Dzieńdobrycześćiczołem Drarrynisse!
Więc w końcu przychodzę do Was z pierwszym zamówieniem, a konkretniej to z Fredem i Georogiem, i ich gej porno ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Mój wybór na pierwszego shota był dosyć prosty, bo naprawdę chciałam w końcu napisać coś innego, a że mam ostatnio słabość do zakazanych związków...Hehe
Ogólnie to cieszę się, że w końcu udało mi się go skończyć i pomimo, że jest naprawdę krótki, mam nadzieję, że jednak Wam się spodoba!
A kiedy pojawi się następny one shot - nie mam pojęcia~ (Miejmy nadzieję, że za dwa tygodnie!)
Również bardzo serdecznie chcę powitać nowych i tych starszych, elitarnych czytelników, którzy wciąż tutaj są i mam nadzieję, że będzie Was jeszcze więcej! Woohoo!
A co tam u Was, Drarrynisse? Jak szkoła, pogoda, praca, życie prywatne?
U mnie 2/10, bo nie mam na nic czasu, a jak mam to nic nie robię, bo odsypiam. Straszne.
No nic! Nie pozostaje mi nic innego, jak przemyślenia, a Was zapraszam do KAZIRODCZEGO GEJ PORNO!
Do następnego~! ♥/ Kummie
Osoby poniżej 15 roku życia czytają na własną odpowiedzialność~
***
Tytuł: Tuż za drzwiami
Pairing: Fred x Georoge FW/GW
Zamawiający: Kummie(lol), CyziowateCiastko, Writer Heart, Akane
Rodzaj: one-shot
Gatunek: smut, fluff(?)
Ostrzeżenia: Czyste 5/6 stron kazirodczego gej porno; dirty!talk
Akcja/Opis: Co można robić, kiedy inni myślą, że planuje się kolejne żarty?
Rzecz obowiązkowa: -
Żaden z nich nie czuł się źle, okłamując resztę ich dużej rodziny. W zasadzie w ogóle nie czuli, jakby kłamali, a gdyby już zaczęli tak myśleć, na pewno nie braliby tego, za coś złego.
Gdyby mieli jednak już kłamać, powiedzieliby, że codziennie, kiedy zamykają się we własnym pokoju zaczynają piec ciasta, które później odsprzedają za niewyobrażalnie absurdalnie wysokie ceny na Pokątnej, albo nawet i w Hogsmeade. Jednak oni nie pieką ciast, ani nie sprzedają ich za niewyobrażalnie absurdalnie wysokie ceny. Właściwie to zazwyczaj nic nie robią.
Zdarzały się dni, kiedy wena kopnęła ich w bliźniacze tyłki, dzięki czemu w pokoju nie raz, a nawet nie dwa wybuchały różne rzeczy, które w większości przypadkach i tak niedługo same z siebie uległyby destrukcji.
Myślałby kto, że w ich pokoju tworzą się nowe, coraz bardziej zadziwiające rzeczy, które z pewnością przyprawiają o bóle głowy ich rodziców. I to wyjaśniałoby dlaczego z ich pokoju dało się usłyszeć wybuchy, uderzenia o podłogę, skrzypienie i inne odgłosy, które zazwyczaj przypisuje się inwencji twórczej.
Jednak to nie do końca była prawda.
Oczywiście tak - oni często tworzyli i konstruowali nowe rzeczy, i to była część oficjalna ich wyjaśnień. O drugiej, woleli najczęściej nie wspominać, co było ich małą tajemnicą, którą dokładnie skrywali przed całym światem, wiedząc, że nie każdy mógłby to zrozumieć, albo zaakceptować.
Preferowali zachować to między sobą, co jeszcze bardziej ich ekscytowało.
- George kochanie, wyjdziecie z Fredem pomóc Ginny w ogródku? - Wysoki chłopak odwrócił się w stronę swojej rodzicielki, przerywając robienie jakże wykwintnych, jego zdaniem, kanapek. Przechylił zamyślony głowę i westchnął cierpieńczo, przeżuwając kawałek zielonej sałaty.
- Jestem Fred, mamo - poinformował, spoglądając przez chwilę za okno, gdzie jego młodsza siostra powoli, ale sprawnie uwijała się z chwastami i gnomami, które co chwilę próbowały jej przeszkodzić w pieleniu cholernego ogródka. - Zresztą, wydaje mi się, że Ginny radzi sobie bardzo dobrze bez naszej pomocy.
Jego mama uniosła wysoko głowę, łapiąc jego rozbawione, zresztą jak zawsze, spojrzenie i zmierzyła go znacząco. Był to wzrok karcący, którego używała niemal od ich narodzin, i które miało ich zmusić do opanowania swojej wesołości. I nie było innego wyjścia, jak skulenie się i wykonanie polecenia.
- Dobrze, dobrze, pójdziemy jej pomóc - powiedział złamany chłopak i złapał za talerz z masą kolorowych kanapek, kierując się po chwili w stronę drewnianych schodów. - I żartowałem, mamo. Jestem George!
Biegnąc jak najszybciej na górę, aby przypadkiem małe zaklęcie jego mamy nie trafiło w jego kościsty tyłek, wpadł do pokoju Rona, który leżał na swoim łóżku, w dość znaczącej pozycji, a przynajmniej tak wydawało się Georgowi.
- Hej! Puka się! - oburzył się młodszy chłopak, przykrywając się swoją pomarańczową pościelą.
- Mały Ronnie, w końcu dorasta! - zachwycił się George, uśmiechając się przebiegle. Nie potrafił opanować uśmiechu, widząc jak policzki, a nawet cała twarz Rona przybiera iście pomidorowych kolorów.
- Spieprzaj stąd! - warknął piskliwie Gryfon.
- Oj, nie denerwuj się! Mama kazała tylko przekazać, że masz iść pomóc Ginny w ogródku. Ale lepiej do niej teraz nie idź. Zwłaszcza w tym stanie - zaśmiał się wyższy i ze śmiechem wypadł z pokoju, w końcu kierując się do zamierzonego celu.
Stanął przed drzwiami od swojego pokoju i machnął różdżką, dzięki czemu usłyszał kilka specyficznych kliknięć otwieranego zamka.
Do jego uszu doleciała przyjemna dla ucha rytmiczna muzyka, która wypływała z rogu pokoju, gdzie znajdowało się radio, które skonstruował wieki temu z Fredem.
Ich pokój był duży, jednak przez poupychane tam graty, które zajmowały niemal całą powierzchnię pomieszczenia, wysoki chłopak musiał lawirować pomiędzy nimi, uważając, aby, broń Boże, na coś nie nadepnąć.
Odłożył talerz z kanapkami na róg biurka, które było jedynym wolnym skrawkiem na całej powierzchni blatu, a on sam zabrał się za zamykanie drzwi i rzucanie na pokój zaklęcia wyciszającego, które choć w małym stopniu niwelowało często głośne hałasy.
Odwrócił się chwilę później, nucąc cicho słowa piosenki, które szybko wpadały do ucha, jednak wydawały się bardzo grzeszne, jak na jego brata. Zaintrygowany spojrzał na Freda, który stał przy oknie, a dokładniej przy średniej wielkości, zielonej tablicy, w skupieniu przyglądając się szkicowi ich nowego działa, które miało już niedługo ujrzeć światło dzienne.
Na jego wielkie nieszczęście, prawdopodobnie zupełnie nieświadomie, poruszał łagodnie swoimi wąskimi biodrami, co od razu zauważył jego bliźniak.
George przygryzł wewnętrzne policzki, nie chcąc głośnym oddechem zdradzić swojej obecności.
Dosyć mozolnie, jednak wciąż w rytm muzyki, zaczął kierować się w stronę swojego brata.
Oplótł dłońmi jego biodra i położył brodę na jego ramieniu, co wybudziło z transu drugiego chłopaka.
- Georgie... kiedy wróciłeś? - zapytał zdezorientowany, kątem oka spoglądając na uśmiechniętego rudzielca.
- Chwilę temu - odparł krótko i równie krótko cmoknął odkryty kawałek szyi chłopaka. - Zdążyłem zauważyć, jak ładnie poruszałeś bioderkami, Freddie. Skąd wytrzasnąłeś tą piosenkę? To do ciebie nie podobne.
- Prawdopodobnie Lee ją nagrał - mruknął w zamian, próbując nie zaśmiać się ze swoich rumieńców, które pojawiły się, kiedy jego głupi bliźniak zaczął poruszać ich biodrami w takt piosenki. - Przeszkadzasz mi Georgie - dodał i odwrócił się przodem do swojego brata, oplatając jego szyję swoimi długimi ramionami.
- Wcależenielubiszto - odmrukną w zamian i zjechał dłońmi na pośladki drugiego chłopaka, dzięki czemu ich krocza były bliżej, niż ustala typowa norma braterska. Ale dla nich było to normalne. Nie było to czymś dziwnym, ani odrzucającym. Ich wzajemny pociąg wyniknął już wieki temu, kiedy dopiero co wchodzi w świat hogwartowej nauki i nowych przyjaźni.
Niewinne dotykanie się, potajemne uśmieszki i poznawanie odczuć, o których wcześniej nie mieli pojęcia.
Mały uśmiech pojawił się na ustach Freda. Pociągnął w dół ramiączko lekkiej koszulki swojego bliźniaka, która nawet jak na takie upały była za ciepła. Pochylił się i złożył małe pocałunki na obojczyku George'a, który przyjął to kocim mruknięciem.
- Jeszcze chwilę temu mówiłeś, że ci przeszkadzam - stwierdził rozbawiony, jednak kiedy poczuł dosyć mocne ugryzienie, więcej się nie odezwał.
Zamiast tego zrobił kilka kroków do przodu, pchając swojego, o kilka chwil młodszego, brata w stronę wewnętrznego parapetu. Uniósł jego pośladki, sadzając go pomiędzy stertami kartek, które niczego winne rozsypały się na podłogę. Oboje sapnęli, jednak nawet nie pomyśleli o tym, aby przerwać i posprzątać utworzony bałagan.
Tylko na chwilę spojrzeli na dół, upewniając się, że ich zapiski są całe.
Chwilę później, już zupełnie nie przejmowali się czymś tak nudnym, jak kartki.
Ich usta połączyły się w tym samym momencie, kiedy George stanął pomiędzy nogami Freda, a ich krocza spotkały się ponownie, coraz mocniej i intensywniej ocierając się o siebie.
To Fred pierwszy wsunął język pomiędzy wargi drugiego chłopaka, chcą być jeszcze bliżej swojej zakazanej miłości. Oplótł biodra brata, a George nieświadomie zaczął poruszać nimi coraz mocniej, stymulując ich przyrodzenia. Z każdą kolejną sekundą zaczynało brakować im oddechu, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie. Odczuwali wszystko dwa razy intensywniej, czując jak krew powoli napływa w dolne części ciała, przez co wybrzuszenia w ich krótkich spodenkach robiły się coraz bardziej widoczne.
George zjechał wolną ręką w stronę przyrodzenia swojego brata, miarowo ściskając i pieszcząc jego penisa. A Fred oparł głośno głowę o ciepłą szybę, która od samego rana nagrzewana była przez słońce świecące prosto do ich pokoju. Złapał mocno włosy swojego bliźniaka przyciągając go do agresywnego pocałunku, które dopiero od tych wakacji, zastąpiły te łagodne, delikatne, ale wciąż intensywne. Odkryli, że była to niezła zabawa, która potrafiła rozbudzić ich jeszcze bardziej, a dzisiejszy dzień właśnie do tego prowadził. Nie chodziło im o wzajemne zadawanie bólu, ale przyjemności, która wypływała od malutkich ran, otarć i widocznych śladów paznokci. Była to zabawa w zaznaczanie swojego terenu, którego inni nie mogli tknąć.
George jednym, zwinnym ruchem ściągnął cienką koszulkę Freda, rzucając ją gdzieś za siebie. Jedynie miał nadzieję, że w późniejszym czasie nie zgubi się ona wśród innych rupieci, ponieważ bardzo lubił ten kawałek materiału. Zwłaszcza to, jak opinała klatkę jego kochanego braciszka.
Zagryzł mocno wargę drugiego rudzielca, kiedy spomiędzy jego ust zaczęły wypływać ciche jęki. Rozczulał go sposób, w jaki jego bliźniak unosił wyżej biodra, aby być bliżej jego ręki. Czuł wtedy, że dominuje nad chłopakiem, a taka kolej rzeczy bardzo mu odpowiadała. Lubił uczucie, kiedy Freddie wymawiał jego imię, jak czule rzucał mu potajemne spojrzenia i lubił, kiedy jego brat wił się pod nim, i tylko pod nim.
Nie było to dla niego czymś dziwnym czy nienormalnym. Uważał, że to co robili było stosowne i nie zagrażało niczyjemu zdrowiu, bo w końcu dzieci i tak mieć nie mogli, więc wadliwy gen nie zostałby przeniesiony.
Odsunął się mały kawałek dalej, aby w szybkim tępię zdjąć swoją podkoszulkę, która tylko mu zawadzała. Spojrzał przelotnie na bliźniaka, rzucając jakieś nieskładne zdanie o przeniesieniu się na łóżko. Na szczęście już od wielu lat rozumieli się bez słów, toteż Fred zeskoczył zwinnie z parapetu, w kilku krokach dosięgając łóżka, przy czym nie zapomniał o pociągnięciu George'a w swoją stronę.
Pech chciał, że ten drugi zahaczył nogą o jeden z bibelotów leżących na ziemi.
Kłęby kolorowego dymu, wydostały się z małego pudełka, dekorując każdą, nawet najmniejszą część pokoju, barwnymi, intensywnymi kolorami. Nawet dwójka rudzielców pokryła się kolorowym pyłem, co doprowadziło ich do równoczesnego śmiechu.
Fred opadł na łóżko, a George tuż za nim, pochylając się nad drugim chłopakiem.
Do ich nozdrzy doleciał słodki, lekko owocowy zapach, który owiał ich półnagie ciała, sprawiając, że ich mała zabawa stała się czymś bardziej ekscytującym.
- Mmm, w sumie, to wyglądasz seksownie - mruknął Fred, patrząc jak rude włosy jego brata zostały przyprószone dużą ilością niebieskiego i fioletowego pyłu. Zresztą całe jego ciało było przyozdobione feerią barw.
- Ty też, głupku - zaśmiał się drugi chłopak, całując gorąco wargi chłopaka pod nim.
Jego miednica opadła na dół, stykając się z biodrami Freda, który uniósł je jeszcze wyżej. Jego bliźniak zaczął powoli ruszać swoją dolną częścią ciała w górę i w dół, stymulując ich na wpół twarde przyrodzenia. Małe kropelki potu pojawiły się na jego czole, a temperatura w pokoju wcale nie polepszała sytuacji. Wszystko było omamiające, namiętne i gorące.
Do uszu George'a doleciały jęki Freda, który z każdą chwilą prosił o więcej swoim przyjemnym, zduszonym głosem. A jego brat był w stanie dać mu cały świat. Ostatni raz połączył ich usta razem, po chwili zjeżdżając na dół, na swoje kolana, dzięki czemu jego twarz miała idealny dostęp do wybrzuszenia w spodenkach Freda.
Chwilę siłował się ze materiałem, który przykleiły się do spoconego ciała jego brata, jednak jemu to nie przeszkadzało. Wszystko w jego bliźniaku było idealne.
Pocałował widoczne wybrzuszenie ciemnych bokserek, patrząc intensywnie na twarz Freda, który przygryzł mocno swoją zaczerwienioną wargę. Mruknął coś niewyraźnie, odchylając głowę do tyłu, a George miał idealny widok na widoczne żyły na szyi drugiego.
Zsunął wilgotny materiał bokserek, uwalniając nabrzmiałego i podnieconego członka bliźniaka. Uśmiechnął się na ten widok, stymulując go jeszcze bardziej swoją dłonią. Zaciskał dłoń na jego trzonie, zataczając kciukiem jego główkę, z której powoli wydostawała się bezbarwna ciecz.
Jego druga dłoń automatycznie masowała okolice odbytu, powolnym ruchem kreśląc koła wokół wejścia.
- Proszę... Georgie... - jęknął głośno Fred, a błyszczące oczy wołanego chłopaka zaświeciły się jasno.
- O co prosisz? - zapytał cicho, wkraczając na teren ich małej gry.
- Włóż tam... szybko - mruknął przez zaciśnięte wargi Fred. - A potem pieprz mnie ostro... jak dziwkę.
- Jak dziwkę? - zapytał, lekko zaskoczony. - Lubisz być rżnięty, jak tania dziwka?
- T-tylko..o - jęknął, kiedy pierwszy palec znalazł się w jego środku. - Tylko jeśli ty to robisz...
Nie minęło dużo czasu nim kolejne dwa palce znalazły się w jego tyłu, a on sam nabijał się na zgrabne palce swojego brata.
Lubił to uczucie, kiedy ból mieszał się z przyjemnością. Był wtedy podwójnie podniecony i musiał powstrzymywać się dużą siłą woli, przez natychmiastowym dojściem w rękę Geroge'a.
George wyjął palce i zaprzestał stymulowania penisa brata. Ponownie wszedł na łóżko, patrząc, jak głodne zwierze na swoją ofiarę.
- Czego chcesz teraz, Freddie? - zapytał miękko, pochylając się do warg chłopaka.
- Ciebie w środku... - odparł na jednym wydechu. - Pieprz mnie, p-proszę.
- Jesteś moją małą dziwką, Freddie i będę cię pieprzył. Naprawdę ostro.
Zsunął swoje spodnie wraz z bokserkami do kolan, kilka razy stymulując swojego pulsującego penisa. Nakierował go w stronę wejścia brata, nie zastanawiając się ani chwili. Wszedł w niego, a cichy protest wymknął się spomiędzy warg drugiego Gryfona.
- Shhh - uciszył go George, przymykając na chwilę oczy. Jego Freddie był tak bardzo ciasny i ciepły, że zapomniał gdzie się znajduje. Było mu cholernie przyjemnie.
Zaczął poruszać się w jego wnętrzu, a on sam oparł się na dłoniach, które umieścił po bokach ciała chłopaka.
Jego ruchy były chaotyczne, miarowe i mocne, a on sam skupiał się tylko na zaspokojeniu ich obu. Było mu tak kurewsko gorąco, jednak nie przejmował się tym. Było to w tamtym momencie mało istotne i tak samo uważał Fred, który wychodził na przeciw ruchów George'a.
Złapał się wezgłowia łóżka, aby ich ciała się nie przesuwały od mocnych ruchów.
Oboje jęczeli w ekstazie, nawoływali swoje imiona i prosili o jeszcze, jakby świat miał się za chwilę skończyć.
George złapał penisa Freda i po raz kolejny mocno go stymulował, dzięki czemu jego brat pięknie się pod nim wił.
Kilka razy udało mu się trafić prosto w prostatę Freda, który widział białe plamy przed oczami.
On sam natomiast tracił dech przy mocnym wbijaniu się w ciasny tyłek Gryfona. Ich ciała spotykały się raz za razem, tworząc głośne odgłosy uderzania ciała o ciało. Muzyka lecąca w tle była tylko dodatkiem, na który nie zwracali najmniejszej uwagi. Wszystkim czego teraz pragnęli było spełnienie, które zbliżało się szybkimi krokami w ich stronę. Ramiona George'a bolały od utrzymywania równowagi, jednak ignorował ból mięśni, skupiając się na równomiernym, szybkim uderzaniu w splot mięśni Freda.
Jeszcze tylko kilka mocnych pchnięć i starszy z bliźniaków doszedł we wnętrzu brata, głośno przy tym jęcząc.
Opadł głową na pościel, umieszczając ją w zagłębieniu u szyi Freda. Głośno oddychał, normując swój nierównomierny oddech, który był cięższy, niż gdyby przebiegł dwa długie maratony.
Chwilę później poczuł, jak ciało Freda spina się nagle, a jęki opuszczają jego wargi. Biała sperma wypłynęła z jego członka, brudząc jego podbrzusze.
Długo zajęło im opanowanie drżących oddechów, ciał i myśli, które wciąż nie mogły dojść do ładu.
W końcu jednak George podniósł się na na równie obolałym łokciu, wychodząc ze swojego brata, który przyjął to stęknięciem. Pocałował miękkie wargi chłopaka, patrząc w jego niebieskie oczy.
- To było dobre, Georgie - powiedział dobitnie Fred.
- Jak zawsze, Freddie - odpowiedział George przytulając spocone ciało swojego brata, którego kochał całym sercem. I nie tylko sercem.
* To ja, kiedy rozkminiałam,
kto, do kurwy nędzy, jest u nich tym do góry*
***
Muszę Wam się jeszcze przyznać, że od jakiegoś czasu korci mnie coś, co nie powinno, a mianowicie... kolejne rozdziałowe opowiadanie.
Jestem świadoma, że to będzie ciężkie dla mnie i nic a nic, nie koliduje to z moimi planami odnośnie przyszłości (chciałam w końcu zacząć coś innego niż Drarry), jednak coś wciąż mnie korci tam od środka...
Oczywiście wiem, że mam jeszcze całą listę one shotów do spełnienia i wiem, że powinnam je napisać, ale coś nie mam do nich zapału.
Mogę zdradzić, że opowiadanie, które mam w głowie z całą pewnością nie będzie przekraczać 10 rozdziałów i nie będzie to fluffowa komedia, którą było "Zawsze ty". Raczej... angst połączony z fluffem.