28 kwietnia 2014

Skarpetkowa sprawa



  No to ten, miałam wstawić one-shota na 1000 wyświetleń i z okazji pewnego czegoś ;D 
A więc 1000 wyświetleń już jest dawno (Za co z całego serca, a co tam! Z całej mnie: DZIĘKUJĘ ♥ ) no i.... dzisiaj mam Urodziny ^^  Także trochę taki rocznicowy ten one-shot ;D No, ale nie przedłużam i jak każdemu dzisiaj mówiłam: HAPPYCAROLINEDAY ! / Kummie 
Ps. Proszę nie zabijajcie mnie... To jest mój pierwszy shot z Drarry ( o.O ) i.... to było pisane bez weny...

  **



Tytuł: Skarpetkowa sprawa
Pairing: Drarry (chyba nikogo to nie dziwi xD )
Rodzaj: one-shot
Gatunek: Fluff, komedia (?)
Ostrzeżenia: Przekleństwa, podteksty, alternatywa wersja 
istniejącego już one shota


Harry zaraz po przebudzeniu wiedział, że to będzie zły dzień. Wiedział już rano, kiedy zamiast swoich ulubionych, czwartkowych skarpetek w hipogryfy, wyciągnął - nie jego – w różowe Pufki pigmejskie. Miał cholerną świadomość tego, że to coś znaczy i miał zamiar się dowiedzieć co.

***
Kiedy Ron zapytał przy śniadaniu, dlaczego ma odwrotnie założoną szatę, Harry od razu spojrzał na te różowe skarpetki. Od samego początku – zwłaszcza, kiedy Ginny jednego miała - wiedział, że Pufki są zdradliwymi zwierzętami.  Czuł, że pod tą całą różową puszystością, kryje się złośliwa, wynaturzona osobowość.
- Złe. One są złe – wymamrotał do owsianki, kiwając przekonująco głową.
- Kto jest zły, Harry? – zapytała Hermiona siedząca obok niego, marszcząc czoło.
- Pufki pigmejskie. Złe.
Gryfonka posłała Ronowi przestraszone spojrzenie, a ten wzruszył tylko ramionami.
- Dlaczego one są złe…? – zapytała z rezerwą.
- Są zdradliwe. Moje skarpetki. Widzisz? To nie są moje skarpetki. – stwierdził Harry, podnosząc jedną nogę i podciągając nogawkę.
Kilka osób jęknęło a inni patrzyli na niego jak na wariata. Taak, już od dawna przeczuwali, że z wybrańcem jest, jednak coś złego. Może to wpływ tych wszystkich dropsów, które dostawał od Dumbledora? Nikt nigdy nie wykluczał tej opcji.
- No i co, jest z nimi nie tak?
- I po co w ogóle je ubrałeś, skoro nie lubisz Pufków?
- To nie moje skarpetki. Ja nie lubię Pufków. Moje hipogryfy. Chcę, teraz. – odpowiedział poważnie Harry.
Ron przeżuł powoli kiełbaskę a Hermiona z wrażenie zamknęła książkę. 
 - Hej Harry, czy mógłbyś mi podać dżem? – wtrącił się Neville. Harry spojrzał na niego, jak na idiotę i pokręcił głową.  Neville podrapał się po włosach i przygryzł wargę. – Dlaczego?
- Ja chcę moje skarpetki. Widzisz? Ja nie nosze Pufków. – odparł w końcu Harry, po raz kolejny unosząc nogę i pokazując Gryfonowi swoją nieogoloną nogę i oczywiście skarpetki w różowe Pufki pigmejskie.
- To są skarpetki Malfoya. – stwierdził Neville, samemu sięgając po dżemom truskawkowy.
- Skąd to wiesz? – zapytała Hermiona, mrużąc oczy.
- Są inicjały. Widzisz? D.M. Draco Malfoy.
Powiedział i wskazał na pasek jaśniejszego materiału, na którym rzeczywiście wyszyte były inicjały Ślizgona. Harry warknął i walnął z pięści w drewno. Kiedy cały stół Gryffindoru patrzył na Harrego, on odwrócił się wściekle w stronę stołu Slytherinu, gdzie od razu wyłapał platynowe włosy.
Draco siedział prosto z założonymi rękoma, wpatrując się  wrednie w talerz z jajecznicą. Po chwili podniósł wzrok i skrzyżował go z Harrym.
 Kiedy Gryfonowi poleciały łzy, blondyn uśmiechnął się zwycięsko i ruszył ku wyjściu z Wielkiej Sali.
- Cholera! – krzyknął Harry, wycierając rękawem  łzy. To była wina szpiczastej brody Malfoya! Potter był tego pewny.
 - Harry, idź może do pani Pomfrey i niech ci da coś na uspokojenie. – Powiedziała Hermiona, patrząc na niego z pobłażaniem.
- Nie pójdę! Ja chcę moje skarpetki! – warknął, waląc głową o stół.
- To może pójdziesz je zmienić na inne? – podsunął cicho Ron.  Harry posłał mu piorunujący wzrok mówiący „Ty chyba jesteś głupi!”.  Ron uniósł wysoko brwi i odsunął się od Harrego. – Rozumiem, że nie pójdziesz…
Hermiona warknęła gardłową, brzmiąc jak Krzywołap, któremu nadepnięto na ogon. Ron kiedyś to zrobił.
Potem nigdy więcej nie podszedł do tego kota.
- Na stare gacie Merlina! To idź do Malfoya i zamień mu te skarpetki!
Harry spojrzał na nią zranionym wzrokiem i pokręcił przecząco głową. Brunetka nie skomentowała, tylko zacisnęła wargi w cienką linię.
- W takim razie, dajcie mi wasze eseje z transmutacji. Sprawdzę wasze błędy - dodała  spokojniej.
- Esej z transmutacji  - powtórzył cicho Harry.
 Zły dzień.
Bardzo zły.
To wszystko przez Pufki. I Malfoya.

***
Harry miał plan. Plan, który chciał zrealizować zaraz na eliksirach.
Kiedy weszli do klasy, poczekał chwilę na Ślizgona i skierował się  na miejsce tuż za nim. Ustawił swój kociołek tak, aby mieć idealny obraz na postać Ślizgona. Zwłaszcza na jego nogi.
- Wiesz Blaise? Zgubiłem gdzieś swoje skarpetki… Matka wysłała mi je tydzień temu, a ja już nie mogę ich znaleźć! – powiedział smętnie Draco, patrząc ukradkiem na Harrego. Zastanawiał się, co ten pospolity Gryfon, robił tak blisko jego osoby.
- Zgubiłeś je? No cóż… Przykre.
- Ja wiem, że to jest przykre. Wiem o tym, bo to były moje ulubione skarpetki w Pufki Pigmejskie! – powiedział Draco, jakby była to najbardziej oczywista rzecz ze wszystkich.
- A nie te zielone z hipogryfami? Przecież ten zielony szczególnie ci się podobał tylko, że nie pamiętam dlaczego… - powiedział Blaise, odmierzając idealną porcję pajęczych nóżek. Draco spojrzał na niego w zamyśleniu, ażeby po chwili pokiwać głową.
- Potter jest idiotą – stwierdził po jakimś czasie blondyn. Zabini parsknął rozbawiony, jakby przypomniał sobie jakąś śmieszną historię. – Ja to co innego, ja jestem wyjątkowy.  
Ty wyjątkowy? Ty masz wystającą brodę i ulizane włosy. Ha!  - pomyślał Harry, mając nadzieję, że Zabini okaże się medium czytającym w myślach i wepchnie Malfoya do kociołka.
 - Oczywiście Draco. – odparł sucho Blaise. Potter miał wrażenie, że na pustyniach alarmują o brak wody.
Harry pokroił wysuszona gąsienicę i dodał jej kawałki do kociołka, obserwując jak substancja zmienia się na glutowaty  - lub jakby określi to Snape – pistacjowy kolor. Spojrzał na czas oczekiwania dalszej reakcji eliksiru i z zadowoleniem stwierdził, że może wykonać swój plan.
- Malfoy! – syknął. Wołany odwrócił się w stronę Gryfona z uniesioną – idealnie wyskubaną - brwią. Harry wskazał na miejsce koło siebie i pomachał ręką, aby Draco usiadł koło niego. Ślizgon zmarszczył brwi i z rezerwą podszedł do Harrego.
- Czego chcesz Potter?
- Masz jakiś problem? – zapytał poważnie Harry. Malfoy spojrzał na niego jak na świra.
- Tak! Ty, Potter jesteś moim problemem! – Harry przewrócił oczyma.
- Nieee… Chodzi mi o coś innego! – powiedział i spojrzał sugestywnie na dół. Draco patrzył na niego w szoku.
- Potter. Co ty mi sugerujesz? – zapytał. Harry z rumieńcem przewrócił po raz kolejny wzrokiem.
- Idioto!  Skarpetki! – odparł i podciągnął, już któryś raz z rzędu spodnie. Draco spojrzał na jego stopy i zapowietrzył się głośno.
- Ty… Ukradłeś mi skarpetki! – warknął, patrząc wrogo na Pottera.
- A ty ukradłeś moje z hipogryfami! – odwarknął.
- Po cholerę mi twoje skarpetki?! Przez ciebie to jest najgorszy dzień w moim życiu! Och nie… Najgorszy był kiedy cię zobaczyłem!
- Weź się ogarnij Malfoy! To JA mam najgorszy dzień w życiu! Od samego początku tej szkoły mam wyznaczone skarpetki na każdy dzień! A dzisiaj patrzę i co? A no, mam jakieś skarpetki w te cholerne, różowe Pufki! Nienawidzę Pufków!
Draco patrzył na niego, ze szczerym zdziwieniem. Zamrugał kilka razy i schylił się do Harrego.
- Ty… Ty też, masz skarpetki na każdy dzień…? – zapytał cicho, owiewając ciepłym oddechem szyję Gryfona.  Harry wciągnął głośno powietrze i pokiwał lekko głową, przygryzając wargę.
Włosy Malfoya, wydały mu się w tamtym momencie bardzo miękkie.
- Jutro w bibliotece, Potter. – powiedział Draco i odszedł do swojego stanowiska.
Harry spojrzał na swój kociołek, który powinien mieć krystalicznie, błękitną substancję we wnętrzu.  
Jęknął przeciągle, patrząc jednym kontem oka na granatową maź w kotle, a drugim na zbliżającego się Snape’a .
Zły dzień.
Złe Pufki.
Zły Malfoy.

 ***
Następnego dnia, Harry znów nie znalazł swoich skarpetek. Tym razem, były to wyjątkowo Ślizgońskie skarpetki  w węże, które wiły się po materiale.  Od samego patrzenia na nie dostawał dreszczy a kiedy zobaczył Malfoya, te dreszcze się nasiliły. 

***
Przy śniadaniu usiadł jak najdalej od ciągle warczącej Hermiony.
Był dość podekscytowany, ponieważ zaraz po wyjściu z wierzy Gryffindoru spotkał Zgredka, który poinformował go, gdzie pierze i sortuje się wyprane ubrania. Całkiem zadowolony z rezultatu, oczekiwał wejścia Malfoya na salę. Kiedy to nastąpiło, zakrztusił się swoim sokiem dyniowym – przy okazji wypluwając, większość niego na siebie.  Wycierając spocone ręce, wstał od stołu i ruszył do gromady Ślizgonów, ignorując wszystkie nachalne i zdziwione spojrzenia zebranych na Sali. Kiedy w końcu dodarł do Slytherinu, wrył się pomiędzy Parkinson, która chyba przytyła ostatnio i Malfoya, ignorując opryskliwości tej pierwszej i zadziorny uśmieszek drugiego.
- W czym ci pomóc, Potter? – zapytał grzecznie Malfoy, gryząc tosta. To brzmiało jak groźba. Jak: zabiję cię.
Ugryzł tosta, ugryzł tosta, ugryzł tosta…
- Potter? Haaloo? Ziemia do Pottera! Odbiór? Z tej strony Malfoy center, Potter słyszysz mnie?
- Co? Tak. Pomóc. Ja ci mogę pomóc. – odpowiedział w końcu Harry.
- Nie łódź się, że Draco coś od ciebie będzie chciał. – powiedziała zgryźliwie Parkinson.
- Nie z tobą rozmawiam, Mopsie… - odparł chłodno Harry, nie zaszczycając jej spojrzeniem.
O Godryku…. Uśmiech… cholera.   
- Wiem, gdzie przechowują skarpetki. – Dodał tajemniczo.
- Teraz wiem o co chodziło mojej matce, kiedy mówiła żebym trzymał się z dala od narkotyków.- wtrącił Zabini, pijąc kawę.
- Gdzie? – zapytał Malfoy.
On i Harry mrugali, patrząc na siebie. Parkinson wydała z siebie żałobną pieśń. Zabini znieruchomiał z kubkiem w rękach a reszta Ślizgonów patrzyła oniemiała.  Draco najwyraźniej lubił szokować innych.
- Eee… - Pauza. Wyjątkowa cisza jaka ich otoczyła, były przerażająca. Bardziej przerażająca od widoku nagiego Seamusa. Harry coś o tym wiedział.
- Więc? – Zniecierpliwiony Malfoy. A Gryfon miał nadzieję, że w Ślizgonie jest jednak coś dobrego. Najwyraźniej jest głęboko ukryte.  A Harry miał zamiar to znaleźć.
- Po lekcjach, przy kuchni – wymamrotał.
 Zwiał z Wielkiej Sali. 

***
- A więc Potty? – zapytał Draco, będąc punktualnie o dwudziestej przed wejściem do kuchni.
Idiota – pomyślał czule Harry, mając na myśli Rona.

*
- Harry… Ja mam nadzieję, że ty nie chcesz r-robić jakiejś orgii z Malfoyem…
- Ha! Haha. Oczywiście, że nie.
Orgia bez skarpetek? Oj Ron…
*

Gryfon otrząsając się z myśli, pogilgotał gruszkę będącą na obrazie i przeszedł przez portret.
- O Salazarze… Czy ty właśnie pomacałeś gruszkę?
- Zboczony dureń – skwitował Harry.
Kiedy znaleźli się w kuchni, Harry zawołał Zgredka. Pokierowali się do innego pomieszczenia, o którym ani Ślizgon, ani Gryfon nie mieli pojęcia i przystanęli przy wejściu.
Przy biurku siedział stary - bardzo - stary Skrzat, który przysypiał na krześle, ze stróżką śliny spływającej mu po brodzie.  Malfoy wydał niewyartykułowany dźwięk i schował się za Pottera.
 Harry rozejrzał się po pomieszczeniu. Gdzieniegdzie w powietrzu wirowały ubrania, a parę centymetrów od nich znajdowały się idealne kwadraty białego czegoś, które raz za razem rozpraszały się i delikatnie mieszały się z ubraniami.  Gryfon roześmiał się głośno.
- Z czego ty się śmiejesz?  
- Hahaha! Niewidzialne pralki! – wyjąkał.

 ***
 Po dwóch tygodniach sytuacja się unormowała. Harry wraz z Malfoyem w końcu – po wielu kłótniach i sprzeczek - poszli na skargę do Dumbledora, prosząc  o zmianę Skrzata prowadzącego pralnię.
Stary Drops, jak na fana Drarry przystało, zgodził się bez ogródek.  Oczywiście nie wyjawił im tego, że  specjalnie mieszał różne części garderoby uczniów i tworzył pary. Przykładem pierwszym z brzegu jest 
Theodor Nott i Bill Weasley, który nie wiadomo jak i kiedy znalazł się w ogóle w Hogwarcie.

***
Harry siedział cały zadowolony przy stole Gryffindoru, razem ze swoimi poniedziałkowymi skarpetkami. Jego humor był wyśmienity i nawet Hermiona nie pluła już swoim jadem.
Jadł w spokoju swoją owsiankę z owocami, kiedy usłyszał chrząknięcie powyżej swojej głowy.
 Odwrócił się i napotkał stalowy kolor oczu Malfoya.
- Hm? – mruknął, przełykając truskawkę.
- Przesuń się, Weasley. – burknął Draco, wciskając się blisko Harrego. – Proszę – dodał, kładąc na stół ładnie zapakowaną paczuszkę, średniej wielkości.  Harry zmarszczył brwi i podrapał się po włosach.
- Dziękuję? Ale co to jest?
- Zerknij to zobaczysz. – odparł Malfoy, rumieniąc się.
Gryfon, zdziwiony odpakował delikatnie czarny papier i otworzył wieczko pudełka. W środku była najsłodsza para skarpetek, jakie Harry widział w swoim nędznym życiu.
Były one brzoskwiniowo-pastelowe  z powyszywanymi czerwonymi serduszkami, rozmieszczonymi w równych odległościach. Czasami za którymś z serduszek pokazywał się mały jelonek, goniący się z małym pawiem. Harry w tamtym momencie wyglądał, jak Zgredek, który właśnie dostał skrawek materiału.  
- Jeeeeejkuuu! To jest słodkie! – wtrąciła się Ginny, która kontem oka – zresztą jak cały stół Gryffindoru – oglądała całe zajście.
- Pod spodem jest coś jeszcze… Moja stylistka… Um… Dopasowała je do czegoś…  - wyjąkał Draco, zerkając na swoje wypiłowane paznokcie. Hary odchylił ostrożnie skarpetki , które zaraz z impetem odłożył na miejsce.
- C-co twoja stylistka miała na myśli… Szykując mi bokserki…?  - miauknął Harry, patrząc na usta Draco.
- Ona… Znaczy ja… Ah… Będziesz miał coś przeciwko, jeżeli kiedyś, może wyjdziemy, gdzieś razem na jakieś poszukiwanie skarpetek… Harry?
- Ja… Oh… Tak. Znaczy nie! Nie, nie będę miał niczego przeciwko… Draco -  mruknął, spod ciemnych rzęs. 
Harry nie wiedział do końca co się później stało, ale Hermiona chyba nie bez powodu krzyknęła „Kurwa mać! ” Co jej się, de facto pierwszy raz w życiu zdarzyło. I nie bez powodu Dumbledor wykrzyknął do McGonagall, że ma mu kupić pięć paczek dropsów.
Czując coś ciepłego na swoich wargach, Harry włożył rękę do czegoś, co kusiło go już od pewnego czasu.
Włosy Malfoya okazały się, jednak nad wyraz miękkie i nie obklejone żelem.
Cały uradowany odsunął się trochę od Draco – tak, teraz był to jego Draco – i spojrzał w jego śliczne oczy.
- Chcesz zobaczyć, jak leżą na mnie te bokserki…? – zapytał nieśmiało.
- Ale nie obrazisz się, jeśli zedrę je potem zębami…?  
Szelmowski uśmiech, jaki  ukazał Ślizgon sprawił, że nie jednej Puchonce zrobiło się mokro.
Ale wszystkie mają problem, ponieważ Harry zamierzał robić teraz bardzo nieprzyzwoite rzeczy z Malfoyem.
Z wszystkimi skarpetkami, jakie zdołają przywlec do Pokoju Życzeń. 


*Pufek Ginny*

 ***

25 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ XII

Merlinie... Przepraszam Was, że dopiero o tej godzinie, ale o dziewiętnastej miałam dopiero czas a potem nie mogłam utworzyć nowej notki... (dziękuję Bloggerze >.< ) 
No ale w końcu udało mi się i macie kolejny (Matko już 12!) rozdział :) 
Ah... No i w ogóle to chciała bym powitać nowych czytelników ♥ Dziękuję, że tu zerknęliście i mam nadzieje, że pozostaniecie ze mną i chłopakami dłużej ^^ Notabene dziękuję wszystkim, komentującym party... Aww... KOCHAM WAS I VIRTUAL HUG <3 / Kummie
Ps. Nowy rozdział będzie 2/3 maja, bo później jadę na wycieczkę. Ahh... a one-shota napisze na poniedziałek (28.04. bo wtedy jest coś ważnego dla mnie :D Przekonacie się co i z góry mówię, że z tej okazji będzie to komedia <o ile mi wyjdzie...>) No to Enjoy!
 ***

Dwa tygodnie w Hogwarcie minęły Harremu głównie na omijaniu Draco.
Jego 'plan' zazwyczaj wyglądał tak, że na lekcjach siadał jak najdalej od niego, w stołówce i korytarzach również. 
Większość czasu spędzał z Ronem w Dormitorium Gryffindoru, a gdy wchodził do własnego  i Draco tam był, szedł w podskokach do swojego pokoju. 
Ich rozmowa - o ile nastąpiła - polegała na prostych pytaniach i odpowiedziach. Gdy jego wzrok przez przypadek skrzyżował się z Draco, z rumieńcem spuszczał wzrok.  Mówiąc szczerze, starał się po prostu przebywać jak najmniej w jego towarzystwie.

Zaczynał się ostatni weekend miesiąca. Wcześniejsza deszczowa pogoda nie pozwalała na zorganizowanie naborów do drużyn Quidditcha, jednak ostatni tydzień był wyjątkowo słoneczny. 
Harry zorganizował nabór Gryffindoru na siedemnastą.
Niebo było bezchmurne, wiał lekki wiatr, słońce świeciło pomarańczowymi promieniami - ogółem idealna pogoda do testowania nowych. 
Wychodząc ze szkoły Harry nie mógł się powstrzymać, przed przetestowaniem miotły. Przy wyjściu zasiadł od razu na swoją Błyskawicę i wzbił się w górę. Bez pośpiechu okrążył zamek, czując się wolny od wszystkiego. Słyszał powiew swojej peleryny i świst powietrza.
Kończąc okrążenie skręcił w stronę boiska, dając się wykazać swojej ukochanej miotle. Starał się wyciągnąć z niej tyle ile się dało, a na boisko dotarł już po paru sekundach.  Powoli obniżał lot i czuł, że nic nie może zepsuć jego humoru.
Och.
Wróć.
Może.
Zobaczył ich parę metrów nad ziemią i nie zważając na odległość krzyknął:
- MALFOY! Co ty tutaj do cholery jasne robisz?! – zaczął lecieć w kierunku grupy Ślizgonów, którzy stali na końcu boiska, szykując się do wylotu. Draco stał odwrócony do niego plecami, tak wiec kiedy Harry krzyknął, odwrócił się. Gdy brunet był metr nad ziemią zsunął się z miotły i szybkim krokiem ruszył w stronę Ślizgona. Blondyn dał znać ręką, aby pozostali ruszyli okrążać boisko. W końcu spojrzał na wkurzonego bruneta.
- Coś nie pasuje Gryfiaku? – zapytał spokojnie.
- Nie pasuje?! Co ty tutaj robisz?! Teraz JA mam trening nie TY! – warknął gestykulując namiętnie rękoma.
- Serio? Od kiedy? Mamy jeszcze półtora godziny treningu. – odparł Draco, splatając ręce na piersi.
- Na siedemnastą mam zarezerwowane boisko!
- No to najwyraźniej ktoś się pomylił - odparł, dalej spokojnie. - Idź już lepiej, bo twoi Gryfoni się niecierpliwią - dodał, wskazując głową na drugi koniec boiska. Harry zmrużył oczy.
- Malfoy... - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Draco zrobił krok do przodu i przechylił głowę.
- Nie mów, że moje towarzystwo będzie cię rozpraszać, Potter - mruknął, głaszcząc Harrego po policzku. Brunet starał się zachować kamienną twarz, ale jego ciało samo zareagowało dreszczami. Odwrócił się plecami do Malfoya i ruszył przed siebie drżącym krokiem, każąc miotle aby poleciała za nim.

***
- Harry? Co tutaj robią Ślizgoni? – zapytała Ginny, patrząc w górę na postacie w zielonych strojach. Harry stanął naprzeciwko Wesleyów.
- Malfoy mówi, że mają jeszcze półtorej godziny treningu. Nie wiem o co chodzi, ale oni nie zejdą, a ja nie mam zamiaru tracić takiej pogody.
-Malfoy... oczywiście... - sarknął Ron.
- Nic lepiej nie mów - warknął Harry, a Ron posłał mu zdziwione spojrzenie - Dobra przepraszam. Zaczynajmy. – dodał zrezygnowany, wysuwając się naprzód.
 Spojrzał na przybyłych Gryfonów i już wiedział, że będzie ciężko. Pierwsza część osób już na pierwszy rzut oka nie miał zielonego pojęcia do czego służy miotła. Druga część, natomiast składała się z roześmianych dziewczyn, które przyszły  aby zirytować Harrego. Gryfon westchnął przeciągle. Nie miał zamiaru mieć powtórki z szóstego roku.
- Dobra. Wy wyjazd z boiska. - powiedział i wskazał na dziewczyny, które zaczęły bardziej chichotać.  Ruszyły w stronę wejścia na trybuny, a Harry westchnął jeszcze raz i zacisnął pięści - Dobra, kto w ogóle miał do czynienia z Quidditchem? – zapytał, a  na szczęście większość osób podniosło niepewnie rękę.
- Super, to resztę proszę o wyjście - rzekł stanowczo. Nie zwracał uwagi na prychnięcia, jęknięcia i inne zirytowania czy zniewagi. Zastanawiał się, po co oni w ogóle tu przyszli?   
Została garstka osób, których Harry znał z widzenia. Nie przejmując się niczym kazał im wybrać miotły i przelecieć parę okrążeń trójkami. Ronowi i Ginny kazał podlecieć na swoje pozycję i tam zostać. Sam również wzleciał i prawie spadł, gdy jedna z trójek nie umiała zapanować nad miotłami. Kazał im zejść z mioteł i opuścić boisko.  
- Oj Potty, nie umiesz zapanować nad swoimi? – zapytał Malfoy, podlatując  do niego. Harry w zamian prychnął, nie wymawiając żadnego słowa. - Wiesz, trzeba być stanowczym bo inaczej wejdą ci na głowę.
- No co ty nie powiesz - warknął w końcu brunet. - Ej! Wy koło obręczy! Schodzić z mioteł i wyjazd!- krzyknął w stronę trójki Gryfonów, którzy zaczęli przepychankę.
- Jesteś taki słodki, jak się złościsz... - stwierdził Draco, przybliżając się do Harrego. Ten momentalnie zastygł, kiedy nos Ślizgona musnął mu szyję.Nawet nie zauważył kiedy podleciał tak blisko.
- M-malfoy... Nie przy...innych..- zdołał wyszeptać.
- Dlaczego? – mruknął Draco, wodząc nosem po kości policzkowej bruneta.
- P-przestań... - wyjąkał Harry, odsuwając się lekko od Ślizgona. - Jesteśmy na środku boiska... Czy ty masz w ogóle jakieś zahamowania? - zapytał, obracając się na boki i sprawdzając czy nikt na nich nie patrzy - na szczęście, wszyscy byli zajęci śledzeniem poczynań nowych.
- Mam, ale nie korzystam - odparł lekko Draco, znów przybliżając się do Harrego.
- Malfoy... Proszę przestań... nie teraz...- wyjąkał Harry.
- A kiedy? – zapytał Draco.
- Harry! Podleć tu na chwilę! – krzyknął Ron z prawej strony boiska. Najwyraźniej był tak rozkojarzony, że nie zauważył  Malfoy'a , który prawie molestuje Harrego. Bywa.
- Jasne, już lecę! – odkrzyknął Harry i spojrzał na Draco. Wzruszył ramionami i pokręcił głową. Ruszył szybko w stronę Rudego.
- Potty! A co powiesz na meczyk, kiedy już ogarniesz drużynę? - usłyszał głos Draco. Odwrócił się przez ramię.
- Jasne, jeżeli chcesz przegrać! – odkrzyknął i uśmiechnął się szczerze - tak naprawdę szczerze. 
- Jeszcze zobaczymy! Ale się pospiesz! Nie lubię czekać!
- Wiem. - Szepnął do siebie z delikatnym uśmiechem. Po chwili był przy Ronie, do którego dołączyła już Ginny.
- Co jest? – zapytał, zwracając się do Rudego.
- Nie sądzisz, że tamtych trzeba wyrzucić? – odparł wskazując na trójkę, która leciała stanowczo za wolno.
- Racja, uh... Ginny? Zajęłabyś się tym? Gardło mnie już boli, od tego darcia się.- zapytał błagalnie.
- Z przyjemnością - odparł z uśmiechem i odwróciła się w tamtym kierunku - EJ! WY TAM DO CHOLERY JASNEJ! CO WY LATAĆ NIE UMIECIE?! TO PRZEDSZKOLE CZY HOGWART?!  WYJAZ MI STĄD! - wykrzyknęła, a Harry i Ron aż podskoczyli.
- Dz..Dzięki..?- odparł słabo Harry, poprawiając się na miotle.
- Ależ nie ma za co. - dodała z uśmiechem - Harry? A moglibyśmy już zacząć? Za dwie godzinki mam randkę, także rozumiesz...
- Z KIM TY MASZ RANDKĘ?!
- A GÓWN...
- Jasne! Możemy wybierać! Ginny poleciałabyś po nich? Dzięki! Dobra, jest czterech na pałkarzy i piątka na ścigających. No Ron, tym razem nie ma nikogo na obrońcę. - rzekł i dał kuksańca Rudemu.
- Idź sobie... Uh..Harry? A czy ona się tu patrzy? - zapytał niepewnie.
- Kto? Ginny? –  odparł zdezorientowany brunet.
- Nie! No.. Hermiona!  
- Gdzie ona jest? – zapytał jeszcze Gryfon, szukając jej wśród ludzi.
- No na trybunach... Po lewej..! – syknął Ron.
- Aaa! CZEŚĆ HERM! – zawołał Harry i pomachał do Gryfonki siedzącej na trybunach po lewej stronie. Ta odmachała mu pogodnie i wróciła do czytania jakiejś książki. 
- Czyta książkę - rzekł do Rona, który patrzył na coś na dole.
- Aa..rozumiem...- odparł smutno.
- Stary..! Nie rób takiej miny! Pokażesz na co cię stać!
- Co?
- Ah... Z Malfoyem chcemy zrobić mały mecz. - odparł lekko Harry.
- Harry! Wiesz, że ja się denerwuję..
- Zrób to dla Mionki – odparł melodyjnie i odleciał do Ginny, która stała już z pozostałymi. Harry w końcu mógł się przyjrzeć reszcie. Na szczęście zauważył, że wśród kandydatów była Delmeza Robins, Jimmie Peakes i  Ritchie Coote - przynajmniej wiedział, że już ma część drużyny.   
Resztę, Harry znał tylko z widzenia. Potrzebuje jeszcze jednego ścigającego i rezerwowych.

 Pół godziny później Harry w końcu wybrał skład Gryffindoru. Nowymi nabytkami byli: 

Ścigający: Delmeza Robins, Nigel Wolpert (Rezerwowi: Caroline Fervers i Aaron Lanse)
Pałkarze: Jimmy Reakes, Ritchie Coote  (Rezerwowi: Thomas Rimmes i Nicholas Addams)



*
- Malfoy! To jak gramy? – zawołał Harry, wsiadając z powrotem na miotłę i ruszając w stronę blondyna.
- Oczywiście, ale nie sądzisz, że takie granie o nic jest...nudne? – zapytał z szelmowskim uśmiechem.
- Co proponujesz? – odparł Harry wyczuwając jakiś podstęp. Draco oparł się nonszalancko o rękojeść miotły, przybliżając się tym samym do Gryfona. Harry nie chciał pozostać mu dłużny, więc powtórzył pozę Ślizgona.
-Wiesz to będzie taki mały zakładzik... - zaczął blondyn, wodząc palcem po ramieniu Harrego.
- O co..? – zapytał Harry, patrząc w lodowe tęczówki.
-...Gdy wygra moja drużyna, codziennie będę mógł zrobić z tobą co tylko zechcę, przez powiedzmy... dziesięć minut?- odparł nonszalancko, a Harry przełknął ślinę.
- Co t-tylko zechcesz..?  N-nie. Dziesięć minut to za długo... -zająknął się. 
- Pięć minut? Pasuje? - rzekł Ślizgon, podnosząc wyzywająco brew.
- D-dobrze. Ale kiedy my wygramy... Dasz mi spokój… - wyszeptał Harry, sam nie wierząc we własne słowa.
- Oczywiście - odparł chłodniej Draco. – To zaczynamy? Potrzebujemy sędziego. Może Hermiona? – dodał, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Jasne, polecę z nią pogadać. - powiedział Harry, prostując się.
- Żebyś oszukiwał? Nie dzięki. Lecę z tobą.- odparł i ruszył w stronę trybun.

***
- DELMEZA! Po prawej! – wydarł się, gdy ujrzał, że dwóch Ślizgonów naciera na Gryfonkę trzymającą kafla.- Malfoy! Powiedź im, żeby nie faulowali!- dodał, odwracając się w stronę Ślizgona, który był niedaleko Harrego. Blondyn odwrócił się w jego stronę, uśmiechnął się łobuzersko i pomachał mu ręką. Po chwili powrócił do poprzedniej pozycji, a Harry zupełnie nieświadomie, zaczął przyglądać się Ślizgonowi. Zauważył, że Draco w zielonej szacie i białych bryczesach wyglądał...cholernie pociągająco. Szata powiewała za nim, a włosy błądziły na wszystkie strony.
Na Merlina! O czym ja myślę! Skup się na szukaniu znicza do cholery!  - wmówił sobie, rozglądając się na boki.

80-60 dla Ślizgonów, Harry musiał znaleźć Znicz w tej chwili, jeżeli chciałaby aby jego drużyna wygrała. Chociaż jak na pierwszy mecz, bez ogólnego planu dawali sobie dobrze radę - przyznał w myślach.

80-70 zaczął się zastanawiać, czy na pewno chcę wygrać...W końcu unikanie Malfoy'a przez te trzy tygodnie, nie należały do przyjemnego okresu... Lubił się z nim droczyć, rozmawiać i... całować, ale wciąż nie był przekonany co do intencji Ślizgona. 
Pięć minut przez, które Draco będzie mógł robić ze mną co chce...Och kusząca propozycja... Ale czy na pewno?
- HARRY! – usłyszał głos Ginny, zanim otoczyła go ciemność.

 *Aww... I jak tu nie lubić Quidditcha?*
 ***

15 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ XI




 Hm... Przepraszam, że tak późno trochę, ale nie miałam dzisiaj najlepszego dnia ;/ Pardon. 
I w ogóle, to chciałabym podziękować Wszystkim odwiedzającym, komentującym i głosującym  mojego bloga. NAPRAWDĘ to znaczy dla mnie BARDZO dużo. 
Madzia Dziunia: Ja wiem, że Minnie jest słodki ^^ On zawsze jest słodki (i to mnie przeraża, bo zawsze mam ochotę go przytulić i wgl. AWWW) Na marginesie: to ja kiedyś czytałam Nancy, ale po prostu jestem strasznie leniwa xD Postaram się to nadrobić!
Syśka:   Awww... Ja uwielbiam każdy twój komentarz... Tak słodzić człowiekowi? Dostanę cukrzycy, serio!
Charly: Już ci wcześniej pisałam, że Draco i koniec focha? Ha ha ha dobre xD Nie no, zobaczymy jak się potoczy. I w ogóle to Ci powiem, że prędzej, czy później sama zaczniesz pisać Drarry ;D
Sylwia Gralewska: Dziękuję ♥ I bądź ze mną do końca (czemu skojarzyło mi się to z Titanicem?)
Do wszystkich innych Anonimów: Na prawdę nie wiecie ile takie komentarze dla mnie znaczą... To strasznie nakłania KAŻDEGO autora do wstawiania i pisania kolejnych rozdziałów. Mam nadzieję, że pojawią się Wasze kolejne komentarze, albo chociażby wskazówki dotyczące rozdziału ;) 
         Tak sobie pomyślałam, że jeżeli większość głosów mówi, że mam wstawić jakiegoś one-shota, to pierwszy pojawi się na 1000 wyświetleń. Co Wy na to? 
A się kurde rozpisałam xD No nic! Zapraszam do czytania!
Ps. Kolejnego rozdziału spodziewajcie się 25 kwietnia! / Kummie 

 ***
- W-weee are the chaaampioooons my frieeeeeennd! And weeee'll keeeep oooon fighting till the eeeend!  We arrre the chaaaampioooons* !!! – dochodziła pierwsza w nocya Harry, Ron i Theo nie przestawali śpiewać - o ile darcie się wniebogłosy zaliczano do śpiewania. Nauczenie Wesleya i Notta słów piosenki, było wyjątkowo łatwe dla Harrego, zwłaszcza, że byli nieźle wstawieni.
- Aa wieecie, jaa to kuurna, haha, niee zzzapomnee, hahaha, miiiny Msz... MszLaggeeeenaa jaak zaabraliszmy mu, haha, tsą skrrrzynke z Oooognistąą! - wyjąkał głośno Ron, kiwając niepewnie palcem.
Harry i Theo pokiwali zgodnie głowami. Zielonooki wstał niemrawo, trzymając się ramienia kanapy i poczołgał się do ławy z prawie pustymi butelkami. Wziął jedną do połowy wypełnioną  złoto-brązowym płynem i polał obficie do trzech szklanek. Podał jedną szklankę Ślizgonowi, a drugą Gryfonowi. Po chwili wziął niepewnie trzecią i podniósł ją do góry.
- Nooo Paanoowie! Zaa kgoo pijmmy ? – zapytał swoich towarzyszy.
- Noooo zza naaas oszywiszcie! – odparł głośno Theo, powtarzając gest Harrego.
- Aaaa jaaak! – dodał Ron i uniósł również rękę z trunkiem. 
Stuknęli szklankami tak, że trochę złotego płynu wylało się na stolik z butelkami. Nie przejmując się niczym, Harry uniósł szklankę do ust i jednym haustem wypili zawartość. Zaczął się krztusić, jednak nie zważał na to za bardzo.
- Chłoopakii, róóófne z wass gośście! Nieee wiiiedziałeeem, żee  Grrrrryfooni sssą taacy...ZAAAJBIŚCII! IAH! – oznajmił Ślizgon, czkając.
Po chwili jego czkawka nasiliła się, a Ron i Harry zaczęli się opętańczo z niego śmiać.
– Tooo IAH! Niee IAH! Jeeeest śmieszne!....IAH! – odrzekł Theo, grożąc im palcem. Harry zwijał się ze śmiechu na kanapie, jednak po chwili usłyszał trzask drzwiami. Spojrzał w tamtym kierunku i uśmiechnął się szeroko.
- DRAAAKUUUŚŚŚ! – wykrzyknął, siadając tak prosto jak tylko umiał - Tyyy mój Booguuu Seeksu! Doołąąączysz dooo naaas, kooociaaku?- zapytał, uśmiechając się słodko.
- Nie dzięki, tym razem nie skorzystam - odparł blondyn, uśmiechając się pod nosem na słowa Harrego. Miał na sobie tylko czarne bokserki, które mocno kontrastowały z jego bladą skórą. 
Harry stwierdził, że wygląda cholernie seksownie pomimo tego, że widział go rozmazanego. Draco spojrzał na stół, a na jego twarzy zastygł wyraz szczerego niedowierzania.
- Skąd wy to macie? – zapytał, nie zwracając się do nikogo konkretnego. Ron zachichotał
- Od MszLagggeenaaa – odparł, a Draco uniósł brwi. Spojrzał na Harrego, który pokiwał zgodnie głową. Blondyn westchnął i wrócił do swojego pokoju. Wziął pierwszą lepszą koszulkę i zarzucił ją na siebie.
- Merlinie...Wy się cieszcie, że jutro zaczynamy późno lekcje... - powiedział, zamykając drzwi od pokoju – Dobra, Nott zbieraj dupę. Zaprowadzę ciebie i Wesleya do waszych Dormitoriów - oświadczył
- Ooo... Draacoooo! Psujesz całą zabaaaawę! – rzekł, oburzony Harry.
- Na dzisiaj już wam starczy. A ty masz się stąd nie ruszać, rozumiesz? - powiedział Draco w stronę Gryfona. Ten pokazał mu język i splótł ręce na piersi. Blondyn westchnął i pomógł wstać najpierw Nottowi, a potem Wesleyowi, który nie był zadowolony z pomocy Malfoya, jednak był tak zalany, że nie umiał się opierać.
Gdy wyszli Harry chciał wstać, jednak przewrócił się i klapnął tyłkiem na podłogę. Zaczął chichotać i podparł plecy o kanapę, kładąc jednocześnie głowę o swoje ramię.
Mmm... Czy aby mu się wydaje, czy podłoga lekko faluje? Nie był pewny swoich wywodów, więc zamknął oczy. Dla zabicia czasu zaczął liczyć skaczące Hipogryfy. Gdy doszedł do dwudziestu, przejście w ścianie otworzyło się i do Dormitorium wszedł zirytowany Draco. Spojrzał na Harrego i westchnął.
- Nie pasuje ci kanapa? – zapytał lekko roześmiany. Harry nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się sennie.
- Spać.- Oznajmił Ślizgonowi, próbując wstać.
- O Bogowie... Ty się zaraz przewrócisz... Poczekaj zaniosę cię. - Powiedział miękko Draco, podchodząc do Gryfona. Ten nie protestował, tylko uczepił się koszulki blondyna i z zamkniętymi oczami oparł głowę o jego szyję. 
Ślizgon podniósł go jedną ręką trzymając na plecach, a drugą trzymając na zgięciu kolan. Skierował się do sypialni Gryfona, jednak ten mruknął przecząco i wskazał na drugą sypialnię.
- Chcccę spać z tooobą - wymamrotał, zaciskając bardziej ręce na jego koszulce. Draco zatrzymał się i spojrzał na rozszerzone źrenice Zielonookiego. Kiwnął głową i zawrócił do swojej sypialni. Otworzył drzwi kopnięciem i ułożył bruneta delikatnie na sporym łóżku. Zaczął powoli zdejmować jego buty i bluzkę. Przy spodniach się zatrzymał i powiedział do Harrego, żeby sam je zdjął, ten jednak - smacznie już spał. 
Draco westchnął i zaczął męczyć się z paskiem jego spodni. Po minucie, brunet leżał już w samych czerwonych bokserkach, a Draco zastanawiał się czy wszyscy Gryfoni mają ufundowaną przez MgGonagall czerwoną lub złotą bieliznę.
Przez chwilę ponapalał się ciałem Gryfona i doszedł do wniosku, że z tymi ranami na torsie wyglądał nawet bardziej... atrakcyjnie. Mimo tego, że Harry był stanowczo za chudy wyglądał pociągająco. 
Draco uśmiechnął się pod nosem i zdjął Harremu okulary kładąc je na stoliku nocnym. Po chwil sam położył się w samych bokserkach obok Gryfona, przykrywając ich oboje kołdrą.
- Dobranoc mój Gryfiaku. –szepnął i zrobił odpowiedni ruch ręką, a w pokoju zrobiło się ciemno. Blondyn szukając odpowiedniej pozycji, przybliżył się do Harrego oplatając go ramieniem. Po krótkim czasie spłynął na niego błogi sen.

***

Harry przebudził się po dwóch godzinach, czując gorąco rozchodzące się po ciele. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na siebie i stwierdził, że jest doszczętnie opatulony pościelą.
Spojrzał na prawo i zobaczył odkryte ciało Malfoya. Chciał już go przykryć, jednak zastygł dłonią nad pościelą. Kuszony niewyobrażalną pokusą - dotknął opuszkami palców policzek blondyna. Zjechał po jego szyi idąc wyimaginowaną linią. Doszedł do jego torsu, a ręka sama ciągnęła w dół. Harry zatrzymał palce na biodrze Ślizgona. Skręcił palcem w lewo kierując się poniżej pępka. Zatrzymał się dokładnie przed pasem od bokserek. Uśmiechnął się nieprzytomnie, acz błogo i wziął rękę. Przykrył ciało blondyna pościelą, przekładając pod nią rękę na brzuch chłopaka. Zamknął oczy i powędrował z powrotem do Krainy Snów.

***
Ranek dla Harrego nastał wyjątkowo za szybko. Otworzył niemrawo oczy i gorzko tego pożałował. Ból w głowie był koszmarny, a na dodatek nie wiedział gdzie jest. Otworzył szerzej oczy i spojrzał wprost na stalowoszare tęczówki, które były dokładnie kilka centymetrów od jego twarzy. 
Między swoimi nogami poczuł obcą kończynę. Poruszył się delikatnie i po chwili zrozumiał, że to noga Ślizgona. Wciągnął powietrze i wypuścił je głośno.
- Malfoy... - ni to jęknął, ni to szepnął - Mogę wiedzieć co ja tu robię w samych bokserkach... z tobą? – dodał po chwili.
- Niczego nie pamiętasz?- zapytał z szelmowskim uśmiechem. Harry momentalnie zbladł, wiec Draco dodał – Nie bój się nie uprawialiśmy seksu, ani cię nie zgwałciłem. Sam chciałeś tu spać, wiec cię rozebrałem i proszę - jesteś w moim łóżku!
- Aha - odparł tylko, pocierając czoło.
- Co nie znaczy, że gdybyś chciał, to uczyniłbym to z wielką przyjemnością. – dodał blondyn, a jego ręka pod pościelą poruszyła się muskając lekko udo Harrego. Ten momentalnie zamarł.
 Ooo... nie.. tylko nie teraz.. Proszę nie! - Źrenice Harrego zmniejszyły się z przerażenia. Draco również coś zauważył i zaczął się dusić ze śmiechu.
- Ja... Ee... Muszę... Łazienka! - krzyknął w rozpaczy brunet, starając się wyplątać z mlecznobiałych kończyn Ślizgona. Biegnąc w stronę łazienki usłyszał zduszony śmiech Draco, który przykrył sobie twarz poduszką.
Zatrzaskując drzwi łazienki spojrzał wściekle w dół.
- Dlaczego do cholery w takich chwilach?! – wycedził przez zęby.

***   
- No jak tam Harry? Już rozładowałeś emocję, kochanie? Czy może ci pomóc? - Harrego dobiegł drwiący głos. Westchnął i uchylił drzwi.
- Zmoczyłeś głowę? Myślałem, że się... - dodał zawiedziony Draco, patrząc na ociekającą wodą głowę.
- Myślałeś, że będę to robić z tobą za drzwiami? – zapytał sarkastycznie Harry. Głowa wciąż go bolała, jednak bez marudzenia przeszedł obok Ślizgona i zaczął zbierać porozrzucane ubranie.
- Oj Harry, Harry trzeba nauczyć się... panować nad odruchami... - rzekł Draco rozbawionym głosem.
Harry posłał mu mordercze spojrzenie z ziemi. Wstał i ruszył trzymając ubrania w ręku.
- Jeżeli pozwolisz pójdę się ubrać. - powiedział patrząc wyzywająco na blondyna.
- A co, jeżeli nie pozwolę? – zapytał szelmowsko Draco, zbliżając się powoli do Harrego. Brunet nie zareagował kiedy Ślizgon podszedł do niego i objął go w pasie przybliżając swoje biodra do jego własnych. Mimo tego, że jego ciało zareagowało od razu, nie miał ochoty na żadne zabawy z Draco.
- Przykro mi, ale głowa mnie boli - powiedział Harry, odsuwając się od Malfoya.- A zresztą nie jestem twoją zabawką, na każde skinienie palca.- dodał uśmiechając się smutno.
- Zabawką na każde skinienie? - zapytał cicho Draco prostując się - Ty myślisz.., że ja cię traktuję jak zabawkę?
- A nie jest tak? Przepraszałem cię a ty nic. Udajesz, że do niczego nie doszło, że wcale prawie się nie pieprzyliśmy na kanapie. Raz jest wszystko w porządku ale nie, zaraz potem myślę, że muszę być totalnym pieprzonym idiotą, który liczył na coś więcej niż cholerne pocałunki! – Wycedził Harry, przybierając bojową pozycję.
- Wybacz, ale czy to JA niemal pieprzę się przed wszystkimi z Nottem? Czy to JA daje mu jakieś cholerne ukradkowe spojrzenia? Czy może to JA daje mu się macać na każdym kroku?! - zapytał zdenerwowany Draco.
- Ile razy, do kurwy nędzy mam ci mówić, że to nic nie znaczyło?! Cholera jasna! Co mnie to obchodzi, czy mnie maca, czy chcę mnie przelecieć?! Ja go nie chcę! Słyszysz? NIE CHCĘ GO! Od paru cholernych dni myślę aby o tobie, kretynie! Patrzę na ciebie w każdej możliwej minucie! A ty musisz oczywiście grać wielkiego arystokratycznego nieczułego dupka! Nie wiem dlaczego tak się stało, ale zamiast cię nienawidzić ja po prostu cię pragnę, do cholery!- wykrzyczał Harry odwracając się i wychodząc z pokoju. 
Poszedł w stronę swojej sypialni. Zatrzasnął kopniakiem drzwi i ćpnął ubraniami w kąt. Podszedł do łóżka i rzucił się na nie całym ciężarem.
Dlaczego do cholery on?! Dlaczego Malfoy?! – zadawał sobie to pytanie, już od paru dobrych minut.
W końcu od tego myślenia rozbolała go jeszcze bardziej głowa. Poszedł na prawo i wszedł do łazienki, gdzie zmoczył ponownie głowę i czoło. Wziął parę głębokich oddechów, jednak wciąż nic to nie dawało. Westchnął z rezygnacją i wrócił do pokoju. Ubrał się w pierwsze lepsze ubrania z szafy i wysuszył różdżką włosy.
Założył szybko trampki, wziął różdżkę z łóżka i wyszedł szybko z pokoju idąc w stronę wyjścia. Nie miał zamiaru rozmawiać teraz z Draco. Bez słowa przeszedł koło niego patrząc uporczywie w przejście. Wyszedł na korytarz i oparł się rękoma o mur. Walnął z całej siły w beton i ruszył dalej piorunując wzrokiem każdego, kto odważył się na niego spojrzeć.
Ruszył schodami w górę do Dormitorium Gryffindoru, chcąc zobaczyć jak trzyma się Ron; przy okazji chciał wziąć coś na ból głowy z zapasów Seamusa. Wchodząc do Salonu, na wejściu opieprzył jakiś drugoroczniaków, którzy za głośno się śmiali. Wszedł do byłej sypialni i trzasnął drzwiami.
Ron zerwał się szybko do pozycji siedzącej, jednak po chwili jęknął i zakrył dłonią oczy.
- Matko Boska... - wyszeptał, a Harry parsknął i podszedł do komody.
- Nie Matka Boska tylko Harry Potter. - powiedział - Dzień Dobry... Chociaż nie, nie taki dobry. Jak się spało? – zapytał i zaczął szukać jakiegoś eliksiru na głowę.
- Spało? Człowieku ja się czuję, jakby mi stado centaurów na głowę nadepnęło...
- Nie przejmuj się, też się tak czuję. Mam! - powiedział, wyjmując z szuflady butelkę. Odkorkował ją i wypił połowę zawartości. Po chwili poczuł niewyobrażalną ulgę, jakby ktoś zdjął z jego głowy wszystkie niepotrzebne rzeczy. Z westchnięciem ulgi podał butelkę Ronowi. Ten wziął ją szybko i wypił jednym haustem resztę Eliksiru. Rudy posłał mu dziękujący uśmiech.
- Na Merlina... Jak dobrze! - powiedział, opadając na poduszki.
- Dobra to ty się powoli szykuj, a ja idę zobaczyć czy Theo żyje - rzekł Harry, klepiąc Rona po kolanie.
Wyszedł z Dormitorium i ruszył w stronę Wielkiej Sali. Nadal był zły, jednak wypicie Eliksiru nieznacznie poprawiło jego humor. 
Wszedł do Wielkiej Sali i spojrzał na stół Ślizgonów. W umyśle Harry zaczął mówić całą litanię przekleństw na widok Malfoya rozmawiającego Nottem.  Brunet ni to westchnął, ni to warknął i ruszył w stronę stołu Slytherinu. Miał ochotę uświadomić Malfoyowi, że może robić co tylko chcę i z kim chcę. Usiadł po drugiej stronie Theo.
- No Dzień Dobry! Jak się spało? – zapytał pogodnie, oplatając Ślizgona ramieniem. Ten uśmiechnął się sennie.
- Spałem jak zabity... Prawie spóźniłem się na Numerologię, ale jakoś żyje. Chociaż nie powiem głowa mnie boli do teraz - rzekł popijając wodę.
- Nie przejmuj się mnie i Rona też bolała - odparł Harry, biorą widelec z talerze Ślizgona i nabierając na niego kawałek pomidora, również należącego do Ciemnookiego. 
Wziął warzywo do ust, a po wardze popłynął mu sok, wysunął język i oblizał wargi patrząc przypadkowo na Theo. Ten przełknął ślinę wpatrując się w jego usta. Z wrażenia przesunął się na ławce, a Harry ujrzał nienaturalnie błyszczące, szare tęczówki wpatrujące się w niego. Harry patrzył jak Draco wychodzi z Wielkiej Sali szybkim i nietaktownym krokiem. Poczuł, że ściska mu się serce.  Skulił się w sobie i spojrzał na swoje palce.
Jaki ze mnie skończony idiota…
- Do zobaczenia na lekcji. - Zwrócił się w stronę Theo wstając od stołu. Nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę drzwi. 
Przy wyjściu natknął się na Rona, który zmierzał właśnie do Wielkiej Sali.
- A ty się już najadłeś? – zapytał rudy.
- Nie, nie jestem g-głodny... Theo jest przy swoim stole - rzekł ze ściśniętym gardłem i ruszył przed siebie.
Harry wyszedł na Błonia. Pogoda od rana była nad wyraz deszczowa; unosiła się delikatna mgła, a powietrze było wilgotne. 
Gryfon nie zwracał na nic uwagi, więc ruszył przed siebie na swoje ulubione miejsce. Usiadł na ziemi nie zważając na mokrą trawę. Wpatrywał się przez chwilę w wodę. Przyglądał się wodnym stworzeniom, które raz po raz wynurzały się z jeziora. Po pewnym czasie położył się plecami na ziemi. Od razu poczuł, jak po kręgosłupie przechodzi mu dreszcz zimna. Zamknął oczy i westchnął głęboko.
Draco..
Dlaczego tak reaguje na dźwięk jego imienia? Czy to normalne, że chciał wzbudzić w nim zazdrość?    
 A może chciał mu coś udowodnić...? Harry sam już nie wiedział. Doszedł do wniosku, że nie ma z kim teraz nawet porozmawiać.
Ron pomimo tego, że jest najlepszym przyjacielem Harrego i tak ciężko zniósł to, że Harry woli chłopców, chociaż starał się jakoś to przełknąć. Jednak Harry nie wiedział jakby zareagował na wieść, że...czuje coś do Malfoya.
 Theo... Nie on nie wchodził w grę. Może i wiedział co czuje Harry, ale nie chciał go wykorzystywać. Nie chciał też, aby Theo zastępował mu Draco. To nie byłoby fer w stosunku do Ślizgona.
Hermiona... Ona  po prostu tego nie rozumiała. Może i miała swoje podejrzenia i to zgodne z prawdą, ale nie mogła poczuć tego co Harry.
A Zabini... Najlepszy przyjaciel Draco? Odpada zupełnie. 
Harry westchnął zrezygnowany. Nie minął nawet tydzień, a on już wpadł po uszy. To zupełna ironia losu. Dwóch nienawidzących się od prawie sześciu lat rywali, po pewnym czasie zaczynając czuć do siebie coś więcej niż nienawiść... Jak to możliwe, że poczuł coś takiego do faceta i to jeszcze Ślizgona?!
Przecież to śmieszne. Jak to możliwe, że cały czas myśli tylko o tych różanych ustach, smukłym arystokratycznym ciele, och no i oczywiście o tych lodowych oczach? Nie czuł się tak nawet przy Ginny, czy nawet Cho!
Powinien go nienawidzić całym sercem, powinien myśleć o nim same najgorsze rzeczy. Zamiast tego myślał, jak Draco mógłby wyglądać w różnych pozycjach, jęcząc z przyjemności...
- Co za popieprzony świat! – warknął na głos w akcie desperacji. Wstał i zaczął ciskać znalezionymi kamieniami w wodę.  Jego życie i bez tego było cholerne ironiczne, więc dlaczego nie dodać jeszcze do tej listy zauroczenia w Malfoyu?  Przecież to i tak nie ma sensu.
 Malfoy i Potter- Książę Slytherinu i Chłopiec –który –przeżył – dwa -razy, też coś już widział te spojrzenia posyłane w ich stronę. To w ogóle żałosne, że pomyślał, że ma szansę liczyć na jakiś poważniejszy związek z Malfoyem.
On...On na pewno się aby bawił, tak na pewno... - przekonywał się Harry, rzucając kaczki do wody.
Zapomnieć o Malfoyu - nowe zadanie, które Harry miał zamiar wykonać.  
______________
*Queen- We are the Champions 

 *Bielizna Harrego (Wiecie o co chodzi xD)*

***