Ja głupia weszłam do szafki zniknięć i...
Dobra, dobra. Macie mnie. Tak, zgubiłam się w Komnacie Tajemnic!
Dzisiaj mam zaszczyt powitać: ~Kati, ~Pyśka ;3, Zuzanna Helińska, Jous.
Dziękuję za ujawnienie się i witajcie w naszym szalonym gronie! ♥
A za komentarze pięknie dziękuję:
Kao Y, #Drarry N, Weronika :*, ~Kati, ~Daga ^.^', Karola, ~j, Ala, Szczelecka, Akane, ~Fulminata, ~Pyśka ;3, Aleksandra Wolska, złezłeciastko<3, CyziowateCiastko, Elizabeth Carter, White, Zuzanna Helińska, ~Rayflo, ~Blitz, Jous.
Ah, ah~ Kocham Was Drarrynisse~ <3
No to co? Widzimy się w przyszłym tygodniu, nie?
Z tymżee~ notka będzie we wtorek i to nie będzie rozdział tylko one shot, a co!
A dlaczego, to możecie się domyślać ;)
Dziękuję Wam Drarrynisse, że ze mną wytrzymujecie! /Kummie
***
Nie do końca zdawał sobie sprawę ile dni, godzin czy minut minęło od czasu, kiedy Draco znalazł się nieprzytomny pod skrzydłami pielęgniarki, ale też nie za bardzo o to dbał. Jedyny czas jaki liczył, to ten, który mógł spędzać przy blondynie; reszta nie miała dla niego dużego znaczenia. Widział spojrzenia posyłane w jego stronę, ale widział również zmartwienie na twarzach jego przyjaciół. Chcieli mu pomagać na każdym kroku i nawet kochana Hermiona sama z siebie robiła dla niego notatki, które kiedyś musiałby od niej wybłagać na śliczne oczka. Był im wdzięczny za to, że tak bardzo się starali, ale naprawdę tego nie potrzebował - chciał po prostu być sam na sam z Draco i nawet młody Alec nie potrafił go pocieszyć. Harry wręcz starał się go ignorować, żeby tylko jak najbardziej móc skupić się na blondynie. Wiedział, że nie pomoże to w jego wybudzeniu, jednak wolał być przy nim do czasu, aż ten się nie obudzi. Później zresztą też chciał przy nim być.Potter nie miał okazji widzieć więcej państwa Malfoy'ów, jednak dowiedział się, że odwiedzili syna jeszcze kilka razy - zwłaszcza Narcyza, która przychodziła kontrolować pracę pani Pomfrey i magomedyków. To ona również poprosiła o pozostawienie jej syna w Hogwarcie, ze względu na Harry'ego, który już wcześniej wspominał o tym nauczycielom, ażeby Ślizgon nie był w jednym budynku, czy pomieszczeniu z Nathanielem. Po prostu Potter nie potrafił tego ścierpieć.
W dzień, kiedy francuska część drużyny miała opuścić hogwartowskie mury szkoły, do Skrzydła Szpitalnego przeszedł Xavier. Posłał długie spojrzenie na Draco, a po chwili jego wzrok powędrował na siedzącego przy nim Harry'ego. Jego niebieskie oczy, które jednocześnie tak bardzo i prawie wcale przypominały oczy Ślizgona, wyrażały swego rodzaju żal, którego Gryfon nie potrafił pojąć. Potter nie potrafił też określić inaczej tego co widział, a widział, że oczy Xaviera mieniły się przeprosinami, które nie powinny wypływać od niego. Długo patrzyli na siebie w ciszy, aż w końcu Francuz przerwał kontakt wzrokowi i zajął miejsce koło Harry'ego.
- Wybacz 'Arry - powiedział cicho. - Chciałbym cię przeprosić w sumie za wszystko, co się tutaj wydarzyło. Tanni przesadził i mam zamiar trzymać go od was z daleka, więc nie miej mu już tego za złe. Wiem, że jesteś zły i prawdopodobnie chciałbyś go tuer les, ale obiecuję, że się nim zajmę.
Harry był lekko skonfundowany określeniem, którego użył Xavier. 'Tanni' zupełnie nie pasowała do Nathaniela, ale wolał to przemilczeć. Nie wiedział ile ci dwaj się znają, ale przypuszczał, że tyle ile on i Draco.
Przez dłuższy moment ciszy, który zapanował nad nimi, zastanawiał się również jakie stosunki łączą tę dwójkę; przyjaźń, więzy miłosne, otwarty związek, czy mały romans? Nie potrafił tego odgadnąć i długo zwlekał z zapytaniem. Nie zorientował się nawet, że wypowiedział nurtujące go pytanie na głos.
- Z Draco? - zapytał Francuz trochę niezrozumiale, a jego brew poszybowała w górę - w ten sam malfoy'owski sposób, który zauważył u swojego Ślizgona.
Coś lekko go zakuło - tam w środku.
- Nie, nie - zaprzeczył szybko, mają nadzieję, że jego głos się nie załamał. - Z Nathanielem - wyjaśnił chłodno, nie panując nad swoim zimnym i oschłym tonem, który pojawiał się za każdym razem gdy wspominał ciemnowłosego. Nie kontrolował tego i czuł się z tym bardzo dobrze. Najwyraźniej czas spędzony z Draco na coś się przydał.
- Jest moim przyjacielem - stwierdził z namysłem, ale po chwili na jego ustach pojawił się mały uśmiech, którego Harry nie potrafił zinterpretować. - Chociaż zdarzyło nam się kiedyś ze sobą przespać. Kilka razy.
Gryfon spojrzał zaskoczony na Xaviera, któremu wciąż błąkał się mały uśmiech. Nie potrafił zrozumieć lekkiego tonu Francuza, a w jego umyśle pojawiły się kolejne pytania, o które niekoniecznie chciał spytać.
- W sumie to go lubię - kontynuował blondyn z nieobecnym wzrokiem, wpatrzonym w Draco. - Może nawet bardziej niż przyjaciela, ale jestem na niego furieux za to, co zrobił temu idiocie - dodał i wskazał głową na nieprzytomnego Ślizgona.
- Mnie zresztą też zranił, skoro już o tym mówię. Jesteśmy z Draco do siebie podobni, oczywiście tylko z wyglądu, ale wciąż. Przed wyjazdem do Hogwartu pokłóciliśmy się z Tannim o Leo - naszego kolegę z roku, no i ten dureń chciał mi zrobić na złość przystawiając się do Drakusia. Nie pomyślałem tylko, że posunie się do czegoś takiego - powiedział i spojrzał ponownie na słuchającego go Harry'ego. - Wiesz o czym wtedy rozmawiali?
Potter pokręcił głową wracając pamięcią do tamtej chwili. Przed oczami znów miał obraz rzucanych gdzieś przed nim zaklęć, bezwładnych ciał Draco i Nathaniela, ale nie. Nie miał pojęcia o co się pokłócili. Nikt mu tego nie powiedział, a on sam wiedział, że kiedyś w końcu się tego dowie.
- Kłócili się o ciebie. Nathaniel widział, jak ze sobą rozmawialiśmy i ubzdurał sobie coś głupiego. Zaczął, jak wy to mówicie, zarywać do Draco żeby zrobić mi i tobie na złość. Później potoczyło się to trochę brutalnie i końcem końców zaczęli się kłóci. Nie chciałbym teraz powtarzać tych słów, ale nie były to miłe określenia mówiące o tobie, o mnie i o Draco,'Arry. Resztę już znasz.
Potter słuchał wyjaśnień Francuza mając lekką pustkę w głowie. Jakoś nie potrafił pojąć, że zwykła zazdrość doprowadziła do takiego obrotu spraw. Wszystko brzmiało tak irracjonalnie, ale i bardzo lekko, chociaż skutki tych wydarzeń miały trochę poważniejsze zakończenie. Kiwnął w końcu głową dając znak Xavierowi, że rozumie to, co do niego powiedział. Nie był na niego zły, ale zupełnie inaczej było w przypadku tego rozpieszczonego dzieciaka, który nie potrafił zahamować swojej zazdrości. Chciał po prostu za dużo na raz, a skończyło się źle, a nawet gorzej.
- Ale ty wciąż go... lubisz, prawda? - zapytał znad swojej burzowej grzywki, która niesfornie wpadała mu na oczy. Chciał zrozumieć blondyna.
- Miłość nie wybiera, ' Arry. Może mi wbić sztylet w serce, a ja wciąż będę go pragnąć i pożądać - powiedział z melancholijnym półuśmiechem. - Ale zobaczysz, zmienię go i będzie potulny jak koza.
- Baranek - poprawił automatycznie, błądząc gdzieś daleko swoimi myślami.
- Na jedno wychodzi. - Machnął ręką i spojrzał na prószący za oknem śnieg.
***
- Z Draco? - zapytał Francuz trochę niezrozumiale, a jego brew poszybowała w górę - w ten sam malfoy'owski sposób, który zauważył u swojego Ślizgona.
Coś lekko go zakuło - tam w środku.
- Nie, nie - zaprzeczył szybko, mają nadzieję, że jego głos się nie załamał. - Z Nathanielem - wyjaśnił chłodno, nie panując nad swoim zimnym i oschłym tonem, który pojawiał się za każdym razem gdy wspominał ciemnowłosego. Nie kontrolował tego i czuł się z tym bardzo dobrze. Najwyraźniej czas spędzony z Draco na coś się przydał.
- Jest moim przyjacielem - stwierdził z namysłem, ale po chwili na jego ustach pojawił się mały uśmiech, którego Harry nie potrafił zinterpretować. - Chociaż zdarzyło nam się kiedyś ze sobą przespać. Kilka razy.
Gryfon spojrzał zaskoczony na Xaviera, któremu wciąż błąkał się mały uśmiech. Nie potrafił zrozumieć lekkiego tonu Francuza, a w jego umyśle pojawiły się kolejne pytania, o które niekoniecznie chciał spytać.
- W sumie to go lubię - kontynuował blondyn z nieobecnym wzrokiem, wpatrzonym w Draco. - Może nawet bardziej niż przyjaciela, ale jestem na niego furieux za to, co zrobił temu idiocie - dodał i wskazał głową na nieprzytomnego Ślizgona.
- Mnie zresztą też zranił, skoro już o tym mówię. Jesteśmy z Draco do siebie podobni, oczywiście tylko z wyglądu, ale wciąż. Przed wyjazdem do Hogwartu pokłóciliśmy się z Tannim o Leo - naszego kolegę z roku, no i ten dureń chciał mi zrobić na złość przystawiając się do Drakusia. Nie pomyślałem tylko, że posunie się do czegoś takiego - powiedział i spojrzał ponownie na słuchającego go Harry'ego. - Wiesz o czym wtedy rozmawiali?
Potter pokręcił głową wracając pamięcią do tamtej chwili. Przed oczami znów miał obraz rzucanych gdzieś przed nim zaklęć, bezwładnych ciał Draco i Nathaniela, ale nie. Nie miał pojęcia o co się pokłócili. Nikt mu tego nie powiedział, a on sam wiedział, że kiedyś w końcu się tego dowie.
- Kłócili się o ciebie. Nathaniel widział, jak ze sobą rozmawialiśmy i ubzdurał sobie coś głupiego. Zaczął, jak wy to mówicie, zarywać do Draco żeby zrobić mi i tobie na złość. Później potoczyło się to trochę brutalnie i końcem końców zaczęli się kłóci. Nie chciałbym teraz powtarzać tych słów, ale nie były to miłe określenia mówiące o tobie, o mnie i o Draco,'Arry. Resztę już znasz.
Potter słuchał wyjaśnień Francuza mając lekką pustkę w głowie. Jakoś nie potrafił pojąć, że zwykła zazdrość doprowadziła do takiego obrotu spraw. Wszystko brzmiało tak irracjonalnie, ale i bardzo lekko, chociaż skutki tych wydarzeń miały trochę poważniejsze zakończenie. Kiwnął w końcu głową dając znak Xavierowi, że rozumie to, co do niego powiedział. Nie był na niego zły, ale zupełnie inaczej było w przypadku tego rozpieszczonego dzieciaka, który nie potrafił zahamować swojej zazdrości. Chciał po prostu za dużo na raz, a skończyło się źle, a nawet gorzej.
- Ale ty wciąż go... lubisz, prawda? - zapytał znad swojej burzowej grzywki, która niesfornie wpadała mu na oczy. Chciał zrozumieć blondyna.
- Miłość nie wybiera, ' Arry. Może mi wbić sztylet w serce, a ja wciąż będę go pragnąć i pożądać - powiedział z melancholijnym półuśmiechem. - Ale zobaczysz, zmienię go i będzie potulny jak koza.
- Baranek - poprawił automatycznie, błądząc gdzieś daleko swoimi myślami.
- Na jedno wychodzi. - Machnął ręką i spojrzał na prószący za oknem śnieg.
***
Jakiś czas później Harry musiał pożegnać się z Xavierem, który wraz ze swoją drużyną wracał do domu. Nie chciał się do tego przyznać, ale zrobiło mu się jeszcze smutniej niż do tej pory. Jakoś polubił tego denerwującego blondyna, który jako jeden z niewielu nie litował się nad nim; rozmawiał z nim normalnie i nie pocieszał go na każdym kroku, co bardzo mu odpowiadało. To nie tak, że jego przyjaciele robili coś źle. Wiedział, że robią to, bo się o niego martwią, ale naprawdę miał dosyć. Xavier po prostu przy nim był i rozmawiał o normalnych rzeczach, nie pytając na okrągło 'jak się czujesz?" i czy wszystko z nim w porządku.
Razem ze swoimi znajomymi i przyjaciółmi wyszedł na białe błonia, patrząc jak Francuzi powoli żegnają się ze swoimi nowymi kolegami. Gryfon nie do końca popierał usuwanie owej drużyny, ze względu na złe zachowanie jednego z nich. Nie podważał decyzji Dumbledore'a, ale zupełnie się z nią nie zgadzał. Konsekwencję powinien ponieść tylko i wyłącznie Nathaniel, nie cała reszta.
Nieprzytomnie pożegnał się z obcokrajowcami, zostając trochę dużej przy Xavierze. Obiecał mu, że będzie się z nim kontaktować pomimo wcześniejszych zajść. Nie chciał tracić tej znajomości, więc uśmiechnął się lekko i poczochrał jasne włosy Francuza, patrząc na jego zbulwersowanie. Chwilę później niebieskooki odszedł do swoich rodaków wsiadając razem z nimi do ich szykownego powozu. Nie obyło się również bez wylewnych słów ze strony dyrektorów obu szkół, chociaż Harry puścił je mimo uszu - jakoś nie koniecznie go to obchodziło. Widział jak Hagrid macha swoją wielką chusteczką w stronę madame Maxime, która z wielkim uczuciem, ale i gracją odmachiwała mu swoją dużą, wypielęgnowaną dłonią. Potter miał ochotę zwymiotować, jednak nie za bardzo miał czym.
Razem z resztą mieszkańców Hogwartu machał zawzięcie w stronę oddalającego się powozu czując swego rodzaju ulgę, ale i smutek. Zerknął na swoich przyjaciół, którzy wiernie stali tuż obok niego. Mruknął coś do nich na temat tego, że wraca do Draco, jednak kiedy zrobił kilka pierwszych kroków został trochę brutalnie pociągnięty z powrotem do nich. Spojrzał na nich zmęczony i ze stoickim spokojem wysłuchiwał nagan, które wypływały z każdej strony. Powtarzali słowa, które słyszał na okrągło już od dłuższego czasu.
- Musisz w końcu pójść spać do własnego łóżka, Harry.
- Jeszcze niczego dzisiaj nie zjadłeś, Harry!
- Masz straszne worki pod oczami, Harry! Idź do swojego dormitorium...
- Kąpałeś się dzisiaj, Harry?
- Mam dla ciebie notatki z lekcji, Harry, ale nie możesz tak olewać zajęcia!
I tak na okrągło. Denerwowało go to, że osoby, które powinny go rozumieć, postępowały bardzo samolubnie. Czy Draco też to przeżywał, kiedy on sam leżał nieprzytomny w Skrzydle? Pewnie nie, pomyślał gorzko, w końcu jego Ślizgon jest twardy i pewnie odwiedzał go tylko w wolnym czasie.
Przeczesał swoje ciemne włosy i opatulił się szalikiem Dracona, który wygrzebał ze swojego kufra, gdzie leżał od meczu Ślizgonów z Krukonami.
- Dobra - powiedział w końcu, czym zamknął usta otaczających go przyjaciół. - Zjem coś, wezmę kąpiel i pójdę spać do własnego dormitorium - powiedział bezbarwnie. - Tylko ktoś ma być cały czas przy Draco. Tylko o tyle proszę - dodał.
- Oczywiście - potwierdziła Hermiona i zaczęła ustalać kto z kim i kiedy ma czuwać przy Ślizgonie. - Ah, Harry!
Potter, który powoli zaczął odchodzić od grupy obrócił się do nich z powrotem i spojrzał pytająco na Hermionę.
- Jemu naprawdę nic nie będzie - powiedziała pewnie, a Ron, Pansy, Theo i Blaise kiwnęli potwierdzająco głowami.
-Wiem - odparł pewnie. - Wiem.
Tak jak obiecał - tak zrobił. Doczłapał się do hogwartowskich korytarzy i chciał iść od razu w stronę swojego dormitorium, jednak jego gryfońska miłość do Draco - zwyciężyła. Po cichu wtargnął do twierdzy pani Pomfrey wiedząc, że ta poszła omówić coś z Dumbledorem. Nie chciał się rozczulać, więc tylko westchnął głęboko i pochylił się nad twarzą Ślizgona, składając na jego chłodnych wargach lekki pocałunek.
- Obudź się w końcu, Śnieżko - mruknął i uśmiechnął się na to głupie porównanie Draco do baśniowej królewny. Z jednej strony miał trochę racji, chociaż wolał nikomu o tym nie wspominać - wiedział, że Draco zabiłby go z zimną krwią, chociaż pewnie nie wiedział kim, do cholery, była Śnieżka.
Równie cicho, chociaż z lepszym humorem wyszedł z pomieszczenia mijając po drodze pielęgniarkę, która patrzyła na niego spod byka. Niech ta kobieta się cieszy, że nie rozłożyłem tutaj namiotu, pomyślał skrycie i jak najszybciej oddalił się od pani Pomfrey.
Kiedy wszedł do gryfońskiego salonu, większość par oczu skierowała się w jego stronę. Zarumienił się lekko od napływu par oczu i jak najszybciej wszedł po schodach do swojego pokoju, który dzielił wraz z chłopakami. Zrzucił z siebie kurtkę, buty i szalik, który jako jedyny został odłożony na miejsce z wielką nabożnością wypisaną w ruchach i sposobie ułożenia. Ze swojej skrzyni wyciągnął świeże ubranie i bieliznę, i ruszył pod prysznice, które o tej godzinie świeciły pustkami. Włączył jeden z nich, ustawiając strumień gorącej wody. Para roznosiła się po pomieszczeniu, a on powoli zaczął zdejmować resztę ubrań. Ćpnął gdzieś nimi i wszedł pod bieżącą wodę sycząc lekko, kiedy gorące krople spłynęły na jego chłodną i wrażliwą skórę. Powoli się do niej przyzwyczajał, więc westchnął błogo i oparł głowę o chłodne kafelki, czując jak wszystkie emocje spływają wraz z wodą.
Miał cholerne déjà vu i wcale mu się to nie podobało. Wręcz przeciwnie - strasznie go to przygnębiło, ale postanowił się nie załamywać i zakończyć prysznic jak najszybciej.
Z morką głową i lepiącymi się do mokrego ciała ubraniami, wsunął się pod grubą pierzynę, wcześniej wrzucając brudne ubrania do kosza, które zniknęły chwilę później. Opatulił się szczelnie pościelą, zwijając się w ludzki kokon, który miał być jego osłoną przed światem zewnętrznym. Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale na prawdę był cholernie zmęczony, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Westchnął w puchową poduszkę i przymknął oczy marząc o spokojnym śnie.
***
Jak ustaliła Hermiona, pierwszą wartę sprawowała ona sama wraz z Pansy, która zgłosiła się na ochotnika. Dołączył do nich Blaise, który stwierdził, że nie bardzo ma co robić, więc z chęcią również posiedzi przy Ślizgonie.
Ron i Theo natomiast mieli trochę czasu wolnego, zanim to oni przejmą 'wartę'. Całą piątką zamartwiali się o tych dwóch kretynów, którzy stanowili sporą część ich życia. Nie chcieli doprowadzić do takiego stanu, w którym Harry musiałby zająć łóżko tuż obok Draco. To dlatego byli tacy natarczywi - wiedzieli, że Potter się zdenerwuje, ale przystanie na ich prośby. Napięcie z nich spadło, kiedy Harry naprawdę spał już w swoim łóżku, jak oznajmił im Ron, który poszedł sprawdzić to cichaczem. Później, razem z Theo udał się do biblioteki, gdzie Ślizgon pomógł mu z napisaniem wypracowania na transmutację. Nie do końca było prawdą to, że nie potrafił tego sam napisać, po prostu Ron odczuł głęboką chęć spędzenia czasu z Theo, którego mu ostatnio brakowało i to właśnie było jego problemem. Zamiast w stu procentach skupić się na dosyć ciężkim zadaniu, on wolał ukradkiem przypatrywać się Ślizgonowi. Podobał mu się jasny, ciepły sweterek, który dzisiaj miał na sobie i który dość pozytywnie ukazywał sylwetkę ciemnowłosego. Theo był ładny - to Ron musiał przyznać od razu i śmiało mógłby zacząć się kłócić o to, czy czasem nie ładniejszy od Draco i Blaise'a razem wziętych. Ciemne włosy i oczy, które w tajemniczy sposób kontrastowały z bladą skórą Ślizgona, nie raz potrafiły doprowadzić Rona do załamania. On sam, często przechodził kryzys, zastanawiając się, co taki Theo w nim widzi. Był rudy, chudy i wysoki - może nawet i za bardzo - ale to właśnie na niego Nott zwrócił uwagę.
- Zamiast się na mnie tak patrzeć, mógłbyś napisać to zadanie, Ronnie - mruknął wesoło widząc, jak Gryfon czerwienieje od zawstydzenia.
- Wcalesięnaciebieniepatrzę... - odmruknął i całą swoją wolę skupił się na w połowie zapełnionym pergaminie i dokładnie policzył wszystkie kleksy, które nieświadomie zrobił - było ich dokładnie siedem.
- Właśnie, że się patrzyłeś - powiedział pewnie Theo i przejechał końcówką pióra po odkrytym przedramieniu Gryfona. - Albo przynajmniej zerknąłeś.
Ron otwierał i zamykał swoje usta, nie mogą wymyślić żadnej riposty, która zamknęłaby usta Ślizgona. W końcu westchnął zrezygnowany i ze swoją gryfońską niewinnością spojrzał na ciemnookiego.
- Lubię na ciebie patrzeć - stwierdził cicho, dzięki czemu Theo zaprzestał ruchu piórem. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, który pogłębił się wraz z rumieńcem Rona, kiedy to pochylił się nad stołem, aby ucałować lekko jego usta.
- Wiem, ja też lubię na ciebie patrzeć - odparł i powrócił do czytania książki.
Nieprzytomnie pożegnał się z obcokrajowcami, zostając trochę dużej przy Xavierze. Obiecał mu, że będzie się z nim kontaktować pomimo wcześniejszych zajść. Nie chciał tracić tej znajomości, więc uśmiechnął się lekko i poczochrał jasne włosy Francuza, patrząc na jego zbulwersowanie. Chwilę później niebieskooki odszedł do swoich rodaków wsiadając razem z nimi do ich szykownego powozu. Nie obyło się również bez wylewnych słów ze strony dyrektorów obu szkół, chociaż Harry puścił je mimo uszu - jakoś nie koniecznie go to obchodziło. Widział jak Hagrid macha swoją wielką chusteczką w stronę madame Maxime, która z wielkim uczuciem, ale i gracją odmachiwała mu swoją dużą, wypielęgnowaną dłonią. Potter miał ochotę zwymiotować, jednak nie za bardzo miał czym.
Razem z resztą mieszkańców Hogwartu machał zawzięcie w stronę oddalającego się powozu czując swego rodzaju ulgę, ale i smutek. Zerknął na swoich przyjaciół, którzy wiernie stali tuż obok niego. Mruknął coś do nich na temat tego, że wraca do Draco, jednak kiedy zrobił kilka pierwszych kroków został trochę brutalnie pociągnięty z powrotem do nich. Spojrzał na nich zmęczony i ze stoickim spokojem wysłuchiwał nagan, które wypływały z każdej strony. Powtarzali słowa, które słyszał na okrągło już od dłuższego czasu.
- Musisz w końcu pójść spać do własnego łóżka, Harry.
- Jeszcze niczego dzisiaj nie zjadłeś, Harry!
- Masz straszne worki pod oczami, Harry! Idź do swojego dormitorium...
- Kąpałeś się dzisiaj, Harry?
- Mam dla ciebie notatki z lekcji, Harry, ale nie możesz tak olewać zajęcia!
I tak na okrągło. Denerwowało go to, że osoby, które powinny go rozumieć, postępowały bardzo samolubnie. Czy Draco też to przeżywał, kiedy on sam leżał nieprzytomny w Skrzydle? Pewnie nie, pomyślał gorzko, w końcu jego Ślizgon jest twardy i pewnie odwiedzał go tylko w wolnym czasie.
Przeczesał swoje ciemne włosy i opatulił się szalikiem Dracona, który wygrzebał ze swojego kufra, gdzie leżał od meczu Ślizgonów z Krukonami.
- Dobra - powiedział w końcu, czym zamknął usta otaczających go przyjaciół. - Zjem coś, wezmę kąpiel i pójdę spać do własnego dormitorium - powiedział bezbarwnie. - Tylko ktoś ma być cały czas przy Draco. Tylko o tyle proszę - dodał.
- Oczywiście - potwierdziła Hermiona i zaczęła ustalać kto z kim i kiedy ma czuwać przy Ślizgonie. - Ah, Harry!
Potter, który powoli zaczął odchodzić od grupy obrócił się do nich z powrotem i spojrzał pytająco na Hermionę.
- Jemu naprawdę nic nie będzie - powiedziała pewnie, a Ron, Pansy, Theo i Blaise kiwnęli potwierdzająco głowami.
-Wiem - odparł pewnie. - Wiem.
Tak jak obiecał - tak zrobił. Doczłapał się do hogwartowskich korytarzy i chciał iść od razu w stronę swojego dormitorium, jednak jego gryfońska miłość do Draco - zwyciężyła. Po cichu wtargnął do twierdzy pani Pomfrey wiedząc, że ta poszła omówić coś z Dumbledorem. Nie chciał się rozczulać, więc tylko westchnął głęboko i pochylił się nad twarzą Ślizgona, składając na jego chłodnych wargach lekki pocałunek.
- Obudź się w końcu, Śnieżko - mruknął i uśmiechnął się na to głupie porównanie Draco do baśniowej królewny. Z jednej strony miał trochę racji, chociaż wolał nikomu o tym nie wspominać - wiedział, że Draco zabiłby go z zimną krwią, chociaż pewnie nie wiedział kim, do cholery, była Śnieżka.
Równie cicho, chociaż z lepszym humorem wyszedł z pomieszczenia mijając po drodze pielęgniarkę, która patrzyła na niego spod byka. Niech ta kobieta się cieszy, że nie rozłożyłem tutaj namiotu, pomyślał skrycie i jak najszybciej oddalił się od pani Pomfrey.
Kiedy wszedł do gryfońskiego salonu, większość par oczu skierowała się w jego stronę. Zarumienił się lekko od napływu par oczu i jak najszybciej wszedł po schodach do swojego pokoju, który dzielił wraz z chłopakami. Zrzucił z siebie kurtkę, buty i szalik, który jako jedyny został odłożony na miejsce z wielką nabożnością wypisaną w ruchach i sposobie ułożenia. Ze swojej skrzyni wyciągnął świeże ubranie i bieliznę, i ruszył pod prysznice, które o tej godzinie świeciły pustkami. Włączył jeden z nich, ustawiając strumień gorącej wody. Para roznosiła się po pomieszczeniu, a on powoli zaczął zdejmować resztę ubrań. Ćpnął gdzieś nimi i wszedł pod bieżącą wodę sycząc lekko, kiedy gorące krople spłynęły na jego chłodną i wrażliwą skórę. Powoli się do niej przyzwyczajał, więc westchnął błogo i oparł głowę o chłodne kafelki, czując jak wszystkie emocje spływają wraz z wodą.
Miał cholerne déjà vu i wcale mu się to nie podobało. Wręcz przeciwnie - strasznie go to przygnębiło, ale postanowił się nie załamywać i zakończyć prysznic jak najszybciej.
Z morką głową i lepiącymi się do mokrego ciała ubraniami, wsunął się pod grubą pierzynę, wcześniej wrzucając brudne ubrania do kosza, które zniknęły chwilę później. Opatulił się szczelnie pościelą, zwijając się w ludzki kokon, który miał być jego osłoną przed światem zewnętrznym. Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale na prawdę był cholernie zmęczony, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Westchnął w puchową poduszkę i przymknął oczy marząc o spokojnym śnie.
***
Jak ustaliła Hermiona, pierwszą wartę sprawowała ona sama wraz z Pansy, która zgłosiła się na ochotnika. Dołączył do nich Blaise, który stwierdził, że nie bardzo ma co robić, więc z chęcią również posiedzi przy Ślizgonie.
Ron i Theo natomiast mieli trochę czasu wolnego, zanim to oni przejmą 'wartę'. Całą piątką zamartwiali się o tych dwóch kretynów, którzy stanowili sporą część ich życia. Nie chcieli doprowadzić do takiego stanu, w którym Harry musiałby zająć łóżko tuż obok Draco. To dlatego byli tacy natarczywi - wiedzieli, że Potter się zdenerwuje, ale przystanie na ich prośby. Napięcie z nich spadło, kiedy Harry naprawdę spał już w swoim łóżku, jak oznajmił im Ron, który poszedł sprawdzić to cichaczem. Później, razem z Theo udał się do biblioteki, gdzie Ślizgon pomógł mu z napisaniem wypracowania na transmutację. Nie do końca było prawdą to, że nie potrafił tego sam napisać, po prostu Ron odczuł głęboką chęć spędzenia czasu z Theo, którego mu ostatnio brakowało i to właśnie było jego problemem. Zamiast w stu procentach skupić się na dosyć ciężkim zadaniu, on wolał ukradkiem przypatrywać się Ślizgonowi. Podobał mu się jasny, ciepły sweterek, który dzisiaj miał na sobie i który dość pozytywnie ukazywał sylwetkę ciemnowłosego. Theo był ładny - to Ron musiał przyznać od razu i śmiało mógłby zacząć się kłócić o to, czy czasem nie ładniejszy od Draco i Blaise'a razem wziętych. Ciemne włosy i oczy, które w tajemniczy sposób kontrastowały z bladą skórą Ślizgona, nie raz potrafiły doprowadzić Rona do załamania. On sam, często przechodził kryzys, zastanawiając się, co taki Theo w nim widzi. Był rudy, chudy i wysoki - może nawet i za bardzo - ale to właśnie na niego Nott zwrócił uwagę.
- Zamiast się na mnie tak patrzeć, mógłbyś napisać to zadanie, Ronnie - mruknął wesoło widząc, jak Gryfon czerwienieje od zawstydzenia.
- Wcalesięnaciebieniepatrzę... - odmruknął i całą swoją wolę skupił się na w połowie zapełnionym pergaminie i dokładnie policzył wszystkie kleksy, które nieświadomie zrobił - było ich dokładnie siedem.
- Właśnie, że się patrzyłeś - powiedział pewnie Theo i przejechał końcówką pióra po odkrytym przedramieniu Gryfona. - Albo przynajmniej zerknąłeś.
Ron otwierał i zamykał swoje usta, nie mogą wymyślić żadnej riposty, która zamknęłaby usta Ślizgona. W końcu westchnął zrezygnowany i ze swoją gryfońską niewinnością spojrzał na ciemnookiego.
- Lubię na ciebie patrzeć - stwierdził cicho, dzięki czemu Theo zaprzestał ruchu piórem. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, który pogłębił się wraz z rumieńcem Rona, kiedy to pochylił się nad stołem, aby ucałować lekko jego usta.
- Wiem, ja też lubię na ciebie patrzeć - odparł i powrócił do czytania książki.