23 listopada 2015

DZIĘKUJĘ

JEST PRZED 7, A JA TURLAM SIĘ PO ŁÓŻKU, BO SPRAWILIŚCIE MI WSPANIAŁY PREZENT W PONIEDZIAŁKOWY PORANEK.

200 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ. 
200. TYSIĘCY.

DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERCA.
DZIĘKUJĘ KAŻDEJ MAŁEJ DUSZYCZCE, KTÓRA TUTAJ WESZŁA I PRZYCZYNIŁA SIĘ DO WBICIA TYLU WEJŚĆ.
DZIĘKUJĘ *pokłon*



21 listopada 2015

Tuż za drzwiami

Dzieńdobrycześćiczołem Drarrynisse!  
Więc w końcu przychodzę do Was z pierwszym zamówieniem, a konkretniej to z Fredem i Georogiem, i ich gej porno ( ͡° ͜ʖ ͡°) 
Mój wybór na pierwszego shota był dosyć prosty, bo naprawdę chciałam w końcu napisać coś innego, a że mam ostatnio słabość do zakazanych związków...Hehe 
Ogólnie to cieszę się, że w końcu udało mi się go skończyć i pomimo, że jest naprawdę krótki, mam nadzieję, że jednak Wam się spodoba! 
A kiedy pojawi się następny one shot - nie mam pojęcia~ (Miejmy nadzieję, że za dwa tygodnie!)

Również bardzo serdecznie chcę powitać nowych i tych starszych, elitarnych czytelników, którzy wciąż tutaj są i mam nadzieję, że będzie Was jeszcze więcej! Woohoo! 

A co tam u Was, Drarrynisse? Jak szkoła, pogoda, praca, życie prywatne? 
U mnie 2/10, bo nie mam na nic czasu, a jak mam to nic nie robię, bo odsypiam. Straszne. 
No nic! Nie pozostaje mi nic innego, jak przemyślenia, a Was zapraszam do KAZIRODCZEGO GEJ PORNO!
Do następnego~! ♥/ Kummie



Osoby poniżej 15 roku życia czytają na własną odpowiedzialność~ 

***
Tytuł: Tuż za drzwiami
Pairing: Fred x Georoge FW/GW 
Zamawiający: Kummie(lol), CyziowateCiastko, Writer Heart, Akane 
Rodzaj: one-shot 
Gatunek:  smut, fluff(?)
Ostrzeżenia: Czyste 5/6 stron kazirodczego gej porno; dirty!talk
Akcja/Opis: Co można robić, kiedy inni myślą, że planuje się kolejne żarty? 
Rzecz obowiązkowa: -



Żaden z nich nie czuł się źle, okłamując resztę ich dużej rodziny. W zasadzie w ogóle nie czuli, jakby kłamali, a gdyby już zaczęli tak myśleć, na pewno nie braliby tego, za coś złego.
Gdyby mieli jednak już kłamać, powiedzieliby, że codziennie, kiedy zamykają się we własnym pokoju zaczynają piec ciasta, które później odsprzedają za niewyobrażalnie absurdalnie wysokie ceny na Pokątnej, albo nawet i w Hogsmeade. Jednak oni nie pieką ciast, ani nie sprzedają ich za niewyobrażalnie absurdalnie wysokie ceny. Właściwie to zazwyczaj nic nie robią. 
Zdarzały się dni, kiedy wena kopnęła ich w bliźniacze tyłki, dzięki czemu w pokoju nie raz, a nawet nie dwa wybuchały różne rzeczy, które w większości przypadkach i tak niedługo same z siebie uległyby destrukcji. 
Myślałby kto, że w ich pokoju tworzą się nowe, coraz bardziej zadziwiające rzeczy, które z pewnością przyprawiają o bóle głowy ich rodziców. I to wyjaśniałoby dlaczego z ich pokoju dało się usłyszeć wybuchy, uderzenia o podłogę, skrzypienie i inne odgłosy, które zazwyczaj przypisuje się inwencji twórczej. 
Jednak to nie do końca była prawda.
Oczywiście tak - oni często tworzyli i konstruowali nowe rzeczy, i to była część oficjalna ich wyjaśnień. O drugiej, woleli najczęściej nie wspominać, co było ich małą tajemnicą, którą dokładnie skrywali przed całym światem, wiedząc, że nie każdy mógłby to zrozumieć, albo zaakceptować. 
Preferowali zachować to między sobą, co jeszcze bardziej ich ekscytowało. 

~~*~~
- George kochanie, wyjdziecie z Fredem pomóc Ginny w ogródku? - Wysoki chłopak odwrócił się w stronę swojej rodzicielki, przerywając robienie jakże wykwintnych, jego zdaniem, kanapek. Przechylił zamyślony głowę i westchnął cierpieńczo, przeżuwając kawałek zielonej sałaty.
- Jestem Fred, mamo - poinformował, spoglądając przez chwilę za okno, gdzie jego młodsza siostra powoli, ale sprawnie uwijała się z chwastami i gnomami, które co chwilę próbowały jej przeszkodzić w pieleniu cholernego ogródka. - Zresztą, wydaje mi się, że Ginny radzi sobie bardzo dobrze bez naszej pomocy. 
Jego mama uniosła wysoko głowę, łapiąc jego rozbawione, zresztą jak zawsze, spojrzenie i zmierzyła go znacząco. Był to wzrok karcący, którego używała niemal od ich narodzin, i które miało ich zmusić do opanowania swojej wesołości. I nie było innego wyjścia, jak skulenie się i wykonanie polecenia. 
- Dobrze, dobrze, pójdziemy jej pomóc - powiedział złamany chłopak i złapał za talerz z masą kolorowych kanapek, kierując się po chwili w stronę drewnianych schodów. - I żartowałem, mamo. Jestem George!
Biegnąc jak najszybciej na górę, aby przypadkiem małe zaklęcie jego mamy nie trafiło w jego kościsty tyłek, wpadł do pokoju Rona, który leżał na swoim łóżku, w dość znaczącej pozycji, a przynajmniej tak wydawało się Georgowi.
- Hej! Puka się! - oburzył się młodszy chłopak, przykrywając się swoją pomarańczową pościelą. 
- Mały Ronnie, w końcu dorasta! - zachwycił się George, uśmiechając się przebiegle. Nie potrafił opanować uśmiechu, widząc jak policzki, a nawet cała twarz Rona przybiera iście pomidorowych kolorów.
- Spieprzaj stąd! - warknął piskliwie Gryfon.
- Oj, nie denerwuj się! Mama kazała tylko przekazać, że masz iść pomóc Ginny w ogródku. Ale lepiej do niej teraz nie idź. Zwłaszcza w tym stanie - zaśmiał się wyższy i ze śmiechem wypadł z pokoju, w końcu kierując się do zamierzonego celu. 
Stanął przed drzwiami od swojego pokoju i machnął różdżką, dzięki czemu usłyszał kilka specyficznych kliknięć otwieranego zamka. 
Do jego uszu doleciała przyjemna dla ucha rytmiczna muzyka, która wypływała z rogu pokoju, gdzie znajdowało się radio, które skonstruował wieki temu z Fredem. 
Ich pokój był duży, jednak przez poupychane tam graty, które zajmowały niemal całą powierzchnię pomieszczenia, wysoki chłopak musiał lawirować pomiędzy nimi, uważając, aby, broń Boże, na coś nie nadepnąć.
Odłożył talerz z kanapkami na róg biurka, które było jedynym wolnym skrawkiem na całej powierzchni blatu, a on sam zabrał się za zamykanie drzwi i rzucanie na pokój zaklęcia wyciszającego, które choć w małym stopniu niwelowało często głośne hałasy.
Odwrócił się chwilę później, nucąc cicho słowa piosenki, które szybko wpadały do ucha, jednak wydawały się bardzo grzeszne, jak na jego brata. Zaintrygowany spojrzał na Freda, który stał przy oknie, a dokładniej przy średniej wielkości, zielonej tablicy, w skupieniu przyglądając się szkicowi ich nowego działa, które miało już niedługo ujrzeć światło dzienne.
Na jego wielkie nieszczęście, prawdopodobnie zupełnie nieświadomie, poruszał łagodnie swoimi wąskimi biodrami, co od razu zauważył jego bliźniak.
George przygryzł wewnętrzne policzki, nie chcąc głośnym oddechem zdradzić swojej obecności.
Dosyć mozolnie, jednak wciąż w rytm muzyki, zaczął kierować się w stronę swojego brata.
Oplótł dłońmi jego biodra i położył brodę na jego ramieniu, co wybudziło z transu drugiego chłopaka.
- Georgie... kiedy wróciłeś? - zapytał zdezorientowany, kątem oka spoglądając na uśmiechniętego rudzielca.
- Chwilę temu - odparł krótko i równie krótko cmoknął odkryty kawałek szyi chłopaka. - Zdążyłem zauważyć, jak ładnie poruszałeś bioderkami, Freddie. Skąd wytrzasnąłeś tą piosenkę? To do ciebie nie podobne.
- Prawdopodobnie Lee ją nagrał - mruknął w zamian, próbując nie zaśmiać się ze swoich rumieńców, które pojawiły się, kiedy jego głupi bliźniak zaczął poruszać ich biodrami w takt piosenki. - Przeszkadzasz mi Georgie - dodał i odwrócił się przodem do swojego brata, oplatając jego szyję swoimi długimi ramionami.
- Wcależenielubiszto - odmrukną w zamian i zjechał dłońmi na pośladki drugiego chłopaka, dzięki czemu ich krocza były bliżej, niż ustala typowa norma braterska. Ale dla nich było to normalne. Nie było to czymś dziwnym, ani odrzucającym. Ich wzajemny pociąg wyniknął już wieki temu, kiedy dopiero co wchodzi w świat hogwartowej nauki i nowych przyjaźni.
Niewinne dotykanie się, potajemne uśmieszki i poznawanie odczuć, o których wcześniej nie mieli pojęcia.
Mały uśmiech pojawił się na ustach Freda. Pociągnął w dół ramiączko lekkiej koszulki swojego bliźniaka, która nawet jak na takie upały była za ciepła. Pochylił się i złożył małe pocałunki na obojczyku George'a, który przyjął to kocim mruknięciem.
- Jeszcze chwilę temu mówiłeś, że ci przeszkadzam - stwierdził rozbawiony, jednak kiedy poczuł dosyć mocne ugryzienie, więcej się nie odezwał.
Zamiast tego zrobił kilka kroków do przodu, pchając swojego, o kilka chwil młodszego, brata w stronę wewnętrznego parapetu. Uniósł jego pośladki, sadzając go pomiędzy stertami kartek, które niczego winne rozsypały się na podłogę. Oboje sapnęli, jednak nawet nie pomyśleli o tym, aby przerwać i posprzątać utworzony bałagan.
Tylko na chwilę spojrzeli na dół, upewniając się, że ich zapiski są całe.
Chwilę później, już zupełnie nie przejmowali się czymś tak nudnym, jak kartki.
Ich usta połączyły się w tym samym momencie, kiedy George stanął pomiędzy nogami Freda, a ich krocza spotkały się ponownie, coraz mocniej i intensywniej ocierając się o siebie.
To Fred pierwszy wsunął język pomiędzy wargi drugiego chłopaka, chcą być jeszcze bliżej swojej zakazanej miłości. Oplótł biodra brata, a George nieświadomie zaczął poruszać nimi coraz mocniej, stymulując ich przyrodzenia. Z każdą kolejną sekundą zaczynało brakować im oddechu, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie. Odczuwali wszystko dwa razy intensywniej, czując jak krew powoli napływa w dolne części ciała, przez co wybrzuszenia w ich krótkich spodenkach robiły się coraz bardziej widoczne.
George zjechał wolną ręką w stronę przyrodzenia swojego brata, miarowo ściskając i pieszcząc jego penisa. A Fred oparł głośno głowę o ciepłą szybę, która od samego rana nagrzewana była przez słońce świecące prosto do ich pokoju. Złapał mocno włosy swojego bliźniaka przyciągając go do agresywnego pocałunku, które dopiero od tych wakacji, zastąpiły te łagodne, delikatne, ale wciąż intensywne. Odkryli, że była to niezła zabawa, która potrafiła rozbudzić ich jeszcze bardziej, a dzisiejszy dzień właśnie do tego prowadził. Nie chodziło im o wzajemne zadawanie bólu, ale przyjemności, która wypływała od malutkich ran, otarć i widocznych śladów paznokci. Była to zabawa w zaznaczanie swojego terenu, którego inni nie mogli tknąć. 
George jednym, zwinnym ruchem ściągnął cienką koszulkę Freda, rzucając ją gdzieś za siebie. Jedynie miał nadzieję, że w późniejszym czasie nie zgubi się ona wśród innych rupieci, ponieważ bardzo lubił ten kawałek materiału. Zwłaszcza to, jak opinała klatkę jego kochanego braciszka.
Zagryzł mocno wargę drugiego rudzielca, kiedy spomiędzy jego ust zaczęły wypływać ciche jęki. Rozczulał go sposób, w jaki jego bliźniak unosił wyżej biodra, aby być bliżej jego ręki. Czuł wtedy, że dominuje nad chłopakiem, a taka kolej rzeczy bardzo mu odpowiadała. Lubił uczucie, kiedy Freddie wymawiał jego imię, jak czule rzucał mu potajemne spojrzenia i lubił, kiedy jego brat wił się pod nim, i tylko pod nim.
Nie było to dla niego czymś dziwnym czy nienormalnym. Uważał, że to co robili było stosowne i nie zagrażało niczyjemu zdrowiu, bo w końcu dzieci i tak mieć nie mogli, więc wadliwy gen nie zostałby przeniesiony.
Odsunął się mały kawałek dalej, aby w szybkim tępię zdjąć swoją podkoszulkę, która tylko mu zawadzała. Spojrzał przelotnie na bliźniaka, rzucając jakieś nieskładne zdanie o przeniesieniu się na łóżko. Na szczęście już od wielu lat rozumieli się bez słów, toteż Fred zeskoczył zwinnie z parapetu, w kilku krokach dosięgając łóżka, przy czym nie zapomniał o pociągnięciu George'a w swoją stronę.
Pech chciał, że ten drugi zahaczył nogą o jeden z bibelotów leżących na ziemi.
Kłęby kolorowego dymu, wydostały się z małego pudełka, dekorując każdą, nawet najmniejszą część pokoju, barwnymi, intensywnymi kolorami. Nawet dwójka rudzielców pokryła się kolorowym pyłem, co doprowadziło ich do równoczesnego śmiechu.
Fred opadł na łóżko, a George tuż za nim, pochylając się nad drugim chłopakiem.
Do ich nozdrzy doleciał słodki, lekko owocowy zapach, który owiał ich półnagie ciała, sprawiając, że ich mała zabawa stała się czymś bardziej ekscytującym.
- Mmm, w sumie, to wyglądasz seksownie - mruknął Fred, patrząc jak rude włosy jego brata zostały przyprószone dużą ilością niebieskiego i fioletowego pyłu. Zresztą całe jego ciało było przyozdobione feerią barw.
- Ty też, głupku - zaśmiał się drugi chłopak, całując gorąco wargi chłopaka pod nim.
Jego miednica opadła na dół, stykając się z biodrami Freda, który uniósł je jeszcze wyżej. Jego bliźniak zaczął powoli ruszać swoją dolną częścią ciała w górę i w dół, stymulując ich na wpół twarde przyrodzenia. Małe kropelki potu pojawiły się na jego czole, a temperatura w pokoju wcale nie polepszała sytuacji. Wszystko było omamiające, namiętne i gorące.
Do uszu George'a doleciały jęki Freda, który z każdą chwilą prosił o więcej swoim przyjemnym, zduszonym głosem. A jego brat był w stanie dać mu cały świat. Ostatni raz połączył ich usta razem, po chwili zjeżdżając na dół, na swoje kolana, dzięki czemu jego twarz miała idealny dostęp do wybrzuszenia w spodenkach Freda.
Chwilę siłował się ze materiałem, który przykleiły się do spoconego ciała jego brata, jednak jemu to nie przeszkadzało. Wszystko w jego bliźniaku było idealne.
Pocałował widoczne wybrzuszenie ciemnych bokserek, patrząc intensywnie na twarz Freda, który przygryzł mocno swoją zaczerwienioną wargę. Mruknął coś niewyraźnie, odchylając głowę do tyłu, a George miał idealny widok na widoczne żyły na szyi drugiego.
Zsunął wilgotny materiał bokserek, uwalniając nabrzmiałego i podnieconego członka bliźniaka. Uśmiechnął się na ten widok, stymulując go jeszcze bardziej swoją dłonią. Zaciskał dłoń na jego trzonie, zataczając kciukiem jego główkę, z której powoli wydostawała się bezbarwna ciecz.
Jego druga dłoń automatycznie masowała okolice odbytu, powolnym ruchem kreśląc koła wokół wejścia.
- Proszę... Georgie... - jęknął głośno Fred, a błyszczące oczy wołanego chłopaka zaświeciły się jasno.
- O co prosisz? - zapytał cicho, wkraczając na teren ich małej gry.
- Włóż tam... szybko - mruknął przez zaciśnięte wargi Fred. - A potem pieprz mnie ostro... jak dziwkę.
- Jak dziwkę? - zapytał, lekko zaskoczony. - Lubisz być rżnięty, jak tania dziwka?
- T-tylko..o - jęknął, kiedy pierwszy palec znalazł się w jego środku. - Tylko jeśli ty to robisz...
Nie minęło dużo czasu nim kolejne dwa palce znalazły się w jego tyłu, a on sam nabijał się na zgrabne palce swojego brata.
Lubił to uczucie, kiedy ból mieszał się z przyjemnością. Był wtedy podwójnie podniecony i musiał powstrzymywać się dużą siłą woli, przez natychmiastowym dojściem w rękę Geroge'a.
George wyjął palce i zaprzestał stymulowania penisa brata. Ponownie wszedł na łóżko, patrząc, jak głodne zwierze na swoją ofiarę.
- Czego chcesz teraz, Freddie? - zapytał miękko, pochylając się do warg chłopaka.
- Ciebie w środku... - odparł na jednym wydechu. - Pieprz mnie, p-proszę.
- Jesteś moją małą dziwką, Freddie i będę cię pieprzył. Naprawdę ostro.
Zsunął swoje spodnie wraz z bokserkami do kolan, kilka razy stymulując swojego pulsującego penisa. Nakierował go w stronę wejścia brata, nie zastanawiając się ani chwili. Wszedł w niego, a cichy protest wymknął się spomiędzy warg drugiego Gryfona.
- Shhh - uciszył go George, przymykając na chwilę oczy. Jego Freddie był tak bardzo ciasny i ciepły, że zapomniał gdzie się znajduje. Było mu cholernie przyjemnie.
Zaczął poruszać się w jego wnętrzu, a on sam oparł się na dłoniach, które umieścił po bokach ciała chłopaka.
Jego ruchy były chaotyczne, miarowe i mocne, a on sam skupiał się tylko na zaspokojeniu ich obu. Było mu tak kurewsko gorąco, jednak nie przejmował się tym. Było to w tamtym momencie mało istotne i tak samo uważał Fred, który wychodził na przeciw ruchów George'a.
Złapał się wezgłowia łóżka, aby ich ciała się nie przesuwały od mocnych ruchów.
 Oboje jęczeli w ekstazie, nawoływali swoje imiona i prosili o jeszcze, jakby świat miał się za chwilę skończyć.
George złapał penisa Freda i po raz kolejny mocno go stymulował, dzięki czemu jego brat pięknie się pod nim wił.
Kilka razy udało mu się trafić prosto w prostatę Freda, który widział białe plamy przed oczami.
On sam natomiast tracił dech przy mocnym wbijaniu się w ciasny tyłek Gryfona. Ich ciała spotykały się raz za razem, tworząc głośne odgłosy uderzania ciała o ciało. Muzyka lecąca w tle była tylko dodatkiem, na który nie zwracali najmniejszej uwagi. Wszystkim czego teraz pragnęli było spełnienie, które zbliżało się szybkimi krokami w ich stronę. Ramiona George'a bolały od utrzymywania równowagi, jednak ignorował ból mięśni, skupiając się na równomiernym, szybkim uderzaniu w splot mięśni Freda.
Jeszcze tylko kilka mocnych pchnięć i starszy z bliźniaków doszedł we wnętrzu brata, głośno przy tym jęcząc.
Opadł głową na pościel, umieszczając ją w zagłębieniu u szyi Freda. Głośno oddychał, normując swój nierównomierny oddech, który był cięższy, niż gdyby przebiegł dwa długie maratony.
Chwilę później poczuł, jak ciało Freda spina się nagle, a jęki opuszczają jego wargi. Biała sperma wypłynęła z jego członka, brudząc jego podbrzusze.
Długo zajęło im opanowanie drżących oddechów, ciał i myśli, które wciąż nie mogły dojść do ładu.
W końcu jednak George podniósł się na na równie obolałym łokciu, wychodząc ze swojego brata, który przyjął to stęknięciem. Pocałował miękkie wargi chłopaka, patrząc w jego niebieskie oczy.
- To było dobre, Georgie - powiedział dobitnie Fred.
- Jak zawsze, Freddie - odpowiedział George przytulając spocone ciało swojego brata, którego kochał całym sercem. I nie tylko sercem.




* To ja, kiedy rozkminiałam, 
kto, do kurwy nędzy, jest u nich tym do góry*

***

Muszę Wam się jeszcze przyznać, że od jakiegoś czasu korci mnie coś, co nie powinno, a mianowicie... kolejne rozdziałowe opowiadanie. 
Jestem świadoma, że to będzie ciężkie dla mnie i nic a nic, nie koliduje to z moimi planami odnośnie przyszłości (chciałam w końcu zacząć coś innego niż Drarry), jednak coś wciąż mnie korci tam od środka...
Oczywiście wiem, że mam jeszcze całą listę one shotów do spełnienia i wiem, że powinnam je napisać, ale coś nie mam do nich zapału. 
Mogę zdradzić, że opowiadanie, które mam w głowie z całą pewnością nie będzie przekraczać 10 rozdziałów i nie będzie to fluffowa komedia, którą było "Zawsze ty". Raczej... angst połączony z fluffem. 


8 listopada 2015

Epilogue II, czyli sekretne tajemnice "Zawsze ty"

O takiej formie zakończenia "Zawsze ty" myślałam już od połowy rozdziałów i w głowie układały mi się małe fakty, które chciałam tutaj umieścić, aby w jakiś sposób odpowiedzieć Wam na kilka nurtujących Was pytań. 
Jest to taki mały bonus, dzięki któremu chcę Wam pokazać moją wdzięczność dla Was i waszego czasu, który tutaj spędziliście. 

Zanim przejdziecie do głównej części tego postu, chciałabym powiedzieć jeszcze kilka słów. Tak na zakończenie, żebym mogła śmiało powiedzieć, że to już koniec tego opowiadania. 

Chcę Wam podziękować. Wam wszystkim razem i każdemu z osobna, którzy zaglądali tutaj wytrwale i czekali na nowe rozdziały. Jestem bardzo szczęśliwa, że miałam okazję poznać tak wspaniałych ludzi, którzy na każdym kroku pisali słodkie, przepełnione uczuciami komentarze, które nieraz doprowadzały mnie do łez, szczerego śmiechu i trzęsących się rąk. 
Dziękuję wszystkim, którzy śledzili tą historię od samego początku, ale dziękuję także tym, którzy doszli później, jednak wytrwale stali u mego boku. Dziękuję wszystkim osobom, które komentowały i podnosiły mnie na duchu. Dziękuję wszystkim obserwatorom tego bloga, jak i cichym czytelnikom, którzy tak wspaniale nabijali mi wyświetlenia. 
Wiem, że nie byłam i nie jestem punktualną osobą, przez co wiele razy musieliście czekać na rozdziały bardzo długi czas. Ale nie każdy jest idealny, a ja już w zupełności za co Was przepraszam. I dziękuję za to, że ze mną wytrzymaliście. 
 

 Akane, White, Kao Y, ~xjessux, Charly, złezłeciastko, CyziowateCiastko, Strzyga, Ala, Basia, Beth Sokolska, Szczelecka, ~Ar, Karola, Infiniti ∞ , DivaAlex, Mike Wazowski, Szatanica, Emiru-chan, ~Izu-chan~, #Drarry N, Uzależniona Od Książek, ShizukaAmaya, ~Kati, Shadow, Annie ~ Cheshire Cat, Aleksandra Wolska, Lejdi-chan, Lachtára "Elizabeth", Wild Roses, Marcela, Serafin, Riddle <3, Kimie Kikui, Weronika :*, ~Daga ^.^',  ~Toruviel, Nemhain Riddle, Annabeth, Shizuo Heiwajima, Błękitny Smok, Izabela K, Poniiteru Seishinbyosha, Poorina, Ginny Weasley, Twój Kamyk, Eámanë Tinúviel, *Megan*, Kasiua , ~ Wtajemniczona, Enigma Nox, Mai, Sammy's Girl, Gabryśka ^^, Lee_TaeRi, Kanapka ^^, Writer Heart, Ciasteczkowy potwór, patts, Kaiko, Rayflo~, Kotuśś, Lalu-chan, Blitzz, Nati Sobon, ~Pyśka ;3, Jousette, Alex~`Kama, ~Lalu, ~Nekoś, Syśka, Levi, Lily Potter, MirahCreepY ChilD, Minko-chan, agathe_light, Demon, Martix ;3, Julia Ryfa, SergiuszM, Wandal, Anna Polak, Alice, Sylwia, Julka, Zuzanna Heliński, Lysander di AngeloAndrzejek~Carolineq, Nienormalny anioł, Nanni Chan, KuriShi, Sky Rose, Minko-chan, GamePlayerLegend, wiktoria majewska, Yuki, Juszaawi, MrsMalfoy, Justyśka ;D, ~Fulminata, Zuzia, Krystian Nowak, XiungXing, Bellatrix, Madzia Dziunia, Chloé aka Klaudia, Karolina S, ViktoriaLeccury, Yuiko -san, Artemida, rehab-e, Brownie Malfoy, NATALuŚ, Pitu-chan, Alatum Privence, Martyna Dziarkowska, i dziesiątki anonimowych czytaczy.

Jest tutaj ponad 100 osób, które przewinęły się w komentarzach, tworząc na blogu niezaprzeczalny urok i wspaniałą atmosferę. 
Chcę Wam podziękować za każdy małe i te większe komentarze, które pisaliście nieraz o nienormalnych godzinach. A Kummie mówiła! Nie czytać, tylko spać! 
Jesteście najwspanialszymi komentatorami, jakich można sobie wymarzyć. I pomimo tego, że wielu z osób powyżej już tutaj nie zagląda i tak składam Wam ogromny pokłon. 
Dziękuję Drarrynisse. ♥♥♥

Jest też taka osoba, której chciałabym podziękować w szczególności. 
Jest to moja przyjaciółka, która już od wielu lat stoi przy moim boku i wysłuchuje moich częstych narzekań. To właśnie ona była osobą, która wysłuchiwała moje obawy co do rozdziałów, moje szalone pomysły, moje histerie, bo nie mogłam znaleźć mojej weny i nie tylko. To jej przypadło miejsce osoby, która była zmuszana do czytania moich wypocin i pisania, co o nich sądzi. 
Jongie, ja wiem, że tego nie przeczytasz, bo jesteś strasznie leniwa i nigdy nie czytasz wstępniaków, ale wiedz, że Ci dziękuję i kocham Cię z całego mojego serduszka. ♥
Mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną jeszcze wiele lat, pomimo wielu przeszkód. A jak nie, to Cię w końcu zgwałcę, leszczu.  



Tak oto chcę zakończyć Naszą wspólną historię z "Zawsze ty".
To były wspaniałe, prawie, dwa lata, które spędziliśmy zamknięci na naszym Statku Miłooości. Tutaj kończy się Nasz rejs z tym opowiadaniem i właśnie teraz stoję przed Wami i macham do Was kapitańską czapką, którą założyłam w lutym zeszłego roku. 
"Zawsze ty" już na zawsze będzie moim małym dzieckiem, przy którym roniłam łzy, śmiałam się z radości i wyrywałam sobie włosy. To moje małe dzieło, które udało mi się doprowadzić do końca.   
Dziękuję~

*Kummie is free*



Tajemnice "Zawsze ty"

ϟ Alec był połączony z Neville'm już od samego pojawienia się tego małego Gryfiaka w opowiadaniu, ale Kummie to mały żartowniś i spodobało jej się wprowadzanie Was w błąd. To był mój trzeci ulubiony pairing ludzie :D Przepraszam.

ϟ Draco z Harry'm odzyskali swoje dormitorium w połowie stycznia. Niestety musieli dzielić je Prefektami Naczelnymi Krukonów i Puchonów. Musieli także połączyć dwa łóżka, bo jakiś debil nie chciał dać im jednego wspólnego. 

ϟ Hogwart przegrał Szkolne Mistrzostwa w Quidditcha. Różnica punktów wynosiła 20 punktów, jednak dzięki wydarzeniu Harry został dostrzeżony przez menadżera jednej z najlepszej drużyny Quidditcha w Anglii. Tak właśnie Harry Potter został najsławniejszym szukającym na świecie. 

ϟ A co się z tym wiąże, jego marzenia o zostaniu Aurorem poszły się kochać. Jednym z powodów tej decyzji był Draco, który nie zgodził się, aby jego Gryfiak narażał swoje życie. 

ϟ Draco Malfoy skończył w polityce, na wysokim stanowisku w Ministerstwie Magii. Jego prawą dłonią została Hermiona.

ϟ Jak to się stało, że Nevillec doszedł do skutku? Ano, ich historia zaczęła się wtedy, kiedy Neville dostał posadę praktykanta w Hogwarcie - zielarstwo w gwoli ścisłości. Po zakończeniu szkoły, starszy Gryfon nie zerwał kontaktu z Aleciem, dzięki czemu po dwóch latach, Gryfiak z wielką chęcią uczęszczał na lekcje Zielarstwa. Często też spędzał czas u Longbottoma w gabinecie, a starszy chłopak pomagał mu w lekcjach. Ich stosunki robiły się coraz bliższe, jednak Neville zdawał sobie sprawę z tego, że nie może wdawać się w romans z uczniem. 
ϟ George i Blaise przez wiele miesięcy nie dopuszczali do siebie myśli, że coś między nimi może być. Dopiero na wieczorze kawalerskim Draco i Harry'ego, schlani w trzy dupy, spiknęli się w barowym kibelku. Tak. Blaise był na dole. Tak. Dzięki niemu świat George'a stał się jaśniejszy.

ϟ James Lucjusz Malfoy i William Theodore Malfoy, czyli dzieci Drarry. 
James był wysokim brunetem o jasnych, niebieskich oczach. Zazwyczaj skryty, zaczytany w książkach, posiadający niezaprzeczalny urok, który potrafił powali zarówno dziewczyny, jak i chłopców na kolana. Z całą pewnością nie dający sobą pomiatać. Prefekt Naczelny Slytherinu, często łamiąc serca swoich kolegów i koleżanek. Po uszy zakochany w pewnym Krukonie, który później stał się jego życiowym partnerem. Jego ojcem chrzestnym został Ron, który popłakał się wtedy ze szczęścia. 
Will natomiast miał jasne włosy i pięknie zielone oczy, które przykuwały uwagę każdego. To on był małym podrywaczem i żartownisiem. Potrafił tak zmanipulować człowiekiem, że oddałby nerkę, wątrobę i lewe płuco za jeden mały uśmiech tego dzieciaka. Gryfon z krwi i kości - profesor McGonagall przez niego przeszła na emeryturę. O dziwo, ożenił się szybciej od brata. Jego szalonym chrzestnym był wujek Blaise, a żeby wujek Theo nie był zazdrosny, to po nim odziedziczył drugie imię.

ϟ Nie, to nie był mpreg. Ani Harry, ani tym bardziej Draco nie zaszli w ciążę. Dzięki rozwojowi magicznej medycyny, magomedycy byli w stanie połączyć nasienie Draco i Harry'ego w jedno i "wszczepić" je do mugolskiej kobiety, która owe dziecko "donosiła". Coś w rodzaju zapłodnienia in vitro, jednak w tym wypadku, dzieci nie odziedziczyły genów kobiety. Trochę brutalnie i nie humanitarnie, ale wiem, że nie każdy lubi mpregi, a dzieci być musiały. No i nie dam im pieprzyć jakiś innych kobiet! 

ϟ Pewnie wiele z Was zastanawia się, co do cholery stało się z Dafne Greengrass. Dafne została wydalona ze szkoły, zaraz po wyjaśnieniu całej sytuacji. W moim małym wyobrażeniu, przeprowadziła się do dalszej rodziny, gdzie na nowo zaczęła zatruwać wszystkim dupy. Urwała kontakt ze swoją młodszą siostrą, która wcale tego nie odczuwała. 

ϟ Nathaniel i Xavier, którzy na długi czas zniknęli z życia Harry'ego i Draco, pojawili się wiosną, dwa lata po zakończeniu szkoły. Nathaniel przeprosił ich za wszystkie krzywdy, które im wyrządził, mając nadzieje na przebaczenie, które dostał.
Tak, Nathaniel i Xavier zostali parą, po wielu sprzeczkach, w których używali (zwłaszcza Xav) wielu francuskich przekleństw. Minęło dużo czasu, nim Nathaniel zrozumiał, że szukanie związku na siłę nie ma sensu, a prawdziwa miłość stała przez cały czasu i jego boku.   

ϟ Hermiona i Pansy przez wiele lat trwały u swojego boku, jednak nigdy tak naprawdę nie zdeklarowały swojego związku. Wielkim zaskoczeniem dla ich przyjaciół było, kiedy dziewczyny oficjalnie ze sobą zerwały, tuż po zakończeniu szkoły. Wszystko jednak było krótką przerwą na uporządkowanie swoich spraw. W wieku 29 lat zaadoptowały dwuletnią dziewczynkę. 

ϟ Theo i Ron swój ślub wzięli w wieku 25 lat. Zrobili to w tajemnicy przed innymi. Wyjechali do Las Vegas, a Ron po powrocie został zamknięty w pokoju przez panią Weasley. To był największy foch, jakiego ta kobieta przeżyła, jednak nie mogła powstrzymać łez szczęścia. Theo, został przyjęty do rodziny z otwartymi ramionami. (Ron przejął nazwisko Theo pisane z myślnikiem)

ϟ 

#Bonus Alec+Neville

Neville siedział zgarbiony przy swoim profesorskim biurku, sprawdzając zaległe wypracowania trzecioroczniaków. Było już grubo po dwudziestej pierwszej, kiedy westchnął ciężko i wyprostował plecy, które strzyknęły głośno kilka razy. Odłożył swoje pióro na miejsce i podwinął rękawy jasnej koszuli, której nie zdążył przebrać po swoich ostatnich zajęciach.
Był naprawdę zmęczony, jednak nie mówił tego głośno. Pomimo całego wyczerpania był naprawdę szczęśliwy. Robił to co lubi najbardziej, a praca w Hogwarcie przypominała mu na każdym kroku, jego wcześniejsze lata, które miał okazję spędzić tutaj ze swoimi przyjaciółmi.
Wstał z krzesła rozglądając się mozolnie po swoim słabo oświetlonym gabinecie. Wszędzie leżały grube książki, zapisane papiery i cudaczne rzeczy, których nazwy ciężko wymówić.
Sięgnął ręką w stronę biurka, biorąc, zimną już, zieloną herbatę. Skrzywił się nieznacznie na gorzkawy smak, jednak przełknął napój szybko, nawilżając swoje suche gardło. Westchnął po raz kolejny, odkładając pusty już kubek.  Musiał się trochę rozciągnąć i pooddychać świeżym powietrzem.
- Gdzie jest ten głupi płaszcz... - mruknął sam do siebie, szukając ciepłego okrycia. Na dworze było niemal zero stopni, więc nie ruszy się bez czegoś ciepłego nawet na krok. W międzyczasie stwierdził trzeźwo, że musi w końcu zrobić tutaj porządek, bo w końcu sam się zgubi w tym burdelu.
Kiedy w końcu udało mu się znaleźć to, czego szukał, zadowolony narzucił na siebie płaszcz, biorąc jeszcze swoją różdżkę, leżącą na zasypanym pergaminami biurku.
Zrobił zaledwie trzy kroki, kiedy usłyszał głośne, ale niepewnie pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, kto do cholery, dobija się o tej godzinie do jego gabinetu. Czyżby profesor McGonagall chciała po raz kolejny go za coś kajać? A może, któryś z jego uczniów chciał się poradzić? Ktokolwiek to był, sprawił, że Neville miał ochotę nie otwierać.
Gdy pukanie rozległo się po raz kolejny, Longbottom wciąż stał w miejscu zastanawiając się głęboko, czy powinien otworzyć.
- Neville... jesteś tam?
Brwi młodego profesora uniosły się w zdziwieniu, kiedy rozpoznał wołający go głos.
I niemal natychmiast podszedł do drzwi otwierając je szeroko, bo coś mu się nie podobało w tonie owego głosu.
- Alec? Co się stało? Dlaczego twoja warga krwawi? - zasypywał pytaniami, a jego gość stał po prostu ze spuszczoną głową. Chłopak wyglądał jak półtora nieszczęścia, co kroiło  serce Neville'a na wiele części. Naprawdę nie lubił widzieć swojego młodego przyjaciela w takim stanie.
Pociągnął go delikatnie w swoją stronę, wpuszczając go do ciepłego pomieszczenia.
- Przeszkadzam ci... To ja może pójdę... - powiedział cicho Gryfon, na ułamek sekundy patrząc na postać profesora.
- Nie przeszkadzasz mi, Alexsandrze - powiedział pewnie Longbottom, ściągając swój płaszcz. Posadził ciemnowłosego na miękkiej kanapie, samemu idąc w głąb pomieszczenia, szukając jakiej czystej chustki i wody, niestety z marnym skutkiem.
- Cholera jasna - mruknął do siebie i wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni przywołując do siebie potrzebne rzeczy.
W kilku krokach podszedł do siedzącego cicho Aleca, mając nadzieję, że jego ranka to nic poważnego.
- Spójrz na mnie - poprosił chłopca, jednak ten nie drgnął. Kolejne westchnięcie wydostało się spomiędzy warg profesora, jednak nic nie powiedział. Uniósł po prostu swoją dłonią brodę Gryfona, który nawet w tamtym momencie na niego nie patrzył. To było niepodobne do Aleca, którego Neville znał od kilku lat i wiedział, że coś musiało się stać.
Neville na chwilę oderwał dłoń od ciepłej skóry Gryfona, chcąc namoczyć chustę letnią wodą.
Nie zajęło mu to dużo czasu i już po kilku chwilach ponownie uniósł brodę chłopaka, delikatnie dotykając ściereczką krwawiącej wargi. Młodszy chłopak syknął z bólu, odsuwając się od materiału.
- Boli - powiedział płaczliwie.
- Shh, zaraz przestanie. Daj mi tylko to wytrzeć - powiedział Neville łagodnie, ostrożnie chwytając twarz Gryfona. Delikatnie zaczął przesuwać kciukiem po jego miękkim policzku, a druga ręka precyzyjnie wycierała zaschniętą krew.
Neville nie pytał co się stało. Nie chciał naciskać, a cisza pomiędzy nimi była wręcz dotkliwa.
 Młody profesor nawet nie zauważył, kiedy po twarzy Alexandra zaczęły spływać ciepłe łzy, które po chwili zaczął odganiać.
- Hej, wszystko będzie w porządku, Al. Tylko się uspokój - powiedział ciepło, może trochę panicznie, ponieważ nie radził sobie ze łzami u innych. Młodszy chłopak w końcu na niego spojrzał, jednak oczy były na tyle zasłonięte przez łzy, że Neville musiał się naprawdę zastanowić, czy chłopak go widział.
Longbottom odłożył mokrą chustę, opiekuńczo przytulając Gryfona, który małymi kroczkami zaczął się uspokajać.
Żaden z nich nie wiedział do końca ile czasu mijało, kiedy tak siedzieli wtuleni w siebie, jednak to nie miało znaczenia, do czasu aż czuli się dobrze.
W końcu Alec przestał pochlipywać, a jego oddech spowalniał. Miał zamknięte oczy, a jego mokre rzęsy ocierały się o jasną koszulę profesora.
- Zamoczyłem ci koszulę... - powiedział w końcu Alec, a Neville zastanawiał się czy się przesłyszał, czy jednak rzeczywiście Gryfon w końcu coś powiedział.
W przypływie nieznanego mu uczucia, przepływającego przez jego ciało, pochylił lekko głowę, składając delikatny pocałunek w ciemne, pachnące czymś słodkim, włosy.
- To nic. Wyschnie - opowiedział krótko, masując ciepłą dłonią plecy chłopaka. Alec był naprawdę wdzięczny, że jego profesor i jednocześnie przyjaciel nie widział jego rumieńców, które pojawiły się już na początku przytulenia. - Wszystko w porządku?
 Alec pokiwał kilka razy głową, nie chcąc się odsuwać. Było mu naprawdę ciepło i przede wszystkim bezpiecznie.
- Powiesz mi teraz, co się stało?
Gryfon zacisnął swoje powieki. Miał nadzieję, że to pytanie dzisiaj nie padnie. Że nie padnie w ogóle. Zaczął mówić coś cicho i niezrozumiale, jednak Neville przerwał mu, odsuwając go od siebie.
- Czekaj, czekaj. Nic nie zrozumiałem, powtórz proszę - powiedział. Alec odwrócił wzrok, sycząc cicho, kiedy przypadkowo przygryzł swoją wciąż bolącą wargę.
- Biłem się z kolegą... - odpowiedział cicho, jednak tym razem Neville go usłyszał.
- Ale dlaczego? Przecież nie masz wrogów, Alec - dopytywał profesor, zauważając, że oczy Aleca po raz kolejny zrobiły się mokre.
 - Przez ciebie - odpowiedział, odwracając wzrok. Usta Neville'a otwarły się w zdziwieniu, a on sam czuł się zagubiony. Przez niego? Przecież on nic nie zrobił i naprawdę nie widział powodu, dla którego Alec miałby się przez niego z kimś pobić.
- Nie rozumiem, Al...
- On powiedział, że jesteś jednym z seksowniejszych nauczycieli i gdyby tylko mógł, z chęcią rozłożyłby dla ciebie nogi... Kiedy powiedziałem, że jest nienormalny, zaczął się ze mnie nabijać, że ja już jestem twoją dziwką... - powiedział cicho, drżącym głosem. - Uderzyłem go, a on mi oddał. Później przyszli inni i nas rozdzielili. Nie chciałem żeby tak o tobie mówił, bo... nieważne. Przepraszam, że zabrałem ci czas i dziękuję... - dokończył, wstając powoli.
Alecowi nie udało się zrobić dwóch kroków, kiedy poczuł, że Neville kładzie dłoń na jego ramieniu, zatrzymując go. Stanął przed nim ciepło go obejmując.
- Dziękuję, że się za mnie wstawiłeś, Al - powiedział na początek, kładąc głowę na ciemnych włosach Gryfona. - Ale nie rób tego więcej. Nie chcę cię widzieć z jakimkolwiek zranieniem, bo to boli mnie bardziej, niż ciebie.
Ciemnowłosy wtulił się bardziej w ciało młodego profesora, nieśmiało obejmując go w talii. Niestety był dużo niższy od swojego przyjaciela, przez co czuł się przy nim naprawdę malutki.
- Po drugie, nigdy nie traktowałbym cię jak dziwki. Nie wiem, o co chodzi temu chłopakowi, ale jesteś godny noszenia na rękach, nie nazywania dziwką. A po trzecie nie przejmuj się słowami tego dzieciaka, Al. Niech sobie mówi, co chce, a ty masz się tym nie przejmować, dobrze?
- Z tymże on mówił coś jeszcze... co jest prawdą - stwierdził cichutko chłopak.
- Co takiego?
- Powiedział, że pewnie lubię cię bardziej, niż powinienem... - przyznał w końcu. Jego powieki zacisnęły się bardziej, a on sam oczekiwał wszystkiego, oprócz tego co nastąpiło. Myślał, że Neville go wyśmieje, uderzy, wyrzuci za drzwi i wyzwie od cholernych gejów, jednak nic takiego się nie stało.
Właściwie to Neville stał jeszcze kilka długich chwil bez zmiany pozycji, a kiedy się ruszył wszystko działo się powoli, niemal jak zza zasłony.
Po raz kolejny złożył ciepły pocałunek we włosy Gryfona. Później jego ciepłe wargi powędrowały na czoło zasłonięte przez ciemną grzywkę. Następnie na oba policzki, a serce Aleca przestało momentalnie bić, kiedy młody profesor chwycił jego ciepłą twarz w dłonie i musnął wargami jego mały nos.
Wszystko przestało istnieć, kiedy Longbottom zakończył swoją małą-wielką wyprawę na ustach Alexandra, składając tam ostatni, równie motyli, ale nieco dłuższy pocałunek.
- Ja ciebie też lubię bardziej, niż powinienem, Al.
Tego wieczoru, przez bardzo długi czas Neville studiował wargami całą twarz Aleca, którego serce biło równym rytmem dla swojego profesora, przyjaciela i nowej miłości, która miała być dla niego tą jedyną.



24 października 2015

Epilogue I

Dobry wieczór.
Kocham Was.
Przepraszam.
Dziękuję za wszystko. 



Ostrzeżenia: 
1. epilog podzielony jest na dwie strefy czasowe. Część pisana ukośnie jest wspomnieniem. 
2. Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy fluff źle stosowany, zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.
3. Pod dwoma serduszkami (na samej górze) znajdują się piosenki, które powinny dobrze oddać atmosferę. 



Wiosenna łuna światła, która już od dwóch tygodni budziła ich swoim ciepłym oddechem, po raz kolejny zawitała do ich sypialni, goszcząc się na drewnianych meblach, ozdabiając je jasnymi promieniami słońca. Zwiewne firanki unosiły się i opadały wraz z powiewem wiatru, który przedostawał się przez uchylone okno, a melodyjny śpiew ptaków roznosił się po całym pokoju. Jasnowłosy chłopak otworzył mozolnie swoje równie jasne oczy, pozbywając się ostatnich oznaki słodkiego snu. Ziewnął przeciągle, a delikatny dreszcz przeszedł po jego nagiej skórze. Zdjął ramię z ciepłego ciała leżącego tuż koło niego, przewracając się na plecy, które wygodnie oparł o miękką poduszkę, na której wcześniej smacznie spał. Przeczesał dłonią jasną grzywkę, która niemal całkowicie przysłaniała jego oczy i rozejrzał się leniwie po dużej sypialni, doszukując się jakichkolwiek zmian, jednak i tym razem wszystko było w idealnym, jego zdaniem, porządku. 
Usłyszał cichy szelest pościeli dochodzący z drugiej strony, masywnego łóżka. Obrócił powoli głowę, upewniając się, że leżący koło niego chłopak wciąż pogrążony był we śnie. 
Był, a on nie potrafił opanować małego uśmiechu, który wykwitł na jego różowych ustach, widząc, że Harry Potter zaciskał swoje dłonie na poduszce, jakby była to jego przytulanka. 
Wargi Harry'ego były lekko rozwarte i Draco mógł zauważyć, jak bardzo jego usta były opuchnięte od nocnych, głębokich pocałunków, które wymieniali między sobą jeszcze kilka godzin temu. 
Mimowolnie jego wzrok powędrował na odkryte ramiona i obojczyk chłopaka, które naznaczone były małymi siniakami. I Draco był pewny, że jego ciało również było nimi przyozdobione. 
Usłyszał lekkie westchnienie, co w dziwny sposób upewniło go, że dzisiaj był ten dzień. 
Zmarszczył lekko brwi, nie mogąc uwierzyć, że jego serce nienaturalnie przyśpieszyło, co nie zdarzyło się od ponad dwóch lat, kiedy to przyszedł czas na ostateczne egzaminy w Hogwarcie. 
Cicho, żeby nie zbudzić śpiącego bruneta, sięgnął dłonią w stronę szafki nocnej, wyciągając z niej małe pudełeczko, które drżało wraz z jego bladą dłonią. 
Otworzył je powoli, przez kilka długich sekund wędrując wzrokiem z jego wnętrza na pogrążonego we śnie, okrytego chłopaka. 
Tak, to jest bardzo dobry dzień, pomyślał cicho. Nie musiało minąć dużo czasu, żeby z mocno bijącym sercem, odłożył pudełeczko na swoje miejsce, słysząc, że nagie ciało leżące koło niego, coraz częściej ruszało się, wydając ciche pomruki. 
- Dzień dobry... - usłyszał chwilę później. Cudownie zielone oczy spojrzały na niego, a on wiedział, że to z całą pewnością będzie dobry dzień.

♡♡♡
Ciemnowłosy, młody mężczyzna westchnął po raz kolejny, nie mogąc uwierzyć, że przez tyle lat nie nauczył się wiązać muszki. Spróbował wszystkiego, co przyszło mu do głowy, jednak nie dawało to pożądanych skutków, co jeszcze bardziej go frustrowało.
Stał przed tym cholernym lustrem już piętnaście minut i zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że był spóźniony. Ciemne włosy opadały na jego opalone czoło, a okulary co chwilę zsuwały się z jego nosa. Nie użył w tym dniu soczewek, dając swoim oczom od nich odpocząć. A to, że miał wielki sentyment do okularów było zupełnie inną sprawą.
 - Nosz cholera jasna - mruknął pod nosem, patrząc z wyrzutem na wciąż niezawiązaną muszkę. Ale nie miał zamiaru używać magii. Uważał, że da sobie świetnie radę, nawet jeżeli zaczynała boleć go głowa, od ciągłego rozmyślania, jak mógłby łatwo zawiązać to wredne cholerstwo.
- Harry, co ty tak długo tu robisz? Jesteśmy prawie spóźnieni, a chłopacy czekają od dobrej godziny - stwierdził ktoś stojący przy drzwiach od sypialni.
Harry spojrzał w tamtym kierunku, wywijając zabawnie wargę.
- Niemogęzawiązaćtejgłupiejmuszki... - mruknął cicho, spuszczając ręce wzdłuż swojego ciała.
Ów ktoś, parsknął głośno podchodząc do Harry'ego leniwym krokiem.
- Mówiłem żebyś wziął krawat, kochanie - usłyszał czuły głos i podniósł głowę napotykając stalowoniebieskie oczy. Westchnął cicho w końcu się poddając. Przeczesał ciemne włosy dłonią i odszedł kilka kroków, zmierzając do drewnianej komody, z której wyciągnął kilka zwiniętych krawatów.
- Który? - zapytał ciężko. Nie cierpiał ubierać się elegancko, jednak tym razem był to dzień, w którym robił to bez większego przymusu. Co nie zmieniało faktu, że Harry był kaleką, jeżeli chodziło o modę. I właśnie dlatego był tu ktoś jeszcze.
- Weź czarny. Będziesz pasować do Will'a - stwierdził z uśmiechem Draco. Brunet przytaknął, wiedząc, że to co wybierze były Ślizgon będzie dobre. Odłożył głupią muszkę na komodę, a ciemny krawat przewiesił sobie przez szyję, dając znać blondynowi, żeby to on się nim zajął.
Nie zajęło dużo czasu, nim krawat był zawiązany, a usta Harry'ego zostały okupowane przez te inne, bardzo natarczywe. Leniwe pocałunki zatrzymały dla nich czas, a oni sami zatracili się w chwili, którą mogli spędzić sam na sam.
- Spóźnimy się panie Malfoy - mruknął w końcu brunet, niechętnie odsuwając głowę. Jednak jego wzrok wciąż spoczywał na wilgotnych wargach. 
- Już jesteśmy spóźnieni, panie Malfoy - odmruknął w zamian blondyn i ostatni raz złączył ich usta. Później pędzili na dół, zgarniając pozostałą dwójkę.      

♡♡♡
- ... i powiedziałem "tak" - wyrzucił w końcu, patrząc ze skupieniem na dwójkę swoich przyjaciół, siedzącą przed nim. Jego dłonie wciąż trzęsły się od nadmiaru emocji, co nie było najlepsze dla filiżanki z kawą, którą trzymał.
Uśmiechał się głupio od samego wejścia do mugolskiej kawiarni, a Ron i Hermiona patrzyli na niego w skupieniu już od kilku dłuższych minut. Harry czekał na jakąkolwiek reakcję z ich strony i niemal podskoczył, kiedy Hermiona w końcu się odezwała.
- Merlinie, w końcu! Czekał z tym od kilku miesięcy i aż się dziwie, że nie padł jeszcze z nerwów - powiedziała radośnie. Wstała w pośpiechu i z typową dla niej czułością przytuliła mocno bruneta, co chwilę powtarzając jak bardzo się cieszy, że w końcu do tego doszło. 
- Kiedy termin, hm? - zapytał lekko Ron, kiedy emocje trochę opadły, oczywiście oprócz tych Harry'ego, który co minutę przeżywał kolejny atak serca, na myśl, że już niedługo będzie mógł nazywać Draco oficjalną częścią swojego życia. 
- Nie myśleliśmy jeszcze o tym - przyznał szczerze. - Ale jeszcze w tym roku, na pewno - dodał z uśmiechem, wciąż patrząc na swoją dłoń.
Dwa największe prezenty, jakie Draco mógł mu dać, spełnią się jeszcze w tym roku. 

♡♡♡
Pojawienie się ich rodziny wywołało dosyć spore zamieszanie, którego Harry nie chciał spotkać. Miał nadzieję, że pomimo, iż wesele było zrobione z wielkim rozmachem, typowym dla jednego z jego przyjaciół, obejdzie się bez potajemnych zerknięć w ich stronę. I pomimo lat, które chcąc nie chcąc spędził w blasku fleszy, wciąż potrafił zarumienić się pod wpływem macających ich spojrzeń. Na szczęście był z nim Draco, który od zawsze o wiele lepiej znosił wszechobecne pary oczu. 
Złapał go delikatnie za rękę, dodając mu otuchy, za którą Harry był mu dozgonnie wdzięczny. Sam poprawił Will'a, którego trzymał bezpiecznie w drugiej ręce, który swoimi zielonymi oczami rozglądał się po wielkim namiocie, uśmiechając się lekko do wszystkich. I Harry był pewny, że ten mały manipulator był doskonal świadom tego, że był obserwowany.
Na całe szczęście zdążyli przed rozpoczęciem ceremonii, więc zupełnie spokojnie ruszyli na przód, gdzie, jak zostali uprzedzeni, były ich miejsca. Cicho przywitali się z resztą ich przyjaciół, którzy tak jak oni, dostali miejsca w drugim rzędzie.
Oczywiście Draco nie powstrzymał się przed swoimi małymi komentarzami odnoście chusteczek, które trzymały Pansy i Hermiona. Wszyscy w ich gronie wiedzieli, że te dwie dorosłe kobiety, potrafiły płakać na weselach przez większość ich części, toteż nikt zbytnio nie przykładał już uwagi do ciągłego poprawiania makijażu i innych kobiecych rzeczy, które zawsze musiały wykonać. Ale i tak lubili im to wypominać, chociażby dla małych, przyjacielskich sprzeczek, które mogli między sobą wymienić.
Chwilę później zjawił się Blaise w nowym, szytym na miarę garniturze, który niemal od razu, nie witając się z nikim innym, zaczął zabawiać swojego chrześniaka, z którego był wybitnie dumny. A Will na to wszystko przystawał ze zdwojoną radością, bo jego ulubiony wujek w końcu do nich dołączył.
Trochę inaczej natomiast było z James'em, który był tą cichszą pociechą w ich rodzinie. Był zupełnym przeciwieństwem swojego młodszego brata, jednak to nie odbierało mu uroku. Wręcz przeciwnie - James Lucjusz Malfoy był pełen tajemniczego uroku, który potrafił urzec bardziej, niż cokolwiek innego. I niestety, dzisiejszego ranka Draco musiał pouczyć tego rozkosznego dzieciaka, że czytanie książek na ślubie nie jest dobrą opcją, co ten przyjął ze swoim smutnym uśmiechem, wielkimi niebieskimi oczami i ciemną grzywką, która opadała mu na te śliczne źrenice.
I tak Draco Malfoy uległ, pozwalając swojemu najstarszemu synkowi przytargać jakąś książkę, którą ciocia Hermiona dała mu w prezencie.
Nie musząc przez cały czas patrzeć na Will'a, Harry rozejrzał się po namiocie, w którym się znajdowali, omijając spojrzenia innych ludzi, którzy wciąż na nich patrzyli, jakby byli kolejnymi cudami świata. A wcale tak nie było. To, że ich rodzina była znana, było czystym zrządzeniem losu, którego Harry nawet nie chciał. Ale nawet jeżeli sława dawała mu się we znaki, był szczęśliwy jak nikt inny. W końcu miał swoją rodzinę, w tym dwójkę kochanych manipulatorów, wspaniałych przyjaciół i Draco, który dawał mu najwięcej szczęścia i poczucia bezpieczeństwa od ośmiu, wspaniałych lat.
 
Namiot był wykonany z jakiegoś białego płótna, które powiewało delikatnie, przy każdym powiewie wiatru. Wygodne krzesła porozstawiane były w równych rzędach i ciągnęły się przez całą długość wnętrza. Gdzie się nie spojrzało, tam znajdowały się czerwone róże, w których zakochani byli jego przyjaciele. Najciekawsze jednak było to, że kwiaty te chwilami świeciły niczym małe świetliki, co było sprawką Neville'a, który z każdym rokiem był coraz lepszy w swoich fachu. Cały efekt dopełniały małe lampki, zawieszone tuż nad białą płachtą, które delikatnie oświetlały namiot i dodawały niezaprzeczalnego uroku.
W przypływie nagłej melancholii, która pojawiła się wraz z pierwszymi taktami cichej melodii wypływającej ze skrzypiec, Harry Potter-Malfoy złapał swojego męża za dłoń, delikatnie się do niego pochylając.
Nie przejął się znaczącym spojrzeniem Jamesa, który obserwował ich ze swojego miejsca, pomiędzy Hermioną, a Draco. Mrugnął do niego czule, a po chwili delikatnie pocałował wargi swojego męża. I nie przejął się dziesiątkami par oczu, które zostały nagle skierowane w jego stronę. Niech ludzie mają o czym mówić, pomyślał cicho, uśmiechając się w myślach.
Nie dostali jednak dużo czasu na okazanie swoich uczuć, ponieważ moment później zostali zmuszeni do spojrzenia na przód namiotu, gdzie znajdował się mały, drewniany podest, przystrojony jeszcze większą ilością czerwonych róż.
I żadna osoba na sali nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, kiedy najważniejsze osoby dnia stanęły naprzeciw siebie z miłością wypisaną w oczach i strachem wypisanym w trzęsących się dłoniach.    
  
♡♡♡
Jego oczy były rozwarte, dłonie się pociły, a brzuch bolał go niemiłosiernie. Czuł większy strach, niż gdyby miał po raz kolejny zmierzyć się z Pansy i jej grzebieniem. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje wszystko, co zjadł dzisiejszego ranka, pomimo, że wcale nie było tego dużo. 
- Hermiono, ratunku - jęknął głośno, zginając się w pół na krześle. 
Usłyszał głośne westchnienie tuż nad swoją głową, ale nie miał nawet ochoty zmieniać swoje pozycji. I wcale nie obchodziło go to, że za parę chwil będzie musiał się przebrać. 
Najwyżej weźmie swój ślub w podkoszulce i bokserkach. 
- Wypij to - poleciła mu dziewczyna, machając przed nim jakimś flakonikiem. Harry nawet nie zapytał co to było. Wziął eliksir, wypijając go jednym duszkiem z ogromną nadzieją, że to coś pomoże na jego zszargane nerwy. 
- O Boże, dziękuję ci Mionka - westchnął, czując jak przez jego ciało przechodzi przyjemna fala spokoju. I pomimo, że nie zadziałało całkowicie, i tak czuł się o wiele lepiej.
- Nie dziękuj mi, tylko Pansy. Gdyby nie ona, to ani ty, ani Draco nie wyszlibyście z pokojów. 
- Draco też się denerwuje? - zapytał zaciekawiony. Ostatnim czasem to Harry wydawał się najbardziej zdenerwowany, a Draco był według niego oazą spokoju. 
- Oczywiście, że tak, Potty. - Podniósł wzrok, spoglądając na wchodzącą do jego sypialni Pansy. Jej włosy były już idealnie ułożone, makijaż został dopracowany w każdym szczególe i pozostała dwójka śmiało stwierdziła, że nawet w porozciąganym dresie wyglądała dobrze. - Z tego wszystkiego pomylił pokrowce. 
Podeszła do drewnianej szafy, na której zawieszony był szary futerał i zamieniła go z tym, który trzymała przez cały czas zawieszony na ramieniu. 
Obróciła się w ich stronę, patrząc najpierw na Harry'ego, który wyglądał jakby przechodził załamanie nerwowe, a później na Hermionę, która uśmiechnęła się do niej ciepło. Ona też była już uszykowana, pomijając strój, który na chwilę obecną również był wygodnym dresem. Pansy podeszła do niej w kilku krokach, składając na jej wymalowanych ustach mały pocałunek.
- Widzimy się później - mruknęła do dziewczyny, która lekko przytaknęła. - A ty, Potty, lepiej się ubieraj. Zostało pół godziny!
Głośny jęk rozniósł się po sypialni.

♡♡♡
Kiedy oficjalna część ślubnej ceremonii poszła w zapomnienie, układ sali z lekka się zmienił. Pojawiły się okrągłe stoły, na których znalazły się czerwone róże i małe świeczki, które jeszcze bardziej ociepliły nastrój panujący pod wielkim namiotem. Każdy stolik zawierał piękne porcelanowe zastawy i małe, ozdobne wizytówki, które informowały gości o należytych miejscach. 
Zapanował mały rozgardiasz, kiedy wszyscy zaczęli się przeciskać do pary młodej i swoich stolików w celu znalezienia swojego krzesła. I zarówno Harry, jak i Draco, pierwsze co zrobili to odnalezienie ich miejsc. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ich przyjaciele przez długi czas będą oblegani przez rzeszę gości składających im życzenia, wręczającym im prezenty i nie wiadomo co jeszcze.
Ich stolik znajdował się w dalszej części namiotu, jednak wciąż blisko pary młodej. I byli im naprawdę za to wdzięczni, ponieważ ten dzień chcieli spędzić jako zwyczajni goście, aniżeli jedna z najbardziej znanych par w tej części magicznego świata. Byli naprawdę mile zaskoczeni, kiedy zauważyli, że przy ich stoliku znajdowały się wizytówki z nazwiskami ich przyjaciół. 
Draco usiadł na swoim miejscu, zabierając na kolanach Willa, który zainteresował się kwiatami, które tak jak pozostałe - raz po raz zaczynały świecić. A Harry nie potrafił opanować rozlewającego się ciepła, kiedy usłyszał śmiech swojego najmłodszego syna.
James pojawił się chwilę potem, w otoczeniu swoich szalonych ciotek, które zajmowały go jakąś żywą rozmową o sprawach tylko im znanych. Najprawdopodobniej znów wciągały go w świat jakiejś przygodowej książki, w których lubował się ich synek.
Zarówno Harry jak i Draco nie przyczepili się do tego, jak dużo czasu zajęło im poprawienie makijażu, ponieważ oboje wiedzieli, że używanie drobnych czarów w ich kierunku, stało się ulubioną zabawą Hermiony i Pansy. I niestety tyczyło się to całej ich grupki znajomych, co utwierdzało wszystkich w przekonaniu, że to właśnie one rządziły nimi od samego początku.  
Harry pocałował szybko jasne włosy Will'a i zgarnął James'a spod macek ich przyjaciółek, łapiąc go delikatnie za bladą dłoń i prowadząc go w stronę kolejki do pary młodej. 
- Tato... muszę? - mruknął cichutko chłopczyk, a Harry westchnął cicho, kucając przy nim. 
- Oczywiście, że nie musisz, synku, ale wiesz dobrze, że wuja będzie szczęśliwy, jeżeli to ty wręczysz im prezent - wytłumaczył Harry, patrząc w jasne oczy swojego chłopca, w których mieniły się wiszące nad nimi lampki. 
- A dlaczego to Will nie może...? 
- Ah, Jamesie Lucjuszu Malfoy. Jesteś naszym najstarszym synem, którego oni kochają całym sercem. Masz już sześć lat, a Will tylko cztery. A to oznacza, że wujkowie znają cię dłużej, prawda?
- No tak... - westchnął cicho James i złapał za paczuszkę, którą wręczył mu Harry.
- A teraz się uśmiechnij, Jamie. Wiesz, że lepiej wyglądasz, kiedy się uśmiechasz - dodał z dumnym uśmiechem, wstając i całując czoło chłopczyka, które niemal w całości zasłaniały włosy. James wtulił się nieśmiało w swojego tatę, który otoczył go czule ramionami, będąc wybitnie szczęśliwym mogąc spędzić tak czas ze swoim pierworodnym.
Kolejka przesuwała się naprawdę powoli, jednak nie musiało minąć dużo czasu, nim usłyszeli dobrze znany im głos. 
- Myślałem, że nie przyjdziecie! - Harry poczuł mocny, przyjacielski uścisk, a on sam nie mógł powstrzymać śmiechu, który od razu wydostał się spomiędzy jego warg. 
- Jak moglibyśmy nie przyjść? - zapytał retorycznie, obracając się w stronę ciemnowłosego. W przypływie przyzwyczajenia chciał poczochrać jego włosy, jednak uprzytomniał się, że przecież dzisiaj był jego wielki dzień, a za zepsucie jego idealnej fryzury zostałby prawdopodobnie pozbawiony głowy.
Uśmiechnął się szeroko i dotknął ramienia James'a, który stał koło niego wytrwale, patrząc wielkimi oczami na swojego wujka. Ciemnowłosy chłopczyk, trochę nieśmiało wystawił rękę z jakąś ładnie zapakowaną paczuszką i wręczył ją panu młodemu, który rozczulony ukucnął i mocno przytulił chłopca. Prawdą było, że ta dwójka od samego początku wyglądała niemal identycznie i pomimo zupełnie innych charakterów, Harry był szczęśliwy wiedząc, że oboje byli częścią jego szalonego życia.
Draco doszedł do nich chwilę później, oplatając ramieniem talię swojego bruneta. Spojrzał na swojego syna, który z małym rumieńcem patrzył na swoje wypolerowane buty i kiwał głową, słuchając jak jego wuja cieszy się, że to on do niego przyszedł.
- Gdzie jest Will'ie? - zapytał cicho Harry, muskając swoją wargą szczękę byłego Ślizgona.
- Blaise prawdopodobnie uczy go nowych podrywów - odpowiedział z uśmiechem, a zielone oczy momentalnie się rozszerzył.
- Powiedź, że żartujesz, Draco.
- Tak właściwie to nie - stwierdził poważnie blondyn, jednak nie mógł opanować małego uśmieszku. - Ale George go pilnuje, więc nie mamy się czym martwić - dodał rozbawiony i pochylił lekko głowę, smakując miękkich warg bruneta.
Kolejny raz w tym dniu, ktoś przerwał im ich czułą scenkę i tym razem był to James, który jęknął głośno odwracając swoją główkę od całujących się rodziców.
- Jesteście dzisiaj okropni - stwierdził pan młody ze śmiechem, czochrając ciemne włosy ich syna.
- Oni są tacy cały czas... - mruknął James, odchodząc do ich stolika, przy czym miał nadzieję, że jego ciocie będą mniej wylewne niż rodzice.

♡♡♡
Pierwszy krok był dla niego najtrudniejszy i miał wrażenie, że jego nogi ugną się pod nim, jakby były zrobione z waty. Czuł dziesiątki par oczu, śledzące jego poczynania, a przecież on tylko szedł. Po raz kolejny musiał policzyć do dziesięciu, aby jego szalejący oddech choć na chwilę się uspokoił. Wszystko działo się jak przez mgłę i Harry miał wrażenie, że stał obok swojego ciała, omijając wszystkie ważniejsze szczegóły, jakie normalnie by zauważył.
Pomieszczenie było duże, pewnie trochę większe od ich domowego parteru. Wszystko było nieskazitelnie białe, a niebieskie oświetlenie wprawiało wszystkich w lekko tajemniczy świat, przystrojony białymi kwiatami. Po sali roznosiła się piękna melodia wypływająca z białego fortepianu postawionego w jednym kącie. I Harry, pomimo swoich wielkich nerwów, rozpoznał w niej melodię, którą niemal co noc grał mu Draco, i zupełnie nagle, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie, poczuł, że ogarnia go spokój.
Zrobił kilka kolejnych i uniósł głowę, napotykając parę stalowoniebieskich tęczówek, które podążały za nim i tylko za nim, jakby wokół nie było niczego innego.
 Po swojej lewej stronie usłyszał ciche szlochanie, jednak nie zastanawiał się nad tym do kogo należał. Mógł on należeć albo do cioci Molly, albo do którejś z jego przyjaciółek. Albo do ich wszystkich, co było najprawdopodobniejszą opcją.
To jednak nie miało w tamtej chwili najmniejszego znaczenia, ponieważ tylko dwa, bardzo małe kroczki dzieliły go od Draco.
Powiedział bezdźwięczne „cześć” do osoby stającej przed nim, co wywołało uśmiech na wargach blondyna.
- Cudownie wyglądasz – mruknął cicho wyższy chłopak, głaszcząc delikatnie dłoń bruneta, którą chwycił mocno.
- Chciałbym cię teraz pocałować – odmruknął Harry, wiedząc doskonale, że nie może tego zrobić jeszcze przez dobre pół godziny.
- Niedługo będziesz mógł to robić kiedy tylko będziesz chciał, kochanie – powiedział czułe, ze śmiechem Draco, co roztopiło serce Harry’ego. Stwierdził, że mógłby tak stać całą wieczność, a nawet kilka dni dłużej, tylko pod jednym warunkiem. Że byłby koło niego ten przystojny idiota, który za kilka chwil miał oficjalnie stać się jego mężem.    

♡♡♡
W-właściwie, to zostałem do tego zmuszony - mruknął Harry, trzymając przy swojej szyi różdżkę, która nagłaśniała jego lekko drżący głos. Przez salę przeszedł zbiorowy śmiech, a on spojrzał na winowajce całego zdarzenia, który patrzył na niego błyszczącymi oczami. - I nie miałem pojęcia, że będę musiał coś mówić. Tak naprawdę miałem nadzieję na posiedzenie sobie i pośmianie się z innych, którzy staliby na moim miejscu... Niestety zostałem wrobiony i nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzenia kilku miłych słów, bo o tych złych lepiej nie wspominać publicznie - powiedział, a ludzie po raz kolejny zaśmiali się grupowo. Harry poczuł się trochę pewniej, a kiedy zauważył, jak Draco uśmiecha się ciepło w jego stronę, trzymając w rękach Will'a, jego plecy wyprostowały się bardziej. Westchnął głęboko, dając upust swoim emocją. 
- Znamy się już od wielu lat i mogę powiedzieć, że ta dwójka stała się częścią mojego życia już wieki temu. Byli ze mną, kiedy przechodziłem złe chwile, ale byli także wtedy, kiedy przechodziłem najszczęśliwszy okres w życiu. Dzisiaj jest wasz wielki dzień, którego nie mogliście się doczekać już od wielu miesięcy. Jestem szczęśliwy, widząc, że jesteście ze sobą od kilku dobrych lat, pomimo tego, że nikt się tego nie spodziewał. Znaczy... to nie tak, że w was nie wierzyłem! Nie, nie! Po prostu... cholera - zatrzymał się na chwilę, aby po raz kolejny wziąć duży oddech. - Spodziewałem się tego. Byłem przekonany, że pomimo kilku różnic, jesteście dla siebie stworzeni. I dalej jesteście, ale teraz bardziej oficjalnie, prawda? Nie szkodzi, że jest to tylko część formalna, bo to was umocni do tego stopnia, że nic was nie rozdzieli. A jeżeli ktoś spróbuje to zrobić to osobiście walnę go moją miotłą, dzięki której wygrałem swoje pierwsze mistrzostwa - powiedział poważnie. Poczekał aż tłum patrzący w niego, przestanie się śmiać, a po chwili uniósł kieliszek, który trzymał w drugiej dłoni. - Mówię całkowicie poważnie - dodał.
- A teraz chciałbym wznieść toast za moich wspaniałych przyjaciół - powiedział i spojrzał w stronę młodej pary, ze szczerym, typowo potterowym uśmiechem. - Za Aleca i Neville'a, którzy dzisiaj zaczynają swoją wielką życiową przygodę! 
- Za Aleca i Neville'a! - powtórzył zgodnie tłum. 

Stary zegar, postawiony w pięknym ogrodzie, tuż za namiotem oznajmił wszystkim, że wybiła godzina dziesiąta, jednak mało kto z bawiących się osób zwrócił na to uwagę. Wszyscy byli pochłonięci głośnymi rozmowami, dziwnymi tańcami, które zazwyczaj kończyły wpadaniem na siebie i donośnym śmiechem, oraz piciem alkoholu, co było oczywistą oczywistością.
Para młoda kołysała się na środku parkietu, pochłonięta w swoich oczach i cichym śmiechu, który dzielili tylko między sobą. I nierzadko kiedy wszyscy wpatrywali się w ten sielankowy obrazek, który sprowadzał na ich twarze ciepłe uśmiechy, które później wymieniali z innymi.
Harry Potter-Malfoy również należał do tych osób. Siedząc na swoim miejscu i słuchając barwnych historii, które opowiadał Blaise, często zwracał wzrok w stronę Aleca i Neville'a będąc dumnym niczym ojciec. 
Zarówno Alec, jak i Neville wydawali się szczęśliwi, na czym najbardziej zależało Harry'emu. Miał nadzieję, że jedni z jego najlepszych przyjaciół będą mieć okazję przeżyć równie wielką, a nawet i większą, miłość jak on sam.
Zwracając swój wzrok w stronę Draco, rozmawiającego z Pansy, nie potrafił powstrzymać uśmiechu. I tak było przez lata, które ze sobą spędzili. Oczywiście, nie zawsze towarzyszyła im sielanka. Często się kłócili, najczęściej o bardzo drobne i głupie rzeczy, jednak nawet takie sytuacje brunet wspominał z uśmiechem. Zwłaszcza te, kiedy spędzali noce osobno; on w ich wielkim łóżku, a Draco na kanapie. To nie tak, że wolał spać sam. Zupełnie i niezaprzeczalnie nie. Dla Harry'ego takie sytuacje były najlepsze, ponieważ to one zawsze doprowadzały do namiętnych, gorących nocy, albo do nocy, które spędzali wtuleni w siebie na miękkiej kanapie. Wszystkie te wspomnienia tworzyły w jego głowie obraz szczęśliwego czasu, który był zupełnie inny od tego, który go poprzedzał. Z samego dna, Harry Potter odbił się na sam szczyt swoich marzeń. Miał świetną pracę, przyjaciół, którzy wspierają go na każdym kroku, prawdziwą rodzinę i miłość swojego życia. 
I teraz, w wieku dwudziestu siedmiu lat mógł powiedzieć, że był spełniony. 

Spojrzał w dół, patrząc jak jego najmłodszy synek wtula się w jego ciepłe ciało. Wyglądał na bardzo śpiącego i rzeczywiście była to pora jego snu, jednak jego niebieskie oczy wciąż rozglądały się na wszystkie strony. 
- Will, chce ci się spać? - zapytał, pochylając się do uszka blondyna. Chłopczyk spojrzał na niego, przygryzając wargę. Był bardzo śpiący, jednak nie chciał już iść. Za dużo ciekawych rzeczy tutaj się działo i Harry bardzo dobrze zdawał sobie sprawę. Will pokręcił szybko główką, mając nadzieję, że jego tatuś nie weźmie go do domu. Najwyżej będzie musiał się rozpłakać, co z całą pewnością przekona jego tatę. - Dobrze, jeszcze chwilę zostaniemy - dodał lekko, całując jasne włosy chłopczyka. Harry skupił się na rozmowie jego przyjaciół, jednak głośny śmiech Aleca odwrócił jego uwagę. Spojrzał w tamtym kierunku, szeroko otwierając oczy, ponieważ Alec i Neville rozmawiali z osobami, których tutaj miało nie być. 
Wziął Willa w ramiona i szybkim korkiem podszedł do przyjaciół.
- Co wy tutaj robicie?! - zapytał głośno. 
Szczere uśmiechy powędrowały w jego stronę, a po chwili już był przytulany przez Rona i Theo. Harry próbował nie roześmiać się na widok ubrań, jakie tamta dwójka miała na sobie. Hawajskie koszule i spodenki były zupełnie nie na miejscu, ale zdaniem Harry'ego bardzo im pasowały, zważywszy, że ostatnio jego przyjaciele przechodzili samych siebie. - Miało was tutaj nie być!
- Ale jesteśmy! - odpowiedział wesoło Theo. Jego skóra była o ton ciemniejsza, co było bardzo dziwnym widokiem dla bruneta. Nawet Draco podczas ich wakacji tak się nie opalił! - Nie chcieliśmy przegapić ślubu roku, więc wpakowaliśmy się w pierwszy lepszy... samolot? Tak to się nazywa? - zapytał niepewnie, patrząc na znajome twarzy, a kiedy wszyscy przytaknęli, kontynuował. - ... i jesteśmy! 
Alec zaśmiał się głośno, a Neville przybił wysoką piątkę z Ronem, który wyglądał na szczęśliwego. On też miał ciemniejszą skórę, jednak Harry zauważył, że ten opalił się bardziej na czerwono. 
- Musicie być głodni! - stwierdził nagle Alec. Spojrzał na swojego męża, mówiąc coś do niego szybko, a Neville przytaknął po chwili, całując lekko usta Aleca, odchodząc sekundę później.
- Nev za chwilę znajdzie dla was miejsce, a wy opowiadajcie, co się u was działo! Tak dawno was nie widziałem!


Zbliżało się wpół do pierwszej, kiedy Draco półleżąc na kanapie, obejmował łagodnie Willa. Jego mały szkrab stał się naprawdę zmęczony już pół godziny wcześniej, jednak dopiero teraz się poddał i dał się zanieść na miękką kanapę. Blondyn miarowo głaskał włosy swojego synka, co usypiało zarówno blondynka jak i jego tatę, który przymknął swoje oczy. Po drugiej jego stronie leżał James, który także stwierdził, że jest zmęczony. Położył swoją główkę na kolanach taty, a sam zwinął się w mały kłębek. Trzymał mocno swoją książkę w ramionach, jakby bał się, że ktoś ją porwie. Jednak nie do końca była to prawda. James po prostu lubił obejmować coś podczas snu, a że jego ulubiona przytulanka została w domu musiał zadowolić się książką.
Draco westchnął cicho i na chwilę przestał głaskać blond włosy. Podwinął rękawy koszuli, ponieważ w namiocie było naprawdę gorąco - zarówno przez pogodę, jak i przez dziesiątki ludzi, którzy oddychali tym samym powietrzem. I pomimo, że kanapy były w drugiej części wielkiego namiotu, gdzie znajdowali się tylko nieliczni, to i tak było tu niemal duszno.
Otworzył oczy, kiedy poczuł na swoim ramieniu delikatny dotyk.
- Hm? - mruknął cicho do Pansy, która patrzyła na niego z uśmiechem.
- Oni już dawno śpią, Dray - stwierdziła. - I ty zaraz też padniesz, jeżeli się nie ruszysz.
- Nie zostawię ich tutaj przecież, Pans.
- O ile mi się wydaje, to nie tańczyłeś jeszcze z Harry'm, Draco.
- Prawda - przytaknął blondyn, zastanawiając się do czego zmierza jego przyjaciółka.
- I z tego względu, pomyślałyśmy z Hermioną, że i tak chciałyśmy się już zbierać, więc nie zrobi nam różnicy, jeżeli weźmiemy ze sobą te dwa szkraby.
- Wy chcecie się już zbierać? Przecież wy zawsze zostajecie do końca - stwierdził trzeźwo Draco.
- Przecież wiesz, że pojutrze wyjeżdżam na tydzień w sprawach służbowych, a Mionka nie może ze mną jechać, więc chcemy spędzić trochę czasu razem... Jeżeli wiesz co mam na myśli, blonasie.
Draco uśmiechnął się porozumiewawczo do Pansy.
- W takim razie, czy dzieciaki nie będą wam przeszkadzać?
- Będą w pokoju gościnnym - wyjaśniła była Ślizgonka, po czym westchnęła głośno. - To jak Dray? Chcecie mieć trochę samotności dla siebie?
Draco przytaknął szybko, wiedząc, że taka okazja nie zdarza się często. Zdjął ostrożnie głowę Jamie'go ze swoich kolan, a po chwili przykucnął przed kanapą, łagodnie wybudzając ciemnowłosego ze snu.
- Kochanie... - zaczął łagodnie. James mruknął coś niewyraźnie, zakrywając rączką swoje oczy. - Pojedziecie z Will'em do cioci Pansy, dobrze? Jutro was odbierzemy i pójdziemy na dobre lody, w porządku, skarbie?
James przytaknął śpiąco, jednak podniósł się do siadu, opierając głowę o wezgłowie kanapy. Draco pocałował synka w ciemne włosy, a po chwili wstał i to samo uczynił na policzku Pansy.
- Dzięki, Pans. Jesteś najlepsza - dodał z uśmiechem. Parkinson przytaknęła, a po chwili do pomieszczenia weszła Hermiona, która w swojej karminowej sukience wyglądała bajecznie.
- Tobie też dziękuję, Hermiono - oznajmił Malfoy. Podszedł do niej, przytulając ją lekko.
- Cała przyjemność po naszej stronie. A teraz idź i zajmij się Harry'm, bo babcia Neville'a go zaraz zagada na śmierć.

Jego rodzice pomachali mu po raz ostatni, a chwilę później zniknęli z jego oczu. Rzeczywiście było już późno, albo i bardzo wcześnie, a jego ojciec nie lubił chodzić spać o nienormalnych godzinach, więc naprawdę bardzo się cieszył, że wytrzymał aż tak długo. W ogóle Draco Malfoy był szczęśliwy. Jego ojciec zachowywał się naprawdę dobrze i był wybitnie z tego dumny, ponieważ obyło się bez rodzinnych awantur, które zdarzały się od czasu do czasu w ich rodzinnym dworze. 
Postał jeszcze chwilę na dworze, patrząc jak grube płatki śniegu opadają na białą już ziemię. 
Zima była jego ulubioną porą roku, już od dzieciństwa i był naprawdę szczęśliwy, że ten najważniejszy dzień w życiu mógł zorganizować właśnie teraz, kiedy całe miasto wyglądała, jak magiczna kraina z jego dziecięcych czytanek. Uśmiechnął się lekko i wrócił do sali, podwijając rękawy swojej koszuli. Na dworze było zimno, jednak atmosfera panująca na sali była naprawdę gorąca. 
Stanął na środku parkietu rozglądając się po pomieszczeniu, mając nadzieję na znalezienie Harry'ego, który gdzieś mu się zawieruszył. 
Znalazł go, siedzącego z jakąś starszą kobietą, która z całą pewnością była babcią Neville'a. Tylko ona mogła mieć na sobie tak dziwny kapelusz, który jednocześnie tak bardzo do niej pasował.
Uśmiechnął się pod nosem, powoli idąc w stronę swojego męża. Po drodze mijał wielu ludzi, którzy w mniejszym lub większym stopniu byli podchmieleni. Uśmiechali się szeroko, kołysząc się w rytm spokojnej piosenki. I Draco kojarzył tą melodię. 
Stanął przed dwójką rozmawiających osób i położył chłodną dłoń na ramieniu jednej z nich.
Harry podniósł wzrok i posłał mu piękny uśmiech, który za każdym razem czarował Malfoya.
Na małą chwilę, blondyn zapomniał, co chciał powiedzieć, jednak szybko powrócił myślami na odpowiedni tor.
- Myśli pani, że mogę porwać mojego męża na jeden taniec? - zapytał kulturalnie, zwracając się do starszej kobiety.
- Oczywiście! Bierz go i nie puszczaj, młody człowieku! To czysty skarb! - odpowiedziała.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, pani Longbottom - odpowiedział i skłonił się lekko w stronę kobiety. Ta zrobiła odpowiedni ruch ręką, który oznajmił im, że mają uciekać. Draco złapał delikatnie dłoń Harry'ego w swoją i pocałował go w skroń.
- Z wiekiem robisz się coraz bardziej miękki, Draco - stwierdził ze śmiechem Harry, który wtulił się w bok swojego męża.
- To źle, kochanie? Wiem przecież, że kochasz, kiedy tak mówię - powiedział Draco, ze swoim typowym uśmieszkiem.  
- Nie tylko to w tobie kocham, głupku. - Ciepły rumieniec zalał twarz Harry'ego. Nawet teraz nie potrafił okiełznać swoich reakcji w towarzystwie Draco. 
Stanęli na środku parkietu, a oczy większości osób skierowały się w ich stronę, jednak to nie przeszkadzało zarówno Draco, jak i Harry'emu. Dla nich, świat zamknął się w ich oczach i nic poza tym nie widzieli. 
Draco położył dłonie na biodra bruneta, a Harry oplótł swoje ramiona wokół szyi Malfoya.
Zaczęli kołysać się na boki, często nie w takt piosenki, jednak dla nich to nie miało znaczenia.
Najważniejsze w tamtym momencie było to, że mogli spędzić w końcu choć chwilę czasu razem.
Ich ciała idealnie do siebie pasowały, pomimo znaczącej różnicy wzrostu, a myśli skupiły się tylko na osobie będącej naprzeciwko. Nic innego nie miało prawa wejścia pomiędzy ich i tak też było.
- Więc powiedziałeś, że nie tylko to we mnie kochasz, tak? - zapytał Draco. Według Harry'ego, jego oczy, w półmroku panującym w sali, wydawały się jeszcze jaśniejsze. A przede wszystkim były skierowane tylko na niego. Niebieskie światło kilku lamp dodawało chłodniejszego koloru jego włosom, a Harry mógł jedynie stwierdzić, że jego mąż był najprzystojniejszym mężczyzną w całym pieprzonym świecie. 
Ich twarze znajdowały się naprawdę blisko siebie i brunet idealnie czuł perfumy kochanka. 
- Nie tylko to - przyznał szeptem, a ich oddechy zmieszały się ze sobą.
- Kocham cię, wiesz o tym, prawda? - stwierdził nagle Draco, patrząc w pięknie zielone oczy. Harry uśmiechnął się czulę i przycisnął czoło blondyna do swojego.
- Tak Draco, wiem o tym. Ja ciebie też kocham. Nie zapomnij o tym, dobrze? 
- Nie zapomnę.       

THE HAPPY AND





Minęło dużo czasu, prawda? 
Wiem, przepraszam, ale było ciężko. 
Ale obiecałam, że wrócę do końca października na 100%. No i... jestem. 
Wczoraj w nocy, położyłam się z przekonaniem, że muszę dzisiaj skończyć ten pieprzony epilog. I udało mi się. Naprawdę mi się udało, w co kompletnie nie wierzę. 
Drarrynisse... 
Przepraszam Was wszystkich. Pewnie wiele z Was myślało, że już nie wrócę i naprawdę nie zdziwię się jeżeli wielu z Was już tutaj nie zobaczę, ale dziękuję tym, którzy zostali. Tym którzy pisali słowa wsparcia, pomimo zirytowania, które na pewno się w Was zrodziły.
Dziękuję i przepraszam jednocześnie. 
Pamiętajcie, że jestem tutaj z Wami zawsze i odchodzić nie mam zamiaru. Może pod innym blogiem, może wciąż pod tym samym, ale Was nie zostawię.
Kocham Was, Drarrynisse od zawsze na zawsze! / Kummie