***
Kolejny
szlaban o tak nienormalnej godzinie jaką jest siódma rano, zdenerwowałby
każdego, bez wyjątku.
Theo
również należał do tych osób, więc kiedy cały spocony wracał z kantorka Filcha,
jego wzrok mógłby zamordować każdego. Wtargnął do Dormitorium Slytherinu,
powiewając szatą niczym sam Mistrz Nietoperz. Skierował się do pokoju, który
dzielił razem z Blaisem, Goylem, Crabbem i niegdyś Draco, i wytargał z kufra
nowe szaty. Zamykając skrzynię, spojrzał przelotnie na Zabiniego, który jęczał
coś przez sen.
- Ginny…Ah…
- odwrócił się na drugi bok. Theo uśmiechnął się iście Ślizgońsko.
Ha!
Teraz będzie miał szansę podenerwować Blaisiego bez obawy, że ten zachce
powiedzieć o jego zadurzeniu w Harrym. Parsknął cicho i w przypływie ojcowskiej
czułości, zasłonił Zabiniemu kotary, ażeby ten po obudzeniu, nie czuł
skrępowania pewnym „problemem”. Usatysfakcjonowany wyszedł z pokoju, kierując
się do łazienek.
Na jego szczęście wszyscy współdomownicy
jeszcze smacznie spali, więc bezkarnie mógł wziąć długi prysznic, bez obawy, że
taki Goyle będzie mu sapał do ucha.
Ubierając
się stwierdził, że pójdzie przed lekcjami odwiedzić Harrego. Uśmiechnął się w
duchu mając nadzieję, że Gryfon już nie śpi, ponieważ chciał z nim trochę
porozmawiać. Odniósł przepocone rzeczy
do brudów i postanowił najpierw zejść do kuchni, gdzie poprosi Skrzaty o zrobienie
gorącej czekolady.
***
- Cześć
Zgredku! – powiedział, wchodząc przez obraz do kuchni. Poprawiając czarne włosy, zastanawiał się co
założyciele Hogwartu – choć zapewne była to „urocza” Helga – chcieli pokazać
poprzez gilgotanie gruszki.
Cholera
jedna wie.
Skrzat
uniósł swój wielki, niebieski wzrok na Theodora i zapiszczał głośno.
-
Panicz Nott! W czym Zgredek może pomóc?
- zapytał, uczepiając się jedwabnych spodni Theo.
Ślizgon
uniósł brwi i spróbował strzepnąć Skrzata z nogi.
- Uh.
Zgredku, zrobiłbyś mi dwie czekolady? – zapytał grzecznie.
- Dwie?
Ale przecież panicza jest jedna osoba!
- Jedna
dla mnie, a druga dla Harrego. – powiedział, trzęsąc nogą.
-
Harrego?! – zapiszczał Skrzat, odczepiając się nagle od jego kończyny. -
Harrego Pottera? O matko! Wstręcik! – zawołał, raniąc uszy Ślizgona. Zaraz koło
niego pojawił się kolejny Skrzat. Skłonił się Theodorowi i uśmiechnął się
szeroko, przez co na jego twarzy pojawiło się od cholery zmarszczek. Nott
parsknął cicho - jak na Ślizgona przystało - i pomachał Skrzatowi. – Harry
Potter chcę czekoladę! Zrób dwa kubki najlepszej czekolady, jaką umiesz zrobić
i przynieś je, jak najszybciej! – dodał rozhisteryzowany. Wstręcik pomrugał
parę razy oczyma i deportował się z charakterystycznym trzaskiem, ażeby pojawić
się parę metrów dalej.
Theo
wypuścił głośno powietrze i usiadł na pierwszym lepszym krześle. Po chwili
przed nim pojawił się talerz, cały obładowany kanapkami. Spojrzał na Zgredka i
podziękował mu, szybko biorąc chleb z szynką i pomidorem. Sam nie zdawał sobie
z tego sprawy, ale przez tą całą karę był strasznie głodny.
Pochłoną
połowę talerza, usilnie nie zwracając uwagi na irytujący wzrok Zgredka, który
przyglądał się jego osobie z chorym zafascynowaniem.
Kiedy po
piątek kanapce stwierdził, że więcej nie pochłonie, pojawił się przed nim
Wstręcik z dwoma, wielgachnymi kubkami pachnącego napoju. Podziękował gorąco Skrzatom
i jak najszybciej opuścił pomieszczenie.
***
Niosąc
dwa, parujące kubki, nucił sobie jakąś melodie i kiwał raz, po raz głową w geście
przywitania do budzących się obrazów. Kiedy spotkał Irytka, na którymś ze
zakrętów, udawał, że wcale go tam nie ma
i rzucił powitanie w stronę wyimaginowanego Krwawego Barona – Irytek zniknął
tak, jak się pojawił.
Wszedł powoli do Skrzydła Szpitalnego i
zapatrzył się piękny wschód słońca, widoczny zza okna. Westchnął cicho i
mimowolnie szedł w stronę łóżka Harrego. Kiedy był już dwa metry od leżanki, musiał
się postarać, aby nie rozlać czekolady, ponieważ potknął się o coś leżącego na
ziemi. Z przekleństwem na ustach, spojrzał w dół i ze szczerym zdziwieniem,
zobaczył parę bokserek. Wciągnął głośno powietrze i uniósł wzrok na łóżko.
Gdyby nie lata nauki panowania nad sobą,
Theo w tamtym momencie rozpłakałby się i ćpnął kubkami o ziemię. Widok jaki zobaczył złamał jego serce. O ile,
ono jeszcze tam było. Odwrócił wzrok i odłożył cicho kubki obok wazonu z
różami, które dla niego zostały już tylko zwykłymi kwiatami bez zapachu.
Odwrócił się i ze ściśniętym gardłem, wyszedł jak najszybciej ze Skrzydła, trzaskając
drzwiami.
***
Łazienka jęczącej Marty od dawna wydawała
mu się odpowiednim miejscem do płaczu.
Od zawsze wyczuwał w tym miejscu jakiś smutek. Melancholię. I
najwyraźniej nie tylko on, ponieważ na
drzwiach kabin widniały liczne zadrapania; wyryte, skreślone serca, imiona czy
napisy.
Niespełnione miłości
Oparł się o zimną posadzkę i odchylił głowę
do tyłu. Wziął kilka drżących oddechów i zacisnął mocno powieki.
- To przez ciebie. – podniósł wzrok i napotkał stalowoszare tęczówki,
patrzące na niego z nienawiścią.
- Co przeze mnie? – zapytał, marszcząc czoło. Miał kaca. Mocnego kaca.
- Przez ciebie on nie chce mnie znać. Spierdoliłeś wszystko. Wiesz to
Nott, prawda? – usiadł koło niego i odgrodził ich sobą od podsłuchującej
Parkinson. Opanowany głos Draco zawsze był bardziej przerażający, niż jego
wybuchy. Najwyraźniej, po swoim ojcu odziedziczył nie tylko nazwisko.
- Nie wiem o czym ty do mnie mówisz, Malfoy – odpowiedział cicho,
posyłając wyzywające spojrzenie w jego stronę.
- Dobrze wiesz o czym. Myślisz, że nie widzę, jak patrzysz na mojego
Harrego? – wysyczał, przekrzywiając głowę.
- Najwyraźniej nie twojego, skoro go tu teraz z tobą nie ma. –
odpowiedział kpiąco. Skoro Malfoy chce wojny, to dlaczego miałby jej nie
dostać?
- Nie myśl sobie, że on będzie twój. Niespełnione miłości często
przytrafiają się twojej rodzinie, nieprawdaż Nott? – zapytał, uśmiechając się
sardonicznie.
- Zamknij się Malfoy - powiedział
cicho, ściskając mocniej szatę.
- Pamiętaj, że on jest mój.
Niespełnione miłości – dokładnie
takiego wyrażenia użył Malfoy, przy ich rozmowie na śniadaniu.
Wziął kilka kolejnych, drżących oddechów i
wyciągnął różdżkę, kładąc ją obok siebie.
Nie mógł płakać z powodu miłości, której
nie było.
Nie mógł, ale chciał. Potrzebował odreagować,
a od dziecka wpajano mu, że płaczu nie ma.
Jest tylko ból.
A ból zabija się bólem.
Wziął różdżkę i drżącą ręką, uniósł skrawek
szaty poniżej łokcia.
- Sectis laedere* - wyszeptał, zaciskając dłoń w
pięść. Z zafascynowanie spoglądał na tworzące się cienkie kreseczki, z których
ze spokojem sączyła się ciepła krew.
Czuł, jak z każdą
kropelką szkarłatnej cieczy, z jego
ciała wydobywa się też całe rozgoryczenie i smutek, które nagromadziły się wcześniejszym widokiem. Kiedy jego szata nasiąkła krwią, cofnął
zaklęcie i bez emocji przyglądał się ranom. Całe jego przed ramie szczypało, a
otwarte rany niemiło ciągnęły skórę. Oprócz tego, nie czuł już nic.
Przymknął oczy
i odpłyną w błogą nieświadomość.
***
Nagłe
trzaśnięcie drzwiami obudziło Draco. Otworzył niemrawo oczy i rozejrzał się po
Skrzydle Szpitalnym. Przyzwyczajając wzrok do jasności, ręką wymacał postać
leżącą koło niego. Uśmiechnął się delikatnie i odwrócił przodem do Harrego.
Parskając cicho
zamknął Gryfonowi usta, które podczas snu otworzyły się mimowolnie.
- Harry…
wstajemy – mruknął przybliżając twarz do ucha bruneta. Potter - jak na śpiocha
przystało - poruszył się delikatnie jednak wciąż pozostał w fazie snu. – Harry…
Po paru próbach
obudzenia bruneta, Draco stwierdził, że spróbuje inaczej. Pocałował go w czubek
nosa, czoło przyprószone grzywką (Salazarze…dop.
Aut.), a następnie prosto w usta. Odchylając głowę do tyłu, Ślizgon z
satysfakcją wymalowana na twarzy, najpierw zauważył delikatny uśmiech Harrego,
a następnie jego szmaragdowe oczy.
- Dzień dobry,
Gryfiaku.
- Mhm… bry…
- Jak się
spało? – zapytał Draco przeczesując ręką włosy Harrego. W odpowiedzi, został
obdarzony najsłodszym całusem, jakiegokolwiek dostał w życiu. – Rozumiem, że
dobrze… - uśmiechnął się lekko.
- Czy ja czuję
czekoladę? – mruknął sennie Gryfon. Podniósł się delikatnie na łokciu i
rozejrzał po pomieszczeniu. Spojrzał na stoli nocny i uśmiechnął się błogo. –
Ty ją przyniosłeś?
Sięgnął po
kubki i podał jeden zdziwionemu Ślizgonowi.
- Nie… Nie ja.
Może Zgredek nam przyniósł? – zapytał, upijając spory łyk napoju. – Mmm…
Harry wzruszył
ramionami.
W ciszy
popijali gorąca czekoladę do czasu, aż Draco uśmiechnął się do kubka.
- O co ci
chodzi?
- Pamiętasz jak
byliśmy pokłóceni? Siedzieliśmy wtedy w Dormitorium a ty mnie rysowałeś. Potem
coś powiedziałeś i pojawił się Zgredek; zrobił nam wtedy czekoladę. Pamiętam
jak nam przerwał… Byłem tak na niego wściekły, że myślałem, że na miejscu go
zabiję na dziesięć różnych sposobów. – powiedział Draco z pamiętnym uśmiechem.
Harry odwzajemnił uśmiech i pokiwał twierdząco głową.
- Jestem
ciekawy, jakby potoczyło się to dalej… W sensie, gdyby Zgredek nam nie
przerwał.
- Wiesz, zawsze
możemy to sprawdzić. Jak już wrócisz do Dormitorium… – Mruknął blondyn spod
wachlarza rzęs. Harry, jak to Harry spłonął rumieńcem i spojrzał na kubek.
- Może… - Nie
zaprzeczył Gryfon, poprawiając pościel. Kiedy przykrył swoją nogę, coś do niego
dotarło. – Draco… C-czy my… jesteśmy nago?
- No wiesz
Potty… Jeżeli ludzie, parę godzin wcześniej robili coś NAGO, to nie sądzisz, że
to jest normalne?
- My jesteśmy w
Skrzydle Szpitalnym…! – jęknął głośno. Szybko sięgnął po okulary i zaczął
rozglądać się w poszukiwaniu swoich ubrań. Draco oparł się wygodniej o poduszki,
przekrzywił głowę w bok i zaczął przyglądać się zgrabnym plecom Harrego. W
zamyśleniu pokiwał głową z aprobatą, mówiąc sobie, że jego chłopak jest
seksowny, śliczny i uroczy. Niekoniecznie w tej kolejności.
Strasznie żałował,
że dopiero w siódmej klasie zdecydował się na jakiś ruch w stronę Harrego.
Oczywiście nie twierdził, że była to jego wina. Co to, to nie. Wina leżała po stronie pieprzonego, Czarnego
Pana. Gdyby nie on, Ślizgon już dawno wyciągnąłby rękę do zielonookiego. W
przypływie rozdrażnienia na pewnego psychicznego Lorda, Draco przyciągnął
Harrego do siebie i mocno przytulił się do jego pleców.
- Zależy mi na
tobie, wiesz o tym prawda? – mruknął i pocałował jego skórę na ramieniu. Gryfon
zmarszczył brwi i pokiwał twierdząco głową.
- Teraz już
wiem. Może to głupie, ale… ja też coś do ciebie czuję. – stwierdził i oparł się
plecami o tors Draco. Gryfon zapomniał nawet, że jest nagi. W ciszy, która
pomiędzy nimi zapadła, Harry słyszał mocne bicie serca Ślizgona. Jego intuicja
podpowiadała mu, że to serce należy do niego; że cały Draco jest jego i tylko
jego.
- Ah… Pora
wstawać. – Oznajmił Draco i popchnął lekko Harrego. Ten jęknął przeciągle i
przewrócił oczyma.
- Teraz? Teraz,
to daj mi spokój. – bąknął i przykrył się kołdrą.
Wstając, Draco westchnął
i pokręcił z dezaprobatą głową. Zaczął zbierać swoje rozrzucone ubrania. Kątem
oka zauważył, jak Harry swoimi rozwalonymi włosami i szmaragdowymi oczami
wygląda spod pościeli. Uśmiechnął się szelmowsko i tak jak go pani natura
stworzyła, zrobił parę ponętnych ruchów. Do jego uszu doleciały stęknięcia i z
zadowoleniem mógł się ubrać. Sięgnął po bokserki i zaczął je zakładać, za
pomocą paru seksownych ruchów. Odwrócił się przodem do Harrego i szeroko się
uśmiechną.
- Zboczenie…
co? Dlaczego się tak patrz… o kurwa – powiedział inteligentnie, kiedy
odwrócił się w stronę wskazywanego przez Harrego miejsca. W drzwiach od swojego
gabinetu stała Poppy Pomfrey z przysłowiowym
‘facepalm’em’.
- Panie Malfoy… Mogę wiedzieć, CO TY ROBISZ? PROSZĘ, JAK NAJSZYBCIEJ OPUŚCIĆ TO
POMIESZCZENIE! – wykrzyknęła rozhisteryzowana.
- Czy ma Pani coś do mojego tyłka? – zapytał
Draco, przyjmując już swoją typową, kpiącą minę. Pozbierał resztę rzeczy i
podchodząc do Harrego, wypiął perfidnie swoje cztery litery w stronę
pielęgniarki. – Przyjdę później.
Pocałował czerwonego na twarzy Pottera i ze
śmiechem wyszedł ze Skrzydła.
***
- Nienawidzę
cię, Draconie Malfoy. – Takie stwierdzenie, wypadło z ust Harrego Pottera, po
pojawieniu się blondyna w Skrzydle Szpitalnym. Zaczęła się pora śniadania, więc
ze spokojem udał się w odwiedziny do bruneta.
- Tak? A
wczoraj wieczorem wydawało mi się inaczej – powiedział z kpiącym uśmieszkiem.
To były te pozostałości, po paru latach wzajemnej wrogości.
Harry prychnął,
jak rozjuszona kotka i splótł ramiona w geście dezaprobaty.
- Nie rozmawiam
z tobą.
- A to
dlaczego? – zapytał uśmiechnięty
Ślizgon, siadając na łóżku koło Harrego.
- Ty się
jeszcze pytasz?! Pomfrey nie dosyć, że dała mi cholernie długi i krępujący
wykład na temat antykoncepcji, to jeszcze musiałem ją zapewnić, że jesteśmy na
to gotowi! NIENAWIDZĘ CIĘ DRACONIE MALFOY! NIE-NA-WI-DZĘ! – wypluł Potter,
posyłając nienawistne spojrzenie śmiejącemu się Draco. – I z czego się
śmiejesz, jak głupi?! To nie jest śmieszne!
- Ale
oczywiście, że jest! – zapewnił szybko, oplatając oburzonego Gryfona ramieniem.
- Nie będę mógł
jej w oczy spojrzeć! A ona jeszcze powiedziała, że poinformuje o tym
Dumbledora! A wiesz czemu? Bo musi się upewnić, że w razie potrzeby będzie
mogła zrobić test ciążowy! NIE-NA-WI-DZĘ CIĘ!
- Test ciążowy?
Przecież my nie uprawialiśmy seksu! – odparł zdziwiony blondyn. No, bo jak to
możliwe? Przecież nikt, nic do niczego nie wkładał… Oj, chyba Draco będzie
musiał wybrać się do biblioteki… - Oj Potty! Nie bądź na mnie zły! – dodał już
przymilnie.
Harry spojrzał
na niego spod byka. Po chwili westchnął wywijając wargę.
- Nie jestem w
ciąży, nie? –chlipną.
Ślizgon
wybuchnął śmiechem i przytulił Harrego. Poczochrał jego wystające spod bandaża włosy
i pociągnął go za sobą na poduszki.
Gryfon
przymknął oczy a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Przyznał się w
końcu przed sobą, że podoba mu się śmiech Draco. Był delikatny, z lekką chrypką
dodającą mu uroku. Gdyby mógł wybrać jeden dźwięk, który miałby słuchać
miesiącami i latami, wybrałby właśnie jego śmiech.
Kiedy ta
uspokajająca melodia ucichła, Draco jedną ręką, która akurat nie oplatał
Pottera sięgnął po różdżkę. Używając prostego zaklęcia sprawił, że nad ich
głowami roziskrzyły się malutkie, pomarańczowe punkciki.
- Zobacz.
Wskazał na utworzone kształty. Pierwszy, przedstawiał ich
samych trzymających się za ręce. Od samego patrzenia na to, człowiekowi robiło
się cieplej na sercu. Dało się wyczuć uczucia. Miłość i przywiązanie.
Po chwili
iskierki rozsypały się, ażeby połączyć się w kolejny obrazek. Była to kołyska,
bujająca się leniwie na boki. Prawo… Lewo… Prawo… Lewo… Dawało to spokój i
ukojenie.
Pomarańczowe
gwiazdeczki, po raz kolejny się rozproszyły i tym razem ukazały drobne
niemowlę, opatulone kocykiem.
Gryfon bez
mrugania wpatrywał się w malucha.
- To nie jest
głupie, Harry. – Powiedział miękko Draco. Widział, jak chłopakowi błyszczą się
oczy.
- Jesteśmy za
młodzi – stwierdził marszcząc w zamyśleniu brwi. Ale z drugiej strony? Co gdyby mieli dzieci? W sumie Harry
uwielbiam Teddy’ego , więc dlaczego niemiałby mieć swoich własnych?
Pieprzyć to, że
z facetem. Miłość to miłość i nic tego nie zmieni.
Wtulił się w
szyję blondyna i zaciągnął się jego perfumami. Rozmyślając o przyszłości, Harry
zrobił się senny. Przymknął oczy i odpłynął w świadomy sen.
***
Obudziło go
gilgotanie w szyję. Uśmiechnął się mimowolnie i zaczął machać rękoma, aby
odpędzić natręta.
-
Prze-przestań! – Krzyknął w końcu, nie m ogąc już wytrzymać głośnego śmiechu.
- Nie będziesz
mi tutaj spać! Miałeś na to noc! – odparł Draco. Swoimi zgrabnymi i długimi
palcami delikatnie łaskotał wrażliwe miejsca Harrego.
Po chwili do
ich zabawy dołączyły usta. Delikatnie muśnięcia na skórze, potęgowały przyjemne
uczucia. Subtelne mruknięcia mieszały się z cichymi śmiechami.
-Dra-co! Mm…
prze-eestań… - zachichotał.
Nagły krzyk
dochodzący zza drzwi przerwał ich zabawę. Do skrzydła szpitalnego wpadła
Jęcząca – tym razem naprawdę jęcząca – Marta a za nią szybkim krokiem szedł
Dumbledore, trzymając w tyle rękę z wyciągniętą różdżką.
- Poppy! Chodź
tu szybko! – zawołał. Dyrektor przesunął się w stronę jej gabinetu, a Harry
mógł zobaczyć powód całego zamieszania.
Wiszące i
bezwładne ciało Theo przeraziło nawet Draco.
____________
* cholera wie,
czy jest takie zaklęcie xD Ale de facto ‘sectis’ z łaciny znaczy ‘ciąć’ a
‘laedare’ ‘ranić się’, więc wyszło coś takiego.
***
*Wesołego dnia dziecka! ♥/ Kummie*
jejku jejku jej!! biedny Nott :( to jest takie okrutne <3
OdpowiedzUsuńjak sobie wyobraziłam Harry'ego z takim dużym brzuszkiem to zaczęłam się śmiać jak głupia ale i tak awww *-* no chyba, że coś źle zrozumiałam to wybacz >.<
kocham twoje opowiadanie ale kurczaczek, i tak jestem zła za to co zrobiłaś Theo :(
Kocham, kocham, kocham~♥
OdpowiedzUsuńChociaż i mnie, która nie przepada za Nottem, zrobiło się przykro...
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny~♥
Rozwalił mnie tekst o ciąży :D skąd to wziełaś? haha
OdpowiedzUsuńPo za tym super! oby Nott przeżył ;(
kiedy next? <3 :*
Wybacz, ale chyba przestanę czytać... nie dla tego, że znalazłam coś lepszego, albo mam coś do ciebie... po prostu nie lubię męskiej ciąży i troszkę mnie to obrzydza... przeczytam może jeszcze ze dwa, trzy rozdziały i zobaczę czy uda mi się to przeżyć. Mimo wszystko życzę ci dużo pisarskich sukcesów :)
OdpowiedzUsuńNanni
Genialny rozdział! Malfoy i Harry są tacy słodcy *---*. I ten momet kiedy jednak pani Pomfrey ich poniekąd przyłapała :D Uwiebiam Cię ♥
OdpowiedzUsuńEkstra rozdział :) Uwielbiam samobójstwa w opowiadaniach. Przekazują tak dużo bólu, a jako sadystka uwielbiam takie sceny ;) Życzę weny
OdpowiedzUsuńEh... Zaczęłam czytać te opowiadanie jakieś dwa dni temu. Nawet interesujące, fajnie się zapowiada. Lecz ten rozdział (XV)... W porównaniu ze wcześniejszymi nie jest jakiś taki fajny. Ja tak jak Nanni Chan nie lubię męskiej ciąży - jest to trochę dziwne, nierealne wręcz, ale jak kto woli / przecież to świat magii...
OdpowiedzUsuńBędę czytać dalej bo spodobało mi się to opowiadanie.
Tak BTW, w pierwszej chwili myślałam, że Ron będzie z Nottem. Po tym jak Hermiona rzuciła go (Rona), a później jak Theodore powiedział, że Rudy jest słodki... Fajnie by było jak by tak było ale straciłam nadzieję po tym jak Herm wróciła do Rona. Do tego Zabini jest z Ginny...
Tak czy siak wyczekuję następnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę dużo weny :D
Fajne opowiadanie ,o Pomfery ma niezły radar ; jak już ciąża to u zastępczej matki - charłaczki? Pisz dalej nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuńBiedny Theo :( Lubię go strasznie.
OdpowiedzUsuńIm się chyba naprawdę przyda ten WDŻ xD
OdpowiedzUsuńChyba że w świecie czarodziejów są inne prawa i facet może urodzić dziecko xD
Ty wredna! Theo mi tak ranić :'(
Choć mój Theo'siu ja cię pocieszę...
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały, oby nic się nie stało Theodorowi, więc jednak się zakochał w Harrym ten widom musiał do naprawdę załamać..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ciąża? Ryly?? Mam nadzieję, że to jakiś chory żart... ;_; Wolałabym, żeby to było takie bardziej realistyczne... Tak wiem magia i te sprawy, ale chodzi mi o to, że fuuuuuj... ;_; Oby chodziło tutaj tylko o ich brak wiedzy na te tematy i WDŻ im pomoże w zrozumieniu, że to fizycznie niemożliwe... ;_;
OdpowiedzUsuńP.S. Tak, wiem, że już są kolejne rozdziały, ale po prostu nie mogę się nie wypowiedzieć! :o
ale pedalski ten Dracoś :>
OdpowiedzUsuńCIĄŻA ?!?! DZIECKO ??!!? ŻE JAK ?
OdpowiedzUsuńMina
Jezu. Ja Cię kocham! Po prostu kocham.
OdpowiedzUsuńKiedy ja ostatni raz widziałam kogoś, kto pisałby męską ciążę? Zawsze chciałam przeczytać Drarry z takim elementem, ale nigdy nic godnego uwagi nie było.
Obym to później znalazła. <3
Moj biedny Theos, ja pociesze..
OdpowiedzUsuńZapomniałam o wielu rzeczach jakie tu byly, lecę czytać dalej, buzi
Smutno mi się zrobiło z powodu Notta ale powiem jedno typie nie warto harry i tak nic nie ogarnia on jest typem człowieka który nigdy nie ogarnia co się dzieje
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, oby nic nie stało się Theodorowi, a więc jednak jednak jest zakochany w Harrym, ten widok musiał go naprawdę załamać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga