdrawiam Was gorąco i do za dwa tygodnie~! (Ewentualnie do one shota z okazji 10.000 wejść... OMG ;;;; )  / Wasza wzruszona Karolina ♥ 


 ***
Pomimo tego, że Ron zrezygnował z udania się na mecz, na rzecz pójścia do Theo i tak dość dobrze słyszeli relacje w Skrzydle Szpitalnym. Ron położył się nieśmiało na wolnym miejscu zrobionym przez Ślizgona i wyciągnął przemyconą torbę przekąsek, wykonanych przez Zgredka - tak na wszelki wypadek wolał nie wspominać o tym Hermionie. Jedząc żelki i kanapki, Gryfon komentował niektóre zagrania obu drużyn, co strasznie śmieszyło Theo. Ku ich szczęściu w Skrzydle nie było pani Pomfrey, ponieważ ta udała się na mecz za namową Rona, który obiecał jej, że zajmie się Nottem, jak najlepiej potrafi. Tak więc, kiedy został ogłoszony koniec meczu, chłopcy przybili sobie wysoką piątkę ciesząc się z wygranej Ślizgonów. Ten fakt, bardzo zdziwił Theodora, który nie spodziewał się tego, że Gryfon będzie cieszył się ze zwycięstwa 'zielonych'. Było to całkiem miłe zaskoczenie.
Parę minut później do części szpitalnej weszła drużyna wygranych, ciesząc się ze swojej przewagi. Poprzybijali z Theodorem piątki i powiedzieli, że kiedy Theo już wyjdzie, pójdą opić ich wygraną po raz drugi. Nott uśmiechnął się szeroko i skinął potwierdzająco głową. Spryt Ślizgonów zawsze go w jakiś sposób rozśmieszał. Spojrzał po swoich znajomych, nie dziwiąc się, że nie ma z nimi Draco, który zapewne był z Harrym w ich własnym świecie. Otrząsnął się lekko i pokiwał wychodzącej drużynie.
- Hm... ciekawe gdzie jest Draco... - pomyślał głośno Ron, podając Ślizgonowi kolejnego czerwonego żelka. Theo włożył słodycz do buzi i zgarnął pióro i pergamin, który przyniósł wcześniej Gryfon. Pomagało to w ich porozumiewaniu się.

'Pewnie z Harrym' - napisał niewzruszony.
Ron skrzywił się trochę i przeklął swoją głupotę w myślach. Miał przecież jakoś pomóc Theo a nie znowu go dołować.
- Przepraszam... - mruknął i spojrzał na ciemnookiego psim wzrokiem. Ślizgon uśmiechnął się pokrzepiająco i poklepał swoją niezabandażowaną ręką dłoń Gryfona. Kiedy to zrobił wyraz jego twarzy trochę się zmienił. Zgarnął ponownie kartkę i zaczął coś szybko pisać, a kiedy skończył podał nieśmiało pergamin Ronowi.

'Wiesz...kiedy byłem... "nieprzytomny" wydawało mi się, że coś słyszałem.  I chyba... chyba śniłeś mi się ty, Ron. Wołałeś mnie a ja próbowałem jakoś do Ciebie dojść, ale za każdym razem mi nie wychodziło i wpadałem w jakąś ciemną otchłań...Byłeś jak takie koło ratunkowe...
 Śniło mi się, że Cię widziałem i powiedziałeś coś... dziwnego, ale pewnie to tylko moje jakieś urojenie' 

Gryfon przygryzł wargę w zamyśleniu. Ostatnio myślał bardzo dużo. Myślał o sobie, o swoich znajomych i o...Theo. Było coś, co ostatnio zaprzątało mu głowę, chociaż nie dopuszczał tej myśli na światło dzienne. Bał się tego, co czuł i nie chciał zranić kogoś, na kimś prawdopodobnie mu zależało. Nie po ostatnich przeżyciach. Spojrzał w ciemne oczy Theo i uśmiechnął się delikatnie.
- Może tak musiało być? Może to jakieś przeznaczenie? - zapytał, za co dostał pstryczka w nos. W pewnym momencie wydawało mu się, że twarz Ślizgona jest naprawdę blisko, ponieważ widział jaśniejsze plamki w jego źrenicach. Jego wzrok padł trochę niżej, gdzie jasne usta Theo były nieznacznie uchylone. Czuł, jakby zaraz miało stać się coś niezwykłego, ale i delikatnego zarazem. Jedna z tych pamiętliwych, ale ulotnych chwil. Chciał powiedzieć coś rozluźniającego, ale poczuł chłodną dłoń na swoim policzku. Odwrócił delikatnie wzrok, czując się bardzo niepewnie. Łagodny oddech Ślizgona owiał jego ciepłą twarz. Ich twarze dzieliła niewielka odległość, w której dwa nierównomierne oddechy mieszały się ze sobą. Ron chciał przybliżyć się jeszcze bardziej i zrobić coś, czego prawdopodobnie żałowałby do końca szkoły, jak i nie dłużej. Jednak zamiast tego, spadł z łóżka, kiedy drzwi wejściowe otwarły się na oścież i przeszedł przez nie Dumbledore, idąc w ich kierunku żwawym krokiem. Cały czerwony na twarzy, spojrzał z dołu na dyrektora.
- Ah~... panie Weasley, dlaczego siedzi pan na podłodze? Wydaje mi się, że krzesła są nieco wygodniejsze - powiedział wesoło, chociaż jego mina na to nie wskazywała. Ron mruknął coś w odpowiedzi i usiadł na jednym z kilku krzeseł, nie patrząc przy tym na Theo; był trochę oszołomiony, ale i zawstydzony. - Theodorze, chciałbym z tobą porozmawiać... czy chcesz, żeby pan Weasley wyszedł?
Ślizgon pokręcił głową, a Dumbledore skinął na znak zrozumienia.
- A więc, byłem z wizytą u twojego ojca... Ostatnio nie chciał rozmawiać z profesorem Snape'm, na temat twojego wypadku; mówiąc delikatnie... nie był chyba całkiem świadomy, rozumiesz - nie był w stanie trzeźwo myśleć - powiedział, a Theo kiwnął głową ze zrozumieniem; jakoś nie dziwił go specjalnie ten fakt. Od dłuższego czasu jego ojciec pił, a on starał się unikać z nim kontaktu. - Rozumiesz więc, że sam udałem się z wizytą do niego. William stwierdził, że nie chce mieć z tobą kontaktu i, że najlepiej będzie, jeśli nie zobaczy cię więcej na oczy. Przykro mi to mówić, ale myślę, że tak będzie najlepiej. Sądzę, że twój ojciec nie pogodził się z myślą, że nie może służyć już Vlodemortowi. Przychodzę więc z zapytaniem, czy jest dla ciebie kłopotem na święta zostać w Hogwarcie? Chodzi mi o twoje bezpieczeństwo, Theodorze.
Ślizgon patrzył przed siebie z chłodnym wyrafinowaniem, a Ron zastanawiał się co też Theo może czuć. Nie spodziewał się tego, że w jego rodzinie, mogła istnieć taka sytuacja, chociaż będąc szczerym, Ron w ogóle nie myślał o kimkolwiek z byłych Śmierciożerców. Nott skinął głową i zwrócił twarz na Dumbledora.
- A może... - zaczął nieśmiało Ron. - Czy... Theo może na święta przyjechać do Nory? Moja mama chyba nie będzie miała nic przeciwko...
Dyrektor spojrzał zdziwiony na młodego Weasleya.
- Jeżeli Theodore wyrazi taką ochotę, to myślę, że nie będzie z tym problemu - powiedział a wzrok obojga powędrował na Ślizgona. Ciemnooki zmarszczył brwi i przyglądał się dłuższą chwilę Ronowi. W końcu wzruszył ramionami i skinął głową.
- Wspaniale, napiszę do Molly, z zapytaniem co o tym sądzi i w najbliższym czasie dam znać. A więc zostawiam was samych, moi młodzi przyjaciele, do zobaczenia! - powiedział i wyszedł powiewając swoją jasnoniebieską szatą. Nie zdawał sobie sprawy, że zostawił ich w bardzo niezręcznej sytuacji.

***
Powoli zbliżał się czas kolacji, więc Harry postanowił obudzić Draco. Wszedł cicho do jego pokoju i powstrzymał parsknięcie. Ślizgon leżał odkryty, a jego kołdra znajdowała się przed nim. Przytulał ją zarówno ramionami, jaki i nogami, co bardzo śmieszyło Harrego. Podszedł powoli do łóżka, zastanawiając się w jaki sposób obudzić Draco. Miał dwie opcje, z czego jedna była bardziej brutalna a druga... przyjemniejsza, chociaż zależało to od tego, w jakim stanie znajdował się Ślizgon. Westchnął przeciągle i usiadł na łóżku, patrząc przy tym na śpiącego blondyna. Kiedy spojrzał na bladą twarz, w jego brzuchu obudziło się stado hipogryfów, które postanowiły urządzić sobie imprezę. Mimowolny uśmiech pojawił się na twarzy Harrego, który pomyślał, że ten leżący tutaj Ślizgon należy tylko do niego. To było niewyobrażalne uczycie, wiedzieć, że ktoś z kim nienawidziłeś się kilka lat, jest dla ciebie teraz kimś naprawdę, naprawdę ważnym. To jak gwiazdkowy prezent od kogoś bardzo ci bliskiego. Myśl, że masz kogoś przy sobie, że ta osoba jest z tobą, pomimo tego, że reszta twoich bliskich odeszła.
- Draco.. wstawaj, niedługo będzie kolacja, a później musimy iść do Dumbledora... - mruknął kładąc dłoń na policzek blondyna. Cichy jęk wydobył się z jego ust, a po chwili zmrużone, stalowoszare oczy zaczęły rozglądać się po pomieszczeniu, przyzwyczajając jego do jasności.
- Salazarze... mam kaca... - mruknął Draco ze słyszalną chrypką w głosie. Harry uśmiechnął się i podał mu eliksir, który położył już wcześniej na jego szafce nocnej. Blondyn wypił go z miłością wypisaną w oczach i westchnął błogo, padając z powrotem na łóżko.
- Dziękuję Potty - powiedział cicho i uśmiechnął się delikatnie w stronę Harrego. - Która godzina?
- Zaraz zacznie się kolacja, więc musiałbyś powoli wstać.
Draco jęknął i przyciągnął do siebie Gryfona.
- A gdybyśmy tak zostali...? Nikt nie zauważy przecież - stwierdził Ślizgon całując Harrego w czoło, mocno go przy tym przytulając. Potter parsknął głośno i wtulił się w prawie nagiego Ślizgona.
- Po tym co dzisiaj zrobiłeś? Jeżeli NIE przyjdziemy na kolację, to wtedy dopiero będą o nas gadać! - powiedział i pokręcił głową w rozbawieniu, myśląc o tym co ludzie by powiedzieli.
- A kogo to obchodzi? Jedna para w Hogwarcie więcej. I co z tego? - stwierdził z pogardą Draco. - Niech sobie gadają, a może i kogoś natchniemy?
- Tak, już to widzę, jak ludzie rzucają się sobie w ramiona, kiedy nas zobaczą - parsknął wesoło Harry. Po chwili westchnął głęboko, czując, jak nowa fala zdenerwowania przedostaje się do jego krwi. - Merlinie... znowu będą gadać za naszymi plecami... Mam już dosyć tego pieprzonego zamieszania wokół mojej osoby, Draco. Chcę tylko spokojnie żyć, z dala od tego całego bałaganu... Czy to tak wiele? - zapytał, a Ślizgon zaczął uspokajająco gładzić go po włosach.
- Tak już chyba musi być, Harry. Ale niedługo skończymy szkołę i będziemy mogli się od tego wszystkiego oddalić - powiedział, a Potter zarumienił się nieznacznie; jego serce zaczęło szybciej bić.
- Czy ty... - zaczął. - Czy ty naprawdę myślisz o nas, jak o przyszłości?
- Tak, chyba tak - powiedział w zamyśleniu, a w głębi siebie poczuł rozchodzące się ciepło. - Przeszkadza ci to?
- To trochę dziwne, ale... nie. Może to zabrzmi głupio i puchońsko, ale... jestem szczęśliwy, wiesz?
- Tak, ja też.

Byli ździebko spóźnieni na kolację, jednak kiedy dotarli do Wielkiej Sali zatrzymali się i popatrzyli chwile na siebie. Harry był poddenerwowany, co wcale mu nie pomagało. Draco to zauważył i uśmiechnął się pocieszająco.
- Nie pękaj Gryfiaku, co będzie, to będzie - stwierdził i przyciągnął go do siebie za połacie szaty. Harry niepewnie odwzajemnił uśmiech i szybko pocałował Draco. Wziął głęboki wdech i wypuścił powoli powietrze łapiąc Ślizgona za rękę i pociągnął go w stronę jadalni.
Kiedy już do niej weszli, większość rozmów ucichła, a po chwili powiększyła się co najmniej dwa razy. Draco szedł z wysoko podniesioną głową, najwyraźniej nic nie robiąc sobie z tego, że jest obserwowany z każdej strony. Odprowadził Harrego do stołu i rzucił powitanie znanym mu Gryfonom, z Hermioną na czele. Później pochylił się do Pottera i pocałował go delikatnie poniżej ucha.
- Widzimy się po kolacji - mruknął i oddalił się swoim arystokratycznym krokiem, zostawiając zarumienionego Pottera i skonfundowanych mieszkańców Domu. On sam natomiast zasiadł wśród Ślizgonów, którzy z poważnymi i skacowanymi minami zaczęli rozmowę na temat jego związku z Harrym Potterem.
- Merlinie, Harry... czy to na pewno był dobry pomysł? - zapytała Hermiona, kiedy minęło już pół kolacji a reszta hogwartczyków trochę ochłonęła nową informacją.
- Nie wiem. Pewnie nie, ale... po co mamy się ukrywać? - zaczął i zerknął kontem oka na słuchającego go Rona i Ginny.- Prędzej czy później ludzie by się dowiedzieli, a mi zależy na Draco, więc.. czemu nie? A zresztą już jest po wojnie. Dużo rzeczy się zmieniło.
- Harry masz rację, ale nie sądzisz, że to za szybko? Znaczy, wy się nienawidziliście... co powie na to jego ojciec? - zapytała Ginny, biorąc spory łyk mleka. Potter zmarszczył brwi. Jak do tej pory w ogóle o tym nie myślał i trochę się przestraszył. Nigdy nie pałał miłością do Lucjusza Malfoya i to z wzajemnością, ale to było kiedyś. Czas zapomnieć o przeszłości i żyć teraźniejszością.
- Nie myślałem o tym - stwierdził zgodnie z prawdą. - Ale umawiam się z jego synem, nie z nim - stwierdził a Ron parsknął śmiechem czym zwrócił na siebie uwagę.
- Co cię tak śmieszy? I w ogóle gdzie ty się podziewałeś Ronaldzie? Cały dzień cię nie widzieliśmy! - powiedziała z wyrzutem Hermiona, wskazując na niego widelcem.
- U Theo byłem - bąknął zawstydzony.
- Co ty z nim tak długo robisz, hm? Cały dzień u niego siedzisz! - dodała jego siostra. - Co ty się w nim zabujałeś czy coś?
- A- a jeżeli tak.. to co? To coś złego? Jakoś Harry i Malfoy ci nie przeszkadzają... - dodał z wyrzutem, czym totalnie zatkał pozostałych. Nawet Neville, Dean i Seamus zerknęli na niego ponad stołem.
- No... nie. Przecież miłość to nic złego... Ja tylko żartowałam, wiesz? - stwierdziła zbita z tropu Ginny. Resztę kolacji spędzili w zgodnej ciszy, w której każdy myślał o 'niczym złym' ze sobą w roli głównej.

***
Harry tuż po kolacji został odnaleziony przez Draco, z którym udali się do gabinetu dyrektora. Weszli po schodach, za posągiem chimery i weszli do dobrze znanego im pomieszczenia.
-Ah! Pan Potter i pan Malfoy, dobry wieczór. Siadajcie proszę - powiedział wesoło Dumbledore, wskazując na przetransmutowane wcześniej fotele. W gabinecie byli już prefekci naczelni pozostałych domów, czyli Ernie Macmillan i Terry Boot. Skinęli sobie na powitanie i rozsiedli się na fotelach. 
- A więc wezwałem was tutaj, moi drodzy przyjaciele, aby porozmawiać z wami na temat odwiedzin naszych przyjaciół z pozostałych magicznych szkół. Jak wiecie mają nas odwiedzić już w najbliższym czasie, więc wypadałoby ugościć ich, tak jak przykazują maniery prawdziwych czarodziei. Nie chciałbym, aby nasi przyjaciele przez tak długi okres mieszkali w swoich chwilowych posiadłościach, jak to było kilka lat temu, więc miałbym do was wielką prośbę. - Cała czwórka kiwnęła mimowolnie głową, czując się odpowiedzialnie za przyszłe spotkanie. - Zanim przejdę jednak do sedna sprawy, chciałbym jeszcze poprosić was, żebyście wyznaczyli kilka osób z waszych obecnych drużyn Quidditcha, w celu stworzenia jednej - naprawdę dobrej, jak i nie najlepszej drużyny. Możecie zostawić to swoim kapitanom, chociaż pan Malfoy i Potter, jak wiem, pełnią obie te pozycje. Ustalcie termin najbliższego treningu i chyba nie muszę wspominać, że między-domowe rozgrywki będą mogły trwać nadal? Nie? Cudownie. Pozwolę sobie jeszcze przytoczyć jedną sprawę, zanim przejdę do sedna. Chciałbym poprosić was, abyście pomogli w zorganizowaniu miłej i kulturalnej atmosfery pomiędzy domami i naszymi gośćmi. Pozwolę na zorganizowanie dwóch zabaw - na początku i końcu - całych Mistrzostw, ale proszę żebyście to wy się tym zajęli. Myślę, że nie będzie z tym kłopotu, iż wiem, że jesteście bardzo zdolnymi osobami. Ah! Dobrze, nie przedłużając już, chciałbym poprosić was o małą przysługę, chociaż mam nadzieję, że nie będzie to, aż tak bardzo, odcinało waszych prefektowskich przywilejów. Chciałbym, abyście na czas przyjęcia naszych gości, przenieśli się z powrotem do waszych Domowych dormitoriów. Jak wiadomo pan Malfoy i Potter, oraz Macmillan i Boot, dzielili swoje prefektowskie dormitoria, jednak prosiłbym was o powrót do domowych... Możliwe, że jest to naruszenie waszych praw, jednak nie sądzę żeby był to, aż tak duży problem, prawda? Wynika to z dogodnego położenia waszych obecnych miejsc zamieszkania i z resztą ciała pedagogicznego stwierdziliśmy, że będzie to najprostsze i najwygodniejsze rozwiązanie.

***
- Mamy tylko cztery dni? Naprawdę? - zapytał Ernie dziwnie tym faktem zasmucony. Spojrzeli po sobie z Terrym, a Harry podświadomie coś sobie poustawiał. - My już chyba pójdziemy, na razie chłopacy.
Draco i Harry kiwnęli im na pożegnanie i spojrzeli na siebie sugestywnie.
- Myślisz, że oni...?
- Tak, zdecydowanie, tak.
- A jednak coś zdziałaliśmy...

***
Kiedy dotarli do dormitorium między nimi było wyjątkowo cicho. Każdy był zaplatany w swoich myślach, ale żaden też, nie chciał zaczynać tematu związanego z ich 'odseparowaniem'. Harry przyzwyczaił się już do swojej sytuacji, w której spędzał większość czasu z Draco; to było dla niego już czymś naturalnym i nie chciał tego zmieniać. Stanął na środku pokoju Ślizgona i spojrzał na niego, jak ten wieszał swoją szatę. Przygryzł wargę, podszedł do niego szybkim krokiem i wtulił się w jego tył. Z zaskoczenia, Draco upuścił materiał i spojrzał kontem oka na twarz Harrego. On też nie był zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Wolał zostać z Harrym i mieć go w tym cholernym dormitorium na wyłączność.
- Nie będzie przecież tak źle... - mruknął odwracając się w stronę Harrego. - I tak widzimy się prawie na każdej lekcji, a większość Ślizgonów nie powinna mieć problemu z twoim towarzystwem, Harry. Po prostu...w nocy będzie chłodniej i mniej... przyjemnie. 
Delikatny uśmiech wpłynął na twarz Pottera. Stanął lekko na palcach i pocałował Draco z całą mocą i emocjami jakie napłynęły do niego przez ostatnie wydarzenia. Stwierdził, że ostatnio stał się bardziej uczuciowy, co niekoniecznie mu przeszkadzało. Draco położył dłonie na jego biodrach, a Harry oplótł go wokół szyi. Zostały im tylko cztery dni wolności w dormitorium, więc...
Zaczęli się powoli przesuwać w stronę łóżka Ślizgona. Chłodne ręce Draco wsunęły się pod podkoszulek Gryfona, gładząc jego nagrzaną skórę. Jedna dłoń Pottera wplątała się w platynowe włosy. Ciche westchnienia wydobywały się powoli z ich ust, a ręce zaczynały działać coraz szybciej. Kiedy odnaleźli na oślep łóżko, upadli na nie, śmiejąc się ze swojej niezdarności. To nic, że nie było idealnie - liczyło się to, że mogli nacieszyć się swoją bliskością ciał. Usta blondyna odnalazły opaloną szyję i zaczęły delikatnie ją obcałowywać setkami motylich dotknięć. Kiedy chciał już zdjąć niepotrzebną im koszulkę, usłyszeli pukanie do ich dormitorium. Raptownie się zatrzymali i rzucili sobie zdezorientowane spojrzenia. Po krótkim czasie pukanie powtórzyło się a Draco warknął gardłowo.
- No, nie ma już tutaj spokoju, do cholery?!
Harry zaśmiał się histerycznie i zaczął poprawiać podwinięte ubranie.
- No co tak długo Smoku? - usłyszał głos Blaisa, dochodzącego z salonu. Przyłożył dłonie do gorących policzków, mając nadzieję, że nie widać po nim podniecenia. Wszedł dumnie do drugiego pomieszczenia i przywitał się ze Ślizgonem i Hermioną.
- Wyglądacie jakbyście właśnie przebiegli maraton - stwierdziła Hermiona siadając na jednym z foteli.
- Mhm, MARATON, tak to się teraz nazywa - zaśmiał się Blaise a Harry odwrócił szybko wzrok.
- To co dzieje się w tym dormitorium, zostaje w TYM dormitorium - powiedział wyzywająco Draco, a reszta zaśmiała się porozumiewawczo.


*hyhyhy.. ja wiem na co Wy liczycie zboczuszki~!*
***