14 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ XIX

Taak, w końcu nowa notka! Po długiej kłótni z weną, udało mi się skończyć rozdział.. Uf...
Postanowiłam też, że będę Wam przy każdym nowym poście odpowiadać na Wasze komentarze.
Na początek chciałabym przywitać: Mishi i Anna Polak (nie będę odmieniać Waszych nick'ów, bo to wygląda i brzmi źle ;D) Czujcie się jak u siebie ^-^

Minko-chan - dziękuję, że skomentowałaś i rozdział i one shota... Cieszę się, że Ci się spodobały no i... spokojnie, bo ja też nie wiem co myśleć o zachowaniu Rona XD
Dagna Płecha - bóg yaoi XD Hahaha dzięki wielkie za to ;D No i za to, że jesteś jedną z tych czytelniczek, które komentują każdy post... Rany... ♥ <-- leci w Twoją stronę. 
Syśka Levi - ja to już nie wiem jak Wam dziękować... Wiecie, że Was kocham, nie? ♥
Charly - Jestem bardzo uchachana, bo czytasz moje Drarry... i mam nadzieję, że w końcu sama coś o nich napiszesz ;D I w ogóle to stwierdzam, że jesteś niewyżytą maniaczką 'czegoś więcej' :D ♥
Wandal - nawet nie wiesz jak byłam szczęśliwa, że Ci się tamten rozdział spodobał... Jejkuu~ I dziękuję za wenę, bo się przyda ;D ♥
Powerless SS - Heey, hoo! Nie płacz mi tam przy Wyzwaniu, bo aż mi się smutno robi, jak pomyślę o kimś kto płacze... Ja Ciebie też wielbię, a one shotów, możesz się spodziewać, bo lubię je pisać i są małą odskocznią od Zawsze ty ♥ 

Jak zapewne zauważyliście zmieniłam ostatnio szablon bloga, który urzekł mnie totalnie <3 Ale niestety widzę, że dwóm (a może nawet i więcej) z Was ucina się lewa strona bloga. Przepraszam, ale za Chiny ludowe nie mam pojęcia jak to naprawić a szablon nie jest mój, więc i kombinować z nim też zbytnio nie mogę... Wiem, że to jest duże utrudnienie, ale mam nadzieję, że nie zniechęcicie się do czytania moich opowiadań...  Naprawdę przepraszam Was za te problemy, bo nawet wiem, w którym miejscu się on ucina (jak się ładuje strona, da się to zauważyć) , ale jak wcześniej wspomniałam - nie umiem tego naprawić. Ah... Przepraszam </3 ;(
Wybaczcie za wszystkie błędy, no i.. miłego czytania ^-^ / Kummie

 ***

Pomiędzy jednym zakrętem różnego labiryntu a kolejnym, natrafił na jego rozszerzoną część, która ze spokojem mogłaby uchodzić za ogrodowy taras lub ciche miejsce w mugolskim parku. Na porośniętym zieloną trawą kwadracie umieszczony był finezyjny, metalowy stolik do kawy i cztery równie gustowne krzesła, na których siedziały tajemnicze damy. Szeptały pomiędzy sobą, raz po raz wskazując na zdziwionego Theo. Ślizgońska część Notta, która była bardziej arystokratyczna, uśmiechnęła się szelmowsko do pań, odzianych w bajecznie suknie balowe. Ich twarze zostały przykryte ciemnymi maskami, które zauroczyły Ślizgona, a włosy miały ułożone w wymyślne fryzury rodem z tych wszystkich przyjęć organizowanych w salach balowych. Białowłosa piękność w ciemnozielonej sukni, siedząca po lewej stronie stołu skłoniła się lekko w stronę Theo a reszta podążyła za jej śladem. Oczarowany Ślizgon uśmiechnął się uradowany i ściągnął zamaszyście cylinder, zginając się w pół. Melodyjne śmiechy uraczyły uszy Theo, który postanowił przypodobać jeszcze bardziej. Podszedł do najbliższego różanego krzaku i zerwał cztery krwistoczerwone kwiaty.
Stanął przed nieznajomymi i podał każdej z nich jedną różę, zaczynając od tej, która skłoniła mu się pierwsza. Później wręczył kwiaty kolejno paniom w czerwonej, niebieskiej i żółtej sukni.
Cały zadowolony i usatysfakcjonowany, skłonił się po raz ostatni i wrócił do wcześniej obranej alejki. Kiedy krzaki zsunęły się maskując tajemnicze miejsce, po głowie Theo wciąż krążyły czarujące śmiechy pięknych dam.
Zamyślony i  zauroczony tym miejscem szedł coraz dalej nowymi ścieżkami, które same prowadziły go do miejsca, gdzie eteryczna muzyka grała najgłośniej. Po paru kolejnych zakrętach, w końcu natrafił na wyjście, które okazało się dość obszerną, stalową bramą, porośniętą iście ślizgońskim bluszczem. 
Theo cofnął się parę kroków, kiedy ciężkie wrota otwarły się z głośnym skrzypnięciem. 
Jak za machnięciem różdżki, uszy Ślizgona zostały obdarowane najpiękniejszą muzyką, jaką kiedykolwiek słyszał. Wcześniej był w stanie usłyszeć same jej pomruki, a teraz magiczna melodia zawładnęła jego umysłem i sercem. 
Popchnięty przypływem nowej ekscytacji ruszył przed siebie rozglądając się na boki. Czuł jakby znalazł się w innym świecie. W innej krainie. Ze żwiru, po którym wcześniej stąpał nie zostało ani śladu. Zamiast niego pod stopami miał marmurowe płyty, ułożone na wzór szachownicy, które według niego, mogły rozciągać się nawet kilometr. Na ścianach - choć tak naprawdę były one wciąż różanymi krzakami - w równych rozstępach porozwieszane były świeczniki, które ciepłym blaskiem rozświetlały pomieszczenie.
Spojrzał w górę, gdzie miliony gwiazd świeciło jasno na granatowej płachcie, nad jego głową. Ciche westchnięcie zadowolenia wyrwało się z jego płuc. Nieświadomie zrobił jeszcze kilka kroków, aż w końcu poczuł, że na kogoś wpada.  Spojrzał szybko przed siebie, widząc, jak para w maskach śmieje się do niego uprzejmie, zbywając go machnięciem rąk. Theo odwzajemnił uśmiech i skłonił się delikatnie do oddalających się tancerzy. Dopiero wtedy zauważył, że około dziesięciu innych par poruszało się zgrabnie w rytm grającej muzyki. Odsuwając się lekko do tyłu, rozejrzał się dokładniej po miejscu, do której dotarł. Po jego lewej stronie, w kącie, siedzieli muzykanci, którzy ku zdziwieniu Ślizgona nie byli już raczej ludźmi. Zachłysnął się widząc połyskującą biel kości, które w większej mierze zostały przykryte przez idealnie skrojone fraki. Theo odwrócił głowę, czując, jak puste oczodoły zostały skierowane na niego. Spojrzał szybko na drugą stronę sali, gdzie przy stoliku z jedzeniem i napojami stały jakieś postacie. Przyjrzał się im dokładnie, zdając sobie z sprawę z tego, że przynajmniej połowa z nich również nie była ludźmi. 
Wypuścił głośno powietrze zastanawiając się, gdzie on się w ogóle znalazł. Zatęsknił za swoim ślizgońskim dormitorium, za jego denerwującymi przyjaciółmi i... no właśnie. Tęsknił za czymś czego nie mógł opisać słowami. Było to jakieś uczucie we wewnątrz niego. Niestety, nie było mu dane zastanawianie się nad tym faktem,, ponieważ poczuł, że ktoś łapie go za dłoń i ciągnie w stronę tańczących par. Przyjrzał  się swojej partnerce, uświadamiając sobie, że jest to kolejna osoba, która nie mogła już pochwalić się jędrną skórą. Kościste palce, które oplotły jego ramiona, należały do młodej dziewczyny, która swoją nieludzką twarz miała ukrytą pod czarną maską, w kształcie motyla. Miała na sobie długą, jasnoróżową suknię, a jej włosy, które o dziwo miała, były uplecione w dwa, długie i złociste warkocze, przepasane wstążką w tym samym kolorze co suknia. 
- Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale stał pan tak samotnie, że pozwoliłam sobie z panem zatańczyć - powiedziała dźwięcznym głosem z nutką rozbawienia i melancholii. Theo przeczuwał, że mogła mieć około czternastu, może piętnastu lat.  Zdziwił się ogromnie jej staroświecką wymową, ale uznał to za bardzo urocze.
- Och, dziękuję ci! Jestem Theodore, a ty? - zapytał, okręcając swoją partnerkę wokół jej osi. Zaśmiała się radośnie i gdyby tylko mogła, uśmiechnęłaby się do Ślizgona szeroko. 
- Isabelle, miło mi pana poznać! - zawołała wesoło. - Mam nadzieję, że nie jest już pan smutny. Nie lubię kiedy ktoś taki jest... 
- Masz ładne imię Isabelle, wiesz? I nie, nie jestem już smutny, dziękuję - powiedział posyłając jej szeroki uśmiech. 
- To dobrze! - powiedziała i zerknęła przez jego ramię. - Och! Przepraszam, ale na mnie już pora. Ktoś chyba na pana czeka. Do widzenia! Niech pan będzie już zawsze szczęśliwy! 
Nott nie zdążył jej niczego odpowiedzieć, ponieważ jego partnerka zniknęła pośród innych tańczących osób. Przeczesał zdezorientowany swoją ciemną grzywkę i odwrócił się w stronę, na którą wcześniej zerkała Isabelle. Przy jednej z różanych ścian, zauważył zamaskowaną postać patrzącą w jego stronę. Theo przechylił głowę w zamyśleniu, czując, że go kojarzy. Ciągnięty przez niewidzialną nić - ruszył w stronę nieznajomego a po kilku krokach, osoba, która była idealnie w jego wzroście, również zaczęła iść w jego kierunku. 
Cztery kroki...
Trzy...
Dwa...
- Theo...nie zostawiaj mnie już... 

***
- Harry, brałeś już eliksir? - cichy głos Draco wyrwał go z bardzo ważnych myśli na temat ich pokojowego sufitu. Jęknął przeciągle i zaprzeczył, kręcąc głową. Spojrzał na Ślizgona, który siedział na swoim fotelu, pisząc jakieś wypracowanie z eliksirów. - To na co czekasz? To, że wyszedłeś już ze skrzydła, nie znaczy, że nie musisz brać już leków. I ty dobrze o tym wiesz, jeżeli chcesz widzieć niedzielny mecz, który notabene twój chłopak ma zamiar wygrać. 
Harry jęknął po raz kolejny i przewrócił oczyma.
- Tak masz rację. Mam zamiar ubrać się w strój Slytherinu i założyć moją nową koszulkę z twoim imieniem i nazwiskiem... - powiedział sarkastycznie. Nie zauważył jak oczy Draco zaświeciły się radosnymi iskierkami. 
- Naprawdę masz taką koszulkę?
- Nie - odparł, unikając zaklęcia Malfoya. Podszedł do komody, gdzie znajdowała się fiolka z przygotowanym przez panią Pomfrey eliksirem. Wpił go duszkiem, krztusząc się jego smakiem. Niestety nie był to już ten pyszny eliksir, który pił zaraz po wypadku. Otrząsnął się cały i westchnął głęboko. Był zmęczony a wypicie eliksiru podwoiło to uczucie. Ziewnął przeciągle, trąc oczy. 
- Idę spa... Draco?  - Rozejrzał się po pokoju stwierdzając, że nigdzie nie widzi blondyna. Poszedł w stronę jego pokoju, gdzie zobaczył ubierającego koszulkę Ślizgona. - Draco? 
- Dobranoc - odpowiedział, kładąc się pod ciepłą pościelą. 
- Merlinie... Jaki ty jesteś upierdliwy! - powiedział rozjuszony. Był trochę skołowany, bo nie umiał się zdecydować czy iść do swojego pokoju, gdzie położy się samotnie w zimnym łóżku, czy może ułożyć się wygodnie koło marudzącego Draco, gdzie będzie miał ciepło i bezpiecznie... 
Prychnął zdesperowany i zatrzasnął drzwi, starając się nie walnąć o żadne meble. Kiedy po omacku dotarł do łóżka ściągnął swoje dresowe spodnie i odwinął trochę pościeli, zatapiając się w jej cieple. Przytulił się do pleców Draco i westchnął błogo. 
- Rozpieszczona maruda... - mruknął cicho, przez co na ustach Draco zagościł delikatny uśmiech. 
Odwrócił się w stronę Gryfona i zdjął jego okulary, kładąc je na szafce obok łóżka. Pocałował Harrego w czoło, objęte w połowie bandażem i ciemną grzywką. 
- Kolorowych snów, Gryfiaku... 

***
W sobotni poranek, zaraz po przebudzeniu, Harry stwierdził, że ma ochotę zjeść śniadanie razem z innymi w Wielkiej Sali. Poinformował o tym Draco, który kiwnął tylko głową i jeszcze nie wybudzony całkowicie, poszedł wziąć prysznic. Gryfon w międzyczasie przyszykował sobie jakieś ubranie, które miał zamiar ubrać.
- Po śniadaniu mam trening quidditcha, a później chciałem iść zobaczyć co z Theo, więc w razie czego poczekasz z tym na mnie? - zapytał Draco wychodząc z łazienki. Zapinał właśnie w skupieniu górne guziki od swojej idealnie, białej koszuli. 
- Mhm, czemu nie... Ja chciałem spotkać się z Hermioną i Ronem, ale jeszcze nie wiem gdzie będziemy siedzieć. Mogą tutaj przyjść?
Draco przewrócił oczyma i pokręcił w niedowierzaniu głowa.
- Dlaczego pytasz mnie o takie rzeczy? Jakby nie patrzeć, to też twoje dormitorium Harry. - Podszedł do Gryfona i złożył na jego ustach porannego buziaka. Potter uśmiechnął się i skinął głową.
- Racja- przytaknął. - Jak myślisz... kiedy będę mógł zdjąć ten głupi bandaż? Strasznie mnie irytuje.
Pociągnął lekko za wystający kawałek materiału i zmarszczył czoło.
- Idź do pani Pomfrey i się zapytaj. Może nawet pozwoli ci go zdjąć od razu - stwierdził Draco i pociągnął lekko ciemn kosmyk włosów. Harry skinął głową i wyminął Ślizgona, idąc do łazienki.

Kiedy oboje wyszli w końcu z dormitorium, Draco ujął delikatnie dłoń Harrego i przyciągnął go do siebie składając na jego głowie słodki pocałunek. Gryfon zaśmiał się nieśmiało a na jego policzkach zagościł niechciany różowy rumieniec. Czuł się strasznie dziwnie idąc z Draco po korytarzach Hogwartu, ponieważ był przyzwyczajony do tego, że swoje czułości i inne uczucia okazywali tylko w ich dormitorium i okolicznościowo w skrzydle szpitalnym. Nie chciał jakoś specjalnie afiszować się swoim związkiem z Draco, widząc, że oboje są na tyle znani i rozpoznawalni, że taka informacja mogłaby roznieść się nie tylko wśród murów Hogwartu. Dlatego, kiedy zbliżali się do wielkiej sali, gdzie większość uczniów już zajmowała się posiłkiem, Harry rozplótł ich dłonie, posyłając Draco znaczące spojrzenie. Ślizgon westchną, ale wiedział o co chodzi brunetowi. Rozejrzał się po korytarzu upewniając się, że nikogo z nimi nie ma i przyciągnął do siebie Harrego, całując go z uczuciem w usta.
- Bądź dzisiaj grzeczny Gryfiaku i nie pakuj się beze mnie  w żadne kłopoty, jasne?
- Oczywiście - odparł ze śmiechem i odsunął się od ciepłego ciała Ślizgona.
- Smacznego Potty - mruknął jeszcze Draco, kiedy przekroczyli próg do Wielkiej Sali. Harry skinął głową i powiedział coś w odpowiedzi. Ruszył w stronę stołu Gryffindoru, gdzie został przywitany bardzo entuzjastycznie przez swoich kolegów. Przywitał się z każdym i usiadł pomiędzy Hermioną a Nevillem, gdzie miał całkiem dobry widok na Draco, siedzącego kawałek dalej. Między smarowaniem jednej kanapki masłem orzechowym a kolejnej, spytał Miony czy pożyczyłaby mu swoje notatki. Gryfonka odpowiedziała mu dobrodusznie, że już mu je powieliła, tylko będzie musiała iść po nie do wierzy. Harry zaczął jej dziękować i zaproponował, żeby przyszła po śniadaniu do jego dormitorium.
- Jasne z chęcią przyjdę. A ty Ron? Idziesz też? - zapytała w skupieniu przyglądając się rudemu. Od rana Ron wydawał jej się jakoś bardzo zamyślony. Przynajmniej jeszcze bardziej niż ostatnim czasem.
- Co? Nie, nie mogę. Muszę coś załatwić... - odpowiedział nieobecny. Mieszał powoli w swojej owsiance, w ogóle jej nie jedząc, co było bardzo dziwne jak na Rona Weasleya.
- Co z nim? - zapytał cicho Neville. Większość Gryfonów, która przyjaźniła się z Weasleyem, zastanawiała się co też się z nim ostatnio dzieje. Harry i Hermiona równocześnie wzruszyli ramionami i pogrążyli się w rozmowie na temat ostatnich wydarzeń.

***
Zaraz po śniadaniu, Harry umówił się z Hermioną, że spotkają się w jego dormitorium za kilkanaście minut. W tym czasie Gryfon poszedł do pani Pomfrey, porozmawiać z nią na temat bandaża. Ku zadowoleniu Harrego pielęgniarka pozwoliła mu go ściągnąć, ale oznajmiła, że nadal powinien zażywać
lekarstwa w celu wzmocnienia organizmu. Gryfon zgodził się na to bez żadnego szemrania i wziął od pani Pomfrey kilkudniową porcję eliksiru. Podziękował jej i zniknął tak szybko jak się pojawił, przeczesując swoje uwolnione włosy tak często, jak tylko mógł.
Hermiona w tym czasie ze spokojem zgarniała wszystkie notatki dla Harrego z pomocnymi dopiskami jej autorstwa. 
- Ah... czego to się nie robi dla przyjaciół... - mruknęła uśmiechając się pod nosem. Wyszła z pokoju wspólnego Gryfonów i witając się z Sir Nicholasem, ruszyła w stronę dormu Harrego. 

***
- Theo na pewno z nami nie zagra, więc jeżeli damy na jego miejsce Davis zamiast Adriana, myślę, że wszystko wyjdzie tak jak zaplanowaliśmy. Krukoni nie będą mieli z nami szans Draco! - Beztroską rozmowę Harrego i Hermiony przerwał zaaferowany Blaisie, który wyjaśniał skupionemu Malfoyowi swoje przemyślenia odnośnie jutrzejszego meczu. - Och! Cześć Mionka! Siemasz zielonooki!
- Cześć Blaisie, jak trening? - zapytał Harry wstając szybko. Podszedł do Draco potykając się raz po raz i oplótł ramionami jego szyję, całując go zachłannie w usta. Kiedy zdał sobie sprawę z tego co zrobił, zarumienił się soczyście i spojrzał zdezorientowany na zdziwionych przyjaciół. Nie przyznałby się do tego, ale pomimo tej krótkiej dwugodzinnej przerwy, stęsknił się za tą blondwłosą marudą. Jego wzrok spoczął na drewnianej podłodze, która chyba jako jedyna nie była jakoś bardziej zszokowana. Przeciągły gwizd wyrwał się z ust Zabiniego.
- Cholera. Nie podejrzewałem, że wasz związek jest na takim poziomie... - stwierdził siadając ciężko koło Hermiony.
- To... - powiedziała Gryfonka, wskazując na Harrego i Draco. - ...było słodkie. Merlinie! To było jak w tych wszystkich mugolskich romansach!
- Rany, Pansy też je czyta! Widziałem ją kiedyś jak się ukrywała z książką i płakała jak głupia.
Kiedy Blaisie i Hermiona pogrążyli się w rozmowie na temat tego czy mugolskie romansidła są głupie czy też nie, Draco w tym czasie przysunął do siebie Harrego i spojrzał na niego swoim wszystkowidzącym wzrokiem.
- Stęskniłeś się? - zapytał szeptem. Harry odwrócił wzrok i przygryzł wargę. Ręka Ślizgona powędrowała we włosy bruneta i poczochrała je, robiąc dzięki temu jeszcze większą szopę, niż do tej pory. Cichy jęk zrezygnowania wydobył się z ust Pottera.
- Tak... - mruknął cicho, na co usta Draco wygięły się w jeden z tych specjalnych uśmiechów, zarezerwowanych tylko dla Gryfona. Kiedy ich usta miały się spotkać w kolejnym słodkim pocałunku, przerwał im głos Zabiniego.
- Hej, hej, hej! My tutaj ciągle jesteśmy, więc poczekajcie grzecznie do wieczora, dobrze? - Posłał im znaczący uśmieszek, który Hermiona skwitowała cichym śmiechem. - O ile dobrze  pamiętam to, ty Smoku miałeś iść się przebrać i planowaliśmy iść do Theo, nie? Czy my z Mionką mamy sami tam iść, a wy się tutaj zabawicie?
- Merlinie, Zabini! Ogarnij swoje perwersyjne myśli! Tobie tylko jedno w głowie, ty niewyżyty zboczeńcu.. - powiedział wesoło Draco a Harry speszył się ogromnie. Na wszelki wypadek odsunął się od Draco i usiadł na jednym z foteli. Ślizgon ze śmiechem zniknął w swoim pokoju, a po paru minutach jego strój od Quidditcha, został zamieniony przez koszulę i dopasowane spodnie.
- Idziemy - zarządził chwytając Harrego za rękę.


***
Kiedy młodzi przyjaciele szli w stronę skrzydła szpitalnego, w innej części hogwartowskiego zamku, profesor Severus Snape i Lidia Grateful znajdowali się w gabinecie nauczycielki od eliksirów. Siedzieli wygodnie w miękkich, bordowych fotelach, popijając ciepłą herbatę i przeglądając wszystkie magiczne czasopisma, które mogły wspomnieć o wypadku Theodora. Na całe szczęście informacja nie dostała się do większego grona publiczności, co szczególnie ucieszyło nauczycieli.
- Severusie... przepraszam, że zapytam tak bezpośrednio, ale... dlaczego jesteś taki oziębły? - zapytała Lidia upijając łyk herbaty. Chciała zadać to pytanie już wcześniej, ale nigdy nie nadarzała się odpowiednia sytuacja. Oboje przecież mieli napięte grafiki, a i ostatnie wydarzenie też dawały o sobie znać.
Snape spojrzał na nią w skupieniu i prychnął cicho.
- Lidio powiedź mi, czy widziałaś kiedykolwiek jakiegoś Ślizgona, który choć trochę był radośniejszy niż ja?
- Tak - odparła w zamyśleniu. - Twoi uczniowie są bardziej otwarci i weselsi, niżbym przypuszczała. A to, że byłam Puchonką, wcale nie oznacza, że nie potrawie komuś odmówić, czy odwarknąć.
- Oni dużo przeszli Lidio. 
- Severusie, ale ty też dużo przeszedłeś... - powiedziała kładąc swoją delikatną dłoń na rękę ciemnookiego. - Nie musisz cały czas być taki oziębły i niedostępny... Otwórz się trochę, albo przynajmniej zrób to dla mnie.
- Dla ciebie?
- Dla mnie. Proszę. 

***
Kiedy całą czwórką weszli do oświetlonego popołudniowym słońcem skrzydła szpitalnego, jak jeden mąż stanęli wryci na środku pomieszczenia. 
- Rany... co się ludzie dzisiaj z wami dzieje? - skomentował Blaisie. Harry w końcu dowiedział się, jaką to ważną sprawę musiał załatwić Ron. Długie, niemal sięgające ramion niegdyś włosy Gryfona, były teraz skrócone i bardziej ułożone niż zwykle. W jakiś sposób jego grzywka stała się trochę dłuższa a całość włosów bardziej wycieniowana. Nowa fryzura całkiem nieźle podkreślała jego linię szczęki i dodawała mu swego rodzaju uroku i chłopięcego wyglądu. Nawet Draco musiała przyznać bardzo niechętnie, że Weasley wygląda dobrze. Podeszli do łóżka, a Harry zerknął na Theo i powrócił wzrokiem do Rona.
- Ściąłeś włosy - stwierdziła głupio Hermiona. Ron zmarszczył brwi, jakby się nad tym zastanawiał i kiwnął twierdząco głową. Przez większość czasu jego wzrok był skierowany na leżącego Ślizgona.
Draco przysunął w międzyczasie krzesło i posadził na nim Harrego, samemu zajmując miejsce stojące, gdzieś koło okna. Obrzucił spojrzeniem skrzydło, napotykając wzrokiem coś o czym Harry najwyraźniej zapomniał wracając z powrotem do ich dormitorium. Podszedł do szafki nocnej i sięgnął po wazon z białymi różami, zaciągając się ich zapachem. Tak, stwierdził z uśmiechem, ciągle czuje te same rzeczy. Czuł delikatny powiew lasu, waniliowy szampon i ich ulubioną czekoladę. Draco zdawał sobie sprawę do kogo tak naprawdę żywi jakiekolwiek uczucia. I jakoś specjalnie nie dziwią go te uczucia. Pierwszy raz, kiedy usłyszał o słynnym Harrym Potterze, który przeżył i został naznaczony z ręki samego Lorda Voldemorta, wiedział, że w jakiś sposób ten chłopak będzie związany z jego życiem. Wtedy jeszcze nie miał pojęcia jak potoczy się jego życie, ale teraz, kiedy psychiczny Czarny Pan został zabity na jego oczach, mógł mieć same dobre myśli.  Z rozmyślań wyrwał go głos Harrego, który wydawał się dosyć podekscytowany lub zdenerwowany.
- D-draco...! Chodź tutaj! Theo... on... się chyba budzi!  


 *O taką mniej więcej chodziło fryzurę *

 ***


9 komentarzy:

  1. Cudowne... I opis tego... Snu? Był tak wciągający, że w kilku miejscach nie mogłam się powstrzymać i omijałam kilka zdań, żeby wiedzieć co będzie dalej. No i wydaje mi się, że już wiem, czemu Ron się tak zachowuje... Ale to zobaczę potem, czy mam rację~ Właśnie~! Zachowanie Harry'ego jest takie kochane, a uśmiech Draco to... Nie mam słów.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Czekam z niecierpliwością i życzę weny~♥
    PS Jestem pierwsza~ ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu. Żałuję że nie jestem pierwsza :D rozdział zajebisty. Jezu budzi się... czyli się zacznie. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Ty wiesz kochana, ze ja wiem :D mniej wiecej domyślam się co i jak. Jednak tak samo jak koleżanka wyżej nic nie będę zdradzala. Nie. Chce nikomu psuć przyjemności :D
    Dawaj szybko jakiegoś one-shota :D
    Całuje kochana <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Theo na imprezie wampirów, puchatość Harrego oj - "było słodkie. Merlinie! To było jak w tych wszystkich mugolskich romansach!", tak otwórz Severusa na happy love - " Nie musisz cały czas być taki oziębły i niedostępny... Otwórz się trochę, albo przynajmniej zrób to dla mnie." Theo się obudzi i się zacznie. Czy Ron zrobił nowy fryz dla Theo?

    OdpowiedzUsuń
  4. Sen świetny, czułam się jakby to było pomieszanie Krainy Czarów z postaciami z Gnijącej Panny Młodej :D Genialny opis! Draco i Harry są tacy słodcy *.* "Rozpieszczona maruda" to było takie urocze <3 No i Draco dba żeby Harry brał te eliksiry i w ogóle *.*
    "- To... - powiedziała Gryfonka, wskazując na Harrego i Draco. - ...było słodkie. Merlinie! To było jak w tych wszystkich mugolskich romansach!" Oh wyobrażam sb minę Miony gdy to mówiła :D
    A co do Snape'a niech się otwiera :D Ale tej Lidii nie lubię ;_; Ehh zbyt dużo 'Bez Cukru', gdzie króluje Sevmione...
    PS
    Jestem niewyżytą maniaczką bo świetnie Ci to wychodzi :D A co do pisania to chciałam kiedyś stworzyć Drarry, ale nie chcę tego zepsuć więc może lepiej jeszcze trochę poczekać ;) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! W końcu Theo się wybudza <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć "CarolineMarieAntonine KummieBummie" w skrócie autorko :D

    Cieszę się, że jesteś/byłaś szczęśliwa, że mi się podobał rozdział. Czuję się, jak nigdy - wyróżniona :P

    Theo!!! Nareszcie się wybudzi! Osobiście myślałam, że przedłużysz to tak do 21 rozdziału :3
    Czytam ten rdz. już od dwóch dni. Nie mam czasu, ale poświęciłam się i znalazłam go trochę.
    A tak btw to fajny ci wyszedł :) Ciekawi mnie za ile dodasz nowy .

    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ron się zakochał :')
    Mam nadzieję, że (mój) Theo zapomni o Harrym i zakocha się w Ronie^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    wspaniały rozdział, czyżby Ron i Theodor mieli być razem, ten pocałunek Harrego słodki...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Właściwie, to nie mam zwyczaju komentowania niezakończonych opowiadań.
    Ale to mnie zaczarowało...
    Nie zdziwię się, jeśli dziś przeczytam cały, ugh.
    Jest to moje pierwsze spotkanie z drarry i... mój Boże.
    Kocham mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  9. jakie to było słodziutkie :D jejciu uwielbiam tu Draco

    Mina

    OdpowiedzUsuń