25 marca 2015

ROZDZIAŁ XXXIV

*Pada na kolana*
Drarrynisse... tak bardzo Was wszystkich przepraszam... </3
Nie podołałam. Przyznaję się. 
Naprawdę z całego serca Was przepraszam i mam nadzieję, że nie jesteście bardzo na mnie źli. 
Wiem, że trochę nieodpowiedzialnie z mojej strony, ale brakuje mi czasu i weny, chociaż z tym drugim jest dziwnie. Mam pomysły, wiem co chcę umieścić, ale brakuje mi pewnego wypełnienia do rozdziałów. Mam ogromną nadzieję, że rozumiecie i, że nie zmienicie o mnie zdania... 

Dziękuję pięknie wszystkim komentującym, ale niestety na Wasze liczne komentarze odpowiem dopiero kiedy będę miała odrobinę więcej wolnego czasu. Postaram się to zrobić jak najszybciej, więc raz po raz możecie zerknąć~

Kocham Was ludzie ♥ /Kummie

 ***
Przez całą noc zza kotar nie wydobywał się żaden dźwięk, co trochę przerażało Pottera. To nie tak, że chciał podsłuchiwać! Nie, nie! Po prostu bał się o to, co ci dwaj kretyni mogli tam robić. Sami. Oczywiście miał nadzieję, że nie posłuchali Seamusa i zachowali swoje - miał nadzieję - dziewictwa dla siebie. Chyba nie mógłby spojrzeć im w oczy przez kilka dobrych dni.
Sam Harry natomiast przez długi czas nie potrafił zasnąć. Często się wiercił i przewracał z jednego boku na drugi, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do snu. Prawdopodobnie było to spowodowane przez emocje, które wciąż buzowały w jego krwi. W końcu wygrany mecz Quidditcha, który w małym stopniu gwarantuje Gryfonom finał robił swoje, a fakt, że miał już wybrane prezenty dla rodziny Malfoyów - potęgował jego zapał i samouwielbienie. Jedyne, co pozostało to wpłacenie odpowiedniej sumy, ponieważ swoje zamówienie wysłał kilka chwil wcześniej, przesyłając je dzięki pomocnemu Zgredkowi. Był podekscytowany i czuł, że wszystko powoli zmierza na dobry tor. Nawet nie przejmował się reakcją Lucjusza Malfoya. Nie ważne było jakie będzie miał zdanie na jego temat. Miał tylko szczerą nadzieję, że ojciec Draco nie będzie chciał ich rozdzielić, skłócić, czy co mu tam jeszcze do blond głowy przyjdzie. Prawdopodobnie nie przeżyłby rozłąki ze swoim marudnym Ślizgonem. Jego życie ustawiło i zakodowało sobie, że Draco Malfoy jest częścią życia Harry'ego cholernego Pottera i on sam nie zamierzał tego zmieniać. Wszystko było na swoim miejscu - on i Draco, który stał się jego otoczką i bańką, która zapewniała mu swoistą ochronę, bezpieczeństwo i przede wszystkim uczucia, których brakowało mu przez ponad połowę jego nędznego życia. Nie wiedział czym zasłużył sobie na postawienie blondyna na swojej drodze, ale był temu czemuś bardzo wdzięczny. W końcu śmiało mógł powiedzieć, że jest naprawdę szczęśliwy.
Z małym uśmiechem na ustach w końcu zasnął, pogrążając się w senne marzenia. 

Niestety, nie był to jeden z tych przyjemnych snów, które ostatnio miewał.
Śniło mu się, że spada. Że spada z bardzo wysoka i bardzo długo, przy czym na swojej drodze spotykał dziwne postacie. Widział swoich przyjaciół i znajomych, którzy mieli dziwnie nienaturalne ciała i twarze wyrażające strach i cierpienie. Byli spowici ciemną mgłą, która otaczała ich kontury.  Nie był to miły widok, a samego Harry'ego bardzo przestraszył i zmartwił. Później, kiedy jego nagie stopy dotknęły chłodnej ziemi, znajdował się w jakimś zamkniętym pomieszczeniu. Było ciemno, wilgotno i bardzo nieprzyjemnie. Potter czuł jak przechodzi go dreszcz strachu i oczekiwania na niewiadome. Po długim oczekiwaniu usłyszał warknięcie dochodzące z jednego kąta owego pokoju. Wziął głęboki oddech i przejrzał się sylwetce. Był on na czterech łapach, jednak kiedy zauważył Pottera, postać zmieniła swoją pozycję na stojącą, idąc powolnymi krokami w stronę bruneta.
W ciemnościach, Harry zauważył wyjątkowo jasne włosy, które mogły należeć tylko do jednej osoby w jego otoczeniu. 
- Draco? - zapytał cicho, słysząc swój drżący głos. Wyciągnął dłoń w jego stronę i zrobił kilka kroków w przód. 
W jasnych tęczówkach chłopaka, Harry zauważył pewnego rodzaju smutek i żal. Nie wiedział co one oznaczały, ale kiedy usłyszał ciche 'przepraszam' wiedział, że coś jest nie tak. Chwilę później Draco zamienił się w popiół.
On sam natomiast jęknął i przewrócił się na drugi bok. Był cały spocony. 

***
Było już naprawdę późno, ewentualnie bardzo wcześnie, kiedy to dwóch ciepło ubranych Ślizgonów szło szybkim tempem w stronę swojego dormitorium. Z opuszczonymi różdżkami, które świeciły jasno oświetlając im drogę, zmierzali szkolnymi korytarzami, uważając aby nie trafić na Irytka, bądź kotkę Flicha. Draco był cholernie zadowolony, jednak idący za nim Blaise już nie za bardzo. Ciskał gromy wpatrując się uporczywie w draconowe plecy, mając nadzieję, że blondyn się przewróci. Ewentualnie coś mu spadnie na głowę, albo zmierzwi jego idealną fryzurę. Był pieruńsko zły, bo ten podły Ślizgon wyciągnął go z łóżka o godzinie bardzo nieprzyzwoitej. Zrozumiałby, gdyby Malfoy chciał go zabrać na podryw, albo na popijawę, ale sprawa, do której był mu potrzeby...
Równie dobrze mógł wziąć Pansy. Prawdopodobnie lepiej spisałaby się od niego, chociaż i tak było już za późno. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. 
Mruknął nieszczęśliwie, czym zwrócił uwagę Draco, który spojrzał na niego przez ramie.
- Daj już spokój. Im szybciej dojdziemy, tym szybciej będziesz mógł spać - mruknął i przewrócił oczami, co dało przerażający efekt w blasku różdżek.
- Ciągle uważam, że przesadziłeś z tym prezentem - stwierdził Blaise, kiedy weszli w końcu do cichego dormitorium. Wszyscy smacznie już spali. Tylko zza okna wydobywał się cichy plusk wodnych stworzeń, które raz po raz zastukały swoimi ogonami w ciemnozielone szyby. Skierowali się do swojego pokoju, gdzie zdjęli swoje szaty wyjściowe. - Zresztą, co ja tam wiem. Nie mam komu dawać prezentów. Zwłaszcza takich.
- Wiesz dobrze, że to nie jest do końca jego prezent - powiedział po raz kolejny. Zaczął przebierać się w swoją ślizgońską piżamę, która kontrastowała z jego jasną skórą. - Blaise. Czy ty właśnie się nad sobą użalasz?  
- Nie, no co ty. To, że tylko ja z tej homo-grupy nie znalazłem sobie prawdziwej miłości, nie znaczy, że jestem nieszczęśliwy - powiedział, a cała jego postawa ociekała sarkazmem. - W końcu jestem Blaise pieprzony Zabini! Mogę mieć każdą i każdego. Mogę mieć nawet ciebie i Pottera! Jednocześnie!
Draco uniósł wzrok znad składanej koszuli i spojrzał krzywo na swojego, pożal się Boże, przyjaciela.
- Ty chyba żartujesz. Wara od Harry'ego, a ja - Wskazał na siebie, przy czym jego broda uniosła się wysoko w ten malfoy'owski sposób. -  Nawet kijem cię nie tknę, Blaise.
Z ust ciemnowłosego wydobyło się głośne prychnięcie, które za każdym razem rozśmieszało Draco bardziej, niż Blaise myślał. Upodabnia się wtedy do wielkiego dzieciaka, jednak dla osób pobocznych mogło wydawać się to bardzo ślizgońskie.
- Jęczał byś dla mnie, jak rasowa dziwka i ty dobrze o tym wiesz, Dray - stwierdził dobitnie i wskoczył pod swoją markową pościel, która specjalnie została zamówiona przez jego matkę, która uważała, że jej synek ma bardzo delikatną skórę. Miała rację, w końcu to sam Blaise Zabini - poskramiacz dziewiczych serc, zaraz za Draco, który na ten tytuł zasłużył już wieki temu.
- Dla ciebie zawsze... - mruknął ponętnie blondyn i oblizał prowokująco wargi. Wiedział dobrze, że rozczuli to Ślizgona do tego stopnia, że nie będzie mógł spojrzeć mu w oczy przez kilka dobrych dni. 
- Draco, nie - warknął Blaise i spojrzał na niego znacząco, po czym przewrócił się na drugi bok robiąc dłonią wulgarny gest w stronę swojego przyjaciela.
- I tak mnie uwielbiasz - stwierdził wesoło Draco i położył się na swoje wygodne łóżka, gasząc różdżką światło. Był bardzo zadowolony.

***
Śnieg wciąż prószył, tworząc na hogwartowskich błoniach coraz to większą warstwę zimnego puchu. Opady były tak silne, że przy porannym posiłku ogłoszono, że najbliższe treningi Quiddticha zostają odwołane. Harry'ego specjalnie to nie zmartwiło, ale wiedział, że utrata możliwości ćwiczenia do Mistrzostw jest dużą przeszkodą do ich wygranej. A w każdym razie chciał wygrać. Szczególnie miał szczerą ochotę zobaczyć przegraną Francuzów. To nie tak, że źle im życzył, po prostu część z nich była bardzo irytująca, a już w szczególności jeden z nich, który bardzo zdenerwował Pottera.
Siedział wygodnie przy swoim stole, wraz z Ronem, Hermioną i resztą jego znajomych, zajadając pyszne, świeże i pachnące śniadanie, kiedy to zza drzwi, przy których siedział bardzo blisko, usłyszał podniesiony głos swojego chłopaka. Pchnięty jakimś przeczuciem, odłożył swojego napoczętego tosta z dżemem truskawkowym i wstał z ławki, kierując się na korytarz skąd dochodziły głosy. Był trochę poddenerwowany tym, co mógłby zobaczyć, jednak miał nadzieję, że to nic poważnego.
 W tym samym momencie, kiedy zobaczył Draco i Nathaniela, dobiegli do niego jego przyjaciele. Stanęli po obu jego bokach i przyjrzeli się całej sytuacji.
Młody Malfoy stał z wyciągniętą różdżką w stronę Francuza, który przyjął dokładnie tą samą postawę. Wyraźnie się o coś kłócili, ale Potter nie do końca potrafił wyłapać wszystkich słów, które wypowiadali. Wokół nich zgromadziła się mała grupka osób, która z zaciekawieniem obserwowała całą sytuację. Harry dopiero po chwili zrozumiał, że jego Ślizgon kłóci się z Nathanem po francusku. Zaklął w myślach i chciał już zrobić krok w ich stronę, ale przytrzymał go Ron, który pokręcił tylko głową.
- Harry, nie. To ich sprawa - powiedział cicho, nie odrywając wzroku od mierzących się chłopaków.
Gryfon spojrzał na niego ostro i szarpnął ramię, na którym spoczywała dłoń rudzielca.
- Jaka ich sprawa? Ten idiota, zrobi zaraz coś głupiego, a ja mam tylko na to patrzeć? - zapytał zza zaciśniętych zębów. Jego wolna ręka, która nie była obwiązana bandażem, z automatu sięgnęła po różdżkę schowaną w połacie szaty. Harry nie wiedział do końca, co chce zrobić i kiedy wykonał pierwszy krok kierując różdżkę w Nathaniela - działały nim emocje.
- Potter, przestań! - warknął mu do ucha Blaise, który nie wiadomo kiedy zmaterializował się koło Gryfona. Pociągnął go za tłum ludzi, gdzie Zabini pchnął go lekko na ścianę, przy czym położył swoje dłonie na jego ramionach, chcąc go uspokoić.
- Możecie mnie w końcu zostawić?! To Draco uspokójcie, nie mnie, do cholery! - warknął w stronę Zabiniego, który patrzył na niego spokojnie. Bardzo dobrze rozumiał o czym tamci rozmawiają i naprawdę nie chciał mieszać w to Harry'ego, który prawdopodobnie zrobiłby coś głupiego.
- Harry - powiedział spokojnie Blaise. - Puszczę cię, kiedy się uspokoisz.
- Ale ja jestem spokojny! - wysyczał i spojrzał w ciemne oczy Blaise'a.
- Draco właśnie broni swojego mienia, zresztą twojego również, bo ten debil w bardzo niegrzeczny sposób odnosił się do waszej dwójki, więc do cholery opanuj swoje gryfońskie zapędy i wtedy cię puszczę!
- Co ten kretyn zrobił? - zapytał niedowierzająco. Złość aż z niego kipiała. Najgorsze jednak był to, że kątem oka mógł zauważyć pojedyncze wiązki światła, co mogło oznaczać tylko i wyłącznie rzucane zaklęcia. Gdzie byli nauczyciele, kiedy ich potrzebowano?
Harry jęknął żałośnie i spojrzał błagalnie na Ślizgona, który też musiał zauważyć, co dzieje się za nimi.
Później wydarzyło się dużo rzeczy.
Pierwszym, co zauważył sam Harry był jasnoniebieski błysk zaklęcia, którego nie znał. Dalej był głośny krzyk kilku osób, ale z całego chóru usłyszał tylko niedowierzający krzyk Pansy, która wykrzyknęła głośno imię Draco. Potter spojrzał szybko na Blaise'a i z całą siłą jaką miał w sobie odepchnął go od siebie, nie zważając na zraniony nadgarstek. Poczuł i usłyszał, jak coś głośno chrząstnęło w jego ręce, jednak mało go to obchodziło. Pobiegł w stronę tłumu ludzi, który z chwili na chwilę robił się coraz większy. Zaczął przeciskać się przez chmarę ludzi z wszystkich domów, chcąc dobiec tylko do jednej osoby, na której najbardziej mu teraz zależało. W głowie miał pustkę, kiedy po raz kolejny ktoś złapał go za ramiona. Machinalnie się wyrywał i przepychał się dalej do przodu. Kiedy udało mu się przedrzeć przez ten cholerny tłum gapiów, jego wzrok od razu powędrował w stronę miejsca, gdzie powinien stać Draco ze swoim kpiącym, malfoy'owskim uśmieszkiem. Był tam. Ale nie stał, a na jego twarzy nie było żadnych emocji - zero uśmiechu, żadnego grymasu. Po prostu spokój.
Harry'ego nawiedziła wizja Draco, leżącego w łazience Jęczącej Marty. Wtedy również leżał niedaleko niego, z równie nieruchomym ciałem jak teraz. Szybko odgonił te myśli, mówiąc sobie, że nic mu się nie stało; że zaraz wstanie i zaszczyci go tym specjalnym uśmiechem, który Harry kochał całym sobą.
Nagły chłód owiał jego zdenerwowane ciało. Uniósł wzrok i skrzyżował swoje zielone oczy z niebieskimi tęczówkami Nathaniela. Zanim ktokolwiek się wtrącił i wykonał jakikolwiek ruch, Harry uniósł różdżkę i machnął nią używając zaklęcia niewerbalnego, od którego młody Francuz wylądował kilka metrów dalej zwijając się z bólu. Hermiona krzyknęła jego imię, prawdopodobnie zasłaniając oczy Alecowi, który przyszedł za ciekawskim tłumem. Jego jasne tęczówki patrzyły na wszystko ze strachem, chociaż on sam nie poruszył się ani o milimetr. Dopiero, kiedy pojawiło się kilku nauczycieli, Alec został zgarnięty przez Neville'a, który mówił coś do niego uspokajająco, obejmując go ramieniem. Theo, który wraz z jakimś Krukonem zawołał nauczycieli, teraz obejmował zdenerwowaną Pansy, która wtuliła się w niego i Blaise'a. Zaledwie chwilę później, jej napięte ciało znalazło się w ramionach Hermiony, która opiekuńczo do niej przywarła, chcąc ją uspokoić.
W międzyczasie, kiedy wybuchło wielkie zamieszanie, Harry Potter cały otępiały, wyprany z emocji podszedł w kilku krokach do leżącego blondyna. Opadł ciężko na swoje kolana, nie przejmując się różdżką, która wypadła mu z dłoni. Przybliżył się jeszcze bardziej do Draco i złapał jego chłodną dłoń. Gryfon oddychał głęboko, kiedy pochylił się nad torsem Ślizgona, chcąc wybadać czy oddycha.
Oddychał. Bardzo wolno, ale równomiernie. Potter nie zauważył żadnych głębszych ran, ani zadrapań. W głowie miał pustkę i nie obchodziło go to, co inni do niego mówią. A mówili dużo i to w tym samym czasie. Ktoś wołał do niego, że ma się odsunąć, inni znowu mówili, że wszystko będzie dobrze. Gdzieś z tyłu słyszał głęboki głos Severusa i Dumbledore'a.
Ale nie obchodziło go to. Pochylił się nad głową Draco i dopiero teraz mógł zauważyć małą kałużę krwi, która kontrastowała z jasnymi włosami Ślizgona. Wziął drżący oddech i odsunął blond kosmyki, które wpadały na spokojną twarz Malfoya. Łagodnie musnął jasne wargi swojego chłopaka swoimi suchymi ustami.
Protestował, kiedy ktoś chciał go odsunąć. Miał w dupie to, że Draco powinien trafić do Skrzydła Szpitalnego. Po prostu chciał być teraz z nim, trzymając go za rękę. O nic więcej nie prosił.
Puścił dłoń blondyna dopiero, kiedy Ron i Theo odciągnęli go siłą. Wyrywał się i krzyczał do czasu, aż Hermiona nie przytuliła go z całej siły. Wtedy uświadomił sobie, że przecież nie jest sam. Zarówno on, jak i Draco mieli przyjaciół, którzy są dla niego ważni, tak samo, jak on dla nich.
Kiedy Snape zaczął lewitować bezwładne ciało Draco, coś szarpnęło go w środku. Poczuł, że robi mu się niedobrze, ale nie zwymiotował. Uklęknął po raz kolejny, czując w okół siebie masę ludzi. Ostatni raz spojrzał na znikające ciało Ślizgona.
Chwilę po tym zemdlał.



  
 
 *Czy teraz mam przeprosić jeszcze raz?*


 ***

23 marca 2015

Lekkie opóźnienia

Czyli typowo - Kummie się spóźni~
Tak tylko informuję, żeby nikt nie musiał bezsensownie czekać ._.
Pisze mi się, jak krew z nosa (Uwielbiam to określenie, serio) i raczej dzisiaj nie wstawię rozdziału, a jeżeli jakimś cudem mi się uda, to... będzie on bez odpowiedzi na Wasze komentarze, które prawdopodobnie napiszę w najbliższym terminie, czyli jak czas pozwoli >.<
Przepraszam, minhae, gomene, sorry, entschuldigung, désolé i co tam jeszcze~ / Zmartwiona sobą - Kummie

16 marca 2015

ROZDZIAŁ XXXIII

 Dzisiaj mam przyjemność zaprezentować Wam kolejną czytelniczkę! Blitzz! Witaj w Naszych skromnych progach! 

 Andrzejek -  Haha, dziękuję za takie urocze słowa! Naprawdę miło takie coś słyszeć, więc jestem podwójnie Ci wdzięczna! ♥
 Karola - Nie kituj mi, że się modlisz o nowe rozdziały, bo i tak nie uwierzę x'D Nawet nie wiesz, jak bardzo się z Tobą zgadzam odnośnie szkoły ._. Ah... wiem, wiem. Ogólnie chyba nigdy nie byłam punktualna, więc w następnym wcieleniu będę zegarkiem... Dużo osób stwierdziło, że się za słodko zrobiło, więc muszę jakoś zepsuć atmosferę, nie? Hyhyhy, będzie ciekawie, serio ;D Postaram się dać Tobie i reszcie więcej Blaisa i Aleca! Dziękuję za wenę i za cieplchne słowa ♥
Lejdi-chan - Um... to chyba nie będzie spojler, więc mogę Ci powiedzieć :D Nie, ani nie wleje mu eliksiru miłosnego, ani go nie porwie XD
Annabeth Magritte - Ja Ciebie też kocham ;_; *otwiera szeroko ramiona* Naprawdę bardzo, bardzo mocno mi schlebiłaś swoimi słowami <3 Omg... ♥ Ja również należę do osób, które nie lubią zimy, więc... łączmy się! Thron sam sobie nasuwa takie klimaty, więc nie da się ich inaczej przedstawić :D Nie dostaniecie spojleru! *wali po łapach* Udało Ci się Ann~ <3 Dziękuję pięknie za wszystko ♥
Szczelecka<3 - Przecież Nathaniel jest taki uroooczy *sarkazm wylewa się z każdej strony, nie? XD* Cholera, Karolina! Ta scena serio miała być smutna, a ty wyjeżdżasz z pedo-wujkiem. SERIO? XDD Ty nie jesteś bez serca, tylko... masz za dużą wyobraźnię... ;D Ale Harry jest taką trochę ciotą, nie? + ciągle uważam, że jesteś nienormalna XD Kocham Cię! ♥
#Drarry N - Ha! Czyli dobrze zgadłam! Właśnie tak podejrzewałam, że to ty i już, już chciałam dać Ci po łapach! No, ale każdemu się zdarzy :D Każdy tutaj shippuje Nevillec! A może nie wstawiać tych dzikich seksów? B| No, przecież Ci nie powiem co się będzie dalej działo przecież! *grozi palcem* Mam nadzieję, że dobrze Ci poszły te sprawdziany, co? Dziękuję za wenę i zdrówko! (Wszystko się przyda) ♥
Juszaawi - Niu, niu! Nie powiem przecież co się wydarzy dalej, no! Tej, no weź! A ty byś nie miała chrapki na Dracona? Każdy ma na niego ochotę ;D Mówisz, że Malfoy byłby w stanie zdradzić Pottera? :O Nie potrzeba mi jakiś wielkich komentarzy, naprawdę! Dziękuję nawet za takie krótkie, bo miło wiedzieć, że jednak ktoś czyta! Dzięki Juszaawi! ♥
CyziowateCiastko - Naprawdę tak bardzo Ci się podobał? ♥ 'Swingersi' AHAHAHAHA. Ej, Ciastko~ mówisz, że jesteś seksowna? *rusza znacząco brwiami* Potter jest ciotą B| TY TEŻ BYŚ ZARYWAŁA DO MALFOYA! Ranyy~! Co Wy macie z tym porwaniem i amortencją? Przecież to jest takie...oczywiste... *przewraca oczami, bo nikt nie wierzy w jej pomysły* Ej, ale to z włosami było dobre *H5* Mam nadzieję, że jednak zasnęłaś, prawda? Cudowny komentarz mi dałaś, Ciacho ♥ + ŻYJESZ?
Kao Y - Twój nóż ma na imię Stefan? XD Ahahahaha, pozbawisz go narządów rozrodczych? Serio? XD *turla się po panelach* Taaa jest, mała! Drarry 4ever! ♥ (Jak to jest, że zawsze udaje Ci się skomentować każdy rozdział? ;_; <3) Dziękuję za pozdrowionka i odsyłam gorące całusy! ♥
Weronika :* - Każdy Ślizgon jest stanowczy! (No chyba, że chodzi o zakochanego w Gryfonie Ślizgona, a wtedy trochę gorzej ze stanowczością...) Jak się zakochał to nie ma co się dziwić, że mu zależy, nie? :D Ogólnie to mam nadzieję, że uda mi się wstawiać regularnie te rozdziały... Ahh... Dziękuję Weruś! ♥
~j - Mi też było przykro...</3 *klęka na kolana* O Boże..., dziękuję za takie piękne słowa J! ♥ Draco jest prawdziwy? Hm.. ja bym powiedziała, że trochę(bardzo) go zmieniłam, ale cieszę się, że Ci się podoba! ♥ Życie łóżkowe Throna, chyba będzie w celibacie o wiele dłużej, niż życie łóżkowe Drarry XD Przecież to takie małe cioty ;D Dziękuję za każde urocze słowo spod Twojej klawiatury i cieszę się, że jesteś ze mną tutaj na blogu ♥ (Looknij trochę niżej jeszcze, ok?) Wydaje mi się, że w 'Gryffindorze' jest okej. Takie ładne spolszczenie ;D
Emiru-chan - Jak to miło przeczytać, że czytasz to małe opko razem z przyjaciółką! ♥ + Cieszę się, że daje Ci małe rozluźnienie na lekcjach ;D O to chodziło z Nathem i Draco! Miało Was zaskoczyć, chociaż wiem, że dużo osób to podejrzewało ;D Myślę, że prezent dla Draco spodoba się i jemu, i Wam :D Yaaah! Te ostatnie słowa, naprawdę mnie jakoś tak poruszyły... ♥ Dziękuję Emiru, a co do tych 'fanów'... Miło takie coś słyszeć, naprawdę~ (Spójrz jeszcze na dół)
~j i Emiru-chan, i każdy kogo to interesuje - Zabolało mnie to porównanie do Puchona, ale... to określenie 'sprawiedliwa i wierna' udobruchało moje....... ślizgońskie serduszko. Taak, jestem w Slytherinie i dosyć długo zastanawiałam się, jak to wyszło, że uznałaś mnie za Puchona ;D Moi przyjaciele uważają, że jestem Ślizgonką, pomimo tego, że jestem pozytywną osobą, i tak też się czuje. Wiem, wiem jestem za miła, jak na wychowanka Slytherina, ale staram się taka być, bo uważam, że nie każdy Ślizgon musi być zły, bez serca i ogólnie 'patrzący na wszystko z góry'. Myślę, że to zależy od człowieka i jego podejścia do sytuacji. Słyszę czasami określenie, że mogłabym być w Gryffindorze, ale nie czuję się odważna. Cenie sobie ten Dom, ale nie uważam się jego częścią. Puchoni są sprawiedliwi i wierni, ale nie. Wydaje mi się, że mam cechy każdego z Domów, ale z biegiem czasu czuję się Ślizgonką. Po prostu chcę uświadomić ludzi (do czego często dochodzi), że Slytherin nie jest zły - po prostu ludzie tam, w niektórych przypadkach wybrali złą drogę. To, że J.K. pokazała ten Dom, tak a nie inaczej jest tylko jej weną, dlatego, że ktoś musiał być tym 'zły'. To, do jakiego Domu ktoś należy, zależy tylko od niego i od tego kim się czuje - tam głęboko w środku.  
Cieszę się, że ktoś spróbował zgadnąć w jakim Domu jestem i miło, że przedstawiłaś mnie z dobrej strony ~J, ale zaskoczyłaś mnie swoimi domysłami ;D Z chęcią porozmawiam na ten temat! 
Elizabeth Carter - Woohoo! Spodobał Ci się Roniaczek! Nott złapany w siadła uroku Gryfona :D Tej, ale czekaj~ przecież latem, jesienią i wiosną też możesz nosić bluzy i długie spodnie, nie? XD Tag, bardzo morderca X'D 'PITOLONY FRANCUZ' <- AHAHAHAHA. Też Cię kocham, Eli~ ♥♥
Lachtára "Elizabeth" - Nie masz za co przepraszać, do cholery! To ja muszę Was przepraszać, bo to ja nie mam prawa się spóźniać :/ Jakieś ciekawe to anime, było?   Wyzdrowiałaś już? Mam nadzieję, że tak, bo wiem, że to jest koszmarne >.< Nawet nie masz pojęcia, jakiego zawału dostałam... Smutno mi się zrobiło, wiesz? Ale kamień spadł mi z serca, więc wybaczam ♥ Nigdy nie zastanawiałam się nad kozakami, serio XD Cieszę się, że lubisz takiego Rona, bo akurat pasuje mi on tutaj w opowiadaniu :D Dzięki słońce, Ty moje ♥
Lalu-chan -Pisanie nie jest takie łatwe! Ale też żałuję, że takie krótkie rozdziały wychodzą >.< No, ale co zrobić, nie? Życie wcale nie jest proste ._. Dziękuję za wenę i zdrowia, bo naprawdę się przydadzą! ♥♥
Ala - No właśnie spójrz na to tak! Imię 'Nathaniel' oznacza 'dar Boga', czyli coś dobrego, blablabla. Więc dlaczego by nie zrobić na przekór, huh? (Osobiście również uwielbiam to imię♥ ) Kuffa, nie mogę XD Ferdek? Włodek? SERIO? XD Nie! Nie grożę Ci! Co ty! I nie waż się strzelić mi focha! </3 Dziękuję za urocze słówka i za wszystko! Jednak zastanawia mnie jeden fragment... Z moim sercem jest wszystko w porządku, serio XD ♥
Julka - Smutno mi się zrobiło, wiesz? </3 Ogólnie to muszę Cię bardzo przeprosić, ale poprzedni tydzień nie był najlepszym tygodniem w życiu i widziałaś, że nawet z rozdziałem się spóźniłam... Przepraszam Cię z całego serduszka i obiecuję, że kolejny one shot, który się tutaj pojawi będzie z dedykacją dla Ciebie, dobrze? Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał  i mam nadzieję, że dam radę ze wstawianiem rozdziałów w poniedziałki~ Moja wena lubi się buntować, ale bardzo Ci dziękuje za życzenia ;D Uhuhuhu! Nie, nie! Albo niech będzie cały czas, albo wcale! Nie zgadzam się na jedno słowo, przy jednym wejściu, bo wtedy nie skończylibyśmy przez miesiąc >.< Dzięki Julkaa ♥
Akane - Czy ty właśnie zamówiłaś shota z Roniaczkiem? *drapie się po karku i stara się nie patrzeć na puszkowe oczy Akane* Ok, wyślę Ci te staniki (jakieś konkretne kroje, rozmiary? <lool>) Yayaaa~ ale mam fazę, bo miłujesz Throna :D Taak! Prezent dla Drakusia będzie lomantycny! ♥ Każdy Ślizgon od rana ma taki nieogar XD Co Ci przeszkadza ten 'wuja'? XD 'Nathan. GDZIE JEST DO KURWY NĘDZY MOJA SIEKIERA???' <-- AHAHAHAHAHAHA. Dzięki Ci za to Miszczu ♥
(W sumie jeżeli nie muszę wychodzić z domu i mam przy sobie herbatę/czekoladę też mogę polubić śnieg *H5*)  Dziękuję za czekoladę i wenę! ♥ Saranghae Akane! ♥
Blitzz - Jeszcze raz witaj! O mój Boże... porównywać mojego bloga do 'Światło pod wodą'... O Boże... *zaczyna walić głową o stół, a łzy lecą same* Masz rację. Dostałam cholernej cukrzycy, ale to jest dobra cukrzyca, którą z chęcią przyjmę (o ile na nią zasłużę) Naprawdę Ci dziękuję za takie ciepłe słowa, bo znaczą dla mnie naprawdę dużo~ A Greengrass i Francuzów mało kto lubi ;) Dziękuję jeszcze raz, a wena zawsze się przyda ♥
~~~~
Moja przyjaciółka/doradca stwierdziła, że chyba mnie pogrzało z tym dodawaniem rozdziałów co tydzień... 
No cóż~ Dzięki Ci za to, a my zobaczymy, co z tego wyjdzie :D 
Enjoy Drarrynisse~! ♥ /Kummie

EDIT: Przepraszam, ale niezauważyłam, że się nie przywitałam....
CZEŚĆ DRARRYNISSE~ !

***
Świst wiatru, który swoim chłodnym obliczem owiewał go z każdej strony, w pewien sposób go uspokajał i dodawał otuchy, która była mu teraz bardzo potrzebna. Siedząc na swojej ukochanej miotle, ze wzrokiem sokoła przeglądał boisko w poszukiwaniu złotego znicza, który umiejętnie chował się przed nim i szukającym Puchonów - Ernie'm Macmillanem.
Słyszał gorący doping z trybun, który bardzo mu pomagał. Wyprostował się na miotle i zgarnął wpadające mu do oczu ciemne włosy. Zrobił szybki unik, dzięki czemu nie został stratowany przed lecących szybko Gryfonów, którzy z nową taktyką zmierzali w stronę obręczy należących do drużyny Hufflepuffu.
Kuszony niewyobrażalną pokusą, ponownie spojrzał w stronę trybun, szukając osoby, która najbardziej go interesowała. Oczywiście, siedział tam dumnie, przyglądając się wbijającym bramkę Gryfonom. Najwyraźniej Draco musiał poczuć na sobie ciekawski wzrok Harry'ego, ponieważ szybko powrócił wzrokiem do unoszącego się Pottera. Uśmiechnął się tym specjalnym, zarezerwowanym tylko dla niego uśmiechem, przez co Gryfon musiał zacisnąć mocniej dłonie na trzonie miotły, aby odeprzeć pokusę podlecenia do blondyna i rzucenie mu się w ramiona. Wyjątkowo nie potrafił się skupić, a patrzący na niego Draco wcale mu nie pomagał. Westchnął głęboko i ruszył na obeznanie terenu. Obecnie mieli przewagę dwudziestu punktów, jednak Puchoni grali wyjątkowo lepiej niż zazwyczaj, co było dla niego sporym zaskoczeniem. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, że jego drużyna po raz kolejny zmierzała w stronę bramek przeciwnika. Tak, Ginny, Delmeza i Nigel całkiem dobrze radzili sobie w dzisiejszym meczu, za co był im niezmiernie wdzięczny, ponieważ czuł, że on sam nie grzeszy umiejętnościami i skupieniem.
Kątem oka zerknął na Erniego, który uważnie obserwował teren, najwyraźniej nie przejmując się dosyć dużą przewagą Gryfonów. Mieli dobrych pałkarzy, którzy ze sporą precyzją posyłali tłuczki w stronę czerwonych, jednak ci umiejętnie je omijali, dzięki czemu zdobyli kolejne punkty dla Gryfonów. Na trybunach panował hałas, w którym dało się usłyszeć głośne wiwaty i skandowania imion poszczególnych graczy.
Pochylił się głębiej nad miotłą i zrobił pełne okrążenie, uważnie śledząc szukającego Puchonów, ale i starając się dostrzec jakiś nagły ruch znicza.
W pewnym momencie, kiedy to w centrum boiska działa się gorąca akcja odbierania kafla, Harry zauważył złoty blask, gdzieś na dole, co mogło mu się przewidzieć ze względu na biały śnieg leżący u jego stóp. Kłócąc się w myślach, postanowił zaryzykować i sprawdzić, czy aby na pewno wzrok nie spłatał mu figla. Pochylił nisko głowę i zanurkował w dół, omijając pozostałych graczy. Widział, jak Ernie niepewnie mu się przygląda, a po jakimś czasie - startuje za nim, tak na wszelki wypadek.
Śledził dół boiska z dużą determinacją i jak się okazało - bardzo słuszną. Przy dole jednej z kolumn, na której zasiadali nauczyciele, złoty znicz w szybkim tempie przemieszczał się po ośnieżonym boisku. Harry przyśpieszył. Czuł jak zimny wiatr chłosta jego twarz, słyszał głośne nawoływania i wiwaty jego imienia; wiedział, że wystarczy tylko złapać małą kulkę, aby w końcu mieć wolne do końca dnia. Zacisnął mocno usta, starając się wykrzesać jeszcze trochę prędkości z miotły. W głowie leciały mu najgłupsze piosenki i żarty, jakie kiedykolwiek słyszał, co pomagało mu odwrócić uwagę od marznącej twarzy i rąk, które pomimo rękawiczek - lekko już zdrętwiały. Coraz bardziej zbliżał się w stronę złotego znicza, a nad nim, drużyna żółtych uzyskała kolejne dziesięć punktów. Już wyciągał rękę żeby sięgnąć po unoszącą się kulkę, jednak jego miotła nagle zrobiła dziwny unik w prawo. Klnąc głośno, starał się przywrócić ją na wcześniejszy tor i prawie mu się to udało, jednak tym razem zrobiła mocny skręt w przeciwną stronę. Nie wiedząc do końca co się dzieje, spojrzał na Erniego, który był tuż, tuż przy małym zwycięstwie. Znicz zawrócił w przeciwną stronę, szybko zbliżając się do Harry'ego, chcąc zapewne go ominąć i wzlecieć pomiędzy innych graczy. Potter wyraźnie słyszał głośne krzyki i rozmowy swoich przyjaciół, i znajomych, co dało mu trochę odwagi. Wiedział, że ma jedną, jedyną szansę. Westchnął głęboko i mówiąc sobie, że nie przegra tego meczu - wstał i stanął niepewnie na miotle, która coraz bardziej odlatywała od złotej kulki. W najlepszej - jego zdaniem - chwili odbił się od miotły i rzucił się w stronę złotego znicza.


***

- Potter! Ty niepoważny i bezmózgi debilu! - Do jego uszu doleciał głos, który aktualnie z coraz to większą siłą zbliżał się do niego, chcąc prawdopodobnie go zabić. Uśmiechnął się szeroko i odwrócił wzrok od swojego bandażowanego obecnie nadgarstka. Spojrzał wesoło na Draco, który już mordował go swoim stalowym wzrokiem. - Coś ty sobie myślał, do cholery? Mogłeś zginąć, idioto! 
- Ale nie zginąłem. No i wygraliśmy mecz! - powiedział ucieszony i podziękował pani Pomfrey za usztywnienie jego ręki. Musiał pochodzić z nim dwa dni, co nie było aż takie złe. Był za bardzo zadowolony z siebie, ażeby się teraz przejmować owym nadgarstkiem. Draco warknął i stanął przed siedzącym wygodnie Potterem, który wciąż miał na sobie szaty do Quidditcha, ponieważ od razu po meczu zaciągnięto go do Skrzydła Szpitalnego. Trochę zajęło zanim pozwolono jego znajomym wejść do pomieszczenia, ale Dumbledore i profesor McGongall musieli zrobić obeznanie tego, co wydarzyło się na meczu. A prawdopodobnie wydarzyło się dużo; ktoś zaczarował miotłę Harry'ego. O dziwo, młody Potter nie przejął się tym za bardzo, co strasznie irytowało Draco, który od samego meczu odchodził od zmysłów. - Ale cieszę się, że się o mnie martwisz~. 
Draco przewrócił oczyma, tracąc powoli cierpliwość. Cieszył się, że Harry'emu nic się nie stało, ale naprawdę potrzebował choć trochę powagi od swojego chłopaka. Westchnął głęboko, chcąc uspokoić swoje zszargane i galopujące myśli, co nawet mu się udało, jednak mógł dziękować za to tylko Potterowi, który trochę niepewnie chwycił jego dłoń, gładząc jej wierzch swoimi wciąż chłodnymi palcami.
- To chyba normalne, że się o ciebie martwię, nie uważasz? - odpowiedział w końcu Draco i usiadł leniwie obok Harry’ego. Gryfon przytaknął, powoli dochodząc do wniosku, że on również by się denerwował, gdyby coś takie stało się Draco. Adrenalina powoli uchodziła z jego krwi, a on sam powoli stawał się zmęczony. Na całe szczęście nie musiał przesiadywać tych dwóch dni pod czujnym okiem pani Pomfrey, co bardzo poprawiało mu humor. W końcu ile można przesiadywać w Skrzydle Szpitalnym, prawda? Oparł głowę o ramię Ślizgona, wciąż leniwie przesuwając po jego jasnej dłoni. Prawy nadgarstek trochę go bolał, chociaż i tak było lepiej, niż jakiś czas temu, kiedy to był transportowany do części szpitalnej. Miał również kilka siniaków i innych ranek, ale na całe szczęście śnieg zamortyzował jego widowiskowy upadek.
- Ah, mógłbym patrzeć na was cały dzień, gołąbeczki - usłyszeli ciepły głos dochodzący gdzieś zza ich pleców, toteż niechętnie odwrócili głowy w tamtą stronę, widząc zmierzającego w ich stronę Blaise’a w towarzystwie Aleca, który z lekkim zmartwieniem na twarzy patrzył na Harry’ego.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, kochanie – odwarknął słodko Draco, który w końcu mógł się na kimś wyżyć. Wiedział, że Blaise przeżyje każde jego humorki, więc nie musiał się martwić o to, że powie o kilka słów za dużo. Zabini i tak go kochał całym sobą, a Malfoy to wiedział. Mały Gryfon w kilku skocznych krokach dopadł do łóżka, na którym przesiadywali jego przyjaciele. Wdrapał się na niewygodne łóżko siadając pomiędzy Draco a Harry’m, z czego ten pierwszy spojrzał zdziwiony na Gryfiaka, jednak powstrzymał się od jakiegokolwiek komentarza. Polubił go, więc teraz nie miał zamiaru go wystraszyć swoimi humorkami.
- Jak się czujesz, Harry? Mam nadzieję, że dobrze, bo to wyglądało strasznie! Neville zasłonił mi oczy, ale i tak trochę widziałem. Musiało boleć prawda? - zasypał go pytaniami, a Potter lewą dłonią poczochrał jego ciemne włosy. Uwielbiał tego dzieciaka. Spojrzał na niego z uśmiechem i powoli zaczął odpowiadać na jego pytania, których młody Gryfiak słuchał z zapartym tchem. W międzyczasie Draco wstał niechętnie z łóżka i skierował się do Zabiniego, który patrzył na niego w skupieniu.
- Dowiedziałeś się czegoś? - zapytał blondyna, a Malfoy niechętnie pokręcił głową.
- Nawet Severus nie chciał nic na ten temat powiedzieć - mruknął i kątem oka spojrzał na Harry’ego. Od razu w jakiś sposób zmiękł widząc, jak opowiada zawzięcie swoją życiową historię młodemu Gryfiakowi. Był to naprawdę uroczy widok i musiał się nieźle postarać, aby zachować swoją malfoy’owską maskę przez Blaisem. To nie tak, że się wstydził, czy coś z tych rzeczy, ale swoje uczucia w stosunku do swojego perfekcyjnego, choć czasem nad wyraz głupiego Gryfiaka, wolał zostawić dla siebie. Po prostu. 
Ponownie spojrzał na swojego tak zwanego przyjaciela i posłał mu pytające spojrzenie, kiedy zauważył, że Blaise patrzy na niego znacząco z tym swoim irytującym i wszechwiedzącym uśmieszkiem.
 - No i czego szczerzysz kły? - bąknął i przewrócił oczami. Nie obyło się również bez splecenia ramion, co całkiem podwoiło efekt typowego stylu Draco Malfoya.
- Jeżeli mogę coś powiedzieć, to jedynie tyle, że miło widzieć cię w takim stanie, Dray - stwierdził ciemnowłosy Ślizgon z dziwnym uśmiechem na swoich pełnych ustach. 
- Uważaj, bo się zaraz rozpłaczę - mruknął Draco, a Blaise szturchnął go ramieniem.
- Kogo ty próbujesz oszukać, co? Jesteś zakochanym kretynem~ - oznajmił z cholernym, ślizgońskim akcentem.  
- I właśnie za to mnie uwielbiasz, prawda? 
- Możliwe, Dray. Możliwe. 

***
Sam do końca nie mógł pojąć, jakim cudem znalazł się w tym miejscu i to jeszcze z osobą, której najmniej się spodziewał. Ogólnie zastanawiał się, co skłoniło go do wyjścia z ciepłych murów Hogwartu na zaśnieżone uliczki Hogsmeade, jednak kiedy przed oczami stawał mu widok Draco, który smutno stoi przed nim bez jakiegokolwiek prezentu - od razu szedł szybciej, jednym uchem słuchając wywodu swojego towarzysza.
Harry Potter podążał właśnie z cholernie ciepłym szalikiem, który szczelnie zakrywał połowę jego twarzy, a obok niego dumnie kroczył młodszy kuzyn samego Draco Malfoya. 
Jak to się stało? Po prostu, kiedy Harry wychodził z Wielkiej Sali został zaczepiony przez Xaviera, który w dosyć uprzejmy sposób zapytał, czy Potty nie ma ochoty wyjść do Hogsmeade po drobne zakupy na święta. Co więc miał zrobić, jak nie ubrać się w pożyczony od Draco szalik i nie ruszyć na podbój sklepów? Jego Gryfońska część przyjaciół zniknęła wraz z tą Ślizgońską, co trochę go zastanawiało. Nawet jego jasnowłosy bóg nie chciał mu powiedzieć, gdzie idą i dlaczego on nie może iść z nimi, przez co kompletnie czuł się zbity z tropu. Chciał im się za to odpłacić, więc razem z Xavierem, który swoją drogą był naprawdę... normalnym człowiekiem, wpadł na pewien pomysł, który bardzo przypadł im obu do gustu. Odnosiło się to właśnie do prezentów świątecznych dla przyjaciół Harry'ego, toteż w szybkim tempie udali się do jednego z głupszych sklepów, jakie trafiły im się na drodze i kupili wszystkie potrzebne rzeczy. Tylko raz - przy zakupie prezentu dla Rona - zawahał się na moment, mając lekką niepewność wypisaną w ruchach, jednak oparciem dla niego stał się pewny siebie Xavier, który przekonał go, że jest to dobry wybór. Jedynymi prezentami, których nie mógł załatwić w Hogsmaede były prezenty dla Malfoyów, jednak wolał to załatwić z dala od Francuza, który mógłby przypadkowo zdradzić jego pomysły. Zresztą Potter się nie okłamywał - wiedział dobrze, że to czego szukał, nie znajdowało się w takim małym miasteczku i lekko zacofanym. 
Z ciepłymi rumieńcami, wynikającymi nie tylko z zimna, razem z Xavierem postanowili udać się do jednego z barów, gdzie Harry postanowił, że pokaże blondynowi, że piwo kremowe było naprawdę dobre i, że sprosta on nawet takim gustom, jak gusta Malfoya. 

***    
Pod wieczór, kiedy siedział już w swojej gryfońskiej piżamie, ciemna sowa zastukała swoim twardym dziobem w okno, dzięki czemu odwróciła uwagę Harry'ego znad książki od transmutacji. W kilku szybkich krokach doszedł do okna i otworzył je, wpuszczając sowę do środka. Jak się okazało przyniosła ona trzy katalogi, które zamówił jakiś czas wcześniej. Zignorował śmiechy swoich współlokatorów, którzy próbowali mu wmówić, że są to jakieś listy miłosne od tajemniczych wielbicieli (zwłaszcza tych jasnowłosych) i wręczył sówce jakąś małą przekąskę, którą przyjęła z głośnym huczeniem. Nie przejmując się dreszczem, który owiał jego ciało od chłodnego powietrza, zamknął mozolnie okno i rozłożył się na łóżku szybko omiatając wzrokiem nadesłane katalogi
- Widzę, że pan Potter chcę się przypodobać teściom! - krzyknął uradowany Seamus, który leżał wygodnie, rozparty niczym król, na materacu Deana, który natomiast siedział podparty o swoje łóżko, przeglądając mugolskie magazyny sportowe. Po pokoju rozeszło się zbiorowe parsknięcie, a Ron, który dopiero co wrócił spod prysznica, spojrzał znacząco na Irlandczyka.
- A ty co kupiłeś swoim? - zapytał z szerokim uśmiechem. Nawet Harry zauważył gorące rumieńce jakie wykwitły na policzkach Seamusa i Deana. Ten pierwszy mruknął niezrozumiale jakąś odpowiedzieć, a Dean zbył ich wszystkich machnięciem różdżki. 
- W sumie, to co ty chcesz im kupić, Harry? - zagadnął Neville, który do tej pory siedział przy wypracowaniu z eliksirów. Obrócił się w ich stronę i spojrzał wyczekująco na Pottera. Miał na sobie jakąś granatową piżamę, która dobrze uwydatniała jego ramiona. Naprawdę, Harry z całego serca mógł stwierdzić, że w Longbottomie zaszła jakaś poważna zmiana.
- Um... jeszcze do końca nie zdecydowałem, ale... i tak wam nie powiem przecież- stwierdził z nosem w jednej z lektur, która go najbardziej interesowała. Tak. Potajemnie przeglądał katalog z prezentem dla Draco, mając nadzieję, że żaden z jego współlokatorów nie zobaczy co to jest. Nie chciał przecież żadnych przecieków!  A mówiąc szczerze, wiadomym było, że takowe by się znalazły.
Po sypialni rozniósł się zbiorowy jęk zawodu, a on sam uśmiechnął się szeroko widząc coś, co jego zdaniem wyróżniało się spośród reszty rzeczy. Wyróżniało się tak, jak jego Draco. 
Schował ten szczególny katalog pod poduszkę i szybko złapał za kolejny, czując, że dzisiaj dojdzie do wyboru każdego z prezentów
Do ich gryfońskich uszu doleciało pukanie do drewnianych drzwi, toteż jak jeden mąż spojrzeli w tamtą stronę mentalnie otwierając przejście. W końcu Neville, który był najbliżej wejścia, wstał zza swojego biurka z głośnym westchnięciem i otwarł drzwi, sprawdzając któż to się do nich się dobija. 
- Yah! Ron! Jak ty słodko wyglądasz w tej piżamie! - Weasley krzyknął i spróbował schować się za jedną z kolumn od pierwszego lepszego łóżka. Potter zaczął się głośno śmiać, a reszta śmiało mu zawtórowała. Theo natomiast stał trochę zdziwiony dziwnym zachowaniem Rona. - Wszystko w porządku? Zachowujesz s jakbyś zobaczył pająka      
- Co ty tutaj robisz?! - Harry miał wrażenie, że powiedział to o kilka oktaw wyżej, czego nie polubiły jego bębenki uszne. 
- Ała, cholera, Ron! - jęknął i spojrzał na niego krzywo. Niestety jego przyjaciel go zignorował i wciąż gapił się na swojego Ślizgona, jakby widział go po raz pierwszy.
- Stwierdziłem, że mam ochotę na piżama-party z Gryfonami. Macie coś przeciwko? - zapytał ogółu, a ogół nic przeciwko nie miał, toteż uśmiechnął się szeroko i wszedł raźno do ich męskiej twierdzy. Miał na sobie spodnie dresowe i luźną koszulkę, przez co Ron czuł się jeszcze gorzej w swojej wesley'owskiej piżamie. - Harry, masz pozdrowienia od Draco.
- Jakby sam nie mógł tutaj przyjść i mi ich przekazać... - mruknął, a przy okazji załamał się nad leniwością swojego chłopaka. Machnął niedbale ręką i przypatrzył się jednemu z proponowachych artykułów z dosyć pokaźnej listy. Pomysł wydawał mu się dobrą opcją na prezent dla Lucjusza Malfoya i zupełnie nie przejmował się tym, że kompletnie nie miał pojęcia, co dokładnie bierze. Ważniejsza była cena, która mówiła całkiem dużo o jakości produktu, a ona bądź, co bądź w tym przypadku do małych sum nie należała... 
- Mam nadzieję, że na święta dostanę od ciebie taką piżamę! - oświadczył twardo Theo, który jednym susem doskoczył do łóżka Rona, kładąc się na nim wygodnie. Zignorował jęki i protesty Wealseya i zanurzył się pod grubą pościelą swojego chłopaka. - Mmm... cieplusio. Chodź koło mnie. 
- Co?! - pisnął Ron, a Seamus, Dean i Neville zwijali się ze śmiechu. Z dosyć nietęgą minął umieścił się koło uśmiechniętego Ślizgona, który nie wiadomo kiedy, wyciągnął różdżkę i zasłonił gryfońskie kotary, oddzielając ich od pozostałej trójki. 
- Rozdziewicz Weasleya! - krzyknął w końcu Seamus, który jako pierwszy otrząsnął się z szoku. 
W końcu miało to być piżama-party, a nie potajemne schadzki! 
- Merlnie, Finnigan, ogarnij swoje cholerne i perswazyjne myśli! - doszedł ich zirytowany głos zza kotary.  

       *Uprzedzałam, że rozdziały będą krótsze, więc nie marudzić mi tam!*
 
  ***