20 lipca 2015

ROZDZIAŁ XLI

Och, w końcu... ._.

Cześć Drarrynisse!
Na wstępie chciałabym Wam podziękować za to, że wytrzymaliście aż tydzień zwłoki~
Naprawdę mi to wybaczcie, ale wena nie sługa - nie przyleci na każde zawołanie ._.

Mam przyjemność powitać dzisiaj:
Matrix ;3, Wtajemniczona, Mai, i Annie aka Cheshire Cat, BDN i Serafin!
Witajcie cieplutko i szukajcie wolnych kajut! Rozgośćcie się wygodnie! :D

Oczywiście za wszystkie komentarze chcę podziękować:
Karola, Kao Y, #Kimie, Diva Alex, CyziowateCiastko, Wild Roses, Aleksandra Wolska, Writer Heart, Weronika :*, ~Ar, Enigma Nox, Kati, White, #Drarry N, Szczelecka, Ginny, Akane, Strzyga, Toruviel, Rayflo, Uzależniona od książek, Ala (mam nadzieję, że nasza mała...sprzeczka nie popsuła, aż tak, Twojego zdania o mnie? Wybacz mój naskok, ale uznajmy, że każdy ma odmienne zdanie na ten temat), Wtajemniczona, Mai, Mike Wazowski, Szatanica, Shadow aka Paula, Annie Cheshire CatInfinity, Kama i xjessux

Cieszę się, że widzę znajome twarze i naprawdę dziękuję za to, że wróciliście i skomentowaliście poprzedni rozdział ;^ To będzie naprawdę dla mnie użyteczne, ale o tym kiedy indziej :)))))
A mojej elicie, która zawsze tak zawzięcie komentuje, składam ukłony do samej ziemi :')
Kocham Was, no ♥
~~~~~
W ogóle muszę Wam pokazać na co udało mi się trafić!


I z nieznanych powodów bardzo mnie to rozśmieszyło ^A^
To prawie, jak takie 666 XD
Dobra, wybaczcie mi, po prostu się cieszę, że w końcu możecie zobaczyć ten rozdział, który baaardzo mnie denerwował, bo wszystko wydaje mi się bardzo... chaotyczne, tak to dobre określenie.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie Wam się źle go czytać~

Ah, i w sumie muszę Was przeprosić za to, że nie odpowiadałam na Wasze ostatnie komentarze i szczerze mówiąc, to nie wiem dlaczego tego nie zrobiłam. Właśnie dlatego Was przepraszam >.<
Zła Kummie! *daje sobie po łapach*
~~~~

Jeżeli chodzi o sprawy organizacyjne to chciałabym Wam pokazać krótką listę one shotów, którą udało mi się uzbierać. Są to shoty, o które niektórzy poprosili i/lub te, które kiedyś obiecałam i udało mi się je wyszperać wśród setek komentarzy~ (Gdybym o czymś zapomniała, proszę napiszcie tutaj ;') )
Więc tutaj łapcie linka <klikamy>
Tą notkę będę aktualizować na bieżąco, więc można raz po raz do niej zajrzeć!

Hm, myślę, że to na tyle jeżeli chodzi o sprawy organizacyjne!
No, więc co?
Miłego czytania! ♥ /Kummie

Ten rozdział chciałabym zadedykować kilku osobom:
Divie Alex, mojej żonie Akane i córce Annie, White, Kimie, Wild Roses, CyziowatemuCiastku, Drarry N, Kati, Wtajemniczonej, CiasteczkowemuPotworowi i Serafinkowi~
Gdyby nie Wy, rozdział prawdopodobnie byłby o wiele później.
Zresztą, Wy o tym (mam nadzieję) wiecie, także dziękuję Wam za te ciepłe, czasami wręcz głupie i pozytywne słowa, które mi przesłaliście <3
+ Spóźnione życzenia dla Strzygi i CyziowategoCiastka! Chciałam Wam gdzieś je przekazać wcześniej, ale coś mi nie wyszło, więc ten... bądźcie dalej takie walnięte i uśmiechajcie się przy czytaniu tego rozdziału jak i przez całe życie, ok? Wasze urodziny wypadły dzień po dniu (4/5), a że 5 natomiast ja miałam imieniny, to niech tak będzie, że to było przeznaczenie, dobrze? <3  


***

Nie bez powodu Pansy Parkinson trafiła do Slytherinu siedem lat wcześniej. Pomijając jej nieskazitelnie czystą krew, jej charakter można określić mianem naprawdę ślizgońskiego, toteż Hermiona niezbyt mocno zdziwiła się, kiedy ni z tego, ni z owego, brunetka wstała ze swojego miejsca przeciągając się sowicie.
- Trzeba się przejść po korytarzach - stwierdziła i spojrzała znacząco na Gryfonkę, która natomiast przyglądała jej się ze szczerym zaciekawieniem. Przecież nie umiała czytać w myślach, więc skąd miała wiedzieć, że ta szalona dziewczyna właśnie w tym momencie postanowiła pomóc swoim przyjaciołom uporządkować ich zagmatwane sprawy? - Wiecie... prefektowskie obowiązki.
- Nie zostawiajcie mnie tutaj samego - jęknął Blaise, który jako jedyny z całej piątki nie dzierżył tego przywileju. Spojrzał psimi oczami w stronę dziewczyn, za co Pansy miała ochotę go wyściskać i dać mu wszystko czego pragnął. Właśnie o to jej chodziło, a ten przygłupi przystojniak oszczędził jej kilku minut dodatkowej roboty.
- Skoro chcesz - powiedziała od niechcenia. - W sumie, wy możecie zostać. Poradzimy sobie - dodała zwracając się w stronę dwójki siedzących na przeciw nich chłopaków.
Theo, wiedząc na co stać jego przyjaciółkę i domyślając się tego, co ta przebrzydła manipulatorka chciała zrobić - spojrzał na nią z mordem w oczach, jednak po chwili jakby coś zrozumiał.
Miał tą jedyną szansę na naprawienie swoich wcześniejszych czynów.
- Na pewno? - zapytał udając znudzonego, jednak wszystko wewnątrz niego chciało zrobić dziką imprezę.
- Tak - powiedziała Pansy, a w ślad za nią poszła Hermiona, co utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że Pansy to prawdziwa Ślizgonka, lubiąca wtrącać się w nieswoje sprawy.
Długo nie zajęło, nim cała trójka wyszła z przedziału kierując się w stronę przednich wagonów, w celu naprawdę długiej "inspekcji", dzięki czemu pozostała dwójka będzie miała chwilę samotności. Kiedy przeszklone drzwi zostały zamknięte, Theo zauważył, że Pansy zrobiła w jego kierunku znaczący gest, dający do zrozumienia, że ma załatwić swoją sprawę, inaczej mogłoby to zakończyć się dla niego bardzo źle.
Kiedy w końcu zniknęli z jego pola widzenia, Nott odetchnął głęboko i spojrzał szybko na siedzącego kawałek dalej Rona. Miał on przymknięte oczy i z całą pewnością znajdował się w krainie Morfeusza.
Ślizgon nawet nie zauważył, kiedy rudzielec zasnął, a żałował tego ogromnie, ponieważ zasypiający Ron to jedna ze słodszych rzeczy jakie Theo miał okazję zobaczyć w swoim życiu.
Uśmiechnął się rozczulony i w kilku cichych krokach podszedł do Gryfona, z gracją przy nim kucając. W pierwszym odruchu chciał odgarnąć rudawe włosy z czoła, jednak do jego głowy wpłynęły lekkie obawy. Co jeśli Gryfon to poczuje i go odepchnie? Lub co gorsza uderzy?
Patrząc na jego spokojną twarz stwierdził jednak, że nie miał czego się bać. Ron spał jak kamień i nie było możliwości, aby obudził się w najbliższym czasie.
Wyciągnął swoją zgrabną dłoń i delikatnie odsunął przydługawą grzywkę z jego czoła. Nie mógł powstrzymać głupiego i szczerego uśmiechu, który wypłynął na jego usta, kiedy Ron cicho mruknął.
Trwał tak przed długi czas i nie był do końca pewny ile sekund, może minut albo godzin, minęło mu na patrzeniu w ten cudowny obrazek. Kiedy jednak usłyszał zza drzwi jakieś głośne śmiechy, otrząsnął się ze swojego chwilowego zawieszenia i wstał, rozprostowując kości.
Machnął zamaszyście swoją różdżką, dzięki czemu zasłony od przedziału spuściły się z cichym szelestem. Czas na poważną rozmowę.
- Ron - mruknął łagodnie, ale nie otrzymał żadnej reakcji ze strony rudzielca. - Ronaldzie Weasley, wstawaj natychmiast.
Kiedy jednak poważny ton głosu również nie pomógł, Theo uśmiechnął się iście ślizgońsko.
- Okej, możemy to zrobić inaczej - mruknął do siebie i gdyby ktokolwiek miałby okazję go zobaczyć,  Theo już dawno straciłby opinię tajemniczego, acz pozytywnego chłopaka spod emblematu Slytherinu. Oblizał swoje spierzchnięte wargi i w celu rozluźnienia - strzelił kilka razy palcami.
Po raz kolejny schylił się w stronę rudzielca i ze wszystkimi emocjami jakie w nim krążyły, przez te kilka cholernie długich i ciężkich dni - przycisnął swoje wargi do ust Rona.
Jedną rękę wplótł w te szalenie cudowne włosy, które tak bardzo go rozpraszały zawsze wtedy, kiedy spojrzał chociażby przypadkowo na Gryfona. Zaczął poruszać ustami, czując na swoich kościach policzkowych trzepot nieswoich rzęs. Adrenalina buzowała w jego krwi, a on sam skupił się całym sobą na ciepłych, suchych ustach, które rozwarły się w zaskoczeniu. Nie chcąc dopuścić do przerwania tych cudownych chwil, pociągnął Rona w bok sprawiając, że ten położył się całym ciałem na nie tak długim siedzeniu. A kiedy Theo otworzył na chwilę swoje ciemne oczy, zauważył, że Ron patrzy na niego, tworząc swoją mimiką nieskończenie wiele emocji, które mu towarzyszyły. Ślizgon zauważył, że rudzielec chciał coś powiedzieć, jednak nie dał mu takiej okazji. Słowa, które miały wypłynąć spomiędzy jego ust nigdy nie zostały wypowiedziane, za to odgłos kolejnych, głośnych pocałunków roznosił się po przedziale docierając do ich uszu dwa razy głośniej. Dłoń Theo powędrowała na ciepły policzek Gryfona, który natomiast swoje ręce, oplótł wokół leżącego nad nim ciemnowłosego. Nie opierał się. Nie miał po co się opierać, a to był jeden z lepszych momentów, jakie miał okazję spędzić w swoim życiu. Czuł się nieziemsko, a sen, który jeszcze kilka chwil temu sklejał mu powieki, teraz odszedł w nieznane, zaglądając do każdego innego przedziału.
Jedna dłoń Rona powędrowała w stronę ciemnych włosów Theo, w które wplótł swoje palce, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej, chociaż to już było niewykonalne. Czuł kolano Ślizgona pomiędzy swoimi nogami i mógłby przysiąc, że poczuł jak Theo przesuwa je jeszcze wyżej. Dopiero wtedy dotarł do niego erotyzm całej sytuacji, a z jego ust wypłynął najpiękniejszy jęk jaki Theo kiedykolwiek słyszał.
Wszystko wydawało mu się idealne i gdyby miał możliwość zostania w tej pozycji, nie zastanawiałby się długo. Euforia, która wcześniej była głęboko zakryta w jego wnętrzu, teraz wypływała każdym możliwym otworem i gdyby było to możliwe, przybrałaby barwę tęczy.
- Przepraszam za wszystko - wysapał, biorąc głębokie wdechy. Nie było żadnej wielkiej przemowy, nie było łez, ani wielkich słów. Powiedział to, co miał na myśli i to wystarczyło, aby Ron poczuł niewyobrażalną ulgę i coś, co sprawiło, że chciał wykrzyczeć światu, jak bardzo kocha tego głupiego Ślizgona.
- Ja też przepraszam. Byłem idiotą - jęknął cicho i podniósł lekko głowę, aby po raz kolejny złączyć ich opuchnięte wargi.
- Jesteśmy siebie warci, prawda? - zapytał ciemnowłosy, pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Nawet nie przejmował się już swoją niewygodną pozycją i bólem mięśni.
- Prawda - mruknął Ron i szczerze się uśmiechnął.
- Lubię cię - stwierdził jeszcze Ślizgon.
- Ja ciebie też lubię, Theo. Przecież wiesz.
- Czy to znaczy, że znowu jesteś mój? - zapytał jeszcze cicho, patrząc na niego z nadzieją.
- Myślę, że...
Theo jednak nie dowiedział się, co myślał Ron. Drzwi do przedziału otwarły się gwałtownie, a w nich stanął młody Alec z dziką furią w oczach.
- GDZIE. ON. JEST. - zapytał głośno, a dwaj kochankowie spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
- Ale kto? - zapytał słabo Ron. W międzyczasie Theo wstał ze swojego wcześniejszego miejsca, dziwiąc się, że Alec nie zareagował na ich widoczne zbliżenie, nawet małym rumieńcem.
- JAK TO KTO? NEVILLE! - odparł zbulwersowany, tupiąc głośno nogą. Zarówno Ron jak i Theo, obruszyli się na ten nagły przypływ złości ze strony, jak dotąd niewinnego Gryfiaka.
Po raz kolejny spojrzeli na siebie zamurowani.
- A możemy wiedzieć, co się stało? - zapytał Ślizgon jak najdelikatniej potrafił. Zaczynał się poważnie obawiać.
Nastała chwilowa cisza, w której zachowanie młodego Aleca zmieniło się o 180 stopni. Spuścił on swoją głowę i starszy Gryfon mógł się założyć, że usłyszał ciche chlipanie.
- Nie wiem czy spakował mojego królika... - wymamrotał, wciąż patrząc na nie do końca czystą podłogę. Po raz trzeci wzrok starszych kolegów spotkał się ze sobą, jednak teraz obie twarze wyrażały zdziwienie.
- Wiesz... mogę poszukać Neville'a - powiedział Ron, który poczuł, że musi zaopiekować się tym dzieciakiem pod nieobecność Harry'ego. Poklepał go niezręcznie po ramieniu i wyminął go w drzwiach, kierując się w stronę bliżej nieokreśloną. Miał zamiar zerknąć do każdego przedziału, aż znajdzie gdzieś Longbottoma.
Nott natomiast, uśmiechnął się nieobecnie i pociągnął Gryfona w stronę jednego z siedzeń. Nie znał dobrze Aleca, jednak wiedział o nim dość sporo, aby stwierdzić, że jest w stanie zauroczyć każdego.
- Chyba jeszcze nie mieliśmy okazji ze sobą porozmawiać - stwierdził lekko. Zresztą wszystko wydawało mu się lekkie, wesołe i idealne, a ten dzieciak potęgował to jeszcze bardziej.
- Jesteś przyjacielem Harry'ego, prawda? - zapytał nieśmiało, a jego brwi zmarszczyły się w urzekający sposób.
- Prawda - potwierdził, na co Gryfiak uśmiechnął się uroczo.
- Czy mógłbyś przekazać mu ode mnie wesołych świąt? Chyba o mnie zapomniał - oznajmił, a w jego głos wdarł się lekki smutek. Theo poczochrał jego ciemne włosy i uśmiechnął się w sposób, który powinien być zabroniony.
- Oczywiście, że tak. Musisz wybaczyć Harry'emu, ale sam wiesz, że ostatnio nie czuł się najlepiej.
Alec przygryzł wargę i pokiwał głową.
Chwilę później, do przedziału wszedł Ron, a za nim Neville, który wyglądał jakby nie do końca rozumiał po co się tutaj znalazł.
Oczy Gryfiaka zaświeciły się jakimś niezidentyfikowanym błyskiem, a on sam podniósł się szybko ze swoje miejsca podchodząc do Longbottoma.
- POWIEDZ MI PROSZĘ, ŻE ZAPAKOWAŁEŚ MOJEGO KRÓLIKA - powiedział z nadzieją, uczepiając się błękitnej koszulki Gryfona. Ten spojrzał na niego niezrozumiale, jednak po chwili przytaknął zawzięcie, dzięki czemu twarz Alexandra pojaśniała jeszcze bardziej. - Dziękuję!
Ciałko Aleca przylgnęło do wyższego chłopaka nieustannie powtarzając to jedno słowo. Gdyby nie to, że Ron w tamtym momencie patrzył na Theo, z całą pewnością wydałby z siebie bardzo niemęski dźwięk, który zakończyłby jego karierę, która się nawet nie rozpoczęła.
Tak jakoś się stało, że nie potrafił zedrzeć ze swojej twarzy głupiego uśmiechu, zresztą to samo tyczyło się Notta, który czuł dokładnie to samo.
Gdyby nie to, że do przedziału weszły dziewczyny, już dawno byliby połączeni w kolejnych długich pocałunkach, przy czym nie przejmowaliby się obecnością dwójką pozostałych Gryfonów, którzy teraz rozmawiali cicho na jakieś ważne tematy.
- I co? - zapytała na wstępie Pansy, przeżuwając namiętnie jakiegoś żelka, którego podsunęła jej Hermiona. Theo posłał jej tylko tajemniczy uśmiech, a po chwili przyciągnął Rona do siebie, oplatając dłoń wokół jego biodra.
- Wszystko jak w najlepszym - powiedział szczerze, wciąż nie mogąc powstrzymać tego głupiego uśmiechu. Dziewczyny niemal od razu przybiły sobie wysoką piątkę, gratulując sobie dobrze wykonanego planu. Została im jeszcze jednak część, którą miały nadzieję wykonać już w te święta.
- Gdzie jest Blaise? - zapytał po jakimś czasie Theo, gdy wszyscy zajęli swoje miejsca. Uświadomił sobie, że ten nie wrócił razem z dziewczynami. Parkinson uśmiechnęła się przerażająco, a Hermiona cicho parsknęła, co nie uszło uwadze reszcie towarzystwa.
- Można powiedzieć, że zaginął w akcji - stwierdziła tajemniczo, jednak wiedząc, że to nie wystarczy dodała jeszcze - Kiedy kupowałyśmy żelki, Blaise zaczął podrywać jakiegoś Puchona. Nigdy nie sądziłam, że usłyszę tak beznadziejny podryw, na który ktoś się złapie. Salazarze, aż mi za niego wstyd.
- Czy to był ten żart o polerowaniu różdżki? - zapytał Theo, pochylając się do siedzącej na przeciw Ślizgonki. Nie chciał zgorszyć siedzącego z nimi Aleca, toteż zniżył głos do konspiracyjnego szeptu.
Pansy spojrzała na niego poważnie i pokiwała głową. - Rany boskie, to koniec. Stoczył się, straciliśmy go.
Później gryfońska cześć osób patrzyła tylko na Ślizgonów, którzy zanosili się głośnym śmiechem.

***
Harry nigdy nie sądził, że jakikolwiek posiłek mógłby być aż tak krępujący.
Zaraz po wejściu do Wielkiej Sali, kiedy to zauważył, że świąteczny wystrój niemal zaatakował pomieszczenie, zobaczył, że zniknęły stoły, przy których zazwyczaj zasiadali uczniowie. Zamiast nich, na środku pomieszczenia, pojawił się jeden okrągły, przy którym siedzieli już zarówno nauczyciele jak i uczniowie, którzy zostali w te święta w szkole. Była to naprawdę niewielka grupa i Harry niemal od razu chciał zawrócić, kiedy zauważył dwie rzeczy. Pierwszą było to, że wszyscy ze sobą rozmawiali, jakby byli dobrymi przyjaciółmi, co było dla niego bardzo krępujące. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, jednak czymś co załamało go jeszcze bardziej był fakt, że jedyne wolne miejsce znajdowało się na wprost Draco cholernego Malfoya.
Potter nie wiedział, dlaczego tak bardzo mu to przeszkadzało, ale naprawdę odechciało mu się zacieśniania więzów z innymi. Westchnął wtedy zrezygnowany i poczłapał się wolno w stronę reszty. 
Niemal od razu poczuł na sobie wzrok Ślizgona i wydawało mu się, że był on skierowany na niego przez resztę czasu spędzonego przy stole. Gdyby ktokolwiek zechciałby przyjrzeć się tej dwójce, mógłby zauważyć mocno zaciśniętą szczękę Draco, który spostrzegł, że Potter praktycznie niczego nie włożył do ust. Sam Harry również zauważył stalowe tęczówki wpatrujące się w niego, jednak starał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Nie był głodny, a nie chciał powtórzyć swojej wędrówki do pobliskiej łazienki. 
Kiedy jednak zdecydował się na zjedzenie chociaż suchego chleba, zrobiło się jeszcze gorzej. Wstał powoli i sięgnął w stronę pieczywa, jednak w tym samym momencie zrobił to Malfoy.
I jak to bywa w tych wszystkich, tanich romansidłach, w których lubują się Pansy i Hermiona, ich dłonie zetknęły się na moment, i Harry naprawdę mógł wtedy powiedzieć, że poczuł jakiś cholerny prąd, który przeszedł przez całe jego ciało. Na jego policzkach wykwitł czerwony rumieniec, którego nie czuł od dobrych tygodni. Usiadł wówczas na swoim krześle i nie poruszył się aż do końca obiadu. Kromki chleba również nie tknął.

Leżąc na podłodze, na której zrobił sobie prowizoryczne posłanie, rozmyślał o całej sytuacji, która go ostatnio tak męczyła.
Draco Malfoy zaczął się nim ponownie interesować.
Nie wiedział na ile to wszystko było jego wyobraźnią, a na ile prawdą, jednak sam fakt, że Ślizgon na niego patrzył, sprawiał, że miał ochotę przeturlać się po całej podłodze. Może nie wywoływało to na jego twarzy szalonego uśmiechu, ale zaczął zauważać małe światełko, które mogło wyprowadzić go z ciemnego tunelu, w którym się znalazł.
Miał szansę i to go napawało optymizmem, pomimo tego, że nie wiedział do końca na czym stoi. Czy Draco zaczyna go pamiętać, czy jednak ich historie od zawsze muszą się ze sobą spleść i stworzyć niekończący się wątek miłosny? Może Draco Malfoy już zawsze miał znaleźć drogę do Harry'ego Pottera? Może to wszystko było zaplanowane z góry i teraz przechodzą jakiś test?
- Robisz się żałosny... - mruknął do siebie ochryple i przewrócił się na plecy, swój wzrok kierując w stronę okna.
Dlaczego leżał na podłodze, a nie na swoim łóżku? Po prostu stamtąd miał widok na puste łóżka swoich przyjaciół, co doprowadzało do jego ponurych myśli. Leżąc na podłodze, tuż koło piecyka, miał ciepło i widoki były o wiele ciekawsze, co pomagało mu się zrelaksować. Spadający śnieg rzeczywiście działał wyjątkowo uspokajająco i Potterowi nie przeszkadzało to, że zimowy obrazek zza okna był ledwo widoczny na tle nocy.
Zajmował tą pozycję od dobrych kilku godzin i wcale nie zamierzał jej zmieniać. Co prawda w tym właśnie czasie miał ukazywać swoją frustrację do otaczającego go świata, jednak nie było żadnego płaczu, wierzgania nogami ani nawet cichego szlochu. Potter nie czuł już tej potrzeby, która nawiedziła go tego poranka, co bardzo go zastanawiało. O dziwo czuł się naprawdę spokojny, zwłaszcza po rozmowie z przyjaciółmi, którzy skontaktowali się z nim przez sieć Fiuu. Wtedy miał tylko ochotę szczerze się śmiać, kiedy widział niewyraźne twarze Rona i Theo, którzy robili wszystko aby uniknąć swojego wzroku.
Theo opowiadał z zapałem o wszystkim, co podobało mu się w Norze, a było tego naprawdę dużo. Nott nigdy nie miał okazji poczuć prawdziwego, domowego klimatu, toteż wchodząc do Nory niemal się rozpłakał, kiedy pani Weasley przytuliła go do swojej piersi i powitała tak samo jak Rona i Ginny. Pierwszy raz od dawien dawna poczuł się naprawdę kochany i chodziło tutaj o tą rodzicielską miłość, która jemu była akurat odebrana. Kiedy zmarła jego matka, ojciec przestał być idealnym tatą i z każdym dniem coraz bardziej zapominał o wychowywaniu swojego syna. Theo musiał nauczyć się samodzielności już jako dziecko, przez co nie mógł nacieszyć się swoim dzieciństwem. Kiedy jego rówieśnicy spotykali się ze sobą, on przypatrywał się z zapałem pracy domowych skrzatów, które w jego mniemaniu byli lepsi niż ludzie. Jego sytuacja rodzinna sprawiła, że stał się samotnikiem, który stronił od kolegów przez wiele lat. Dopiero w Hogwarcie, kiedy zamieszkał w swoim pokoju wraz z Draco i Blaisem, którzy traktowali go jak równego sobie, Theo stał się bardziej otwarty na innych. Zaprzyjaźnił się z nimi i dobrze pamiętał każde swoje wakacje, kiedy to spędzał je w domu Blaise'a lub Pansy. Zdarzało się, że nocował kilka nocy w domu Draco, jednak Theo od samego początku nie popierał poczynań Lucjusza i swojego ojca. To właśnie odstraszało go od korzystania z propozycji Narcyzy i samego Draco. Nie chciał mieć do czynienia z czarną magią i  ten szczegół sprawił, że złapał dobry kontakt ze swoimi obecnymi przyjaciółmi, którzy mieli podobne zdanie co on.
Od tamtej pory Theo był naprawdę szczęśliwy i nie przejmował się swoim ojcem, który tak czy siak jedyne co, to dawał mu pieniądze.

Długo nie potrwało nim Harry zapadł w głęboki sen, mając nadzieję, że znów przyśni mu się sielankowa polana i Draco po środku niej.

***
Kolejne dni przyniosły za sobą wielkie śnieżne zaspy i miliony białych płatków spadających z nieba. Świat za oknami pokrył się czystym śniegiem, który opatulił wszystko, co stało na jego drodze. Wiatr porywał kosmyki włosów i sprawiał, że nos każdego zabarwiał się na czerwono.
Tak też się stało w przypadku Harry'ego, który w przeddzień wyjazdu do Nory postanowił nacieszyć się śnieżnym klimatem. Biały puch wirował wokół jego okrytego w ciepłe ubrania ciała, ale jemu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Wystawiał głowę spod swojego gryfońskiego szalika, czując jak niezmienny wiatr szczypał jego zaróżowione policzki i nos. Siedział na murku już od dobrej godziny, jednak nie chciał wracać. Nie miał ochoty na pakowanie i wcale nie przeszkadzało mu to, że powoli przestawał odczuwać swoje palce, które i tak były zakopane głęboko w kieszeniach. Podobało mu się tutaj i był w stanie powiedzieć, że mógłby tutaj umrzeć, pośrodku tej puchatej bieli.
Kiedy jednak jego ciało zaczęło drżeć z zimna, stwierdził, że pora wrócić. Narzucił swój kaptur jeszcze niżej i w kilku szybkich krokach, wszedł do wewnętrznych korytarzy prowadzących do dormitorium.
Rozpiął swoją grubą kurtkę i bluzę, wdychając ciepłe powietrze, które opatuliło całe jego zmarznięte ciało. Minął kilka osób, które tak jak on poszły zasięgnąć zimowego klimatu, jednak nie przyglądał im się długo. Szedł po prostu swoją trasą, wciąż przypominając sobie listę rzeczy, które musiał spakować.
Wchodząc na schody prowadzące do obrazu Grubej Damy, natknął się na Draco, który w wielkim zamyśleniu obserwował kamienne schody. Potter dosyć długo zastanawiał się, co Malfoy mógł robić tak wysoko, bo przecież jego dormitorium znajdowało się kilka pięter w dół.
Gdzieś w połowie drogi spotkali się na jednym z półpięter, dzięki czemu Malfoy wybudził się ze swoich wciągających myśli.
- Szukałem cię, Potter - powiedział zaskoczony tym, że dopiero tutaj znalazł tego niesfornego Gryfona.
- Coś się stało? - zapytał cicho Harry, nie wiedząc czego się spodziewać. Po co Malfoy go szukał?
- Właściwie to nie - stwierdził patrząc prosto w zielone oczy. - Chciałem tylko odebrać swój płaszcz.
Cała nadzieja, która krążyła w myślach ciemnowłosego, poszła się kochać do wieży astronomicznej.
Mruknął ciche "aha" i spuścił wzrok na swoje ciemne buty, stawiając między nimi mur niezręczności.
- Przyjdę po niego później... - stwierdził w końcu blondyn, który zaczynał czuć się bardzo niekomfortowo. - Teraz idę się spakować - oznajmił niepotrzebnie i wyminął Harry'ego. - Do zobaczenia.
- Jasne, na razie... - mruknął w końcu żałośnie i przygryzł wargę.
Bo przecież czego on się spodziewał?

***
Okres świąteczny był czasem, który miał bardzo ważne znaczenie dla Rona. Był to czas, który od zawsze spędzał z całą rodziną i przyjaciółmi, zajadając wszystkie najlepsze potrawy swojej mamy i wykłócając się z rodzeństwem o najlepsze prace domowe, które były najmniej męczące.
Te święta były jednak nieco inne.
Jego rodzina już nigdy nie miała być pełna. Brakowało przy nich kogoś, kto sprawiał, że na ustach George'a i reszty rodziny pojawiał się uśmiech.
Był to pierwsze święta, w których nie było z nimi Freda. To właśnie dlatego w dzień przed Bożym Narodzeniem cała rodzina Weasleyów i Theo, który poczuł, że jest im to dłużny, wyszli na śnieżne podwórze deportując się na cmentarz, na którym został pochowany jeden z bliźniaków.
Cisza towarzyszyła im przez cały ten czas i dopiero, kiedy George wraz z Percym złożyli na grobie Freda kwiaty, okalającą ich cisza została przerwał przez cichy szloch George'a. To właśnie on był tą osobą, która nawet po tak długim czasie nie potrafiła się pozbierać po śmierci swojego kochanego bliźniaka. W końcu byli ze sobą od zawsze i George nigdy nie wyobrażał sobie życia bez brata.
Theo zagryzł wargę i obserwował, jak Ron podchodzi powoli do starszego i z całą braterską miłością, jaką w sobie posiadał, objął go ramieniem.
I wtedy Theo poczuł. Poczuł, że ta rodzina była jednością. Że właśnie tej jedności zabrakło w jego domu przez te wszystkie lata.
Pociągnął cicho nosem i wyciągnął swoją różdżkę. Podszedł kilka kroków do przodu stając zaraz przy George'u, który spojrzał na niego kątem oka. Nott posłał mu ciepły uśmiech i machnął różdżką, tworząc na grobie Freda duży wieniec w jasnych kolorach. Ponownie spojrzał na braci, dostrzegając w oczach Rona miłość, która skierowana była tylko i wyłącznie do niego.
- Spodobałyby mu się - stwierdził cicho George, patrząc wdzięcznie na Ślizgona. Theo skinął głową i powrócił na tyły, mijając po drodze resztę rodzeństwa Rona, jak i samych rodziców, którzy również posłali mu ciepłe uśmiechy.
- To dużo dla nas znaczy - powiedział pan Weasley i ścisnął ramię Theo.
- Myślę, że to nic w porównaniu z państwa cierpieniem - stwierdził cicho. - Nie znałem go osobiście, ale dawał państwu, Ronowi i reszcie dużo szczęścia. Mam nadzieję, że on też jest teraz szczęśliwy.
Oczy pana Weasley'a zeszkliły się od słów, które wypowiedział Ślizgon.
Jeszcze mocniej ścisnął ramię Theo i skinął lekko głową, nie mogąc wymówić żadnego zdania, a słowa, które wypowiedział Ślizgon jeszcze długo krążyły po jego głowie.


- Chłopcy! Pomóżcie mi w kuchni! - Głośny krzyk pani Weasley zakłócił spokojną ciszę, która panowała niemal w całym domu. A Ron, którego usta były aktualnie okupowane przez wyższego chłopaka, odmruknął coś niewyraźnie mając nadzieję, że jego mama zrozumie.
Zastanawiał się czy ta kobieta miała w głowie jakiś radar, który informował ją o każdym zbliżeniu jej syna. Westchnął cierpieńczo i siłą odsunął od siebie Theo. Ślizgon również zaczął mruczeć, jednak nie trwało to długo. Bardziej interesowały go rumieńce jego chłopaka, który wyglądał rozkosznie pomiędzy fałdami marchewkowej pościeli. Po raz ostatni pochylił się w stronę rudzielca, a już po chwili pociągał go w górę, aby w końcu ruszyli swoje leniwe tyłki.
Musieli chwilę poczekać, aż wszystkie emocje, które się w nich skumulowały opadną, a rumieńce zejdą z ich i tak ciepłych twarzy. Schodząc ze schodów minęli Ginny, która w jakiś sposób bardzo irytowała Ślizgona. Nott nie był pewny czy chodziło o to, że nie wyszło jej z Zabinim, czy jednak o coś jeszcze. Po prostu w rudej było coś, co wybitnie go denerwowało.
Weszli w końcu do kuchni, w której wszystko aż parowało od nadmiaru ciepła rozchodzącego się z kuchenki.
- W czym ci pomóc, mamo? - zapytał Rona, z ciekawością spoglądając w stronę bulgoczących garnków. Zapachy były powalające, jednak jego zainteresowało coś innego. Mając nadzieję, że jego rodzicielka niczego nie zauważy, sięgnął szybko w stronę tacy z ciepłymi jeszcze ciastkami. Na jego nieszczęście jego mama miała wyostrzone zmysły, zresztą co tyczyło się każdej szanowana matki. Niemal od razu dostał wielgachną, drewnianą łyżką, a głośny śmiech Theo wcale nie pomagał z ogromnym bólem dłoni.
- Zdrajca - mruknął do niego i niczym przedszkolak - wystawił mu język. Theo, uprzednio się upewniając, że Molly nie patrzy, posłał w stronę rudzielca całusa, który niemal od razu rozpalił policzki Gryfona. - Głupek - wymówił bezgłośnie.
- Theo, kochaniutki - zwróciła się do niego pani Weasley, a on sam usiadł jak na szpilkach, bojąc się, że ta zauważyła ich mały flirt. Na szczęście nic takiego się nie stało. - Potrafisz gotować? Albo piec?
- Oczywiście, że potrafi, mamo... - oznajmił Ron z przekąsem, siadając przy stole naprzeciw Theo. - Robi najlepsze ciastka jakie kiedykolwiek jadłem.
- Przesadzasz - stwierdził Ślizgon, jednak jego wielki uśmiech mówił sam za siebie. - Ale tak, potrafię.
- Cudownie - westchnęła z ulgą. - Chociaż ktoś w tym domu ma pojęcie, co zrobić w kuchni, żeby jej nie spalić. Nawet Ginny, ma dwie lewe ręce!
- Ah tak, szkoda - powiedział Nott, udając zasmuconego. Tak naprawdę, jego mały, ślizgoński uśmieszek miał ochotę wypłynąć na jego wargi. Ot tak, z czystej satysfakcji.
- W takim razie, czy mogę was tutaj zostawić? Muszę iść zrobić szybkie zakupy przed zamknięciem sklepów. Dzisiaj wyjątkowo szybko zamykając, aić... - powiedziała rozżalona i zanim Theo zdążył odpowiedzieć, ta zdejmowała już swój fartuszek. - I nie pozwól Ronowi zjeść wszystkiego. Ten chłopak ma żołądek bez dna!
- Oczywiście, pani Weasley, zaopiekuję się nim jak najlepiej. Jedzeniem też, więc niech się pani nie śpieszy - powiedział uprzejmie, czarując ślizgońską charyzmą, której nauczył się wieki temu. Czasami wręcz się zastanawiał czy każdy Ślizgon otrzymywał ten dar, czy jednak to lochy wpływały na kształtowanie ich charakteru i manier.
- Och chłopcze, spadłeś mi z nieba! Cieszę się, że te święta spędzisz razem z nami. Ah, twoja przyszła żona będzie noszona na rękach! - Rozanielona pani Weasley chyba nie zwróciła uwagi na duszącego się Rona, który teraz głośno kaszlał. -  Gdybym tylko była młodsza...
I wyszła z kuchni zostawiając dwa kipiące garnki, duszącego się syna i Theo, który tym wszystkim miał się teraz zająć.
- No już, już - westchnął i wstał podchodząc do Rona, klepiąc go mocno w plecy. - Wiesz, że będę cię nosić na rękach, więc po co te nerwy?
- Ona nas zabije - oznajmił łapiąc kilka głębszych wdechów. - Najpierw mnie, później ciebie. I da gnomom na pożarcie. Ja nie chcę umierać, Theo!
- Histeryzujesz - stwierdził wesoło i podszedł do kuchenki z zamiarem uporania się z jedzeniem. - Ona mnie już kocha. Tak jak ty.
- Tak uważasz? - zapytał filuternie, uważnie obserwując każdy milimetr ciała Notta, który pochylał się nad garnkami. Poczuł, że robi mu się gorąco, toteż odwrócił się w stronę stołu jak najszybciej.
- Ja to wiem, Ron - powiedział pewnie, uśmiechając się pod nosem. Z niewiadomych przyczyn czuł się naprawdę wspaniale i miał wrażenie, że wszystko małymi krokami robiło się idealne. Uśmiechnął się szerzej i zawołał rudzielca, ażeby ten podszedł do niego.
Podsunął mu drewnianą łyżkę z jedną z potraw, która pachniała najintensywniej ze wszystkich i to wcale nie był zły zapach. Bynajmniej, pachniała obłędnie.
- Mmm... - mruknął Gryfon, przeżuwając zawzięcie. Jego oczy świeciły, a usta ułożyły się w błogi uśmiech. - Mogę dostać jeszcze?
- Nie. Obiecałem twojej mamie, że nie zjesz wszystkiego - powiedział i przykrył garnek pokrywką, odcinając Rona od jedzenia. Odwrócił się przodem do niego i uśmiechnął się rozczulony, kiedy twarz rudzielca przybrała niemal szczenięcą minę.
Zamiast podania mu kolejnej łyżki jedzenia, pochylił się w jego stronę, całując jego wywinięte wargi.

Końcem końców, ciało Rona wylądowało na drewnianym blacie, na którym siedział oplatając swoimi długimi nogami biodra Theo.
Oboje nie zdawali sobie sprawy z tego, jak to się stało, jednak mieli to wszystko głęboko w nosie. Liczyły się tylko ich złączone usta, ciała i wszystko inne, co złączone być mogło. Theo nawet zapomniał o garnkach z jedzeniem, które oczekiwały, aż ktoś się nimi zajmie. Najwyżej ich posiłek będzie bardziej rozgotowany niż powinien być, co wcale nie było takie straszne.
Zaśmiali się cicho, kiedy głowa Rona lekko uderzyła o jedną z szafek, robiąc niepotrzebny hałas.
Wszystko to jednak zanikało, kiedy delikatna dłoń Theodora znalazła drogę do skóry pod lekkim materiałem koszulki Rona. Weasley niemal jęknął, kiedy poczuł kontrast temperatury pomiędzy jego rozpalonym ciałem, a chłodną ręką Ślizgona.
Wszystko szło idealnie do czasu, aż usłyszeli gdzieś za sobą dźwięk otwieranych drzwi. I wszystko pozostałoby tajemnicą, gdyby usłyszeli to kilka sekund wcześniej.
Tak się jednak nie stało i kiedy do kuchni wszedł George, a później pani Weasley, oni wciąż złączeni byli w namiętnym pocałunku.
- No, no... Nieźle - mruknął jeden z bliźniaków, kładąc głośno torby z zakupami. Najwyraźniej on niczym się nie przejął, co zupełnie odbiegało od reakcji starszej kobiety. Stała jak wryta, patrząc na dwóch najmłodszych chłopaków z niedowierzaniem w oczach. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie i kiedy zarówno Ron, jak i Theo ogarnęli się do stosunkowo normalnego wyglądu, wszystko zaczęło pędzić ze zdwojoną prędkością.
- Ronaldzie, musimy porozmawiać - powiedziała sztywno Molly, w końcu ruszając się z miejsca. Odłożyła spokojnie resztę zakupów i z cholerną precyzją oraz skupieniem zaczęła ściągać swoją szatę wyjściową. Nie użyła do tego ani kropli magii, co podwoiło zdenerwowanie Rona.
- Mamo, wydaje mi się, że lepiej porozmawiać z Theo. Najwyraźniej to on nosi spodnie w tym związku - powiedział wesoło George, mając z całej sytuacji dobrą zabawę. Nie przejął się nawet mordującym wzrokiem swojej matki i brata, który miał ochotę go zabić, zanim ich matka zabije jego.
- Theo, kochanie. Idź do pokoju. Ty George też. Zawołam cię jak będziesz mi potrzebny - oznajmiła spokojnie i podeszła do kuchenki, mieszając rytmicznie w garnkach.
Theo potajemnie ścisnął dłoń Rona, chcąc dodać mu tym samym otuchy. Po chwili skierował się w stronę wyjścia, gdzie moment wcześniej zniknął George.
- Przepraszam, że panią zawiodłem - dodał na odchodnym, mając nadzieje, że ta kobieta nie wyrzuci go z domu. Miał też nadzieję, że Ron przeżyje tą potyczkę.
Najwyżej będzie go odwiedzać w szpitalu. Ale nie odpuści.

***
Draco od dawien dawna lubił pakować i rozpakowywać swoje rzeczy. Było to jego zdaniem bardzo relaksujące i dające czas na myślenie o różnych sprawach. Blaise często się z niego nabijał, kiedy nadchodziła pora pakowania, a Draco niemal jak w transie, mozolnie z chirurgiczną precyzją składał swoje rzeczy, zmieniając ich miejsce po dziesięć razy. Od samego początku szkoły Zabini wiedział, że Malfoy jest cholernie leniwy, jednak jeżeli chodziło o tą jakże pospolitą czynność, Draco robił się głuchy. I to dosłownie. Blaise testował to z Theo za każdym razem i skutek wciąż był ten sam. Niezależnie od tego, czy były to obelgi, komplementy czy szczere bluźnierstwa w jego stronę - Draco wyłączał się ze świata zewnętrznego w stu procentach skupiając się na każdej, nawet najmniejszej rzeczy.
Tak było i tym razem, chociaż teraz Ślizgon nie musiał przejmować się tymi idiotami. Miał idealną ciszę, do której musiał się ostatnimi czasy przyzwyczaić. Uśmiechnął się gorzko, myśląc o ostatnich dniach, które musiał przeżyć samotnie. Czuł się prawie tak, jakby jego najlepsi przyjaciele odwrócili się do niego plecami. To co, że raz po raz z nim rozmawiali. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie wałkowali z nim tego samego tematu.
Potter. Szalony Harry Cholerny Potter, który był na językach każdego.
Wszyscy i wszystko rozmawiało o Harry'm Potterze stawiając go na pierwszym miejscu.
Może i było to samolubne ze strony Draco, ale on też domagał się choć trochę uwagi. Był wściekły, bo z niewiadomych przyczyn wszyscy na niego naskakiwali, chociaż on nie zrobił niczego złego.
Przecież on niczego nie pamiętał! Nic nie łączyło go z tym głupim Potterem, a z całą pewnością nie jakiś gorący romans. To było niemożliwe.
W przypływie niesamowitej irytacji kopnął mocno swój drogi kufer, który wylądował kilka metrów dalej, uderzając głośno o łóżko Theo. Od dawna nie czuł takiej złości, która tak dogłębnie nim poruszyła.
Ostatni raz był wtedy, kiedy musiał wykonać misję dla Czarnego Pana. Oj tak. Był wtedy tak kurewsko wściekły. Wściekły na Voldemorta, na ojca, matkę i nawet na cholernego Pottera. Wszystko go przytłoczyło i niemal tak samo było i tym razem.
Usiadł ciężko na swoim łóżku opierając łokcie na kolanach, chowając twarz w dłoniach.
Kilka razy przeczesał swoje jasne włosy i wziął parę głębokich wdechów, które w małym stopniu pomogły mu w uporaniu emocji.
Wszystko szło źle, a nawet jeszcze gorzej. Chciał jak najszybciej znaleźć się we własnym domu, gdzie od razu poszedłby do swojego pokoju, w którym zakopie się w miękkiej pościeli i nie opuści jej aż do świątecznej kolacji.
To właśnie był jego plan. Plan który chciał zrealizować jak najszybciej.
Westchnął ostatni raz i podniósł wzrok, skupiając go na szafce nocnej. No tak, tam jeszcze nie zaglądał, a z całą pewnością miał tam kilka ważnych dla niego drobiazgów.
Przesunął się trochę w jej stronę i sięgnął ręką, otwierając pierwszą szufladę. Niemiły zgrzyt dostał się do uszu Draco, który skrzywił się od niechcianego dźwięku. Włożył dłoń do jej środka, wyciągając jednym zamachem kilka rzeczy. Położył je delikatnie na swoim łóżku i zaczął się im z obojętnością przyglądać. Kilka skrawków pergaminu, stary zegarek, połamane pióra, chorągiewka Slytherinu i jakaś złożona kartka.
Jego największą uwagę skupiła ostania rzecz, której nie potrafił połączyć ze żadną czynnością, którą ostatnio wykonywał. 
Zainteresowany, wziął papier w dłonie, wygodniej rozsiadając się na łóżku. 
Powoli rozłożył kartkę, uważając aby niczego nie rozerwać. Naprawdę nie miał pojęcia, co mogło znajdować się w środku i właśnie stąd brała się jego delikatność. A nóż, był to jakiś perwersyjny list Blaise'a, który jakimś cudem znalazł się w jego szufladzie. 
Uśmiechnął się ślizgońsko, a jego uśmiech zszedł z jego twarzy tak szybko, jak się pojawił. 
Coś było nie tak. 
Kartka owszem, była zapełniona, jednak nie tym czego się spodziewał. 
Zmarszczył brwi, czując nagle silne pulsowanie w swojej głowie. 
Zacisnął mocno powieki, przykładając dłonie do głowy. Nie wiedział co się z nim działo.
A wszystko działo się za szybko i jego zdaniem za intensywnie. 
Jego umysł został nagle zaatakowany falą dziwnych wspomnień i doznań, których w żaden sposób nie mógł zatrzymać. 
Krzyknął głośno, aby po chwili zagryźć mocno wargi. 
Nagle wszystko ucichło i zniknęło, żeby pojawić się na nowo. 
Czas, który w jego mniemaniu wcześniej się zatrzymał, teraz znów zaczął płynąć swoim tempem, a wcześniejszy ból został zastąpiony jedną jedyną myślą. 
Cholerny Potter.

Harry Potter. 

Harry.

Jego Harry


 *Skoro post był typowo Thor'owy, tak więc
spójrzcie na tego chłopczyka, który wybitnie przypomina mi Rona*

*Ten chłopiec, którego nie znam, natomiast wybitnie przypomina
mi Theo. No i jestem umarta przez te dwa gify. Dziękuję*


***

12 lipca 2015

Informacja~

Cześć Wam wszystkim!
Muszę Was uprzedzić, że spóźnię się z rozdziałem, bo jak to wielu osobom się już skarżyłam: pisze mi się jak krew z nosa...
Było kilka spraw, które odcięły mnie od komputera, a kiedy go dostałam myślałam, że się rozpłaczę...
Mam za sobą dwa filmy o naszym Potterze i 6 godzin wysłuchanej muzyki, która powinna mnie jakoś natchnąć...
Mam nadzieję, że jutro coś jeszcze napiszę i, że będę mogła Wam pokazać 42 rozdział, ale jak na razie proszę Was o cierpliwości, wyrozumiałość i o przesłanie mi trochę weny, czy czegoś... >.<
Przepraszam Was Drarrynisse </3  

*To są fazy tego jak się obecnie czuje ;_; *