To jest ten moment, kiedy mogę powiedzieć, że zastanawiam się JAK i KIEDY.
Piszę to w nocy (chociaż wstawię to pewnie o wiele później. Edit: Taak, wstawiam to o wiele później, niż zakładałam, ale w końcu wzięłam się za tą
Rany, zakładając tego bloga nie spodziewałam się, że tak się rozwinie. Raczej myślałam, że będzie on szarym, zwykłym blogiem, który nigdy nie osiągnie takiej sumy wyświetleń i tylu wspaniałych obserwatorów...
Wydawało mi się, że pisanie go znudzi mi się po jakiś trzech miesiacach, a tutaj dobry rok za nami!
Czuje się źle z faktem, że nie daje Wam tyle miłości i opowiadań ile bym chciała, ale są sprawy, które no przysłaniają mi chęć pisania i odbierają czas, który jest potrzebny.
Naprawdę Was za to ogromnie przepraszam, ale teraz raczej powinniśmy się cieszyć!
100 TYSIECY WYŚWIETLEŃ!
FUCK YEAAAH BITCHESSS! STAŁO SIĘ! MARZENIE OSIĄGNIĘTE!
Jakoś tak bardzo rozpiera mnie duma, że udało mi się przebrnąć przez wszystkie inne blogi i stanąć na wysokości zadania z prowadzeniem go.
Asdfghjksdkakf~
DZIĘKUJĘ WAM, DRARRYNISSE ZA TO, ŻE JESTEŚCIE TACY WSPANIALI.
KOCHAM WAS Z CAŁEGO SERCA I DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY NAJMNIEJSZY KOMENTARZ I CIEPŁE SŁOWA, KTÓRE TAK PIĘKNIE OD WAS WYCHODZĄ.
Boże, moja miłość do Was jest większa niż to tabliczki czekolady, co jest po prostu dla mnie czymś dziwnym, bo przecież to czekolada!
DZIĘKUJĘ! <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
Kurna, czuję się trochę jak nasz nowy prezydent, który dzisiaj wygrał XD
*macha kwiatami, a w tle słuchać głośne skandowania publiczności*
Dobra, od tych emocji mnie ponosi, więc ja się żegnam i pamiętajcie, że Was strasznie mocno kocham i uwielbiam za Wasze wypowiedzi i za to, że czytacie moje wypociny i za to, że jesteście tutaj ze mną!
WE ARE ONE!
<3
/Kummie po zawale
Ps. Ten nieszczęsny one shot, który mi się usunął miał być na moje urodziny, jednak nie wyszło i dopiero teraz, po napisaniu go od nowa, leci pod Wasze cudowne oczka.
Miłego czytania i przepraszam za to, że go napisałam XD
Pps. Nie przejmujcie się tytułem XD
Pomysł powstał przy patrzeniu na moje własne bambusy.
***
Tytuł: Bambusy
Pairing: Draco x Harry
Rodzaj: one-shot
Gatunek: AU, komedia(?), fluff, smut
Ostrzeżenia: Jedyne co mi przychodzi na myśl to: WTF.
- Um... dzień dobry - powiedział cicho brunet, podchodząc do sklepowej lady, przy której stał wyjątkowo dorodny okaz sprzedawcy. - Chciałbym zapytać, czy mają państwo może...yyy... bambusy?
- Bambusy? - Sprzedawca zmarszczył zamyślony brwi, patrząc na chłopaka przed nim. Nie był pewny czy dobrze usłyszał, jednocześnie wydawało mu się to tak śmieszne, że musiał ukryć szeroki uśmiech, który chciał wydobyć się na światło dzienne. Ciemnowłosy klient był prawdopodobnie w jego wieku, a jego niepewność powalała sprzedawcę na korzonki. Znaczy na kolana.
- Tak. Chodzi mi o...yhym, bambusy, tak - potwierdził i spojrzał trochę pewniej na faceta przed nim. Blondyn zamrugał kilkakrotnie swoimi szarymi oczami, które w świetle jarzeniówek wydawały się wyjątkowo jaśniejsze niż są w rzeczywistości. Poprawił ekspresyjnie swoje platynowo-białe włosy i kiwnął nieznacznie głową świdrując swojego nowego klienta sokolim wzrokiem. Niczym oprawca patrzący na swój posiłek.
- Mamy je w dziele z zielenią. - Wskazał w bliżej nieokreślonym kierunku sam do końca nie wiedząc, czy pokazuje dobrze. W jego mniemaniu, które swoją drogą było bardzo ważne, wyjątkowo śliczne oczy chłopaka były o wiele ciekawsze niż reszta pomieszczenia. Ciemnowłosy wciągnął głośno powietrze i podrapał się po swoim opalonym karku. Skórę, to miał on naprawdę apetyczną.
Palce lizać, naprawdę.
- Nie do końca wiem gdzie to jest... - przyznał i uśmiechnął się nieśmiało.
- Zaprowadzę pana - zaproponował blondyn z dużym naciskiem na ostatnie słowo. Wyszedł zza lady, machając do swojego ciemnowłosego kolegi, ażeby ten zajął jego miejsce.
Praca w dużym sklepie z ogromnym wyborem asortymentu nie była łatwa, a praca przy kasie była jedną z tych lekkich i z reguły przyjemnych, więc ciemnooki chłopak biegiem zajął jego miejsce przyjmując z uśmiechem resztę czekających klientów. Młody blondyn często przesiadywał na tym stanowisku, tylko ze względu na to, że jego ciemnoskóry szef miał do niego wielką słabość. Uważał, że blondyn jest za delikatny na pracę w magazynie, więc zwyczajowo przydzielał go na kasę, co zresztą przynosiło same korzyści, a on sam mógł po prostu nic nie robić tylko ładnie wyglądać. Oczywiście nikt nie próbował podważyć tego, że nie była to ciężka praca! Każdy wiedział, że blondyn jest cholernym oczkiem w głowie szefa, a nikt nie wyrażał ochoty wylecenia z - w gruncie rzeczy - dobrze płatnej pracy. Chłopakowi bardzo to pasowało, a jasnowłosy student o cholernie niezłym wyglądzie przyciągał chmary kupujących, nie tylko płci męskiej, ale również i żeńskiej, która przychodziła do sklepu równie tłumnie, co płeć przeciwna.
- Nie do końca wiem gdzie to jest... - przyznał i uśmiechnął się nieśmiało.
- Zaprowadzę pana - zaproponował blondyn z dużym naciskiem na ostatnie słowo. Wyszedł zza lady, machając do swojego ciemnowłosego kolegi, ażeby ten zajął jego miejsce.
Praca w dużym sklepie z ogromnym wyborem asortymentu nie była łatwa, a praca przy kasie była jedną z tych lekkich i z reguły przyjemnych, więc ciemnooki chłopak biegiem zajął jego miejsce przyjmując z uśmiechem resztę czekających klientów. Młody blondyn często przesiadywał na tym stanowisku, tylko ze względu na to, że jego ciemnoskóry szef miał do niego wielką słabość. Uważał, że blondyn jest za delikatny na pracę w magazynie, więc zwyczajowo przydzielał go na kasę, co zresztą przynosiło same korzyści, a on sam mógł po prostu nic nie robić tylko ładnie wyglądać. Oczywiście nikt nie próbował podważyć tego, że nie była to ciężka praca! Każdy wiedział, że blondyn jest cholernym oczkiem w głowie szefa, a nikt nie wyrażał ochoty wylecenia z - w gruncie rzeczy - dobrze płatnej pracy. Chłopakowi bardzo to pasowało, a jasnowłosy student o cholernie niezłym wyglądzie przyciągał chmary kupujących, nie tylko płci męskiej, ale również i żeńskiej, która przychodziła do sklepu równie tłumnie, co płeć przeciwna.
Tak, sklep budowlano-ogrodniczy miał swoich zwolenników i stałych klientów, jednak nie ma co się dziwić - obsługa najczęściej wybierana była właśnie pod względem wyglądu, co dobrze służyło frekwencji. A jego szef był wniebowzięty, kiedy widział go, zerkając ze swojego gabinetu znajdującego się na wprost lady.
Idąc w stronę działu z zielenią, sprzedawca zerknął przez ramie na idącego za nim chłopaka. Był młody i nieprzyzwoicie atrakcyjny, ale w jego mniemaniu wydawał się strasznie speszony, więc zwolnił kroku i zrównał się z klientem. Oczywiście nie chciał się w żaden sposób narzucać! Był na tyle wychowany, żeby takie rzeczy robić na osobności.
- Wydaje się pan zdenerwowany - zagadnął ze swoim zabójczym uśmiechem. Jeden uśmiech i BACH! - jesteś w ciąży. Nieważne czy chłop, czy baba. Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek!
- J-ja? Nie, po prostu... - Wzruszył ramionami i wytrząsając swoje głupie myśli - spojrzał kątem oka na wyższego chłopaka.
Na plakietce, przyczepionej do idealnie wyprasowanej, śnieżnobiałej koszuli, było napisane, że miał on na imię Draco. Pasowało to do niego; do jego powalającego uśmiechu, sprytnych oczu i czegoś, czego brunet nie potrafił określić słowami. Jakaś cicha charyzma, która mogłaby go zgwałcić i jeszcze by o to błagał, niczym prostytutki proszące o nową bieliznę.
Kiedy dotarli do jednej z bardziej oddalonej części sklepu, brunet zauważył, że kręci się tutaj o wiele mniej ludzi, niż we wcześniejszych działach. Skręcili w kolejną alejkę i weszli w zupełnie inny klimat niż ten, który wcześniej mijali. O ile tamta część sklepu była typowo budowlana - ze wszystkimi artykułami potrzebnymi do budowy i remontu - tak tutaj można śmiało usiąść, odpocząć, zrobić grilla i popatrzeć na cudowną roślinność, która ich otaczała. Była to część ogrodnicza, w której każdy metr kwadratowy ogromnej hali był przeznaczony na elementy dekoracyjne, jak i rzeczy, które w tej dekoracji miały pomóc. Znajdowały się tutaj: piły, kosiarki, huśtawki, mini place zabaw i baseny, które miały przyciągać klientów samym swoim byciem. Kręciło się tutaj kilka osób w tym jedna starsza para, trójka małych dzieci i ich rodzice, którzy zawzięcie dyskutowali na temat kupna kosiarki. Draco spojrzał na nich przelotnie i poprawił swoje jasne włosy, wskazując wolną dłonią na doniczki z bambusami stojącymi koło szklanego stolika z uroczą żółtą parasolką.
- Tutaj ma pan swoje bambusy - powiedział uprzejmie, a na jego twarzy znów pojawił się ten dziki wyraz twarzy, od którego zrobiło się cieplej o jakieś trzy stopnie.
- A przepraszam, yyy... w jakiej cenie są te namioty? - zapytał brunet, wskazując w stronę kilku z nich.
- To zależy ile osób chce pan tam zmieścić - powiedział nonszalancko, patrząc poniżej pasa ogólnej moralności, której on akurat nie miał za grosz. No i kolejne, cholerne dwa stopnie w górę!
Sprzedawca Draco zaczął pewnie iść w ich kierunku, a jego nieśmiały, ale bądź co bądź przystojny klient poczłapał się za nim.
W międzyczasie, do części ogrodniczej doszedł jeszcze jeden klient, który z fascynacją przyglądał się modelom łopat wiszących na całej długości ściany.
- Jeżeli pan chce, to może pan zobaczyć środek - oznajmił pan (cudowny) sprzedawca i rozchylił płachty trzyosobowego, granatowego namiotu, który w swojej prostocie wydawał się bardzo solidny.
Idąc w stronę działu z zielenią, sprzedawca zerknął przez ramie na idącego za nim chłopaka. Był młody i nieprzyzwoicie atrakcyjny, ale w jego mniemaniu wydawał się strasznie speszony, więc zwolnił kroku i zrównał się z klientem. Oczywiście nie chciał się w żaden sposób narzucać! Był na tyle wychowany, żeby takie rzeczy robić na osobności.
- Wydaje się pan zdenerwowany - zagadnął ze swoim zabójczym uśmiechem. Jeden uśmiech i BACH! - jesteś w ciąży. Nieważne czy chłop, czy baba. Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek!
- J-ja? Nie, po prostu... - Wzruszył ramionami i wytrząsając swoje głupie myśli - spojrzał kątem oka na wyższego chłopaka.
Na plakietce, przyczepionej do idealnie wyprasowanej, śnieżnobiałej koszuli, było napisane, że miał on na imię Draco. Pasowało to do niego; do jego powalającego uśmiechu, sprytnych oczu i czegoś, czego brunet nie potrafił określić słowami. Jakaś cicha charyzma, która mogłaby go zgwałcić i jeszcze by o to błagał, niczym prostytutki proszące o nową bieliznę.
Kiedy dotarli do jednej z bardziej oddalonej części sklepu, brunet zauważył, że kręci się tutaj o wiele mniej ludzi, niż we wcześniejszych działach. Skręcili w kolejną alejkę i weszli w zupełnie inny klimat niż ten, który wcześniej mijali. O ile tamta część sklepu była typowo budowlana - ze wszystkimi artykułami potrzebnymi do budowy i remontu - tak tutaj można śmiało usiąść, odpocząć, zrobić grilla i popatrzeć na cudowną roślinność, która ich otaczała. Była to część ogrodnicza, w której każdy metr kwadratowy ogromnej hali był przeznaczony na elementy dekoracyjne, jak i rzeczy, które w tej dekoracji miały pomóc. Znajdowały się tutaj: piły, kosiarki, huśtawki, mini place zabaw i baseny, które miały przyciągać klientów samym swoim byciem. Kręciło się tutaj kilka osób w tym jedna starsza para, trójka małych dzieci i ich rodzice, którzy zawzięcie dyskutowali na temat kupna kosiarki. Draco spojrzał na nich przelotnie i poprawił swoje jasne włosy, wskazując wolną dłonią na doniczki z bambusami stojącymi koło szklanego stolika z uroczą żółtą parasolką.
- Tutaj ma pan swoje bambusy - powiedział uprzejmie, a na jego twarzy znów pojawił się ten dziki wyraz twarzy, od którego zrobiło się cieplej o jakieś trzy stopnie.
- A przepraszam, yyy... w jakiej cenie są te namioty? - zapytał brunet, wskazując w stronę kilku z nich.
- To zależy ile osób chce pan tam zmieścić - powiedział nonszalancko, patrząc poniżej pasa ogólnej moralności, której on akurat nie miał za grosz. No i kolejne, cholerne dwa stopnie w górę!
Sprzedawca Draco zaczął pewnie iść w ich kierunku, a jego nieśmiały, ale bądź co bądź przystojny klient poczłapał się za nim.
W międzyczasie, do części ogrodniczej doszedł jeszcze jeden klient, który z fascynacją przyglądał się modelom łopat wiszących na całej długości ściany.
- Jeżeli pan chce, to może pan zobaczyć środek - oznajmił pan (cudowny) sprzedawca i rozchylił płachty trzyosobowego, granatowego namiotu, który w swojej prostocie wydawał się bardzo solidny.
Zielonooki schylił się niepewnie, rozglądając się po wnętrzu do czasu, aż poczuł lekkie, ale pewne popchnięcie do przodu. Upadł na czworaka, czując jak opada na miękki śpiwór, którego wcześniej nie zauważył. Zaśmiał się nerwowo pod nosem i cofnął się pod przeciwną ściankę namiotu, robiąc miejsce Draco, który zasuwał szybko zamek od wejścia. Jeszcze tylko dwa trzaśnięcia rzepami oraz zasznurowanie od środka wiązań i jasne tęczówki spotkały się z tymi zielonymi.
Pomimo małej ilości miejsca, dwa ciała splotły się ze sobą dość gwałtownie i z dużym rozmachem.
Pomimo małej ilości miejsca, dwa ciała splotły się ze sobą dość gwałtownie i z dużym rozmachem.
Automatycznie głosy słyszane zza cienkich ścianek poszły w niepamięć, a zamiast nich, do ich uszu dolatywały o wiele piękniejsze melodie. Czyste, ciche jęki i westchnięcia, które wychodziły spomiędzy pary warg spotykających się we własnym tańcu godowym.
- Mmm - mruknął Draco, ciągnąc do tyłu ciemne włosy chłopaka pod nim. - Harry...
- Myślisz, że ta starsza para wciąż zastanawia się nad kupnem tych doniczek? - zapytał owy Harry, któremu serce kołatało szybciej niż ustalała medyczna norma.
- Cholera jasna, nie wiem - odpowiedział Draco patrząc z pożądaniem na zielonookiego. - Pewnie kłócą się jeszcze o wielkość - dodał i z przebiegłym uśmieszkiem zjechał swoją bladą dłonią na kroczę drugiego chłopaka, ściskając je subtelnie. Nieprzyzwoity jęk wydostał się z ust Harry'ego, jednak po chwili został on zagłuszony stanowczym, mokrym pocałunkiem, którym obdarzył go pan sprzedawca. Swoją wolną ręką, która akurat nie zajmowała się przyrodzeniem Harry'ego, podniósł lekko jego koszulkę, gładząc powoli opaloną klatkę chłopaka. Powoli obniżał swoje usta, kierując się na delikatnie umięśniony brzuszek swojego klienta, ciągnąc wilgotną ścieżkę aż do spodni, które przeszkadzały mu w dalszej penetracji. Mruknął coś pod nosem i pewnym ruchem zaczął odpinać pasek i zamek od ciemnych spodni, czując się jak dobry książę chcący dostać się do twierdzy złej królowej. Lata praktyk i bach! Twierdza została zdobyta! Uśmiechnął się przebiegle i zsunął denerwujący go materiał, chuchając na lekko wilgotne bokserki Harry'ego.
- Ktoś się cieszy na mój widok - mruknął i śmiem nawet twierdzić, że łagodny chichot wydobył się z jego różanych warg. Ciemnowłosy tylko jęknął, wypinając swój dobytek w stronę blondyna.
Chwilę zajęło, nim Draco zdecydował się na umilenie czasu Harry'ego. Lubił się z nim droczyć i przeciągać słodką torturę jak najdłużej się dało. Kiedy w końcu jego wargi spotkały się z twardą już męskością bruneta, pozwolił sobie na włożenie swoich zwinnych palców do buzi swojego klienta po to, aby nawilżyć je jak najlepiej się da. Słodkie katusze przybierały na sile, gdy Draco włożył dwa mokre palce w tyłek Harry'ego, który przyjął to głośnym, przerywanym oddechem.
- Dobrze ci, prawda? - mruknął blondyn, pochylając się nad jego twardym penisem. Ręka zastąpiła usta, które powoli zaczęły kreślić ścieżkę od opalonej szyi do odkrytego obojczyka, który pięknie prezentował się z widocznymi tam malinkami.
- Jak cholera - odpowiedział na wydechu i pociągnął jasne włosy Draco, przyciągając go do kolejnych gorących pocałunków. Jego biodra samodzielnie unosiły się i opadały, prosząc o więcej. Nie kontrolował tego, ale czuł, że powoli wkracza na magiczną granicę. Najwyraźniej nie tylko on to poczuł, bo kiedy chciał już oznajmić wszem i wobec, że zaraz kurwa dojdzie - Draco odsunął dłonie i zaczął cholernie powoli rozpinać swoje obcisłe, wyprasowane w kant spodnie, przy czym bezwstydnie patrzył na rozochoconego Pottera. W oczach Draco, wyglądał zarazem eterycznie, pięknie i nieprzyzwoicie ze swoimi ciemnymi włosami rozczapierzonymi we wszystkich kierunkach. Nie przejmując się niczym, jednym pchnięciem wszedł w swojego kochanka, uciszając jego odgłosy buntu salwą kolejnych, ciepłych pocałunków. Miał na tyle dobre serce, aby poczekać aż Harry przyzwyczai się do niego. Nie chciał przecież go zranić, bo nie o to w tym wszystkim chodziło. Oczywiście nie zaprzeczałby, gdyby ktoś go zapytał o to, czy chciałby ostro wydupczyć Harry'ego. Oczywiście, że by chciał, do cholery, ale teraz tego nie zrobi. Poczeka cierpliwie.
- Cholera jasna, nie wiem - odpowiedział Draco patrząc z pożądaniem na zielonookiego. - Pewnie kłócą się jeszcze o wielkość - dodał i z przebiegłym uśmieszkiem zjechał swoją bladą dłonią na kroczę drugiego chłopaka, ściskając je subtelnie. Nieprzyzwoity jęk wydostał się z ust Harry'ego, jednak po chwili został on zagłuszony stanowczym, mokrym pocałunkiem, którym obdarzył go pan sprzedawca. Swoją wolną ręką, która akurat nie zajmowała się przyrodzeniem Harry'ego, podniósł lekko jego koszulkę, gładząc powoli opaloną klatkę chłopaka. Powoli obniżał swoje usta, kierując się na delikatnie umięśniony brzuszek swojego klienta, ciągnąc wilgotną ścieżkę aż do spodni, które przeszkadzały mu w dalszej penetracji. Mruknął coś pod nosem i pewnym ruchem zaczął odpinać pasek i zamek od ciemnych spodni, czując się jak dobry książę chcący dostać się do twierdzy złej królowej. Lata praktyk i bach! Twierdza została zdobyta! Uśmiechnął się przebiegle i zsunął denerwujący go materiał, chuchając na lekko wilgotne bokserki Harry'ego.
- Ktoś się cieszy na mój widok - mruknął i śmiem nawet twierdzić, że łagodny chichot wydobył się z jego różanych warg. Ciemnowłosy tylko jęknął, wypinając swój dobytek w stronę blondyna.
Chwilę zajęło, nim Draco zdecydował się na umilenie czasu Harry'ego. Lubił się z nim droczyć i przeciągać słodką torturę jak najdłużej się dało. Kiedy w końcu jego wargi spotkały się z twardą już męskością bruneta, pozwolił sobie na włożenie swoich zwinnych palców do buzi swojego klienta po to, aby nawilżyć je jak najlepiej się da. Słodkie katusze przybierały na sile, gdy Draco włożył dwa mokre palce w tyłek Harry'ego, który przyjął to głośnym, przerywanym oddechem.
- Dobrze ci, prawda? - mruknął blondyn, pochylając się nad jego twardym penisem. Ręka zastąpiła usta, które powoli zaczęły kreślić ścieżkę od opalonej szyi do odkrytego obojczyka, który pięknie prezentował się z widocznymi tam malinkami.
- Jak cholera - odpowiedział na wydechu i pociągnął jasne włosy Draco, przyciągając go do kolejnych gorących pocałunków. Jego biodra samodzielnie unosiły się i opadały, prosząc o więcej. Nie kontrolował tego, ale czuł, że powoli wkracza na magiczną granicę. Najwyraźniej nie tylko on to poczuł, bo kiedy chciał już oznajmić wszem i wobec, że zaraz kurwa dojdzie - Draco odsunął dłonie i zaczął cholernie powoli rozpinać swoje obcisłe, wyprasowane w kant spodnie, przy czym bezwstydnie patrzył na rozochoconego Pottera. W oczach Draco, wyglądał zarazem eterycznie, pięknie i nieprzyzwoicie ze swoimi ciemnymi włosami rozczapierzonymi we wszystkich kierunkach. Nie przejmując się niczym, jednym pchnięciem wszedł w swojego kochanka, uciszając jego odgłosy buntu salwą kolejnych, ciepłych pocałunków. Miał na tyle dobre serce, aby poczekać aż Harry przyzwyczai się do niego. Nie chciał przecież go zranić, bo nie o to w tym wszystkim chodziło. Oczywiście nie zaprzeczałby, gdyby ktoś go zapytał o to, czy chciałby ostro wydupczyć Harry'ego. Oczywiście, że by chciał, do cholery, ale teraz tego nie zrobi. Poczeka cierpliwie.
Na całe szczęście Potter musiał być bardzo dobrze wyćwiczony, ponieważ już po chwili poruszył się znacząco, chcąc aby Draco w końcu zaczął go popieprzyć.
Adrenalina, która była spowodowana miejscem w jakim się znajdowali, powodowała, że wszystkie ich doznania były dwa razy silniejsze.
Każde leniwe pchnięcie sprawiało, że oboje wili się w ich własnej ekstazie, która doprowadzała ich niemal do agonii.
- Kurwa, Draco mocniej! - warknął Harry, czując, że pan sprzedawca dotknął w to magiczne miejsce wewnątrz niego. Starał siebie nie zwracać uwagi na gwiazdy i motylki, które pojawiły się przed jego oczami. Nie przejmował się również uśmieszkiem zadowolenia, który obejmował niemal cała twarz blondyna znajdującego się nad nim.
Dwa ciała układały własną sekwencję dźwięków, które obijały się echem w ich uszach.
Pieprzyli to, że ludzie na zewnątrz mogli usłyszeć to, jak im jest kurwa dobrze. Niech słuchają! Każdy zasługiwał na chwilę przyjemności, niezależnie od formy. I niezależnie od wieku, co trochę bardziej martwiło Harry'ego. W końcu te dzieci są jeszcze niewinne.
Wszystko działo się jak zza mgły i oboje czuli, że mógłby to być ich najwspanialszy stosunek w życiu, jednak jeden mały szczegół zakłócił ich arię doznań.
- Draco? Czy wszystko w porządku? - Wołany blondyn zaprzestał swoich ruchów, przy czym jego oczy zrobiły się dwa razy większe. Szepnął cicho 'cholera jasna, nie wierzę' i uśmiechnął się w dosyć przerażający, jak dla Harry'ego, sposób. Jego mina mówiła po prostu 'zabawa dopiero się zaczyna', co nie wróżyło nic dobrego, zarówno dla jego stanu psychicznego jak i fizycznego.
- Uhum... tak. Znaczy, źle się czuję i musiałem chwilę odpocząć, wybacz Blaise - powiedział wyćwiczonym, aktorskim sposobem, co totalnie zaskoczyło bruneta. - Blaise to mój szef - mruknął do Harry'ego i pchnął mocno biodrami, przez co z gardła zielonookiego wydobył się niekontrolowany jęk. Z opóźnieniem spróbował go zdemaskować, zakrywając usta dłońmi, jednak na próżno. Perwersyjny uśmiech Draco powiększył się o dobre kilka centymetów.
- Na pewno? Nie brzmisz za dobrze, Draco - stwierdził jego przełożony, co z każdą sekundą bawiło blondyna jeszcze bardziej. Żeby ukryć swój śmiech, pocałował gwałtownie czerwone usta Harry'ego i pchnął po raz kolejny, trafiając idealnie w proszącą o uwagę prostatę. - Wyjdź z tego namiotu i podam ci jakieś proszki.
- Nie, nie. Nie trzeba, poradzę sobie - stwierdził cierpieńczo, a jego ręka zaczęła stymulować trzon penisa swojego klienta. - Daj mi jeszcze pięć minut i wszystko będzie dobrze.
- Draco, wiesz dobrze, że się o ciebie martwię. Pomogę ci tylko mnie tam wpuść. Zajmę się tobą.
Blondyn przewrócił oczami na te denne wyznania i pchnął jeszcze kilka razy, widząc jak brunet zagryza wargi żeby nie jęczeć z emocji. Czuł wszystko potrójnie, bo możliwość tego, że ktoś może ich przyłapać była jedną z najbardziej podniecających rzeczy, jaka mogła go spotkać.
Chciał krzyczeć, śmiać się i zdzierać swoje gardło z całej siły, jaka w nim drzemała. Ale nie mógł.
I to było takie zajebiste.
- Blaise, dziękuję za troskę, ale naprawdę zaraz mi przejdzie. Daj mi chwilę!
- O mój Boooże~ - jęknął Harry i odchylił głowę do tyłu czując, że spełnienie nachodzi niczym galopujący koń.
- Draco? Co ty tam robisz? - zapytał Blaise podejrzliwie i już dotykał zamka od namiotu, aby wparować do niego i zobaczyć czy z jego Draco jest wszystko w porządku.
Zrobiłby to, gdyby tylko nie został wezwany na kasę, w celu pomocy z kasą fiskalną.
Draco dziękował w myślach swojemu koledze, dzięki któremu mógł pełną parą osiągnąć swoje upragnione spełnienie. Blaise odszedł z obietnicą, że jeszcze tutaj wróci, jednak ani Draco, ani tym bardziej Harry go już nie słuchali.
Całowali się namiętnie, czując jak ich wrażliwe po orgazmie ciała, są wrażliwe na każde zetknięcie skóry o skórę. Oddechy powoli się uspokajały, a szerokie uśmiechy gościły ich spocone od wrażeń twarze. Tak, seks w sklepowym namiocie będzie z całą pewnością ich niezapomnianym przeżyciem.
***
- Wiesz Harry? Miło, że odwiedziłeś mnie w końcu w pracy, ale tak teraz sobie myślę i wydaje mi się, że ten pretekst z kupnem tych bambusów wcale nie jest taki zły. Będą nam pasować do sypialni.
- Też o tym pomyślałem, kochanie!
Wszystko działo się jak zza mgły i oboje czuli, że mógłby to być ich najwspanialszy stosunek w życiu, jednak jeden mały szczegół zakłócił ich arię doznań.
- Draco? Czy wszystko w porządku? - Wołany blondyn zaprzestał swoich ruchów, przy czym jego oczy zrobiły się dwa razy większe. Szepnął cicho 'cholera jasna, nie wierzę' i uśmiechnął się w dosyć przerażający, jak dla Harry'ego, sposób. Jego mina mówiła po prostu 'zabawa dopiero się zaczyna', co nie wróżyło nic dobrego, zarówno dla jego stanu psychicznego jak i fizycznego.
- Uhum... tak. Znaczy, źle się czuję i musiałem chwilę odpocząć, wybacz Blaise - powiedział wyćwiczonym, aktorskim sposobem, co totalnie zaskoczyło bruneta. - Blaise to mój szef - mruknął do Harry'ego i pchnął mocno biodrami, przez co z gardła zielonookiego wydobył się niekontrolowany jęk. Z opóźnieniem spróbował go zdemaskować, zakrywając usta dłońmi, jednak na próżno. Perwersyjny uśmiech Draco powiększył się o dobre kilka centymetów.
- Na pewno? Nie brzmisz za dobrze, Draco - stwierdził jego przełożony, co z każdą sekundą bawiło blondyna jeszcze bardziej. Żeby ukryć swój śmiech, pocałował gwałtownie czerwone usta Harry'ego i pchnął po raz kolejny, trafiając idealnie w proszącą o uwagę prostatę. - Wyjdź z tego namiotu i podam ci jakieś proszki.
- Nie, nie. Nie trzeba, poradzę sobie - stwierdził cierpieńczo, a jego ręka zaczęła stymulować trzon penisa swojego klienta. - Daj mi jeszcze pięć minut i wszystko będzie dobrze.
- Draco, wiesz dobrze, że się o ciebie martwię. Pomogę ci tylko mnie tam wpuść. Zajmę się tobą.
Blondyn przewrócił oczami na te denne wyznania i pchnął jeszcze kilka razy, widząc jak brunet zagryza wargi żeby nie jęczeć z emocji. Czuł wszystko potrójnie, bo możliwość tego, że ktoś może ich przyłapać była jedną z najbardziej podniecających rzeczy, jaka mogła go spotkać.
Chciał krzyczeć, śmiać się i zdzierać swoje gardło z całej siły, jaka w nim drzemała. Ale nie mógł.
I to było takie zajebiste.
- Blaise, dziękuję za troskę, ale naprawdę zaraz mi przejdzie. Daj mi chwilę!
- O mój Boooże~ - jęknął Harry i odchylił głowę do tyłu czując, że spełnienie nachodzi niczym galopujący koń.
- Draco? Co ty tam robisz? - zapytał Blaise podejrzliwie i już dotykał zamka od namiotu, aby wparować do niego i zobaczyć czy z jego Draco jest wszystko w porządku.
Zrobiłby to, gdyby tylko nie został wezwany na kasę, w celu pomocy z kasą fiskalną.
Draco dziękował w myślach swojemu koledze, dzięki któremu mógł pełną parą osiągnąć swoje upragnione spełnienie. Blaise odszedł z obietnicą, że jeszcze tutaj wróci, jednak ani Draco, ani tym bardziej Harry go już nie słuchali.
Całowali się namiętnie, czując jak ich wrażliwe po orgazmie ciała, są wrażliwe na każde zetknięcie skóry o skórę. Oddechy powoli się uspokajały, a szerokie uśmiechy gościły ich spocone od wrażeń twarze. Tak, seks w sklepowym namiocie będzie z całą pewnością ich niezapomnianym przeżyciem.
***
- Wiesz Harry? Miło, że odwiedziłeś mnie w końcu w pracy, ale tak teraz sobie myślę i wydaje mi się, że ten pretekst z kupnem tych bambusów wcale nie jest taki zły. Będą nam pasować do sypialni.
- Też o tym pomyślałem, kochanie!
***
Krótki, bo krótki, ale mam nadzieję, że urokliwy ;D